Paranoja i propaganda

O propagandzie rządowej i podsycaniu paranoi przy okazji paniki związanej z pigułami UFO.

Anonim

Kategorie

Źródło

[h]

Odsłony

4032

Właśnie jesteśmy świadkami kolejnego ataku paranoi antynarkotykowej. Tym razem głównym bohaterem jest pigułka UFO. Telewizja i radio nie mogą nadążyć w podawaniu sensacyjnych informacji o kolejnych zgonach, przy okazji tracąc rachubę w ilości trupów. Raz dowiadujemy się, że UFO zabiło 19 osób, by za godzinę liczba ta spadła do 9. Opinia publiczna jest zszokowana, agresja wobec dilerów i "ćpunów" osiąga apogeum, paranoja rozwija się w postępie geometrycznym. To doskonały grunt dla wszelkiej maści zbawicieli pod postacią komendantów policji czy polityków. Co prawda ci drudzy nie mają pełnego pola do popisu, bo dopiero co wprowadzili w życie represyjną ustawę, ale nie wierzę że nie spróbują wykorzystać okazji do zdobycia elektoratu. Policja natomiast zapowiada kolejne akcje "profilaktyczne", które jak zwykle będą polegały na złapaniu kilku "płotek" narkobiznesu i pokazowych procesach. To nic, że wśród nich mogą pojawić się zwykli zjadacze pigułek, którym podstawieni świadkowie i "niezawisłe" sądy udowodnią handel. Opinia publiczna będzie zadowolona. Sposób jest stary i sprawdzony - już w starożytnym Rzymie "wrogów ludu" publicznie rzucano lwom na pożarcie, by zaspokoić próżność ludu i zyskać jego sympatię. Teraz sposoby są mniej barbarzyńskie, choć dla ofiar nie ma to pewnie większego znaczenia.

Tymczasem UFO zabiło mniej osób niż w ciągu każdego tygodnia ginie w wypadkach samochodowych. Tylko społeczeństwo do ofiar motoryzacji już się przyzwyczaiło, a narkotyki nadal budzą emocje, bo są czymś nowym. Wszystko co nowe i nieznane, budzi strach. To jest naturalna, instynktowna reakcja, którą odziedziczyliśmy po przodkach. Kedyś pozwalała przetrwać w świecie rządzonym prawami dżungli; teraz jest doskonałą pożywką dla mediów i, przede wszystkim, rządowej propagandy. Skąd takie śmiałe twierdzenia? Może zacznę od początku.

Otóż UFO to pigułka potocznie zwana Ecstasy. Niestety, z oryginałem, który pojawił się na rynku w latach 70-80, nie ma ona nic wspólnego. Prawdziwa ecstasy to czyste MDMA, czyli 3,4-metylenodioksymetamfetamina, związek o względnie niskiej szkodliwości i praktycznie nieuzależniający. Synteza MDMA jest jednak skomplikowana i, co najważniejsze, dość kosztowna. Dlatego od momentu delegalizacji, w pigułkach dostępnych na czarnym rynku, MDMA było stopniowo wypierane przez inne, tańsze związki. Najczęściej była to amfetamina, efedryna, czasami substancje podobne do MDMA. Potem pojawiło się DXM, związek dość łatwy do przedawkowania, a jednocześnie składnik niektórych syropów przeciwkaszlowych(!). Co znajduje się w UFO? Tego nikt nie wie, możliwe że sam producent nie jest pewien składu. Na pewno nie jest to MDMA. Zresztą o MDMA mało kto już pamięta, nawet media twierdzą że pigułki produkuje się z amfetaminy i... LSD! Mimo to, nazwa ecstasy jak etykietka, jest przyczepiana do każdej nielegalnej pigułki. Dzięki temu, zabójcze efekty można przypisać praktycznie każdej nielegalnej substancji, a przez to zasiać wśród ludzi strach przed narkotykami w ogóle. Ludziom głoszącym propagandę nie udało się w ten sposób oczernić tylko marihuany. Ale to nie problem, wystarczy że w Teleekspresie i Wiadomościach pojawiła się krótka wzmianka o "13-latku, który o mało nie umarł po zażyciu marihuany, a życie zawdzięcza jedynie szybkiej pomocy szkolnego pedagoga". Nieważne, że marihuana przez ponad 5000 lat nikogo nie zabiła. Wystraszone społeczeństwo przełknie bez bólu największą nawet bzdurę dotyczącą narkotyków. W ten sposób po raz kolejny wrzucono do jednego worka trawkę i syntetyczne środki.

