To juz moj z kolei nasty raz dozowania GBL [lakton kwasu
gamma-hydroksymaslowego], ale opisze ten bo wzialem
to z paroma znajomymi a poza tym przez 10h nic nie jadlem, wiec dawki
przecietne dla mnie okazaly sie b. mocne w dzialaniu.
Niektóre kartele narkotykowe zarabiają więcej na złocie niż na kokainie
W ostatniej dekadzie meksykańskie kartele narkotykowe skupiły się na dywersyfikacji źródeł swoich dochodów. Jak donosi w ostatnim raporcie GIATOC, w Meksyku już są kartele, które zarabiają więcej na kopalniach złota niż na biznesie narkotykowym.
Kategorie
Źródło
Grafika
Odsłony
465W ostatniej dekadzie meksykańskie kartele narkotykowe skupiły się na dywersyfikacji źródeł swoich dochodów. W ich portfolio znajdują się "usługi" kojarzone z typową działalnością przestępczości zorganizowanej - wymuszenia, porwania dla okupu, stręczycielstwo. Jednak gangsterskie struktury trudnią się też nietypową działalnością, np. nielegalnym wydobyciem metali szlachetnych. Jak donosi w ostatnim raporcie Global Initiative Against Transnational Organized Crime (GIATOC), w Meksyku już są kartele, które zarabiają więcej na kopalniach złota niż na biznesie narkotykowym.
Według międzynarodowej organizacji, która zajmuje się przestępczością zorganizowaną, w krajach takich jak Peru i Kolumbia kartele czerpią dziś większe dochody z wydobycia i obrotu złotem niż z kokainy. A te dwa kraje to najwięksi producenci tego narkotyku na świecie.
Koszty gorączki
W nielegalnych kopalniach w niebezpiecznych warunkach pracują całe armie górników, a wokół kopalni rozwija się seksbiznes. Znane są przypadki 12-letnich dziewczynek sprzedawanych do okolicznych domów publicznych. Z kolei młodzi chłopcy stanowią zaplecze pracownicze. W Potosi w Boliwii dziecko można kupić na czarnym rynku za równowartość 3-7 dol.
GIATOC zwraca uwagę także na koszty dla środowiska naturalnego, bowiem w nielegalnych kopalniach do oddzielenia złota od reszty urobku stosuje się rtęć, która następnie przedostaje się do gleby. Szacuje się, że w regionie Amazonii aż 30 ton rtęci rokrocznie trafia do jezior i rzek, przez co stwarza niebezpieczeństwo dla zdrowia ludzi i zwierząt w miejscach oddalonych nawet o 400 km. Proceder dokłada też cegiełkę do niekontrolowanego wyrębu amazońskich lasów.
Przyczyny kartelowej gorączki złota są prozaiczne - biznes jest równie opłacalny jak ten narkotykowy, a przy okazji dużo mniej ryzykowny. Dodatkowo, "rzemieślniczy" charakter górnictwa w Ameryce Południowej sprawia, że jest on łatwym celem grup przestępczych. Gangsterzy nie mają problemów z przejęciem dużych obszarów ziemi i niewielkich kopalń w głębi dżungli, gdzie kontrola władz centralnych jest szczątkowa. I mimo że ostatnie lata przyniosły raczej spadki cen złota, kopalnie przestępców wyrastają jak grzyby po deszczu. Według GIATOC, 28 proc. złota w Peru jest wydobywane nielegalnie, w Boliwii - 31 proc., w Ekwadorze - 77 proc., w Kolumbii - 80 proc., a w Wenezueli nawet ponad 90 proc.
GIATOC ocenia, że proceder będzie trwał w najlepsze, jeśli państwa i organy ścigania nie podejmą pewnych kroków. Kraje, które eksportują złoto, powinny poprawić certyfikację złota, zainwestować w kontrolę kopalń i poprawę bytu osób zmuszonych do pracy w przemyśle. Z kolei najwięksi importerzy powinni kłaść nacisk na przestrzeganie procedur i dokumentację wyrobów. Podobną inicjatywą powinny wykazywać się korporacje, których obowiązkiem powinno być upewnienie się, że łańcuchy dostawców są "czyste", a złoto, z których tworzą swoje wyroby pochodzi z kopalń, gdzie nie są łamane prawa człowieka.
Bez gangsterów nie ma biznesu
Problem nie dotyczy zresztą samego wydobycia. Złoto jest kąskiem samym w sobie. W kwietniu 2015 roku kanadyjski koncern McEwen Mining ujawnił, że gigantyczny transport złota został skradziony przez meksykański kartel. Kruszec był wart 8,5 mln dol. Co więcej, dyrektor operacyjny firmy zdradził, że w Meksyku jego branża od lat musi układać się z przestępczością zorganizowaną. - Kartele są aktywne, generalnie mamy z nimi dobre układy. Jeśli chce się prowadzić gdzieś wydobycie, trzeba ich spytać, a oni mogą powiedzieć: "nie". Później sami wracają i mówią: "zrobiliśmy swoje, możecie wejść za kilka tygodni". W tym czasie mogły trwać zbiory na potrzeby narkotyków - opisywał Rob McEwen w rozmowie z Business News Network.
Te słowa odbiły się szerokim echem wśród władz w meksykańskim stanie Sinaloa, w którym znajdują się złoża. Kanadyjski potentat branżowy przypadkiem ujawnił faktyczną słabość rządów, dlatego wycofał się ze swoich słów, twierdząc, że wcale nie chodziło mu o gangsterów, a o właścicieli ziemskich. Ale to nie właściciele ziemscy terroryzują zagraniczny biznes w Meksyku - znane są przypadki podpalenia czy ostrzału siedzib firm przez kartele narkotykowe, które nie dostawały haraczu. W 2012 roku biuro prokuratora generalnego Meksyku poinformowało, że korporacje górnicze są regularnymi adresatami wymuszeń. Kartele żądają od nich kwot rzędu 11-37 tys. dol. miesięcznie za prawo do wydobycia na ich terytorium. Na tym nie koniec, bo niektóre organizacje nakładają "podatek dochodowy" na samych pracowników.
Złoto przyciąga
Do czego są zdolne meksykańskie kartele w walce o złoto - dobitnie pokazały walki w stanie Gurrero. Kanadyjska firma Goldcorp płaciła właścicielom ziemi we wsi Carrizalillo 3 mln dol. rocznie za prawo do wydobycia. Jednak mieszkańcy skarżyli się, że pieniądze napędzają rywalizację gangów o kontrolę nad terenem, a korporacja naraża tym samym lokalną społeczność na zażartą wojnę przestępców i nie robi nic, by ochronić ich przed gangsterami.
Gra toczyła się o pieniądze, które otrzymywało 175 właścicieli ziemi we wsi, w której mieszkało około tysiąca osób. Mała społeczność nie była w stanie samodzielnie poradzić sobie z gangsterami, za to trzy miliony dolarów rocznie działały na przestępców jak magnes. W walkach o dominację zginęło co najmniej 26 osób, a ich główną areną była wieś i jej okolice. Goldcorp nie łożył na jej ochronę, w przeciwieństwie do położonej nieopodal, silnie strzeżonej kopalni.