Wcale nie jest tak silny i twardy, jak bohaterowie jego filmów. Lubi opowiadać o sobie i pozwala z siebie wyciągać zwierzenia, co uwielbiają reporterzy, przepytujący go na tematy osobiste z okazji premier kolejnych filmów.
Aktor znany z dynamicznych ról mocnych ludzi z trzech "Szklanych pułapek", "Armageddonu" czy ostatnio "Włamania na śniadanie" i "Wojny Harta" uważany jest za symbol sukcesu i niczym niezakłóconej pogody ducha. Jednak to nieprawda - nosi on w sobie wiele goryczy. Na jego życiu osobistym boleśnie odcisnęła się burzliwa przeszłość, rozbite małżeństwo z Demi Moore i niedawna śmierć młodszego brata Roberta. "Przez wiele lat mojego życia poznawałem mroczną jego stronę - powiedział 47-letni aktor reporterowi tygodnika "Parade". - Piłem strasznie w nowojorskich początkach mojej kariery. Brałem narkotyki. Robiłem okropne rzeczy. Nigdy więc nie osądzam nikogo, kto poddał się uzależnieniom, bo sam byłem od tego o krok. Bo wiem, jak życie potrafi przerazić. Widziałem nałóg na własne oczy, ale miałem przed sobą ważniejszy cel".
Bruce Willis często wspomina, że tylko chęć ucieczki z ubogiego robotniczego miasteczka Carneys Point w stanie New Jersey uchroniła go od kariery spawacza czy ślusarza, którą ojciec wymarzył sobie dla niego. Jako typowy "swój chłopak" długo nie mógł poradzić sobie z ciężarem sławy. "Ludzie nigdy nie chcieli zrozumieć, że jestem jednym z nich, zwyczajnym facetem" - skarżył się w wywiadach.
Ważną częścią jego życia są obecnie trzy córki: Rumer, lat 13, 10-letnia Scout i ośmiolatka Tallulah, owoc małżeństwa z Demi Moore, zakończonego rozwodem w 1998 roku. "Rozumiemy się dziś z Demi znacznie lepiej niż w małżeństwie - wyznaje Willis, który podobnie jak była żona ułożył już sobie życie osobiste. - Mam szczęście, że dzięki dziewczynkom nadal stanowi część mojej codzienności. Rozważam nawet kupienie domu w Sun Valley, po sąsiedzku z Demi".
Kilka dni temu prezydent George W. Bush mianował Willisa rzecznikiem dzieci oczekujących na adopcję.
Bolesna dla aktora znanego też z filmu "Szósty zmysł" (temat "życia po życiu"), była śmierć młodszego brata Roberta, który zmarł rok temu na raka śledziony w wieku zaledwie 42 lat. Nastąpiło to wkrótce po pokonaniu przez Roberta uzależnienia od alkoholu i narkotyków. Bruce tak bardzo przeżył jego odejście, że postanowił go przywołać podczas seansu spirytystycznego. Opowiadał tygodnikowi "Parade": "Demi poznała mnie z kobietą, która potrafi kontaktować się z tamtym światem. Spytałem, czy mój umierający, nieprzytomny już brat, miał świadomość, że w ostatnich jego chwilach byłem przy jego łóżku, rozmawiałem z nim. Z ust medium wydobył się autentyczny głos Roberta: ČJak mogłem cię nie słyszeć, skoro mówiłeś, jak zwykle, tak głośno...Ç. Mam już absolutną pewność, że istnieje życie po śmierci - stwierdził Bruce Willis. - Nie wiem, jak to działa, ale wierzę w to. Patrzę teraz optymistycznie na swoje życie. Widzę je jako ogromną pracę, wymagającą właściwego dokończenia".
Komentarze