Nie przeczę jednak temu, że po zapaleniu polskiej trawki można się przekręcić lub przynajmniej pochorować. Sprawa ma się podobnie jak z UFO - winne są temu zanieczyszczenia i różne "dopalacze" dodawane przez pomysłowych dilerów. Podobnie jak w czasach amerykańskiej prohibicji alkoholowej tysiące ludzi zmarło od alkoholu metylowego, tak teraz można nadziać się na różne trucizny w innych, nielegalnych narkotykach. I podobnie jak wtedy, przyczyną tego jest właśnie prohibicja. Gdyby zalegalizować narkotyki i zlecić ich produkcję wyspecjalizowanym laboratoriom farmaceutycznym, gdzie dopilnowano by czystości i stałej wielkości dawek, ofiar praktycznie by nie było. Tak się składa, że najbardziej wyniszczającymi i zabójczymi spośród popularnych narkotyków są alkohol, kokaina i amfetamina. Reszta plasuje się o wiele, wiele niżej. Stawkę zamyka trawka i nieszkodliwe fizycznie halucynogeny, w tym LSD posądzane nawet o wywoływanie zmian genetycznych.

Prohibicja, która zaczęła się w Stanach i objęła wszelkie substancje odurzające, miała oczyścić społeczeństwo z nałogów. Niestety, piękne marzenia się nie ziściły - na jaw wyszła gorzka prawda, że ludzie po prostu lubią się odurzać. Tak się złożyło, że ulubioną używką zachodniej cywilizacji jest alkohol (co zresztą widać w agresji, z jaką tępiła inne kultury) i nie ma sposobu by go ludziom odebrać. Prohibicja alkoholowa nie miała racji bytu i w końcu upadła, jednak reszta narkotyków pozostała pod paragrafem, bo władza zwietrzyła w tym doskonałe narzędzie do panowania nad masami.

"Żeby odciągnąć uwagę swoich owieczek od problemów przeludnienia, wyczerpywania się źródeł surowców, niszczenia lasów, pandemicznego zanieczyszczenia wód, lądów i nieba, wydali wojnę narkotykom. Teraz Rada miała wygodny pretekst do powołania międzynarodowej policji, której rzeczywistym zadaniem było jednak zduszenie światowej kontestacji*. Funkcjonariuszy tej ponadpaństwowej policji nazywano Agentami Urzędu Generalnej Eksterminacji Narkotyków, w skrócie: AUGEN, co po niemiecku znaczy "oczy".

- To głupek.
- Tak, ale... boję się że inni przejrzą na oczy.
Członek Rady Teksasu podnosi oczy znad krzyżówki.
- A czym tu się przejmować? Mamy przecież głosy Większości Idiotycznej.
- To nie jest większość.
- No i co? A zresztą po co komu większość? Dziesięć procent plus policja i wojsko. To zawsze wystarczało. Poza tym mamy media, swoich ludzi gdzie trzeba i pociągamy za wszystkie sznurki. Czy jakiś poważny dziennik choćby zasugerował, że wojna z narkotykami to tylko zasłona dymna? Czy ktoś dopytuje, dlaczego nie ma pieniędzy na badania naukowe i leczenie uzależnionych? (...) Czy ktoś narzeka, że handlarze powieszeni na Malezji nie są właściwie bossami karteli? Nie ma takiej informacji, której media nie połkną i nie wyrzygają w artykułach redakcyjnych. No więc o co chodzi?
- Podcinamy gałąź, na której siedzimy.
- Nie, tylko przykręcamy śrubę i eliminujemy drobną konkurencję.
- Ale jeśli wybijemy wszystkich ćpunów...
- Tego nie zrobimy. Zabijemy tylko tylu, żeby wywindować cenę narkotyków, dopuszczając oczywiście okresy liberalizacji prawa."
*Jak powiedział William von Raab, z Urzędu Celnego Stanów Zjednoczonych: "To jest wojna i każdy, kto choćby zasugeruje jakąkolwiek tolerancję wobec narkotyków, powinien zostać uznany za zdrajcę."

- William S. Burroughs, "Cień szansy"

Burroughs obnażył całą prawdę. Władza znajduje sobie wroga, w którego społeczeństwo mogłoby skierować swoją agresję i którego mogłoby obciążyć winą za wszelkie niepowodzenia i klęski. Najważniejszy jednak powód, to przypodobanie się opinii publicznej. Rząd, który zwalcza wroga, nęka go represjami zawsze zyskuje sympatię. Nieważne, ile przy okazji kradnie i ile błędów popełnia. Oczywiście władza nie jest na tyle głupia, by wroga zniszczyć. To byłoby właśnie podcięcie gałęzi, na której się siedzi. Będzie go zwalczać, ciągle demonizując jego postać, ale nie usunie. Czy nie przypomina to do złudzenia "Roku 1984" Orwella i sztucznego podsycania nienawiści do wrogów Wielkiego Brata?

