|
Wiadomość o tym, że Światowa Organizacja Zdrowia
w Genewie otrzymała raport na temat szkodliwości konopi indyjskich (opracowywany
przez 15 lat) i zdecydowała się go zataić wywołała poruszenie w świecie.
Według "New Scientist" przyczyną konfiskaty
raportu było stwierdzenie, że szkodliwość marihuany jest wyraźnie mniejsza
niż szkodliwość tytoniu i alkoholu nawet wtedy, gdy jest zażywana z intensywnością
równą tej z jaką ludzie używają alkoholu lub papierosów. To wszystko było
znane na długo przedtem, zanim WHO zdecydowało się przeprowadzić własne
badania. Badania takiego prowadził Uniwersytet w Yale (USA). Amerykańska
Narodowa Akademia Nauk, żeby wymienić tylko największe badania tej samej
populacji konsumentów marihuany trwające do półtora roku.
W Polsce szczegółowe analizy szkodliwości wszystkich
narkotyków, także "twardych" przeprowadziła Polska Akademia Nauk w 1994
roku. Obliczono, że na 100 przypadków śmierci wywołanych przez uzależnienie
alkoholowe, nikotynowe i narkotyczne co roku umiera na skutek nikotynizmu
70 osób, na skutek alkoholizmu 30 osób i na skutek narkomanii 1-2 osoby!
Wtedy nasi krajowi specjaliści od zwalczania narkomanii (lekarze z Min.
Zdrowia, policjanci itp.) ogłosili, że nie wolno porównywać skutków narkomani
oraz nikotynizmu i alkoholizmu, bo papierosy i alkohol, według przyjętej
przez nich definicji narkotykami nie są. Pominięto fakt, że każda zachodnia
publikacja o uzależnieniach rozpoczyna listę środków uzależniających od
alkoholu
i nikotyny.
Raport WHO, tak że porównuje szkodliwość marihuany
z alkoholem i nikotyną i zawiera wnioski dla WHO niewygodne. W USA /Nadelmann,
1991/ obliczono że na 3.562 śmierci z przedawkowania narkotyków, przypada
320.000 śmierci z powodu nadużywania tytoniu i 100.000 zgonów z powodu
alkoholizmu.
O tym wszystkim pisano w Polsce wiele razy, bez rezultatu.
Raport WHO zawiera dwie nowe informacje. Pierwsza:
palenie marihuany nie prowadzi do blokady dróg oddechowych i rozedmy płuc
i nie upośledza funkcji płuc, jak czynią to papierosy. Druga: podczas,
gdy istnieje pewność, że alkohol odbija się negatywnie na rozwoju płodu,
to próby udowodnienia negatywnego wpływu marihuany na rozwój płodu są dalekie
od udowodnienia /"far from coclusiove"/.
Podkreślam raz jeszcze, że te wszystkie wyniki były
znane od dawna i pisanie o nich jest po prostu nudne. Naprawdę sensacyjne
jest to, że WHO nagle zamienia się w biuro cenzorskie i nie dopuszcza do
publikacji wiadomości, która jej zdaniem "może dostarczyc amunicji
zwolennikom "legalizacji marihuany"! "New Scientist" podaje, iż
WHO postąpiło tak pod presją swoich amerykańskich doradców z USA. "National
Institute on Drug Abuse" i ONZ-owskiego "U. N. International Drug Control
Programme". Pani Maristela Monteiro, naukowiec odpowiedzialny w WHO za
badania substancji uzależniających, odrzuca posądzenie o uleganie zewnętrznym
naciskom. Twierdzi ona, że to "z punktu widzenia samego WHO porównanie
marihuany z alkoholem i tytoniem nie było "fair", a z perspektywy zdrowia
publicznego nie było bardzo pożyteczne. Wykazywanie mniejszej szkodliwości
marihuany było według naszego poglądu stronnicze". Jeśli pani Monteiro
mówi prawdę, czy nie byłoby rzeczą godniejszą opublikowanie raportu i poddanie
go krytyce?
Uniwersytet w Amsterdamie, wykonawca badań dla WHO,
ma największe możliwości badania skutków długotrwałego zażywania konopi
indyjskich, gdyż w Holandii od 1976 roku zalegalizowano używanie marihuany.
Większość Holendrów zetknęła się z marihuaną, ale nie używa jej. Liczba
narkomanów używających "twardych narkotyków" jest stała i nie wzrosła w
wyniku zalegalizowania marihuany. Nie trudno zrozumieć jak niewygodny jest
taki wynik badań dla zwolenników prohibicyjnych metod walki z narkotykami.
Doświadczenia amerykańskie dowodzą zresztą, że tak
się rzecz ma nie tylko z badaniami naukowymi, ale i z aktami prawnymi.
W 1988 roku Najwyższy Sąd Administracyjny d/s Wprowadzenia Leków, po 15
latach /!/ badań i rozpraw wydał orzeczenie: "Marihuana stanowi jedną
z najbezpieczniejszych czynnych substancji jakie znamy". Normalnie
takie orzeczenie Sądu otwiera drogę każdej substancji do lekospisu. Minęło
10 lat i marihuana nie pojawiła się w lekospisie amerykańskim. Rząd amerykański
skutecznie zablokował zmianę prawodastwa. Zadziałało potężne lobby przemysłu
farmaceutycznego, który produkuje setki drogich, syntetycznych środków
psychotropowych i nie jest skłonny do dopuszczenia takich konopi indyjskich,
które są pomocne w leczeniu około 24 chorób /tutaj ich nie wymieniam/.
Są one tanie i nieszkodliwe w porównaniu z lekami syntetycznymi.
W Polsce mamy w aptekach obecnie 106 środków odurzających
z wysokim ryzykiem uzależniania, 10 środków z niewielkim i 6 z nikłym ryzykiem
powstania uzależnienia. Marihuana trafiła do IV grupy: środków nieużywanych
w medycynie które stwarzają szczególnie wysokie ryzyko powstania uzależnienia!
Poza lobby przemysłu farmaceutycznego odgrywa dużą
rolę lobby policji, która otrzymuje na walkę z narkomanią ogromne sumy
pieniędzy z budżetu, a dodatkowe zyski ciągnie z istniejącego w USA prawa
o konfiskacie majątku ruchomego i nieruchomego narkomanów. Oblicza się,
że konfiskaty te dają policji w USA więcej pieniędzy, niż otrzymuje z budżetu
państwa. Prohibicyjna wersja walki z narkomanią bogaci również producentów
i handlarzy narkotyków, gdyż każda wpadka transportu podnosi automatycznie
ich ceny narkotyków na rynku.
Noblista z ekonomii L. Thurow nazywa to zjawisko "krzywą
niezmiennego popytu". Płacą użytkownicy. I tak kręci się ta spirala, jak
zwykle wokół pieniądza. |
Komentarze