Jest izba chorych, ale tam nie ma warunków do bezpiecznego odizolowania chorego. Poza tym chcą ją zlikwidować – opowiadają w brygadzie.
– Nie ukrywam ani nie wyolbrzymiam problemu narkomanii, ale z roku na rok jest coraz gorzej
– mówi gen. bryg. Kazimierz Jaklewicz, dowódca 17. Brygady Zmechanizowanej w Międzyrzeczu. Z prowadzonych statystyk wynika, że przy każdym wcieleniu w jednostce pojawia się coraz więcej żołnierzy sięgających po narkotyki. – Problem narasta. Na początku mieliśmy 30, potem 60, 120, teraz już jest – przypadków uzależnień. Tych ludzi traktujemy jak chorych
– wylicza generał Jaklewicz.
Jednak gdy – a tak zdarzyło się w czerwcu – do jednostki zgłosi się człowiek na głodzie i okaże kartę powołania, trzeba go wcielić do wojska. Wychudzonych, trzęsących się narkomanów zauważy każdy. A ilu jest takich, którzy eksperymentowali ze środkami odurzającymi?
– Narkoman to dla nas wielki problem. Jeśli jest na głodzie, należy go odizolować, bo zrobi wszystko, żeby zdobyć narkotyki. Jest izba chorych, ale tam nie ma warunków do bezpiecznego odizolowania chorego. Poza tym chcą ją zlikwidować
– opowiadają w brygadzie. Uzależnionego trzeba odseparować przede wszystkim od broni. – Stąd np. problem z przydziałem wart
– mówi jeden z dowódców kompanii. Nie wiadomo, co może strzelić do głowy człowiekowi, który nie ma pieniędzy na działkę
?
Dostawcy białej śmierci
Oczywiście wokół wojska krążą dostawcy białej śmierci. – Niedawno służba wartownicza zatrzymała dilerkę, która przyniosła działki swojemu chłopakowi. Przekazaliśmy dziewczynę policji, ale prawo jest tak skonstruowane, że szybko zwolniono ją z aresztu. Jeszcze szybciej wróciła pod koszary – opowiada mjr Zdzisław Kość, oficer społeczno-wychowawczy 17. BZ. Brygada współpracuje z filią Centralnego Biura Śledczego w Gorzowie Wielkopolskim. Dzięki temu, w koszarach pojawiają się policjanci ze specjalnie wyszkolonym psem, który odnajdzie najmniejszą dawkę narkotyków. Z Żagania przyjeżdża zaś specjalistyczny ambulans Żandarmerii Wojskowej z aparaturą do ich wykrywania. – Nawet jak nic nie wykryjemy, takie akcje działają prewencyjnie – mówią w jednostce. – Sęk jednak w tym, że każde badanie kosztuje.
Z gwoździem w kolanie
Nieciekawie przedstawia się też stan zdrowia młodych chłopaków trafiających do wojska. Z dokumentów nowo wcielonych szeregowych można wynotować co ciekawsze przypadki mogące mieć wpływ na ich służbę: alergiczny wyprysk rąk i stóp, łuszczyca, przewlekły zespół stawu kolanowego, przewlekła reakcja lękowo-depresyjna, wyrośl kostna strzałki prawej, niestabilność stawu barkowego prawego, czynna choroba wrzodowa żołądka, otyłość. Czy te schorzenia trudno było wykryć? Niekiedy wystarczyło jedno spojrzenie na młodego człowieka, którego komisja postanowiła wysłać do armii. Major Kość przekonuje jednak, że niektórzy z wcielanych chłopaków świadomie ukrywają swe choroby.
– W wojsku można się za darmo leczyć albo dostać 760 zł odprawy za miesiąc służby...
Może major ma rację, tylko jak wytłumaczyć, że do Międzyrzecza przyjechał poborowy z kategorią "A", choć był po trzech operacjach. W kolanie miał metalową płytkę i 3 gwoździe.
– Ordynator szpitala, w którym leczy się ten chłopak, zadzwonił, że to kaleka, który czeka na kolejny zabieg chirurgiczny. I żeby na niego szczególnie uważać – gorzko uśmiecha się generał.