Mechanizm działania jest prosty i sprawdzony. Już kilkadziesiąt lat temu użył go Hitler by zyskać sobie fanatyczną wiarę społeczeństwa. Wtedy wrogami byli Żydzi i inni przedstawiciele mniejszości narodowych. Tragiczne doświadczenia tamtego okresu uświadomiły jednak ludzkości, jak wielkie było to kłamstwo. Teraz ludzie są trochę, ale tylko odrobinę mądrzejsi. Kolejne rządy na całym świecie musiały poszukać sobie innego fetyszu, którym mogłyby straszyć poddanych. Teraz wrogami są dilerzy i ćpuny, a przede wszystkim narkotyki. Jest to wróg o tyle wygodniejszy i lepiej spełniający swoją rolę, że można uderzyć w najczulszy punkt każdego człowieka, pobudzić najbardziej pierwotny i najsilniejszy instynkt - wywołać strach o własne dzieci.

Na początku lat 90-tych, gdy narkotyki dopiero się u nas pojawiały, cały kraj sparaliżowała plotka o dilerach podstępnie odurzających dzieci w szkołach. Informacje o handlarzach rozdających "pierwsze działki za darmo" krążą wsród ludzi do dziś, mimo że tak naprawdę nikt takiego zdarzenia nie zanotował. Jeśli nawet takie przypadki miały miejsce, to były sporadyczne i doszło do nich już po telewizyjnych informacjach. Mało kto zastanowił się, jak straszna jest to bzdura. Przeciętny diler zbankrutowałby, gdyby rzeczywiście miał rozdawać narkotyki za darmo. No, chyba że rozdawałby trawkę, ale to mija się z celem. Marihuana nie uzależni klientów na tyle, by byli zmuszeni dalej się w nią zaopatrywać. Niemniej jednak cel został osiągnięty - ludzie nie zastanawiając się, przełknęli bzdurę serwowaną im przez telewizję. W połączeniu z embargiem na wszelkie rzetelne informacje o narkotykach, dało to doskonały efekt. Władza wydając coraz ostrzejsze ustawy antynarkotykowe, zaskarbia sobie wdzięczność ludu.

Naiwny jest ten, kto wierzy, że prohibicja pomoże jego dzieciom. Wręcz przeciwnie - zanieczyszczone narkotyki i całkowity brak kontroli nad nimi powodują, że ofiar jest jeszcze więcej. Mimo to, mało kto uświadamia sobie prosty fakt, że ludzie nie zatruwają się narkotykami z własnej woli. Wypadki są głównie owocem niewiedzy lub zwykłego przypadku. Nie do pomyślenia dla większości społeczeństwa jest fakt, że trzeba działać w drugą stronę i doprowadzić do legalizacji. Większość gotowa jest własnymi rękami rozszarpać dilerów na kawałki. Tak właśnie reaguje człowiek, gdy myśli, że życie jego dzieci jest zagrożone. Pozostaje pytanie, jak długo jeszcze będziemy pozwalali, by nas okłamywano? Ile ofiar musi jeszcze pociągnąć za sobą prohibicja, by ludzie zauważyli, że jest bezsensowna?

Oceń treść:

0
Brak głosów
Zajawki z NeuroGroove
  • Powoje

Wiek: 18

Waga: 65kg

Doświadczenie: Alkohol, Marihuana, Haszysz, Mieszanki ziołowe(kilka razy i nigdy wiecej), Salvia Divinorum (1 raz)

Substancja: Ipomoea violacea "mexico", ok. 6-7g

Set & Settings: niedzielny wieczór, mój pokój, w nim na biurku komputer z dobrym nagłośnieniem :-D, stos książek, wygodny fotel i ja. Nastrój w porządku, od beztroski dzieliło mnie tylko przeczytanie streszczenia lektury, jednakże w głowie mojej zrodził się pomysł wypróbowania nasion wilca.

  • Bad trip
  • Kannabinoidy

Spot do palenia z ziomkami, dobre nastawienie

Normalnie zapowiadający sie dzień, ugadaliśmy sie z ziomkami na wiaderko. Napisalismy do innego dilera bo ziomka który nam zawsze rzucał akurat nie było. Diler, pan X zaproponował nam ,,czeskiego” skuna, którego akurat dostał. Zgodziliśmy sie i po godzince mieliśmy juz palenie. Topek pachniał bardzo intensywnie, był zamkniety w paczce po gumach jak zawsze chowam jednak zapach wydostawał i ,,zostawał” na wszystkim czego dotknął. Z wyglądu nie zauważyłem niczego nadzwyczajnego po prostu topek.

  • Powój hawajski




Nazwa substancji: LSA (LA-111) z nasion HBWR sztuk 3 (1 raz)

Doświadczenie: THC (mało)

S&S: chłodny listopadowy wieczór, działka, ładne drzewa i rzeka w pobliżu,

nastrój oczekiwania


  • 1. przygotowania

  • 2. efekty

  • 3. podsumowanie

randomness