Główny Inspektor Sanitarny przestał na bieżąco publikować wyniki badań dotyczących dopalaczy. To duże utrudnienie dla organizacji Społeczna Inicjatywa Narkopolityki (SIN), która zajmuje się m.in. ostrzeganiem przed niebezpiecznymi substancjami dostępnymi w nielegalnym obrocie. O sprawie czytamy w dzisiejszej "Gazecie Wyborczej".
- Dotąd urzędnicy co miesiąc udostępniali nam dane, a my docieraliśmy do grup ryzyka - mówi w rozmowie z "GW" Jerzy Afanasjew, działacz SIN. - Od czerwca GIS nas spławia, odsyła do zapowiadanych raportów kwartalnych - dodaje.
Działacz dodaje, że problemów z otrzymywaniem informacji nie było, dopóki - zgodnie z prawdą - prosił o nie w związku z pisaną przez niego pracą magisterską. Stan rzeczy zmienił się, gdy uzasadnił prośbę publikowaniem ostrzeżeń o zagrażających życiu substancjach.
"Nie można uznać za uzasadnione i zgodne z interesem publicznym publikowania informacji, które dopalacze są mniej szkodliwe, a które bardziej, bowiem można uznać to za przyzwolenie lub nawet zachęcanie do ich używania" - odpowiada zastępca inspektora sanitarnego, Izabela Kucharska.
Afanasjew podkreśla, że "GIS robi dużo dobrego, ale tym razem zaprezentował podejście »bądź abstynentem albo giń«". - Ja stawiam pytanie: co bardziej szkodzi: nasze ostrzeżenia, czy GIS, który swoim podejściem każe ludziom wierzyć w to, czego dowiedzą się od dilerów - mówi, dodając, że liczy na zmianę decyzji. Dziennikarze "GW" czekają na odpowiedź GIS w tej sprawie.
Więcej informacji w dzisiejszym wydaniu "Gazety Wyborczej".
Komentarze