Ulotkę i opakowanie od specyfiku S. przyniósł do redakcji zaniepokojony właściciel pubu, któremu przedstawiciel firmy próbował sprzedać większą ilość tego towaru. Zachwalał, że po dwóch ampułkach można "szaleć bez uczucia zmęczenia nawet osiem godzin". Nazwa substancji kojarzy się w środowisku nastolatków z silnym narkotykiem, ekstazą. Właściciel lokalu wystraszył się i nie kupił.
Na opakowaniu specyfiku jest też napis "Smart Drugs" (z ang. - elegancki, dobrze dobrany narkotyk) - "nowy wymiar sprawności, siły, wytrzymałości, koncentracji i sprawności intelektualnej". W ulotce można wyczytać, jaki jest jego skład. To neurotransmitery (przekaźniki mózgu), wyciąg z kolcokrzewu lekarskiego, ostrokrzewu paragwajskiego, chińskiego cytrynowca i bardzo dużo kofeiny. Wszystkie razem działają kaskadowo i powodują tzw. efekt turbo, czyli przyspieszenie pracy mózgu. A jednocześnie ampułki nazywane są "środkiem spożywczym specjalnego przeznaczenia żywieniowego", których nie powinni brać cukrzycy, epileptycy, ciśnieniowcy, kobiety w ciąży i osoby chore psychicznie. Nie można ich łączyć z alkoholem, środkami uspokajającymi i nasennymi.
- Trochę dużo tych przeciwwskazań jak na zwykły produkt dietetyczny - zauważa dr Muszalska, prezes Towarzystwa Zapobiegania Narkomanii. - Ze składu specyfiku wynika, że bardzo głęboko ingeruje w mózg i cały organizm na poziomie komórkowym. Jedne z substancji działają hamująco, inne przyspieszająco. Jaki może być skutek takiego koktajlu - nie wiadomo. Myślę, że to niebezpieczne.
Z kolei dr Wojciech Matusewicz, wojewódzki konsultant ds. farmakologii jest zaniepokojony wysokim poziomem kofeiny w preparacie. - 600 mg na 100 ml to tak, jakby wypić duszkiem dziesięć szklanek kawy. Trudno mi sobie wyobrazić takiego "kopa".
S., choć zaledwie przed kilku dniami pojawił się w Polsce, ma już swoje strony internetowe. Tam reklamuje go dziewczyna w psychodelicznym makijażu z wysuniętym językiem rozdwojonym na końcu jak u węża. "Żyj na speedzie" głosi umieszczony pod nią napis.
Preparat można kupić legalnie w aptekach, choć nie ma żadnego numeru rejestracyjnego lub zezwolenia. Rozprowadza go Polska Grupa Farmaceutyczna. - Po wejściu do Unii Europejskiej zmieniły się przepisy. Dla nowo wprowadzanych środków dietetycznych wystarczy certyfikat analityczny producenta (dokładny opis składu - przyp. red.) i zgłoszenie do Głównego Inspektora Sanitarnego. Mamy oba dokumenty - wyjaśnia pracownica działu atestów PGF w Katowicach.
- Coś tu się jednak nie zgadza. Mamy ten specyfik w bazie danych pod inną nazwą niż ta na opakowaniu - mówi Ewa Kruczek-Denkowska, zastępca kierownika hurtowni PGF. - A i Główny Inspektor Sanitarny miał zastrzeżenie, że ampułki zostały zgłoszone jako "dodatek żywnościowy". Ja sama mam wątpliwości patrząc na jego skład.
Denkowska podejmuje błyskawiczną decyzję. - Wstrzymujemy sprzedaż. Zażądamy dokładnych wyjaśnień u dystrybutora.
Komentarze