Qrde Q przestrodze...
Gałka M. to bardzo zacna roślina. Musi tylko dobrze wejść, a z mojego doświadczenia wynika, że jest na to jakieś 50% szansy.
Jak narazie zdarzyło mi się zjeść ją trzy razy i nie mam zamiaru spożywać jej po raz kolejny.

...gdzie przez "nowy", rozumiemy ten sam, o którym wiadomo od kilku lat ;)
Wrocławski sąd aresztował piętnaście osób, którym prokuratura zarzuca udział w handlu dopalaczami m.in. w lokalu przy ulicy Stawowej we Wrocławiu. Zarobić mieli 14,4 mln zł. Szefami gangu są zdaniem śledczych Łukasz W. „Gekon” i Marek W. „Michalina”. To już drugi gang od dopalaczy rozbity przez CBŚP i prokuraturę. Tymczasem dociera do nas coraz więcej sygnałów, że handlarze dopalaczami zmienili sposób działania. Umawiają się z klientami przez telefon i podjeżdżają samochodami w umówione wcześniej miejsce.
To wszystko oznacza, że bez pomocy Sejmu dalsza walka z tzw „narkotykami nowej ery” będzie trudna. Środowa akcja, podczas której zatrzymano osiemnaście osób z grupy „Gekona” i „Michaliny”, skończyła handlowanie dopalaczami w „sklepikach” jak te przy Stawowej, Oleśnickiej czy Drzewieckiego. Śledztwo w tej sprawie trwało przeszło dwa lata. Rozpoczęte w maju 2016 roku od artykułu w portalu gazetawroclawska.pl i Gazecie Wrocławskiej. Wyniki są spektakularne – 47 osób z zarzutami wprowadzenia do obrotu towaru wartości przeszło 20 mln zł (14,4 mln grupa ze Stawowej i 6,7 mln grupa z Oleśnickiej).
Trwało to tak długo bo sam posiadanie dopalaczy nie jest przestępstwem. Nie są to substancje traktowane przez prawo jak klasyczne narkotyki. Których posiadanie i wprowadzanie do obrotu jest zakazane. Mimo to, że dopalacze działają tak jak narkotyki a coraz częściej są od nich znacznie groźniejsze dla życia i zdrowia. Wprowadzano je do obrotu pod legendą środków do czyszczenia komputerów czy pochłaniania wilgoci.
Żeby uznać handel dopalaczami za przestępstwo trzeba organizatorom tego biznesu udowodnić, że mają świadomość sprzedawania środków, które klienci zażywają tak jak narkotyki. Że są to substancje groźnie dla życia i zdrowia. Wyobraźmy więc sobie, że policja robi nalot na miejsce, w którym ktoś z samochodu sprzedaje dopalacze. Zabiera handlarzom cały „towar”. Po przebadaniu ich składu chemicznego okazuje się, ze to nie są narkotyki. Towar – co najwyżej – trafi do Sanepidu. Jako dopalacz czyli tzw. „środek zastępczy”. Tu wszczęte zostanie postępowanie administracyjne i nałożona kara. Ta zaś ciężka będzie do wyegzekwowania. Tymczasem jeśli policja zatrzymuje kogoś kto ma przy sobie marihuanę to odpowiada już za samo posiadanie środków odurzających.
Owszem. Grupa z samochód też może zostać rozpracowana. Ale zanim policja znajdzie dowody takie, jakie pozwoliły na środową akcję przeciwko gangowi „Gekona”, minie sporo czasu i wielu klientów trafi do szpitala zatrutych dopalaczami. „Ilość używających [dopalacze – M.R.] może pana redaktora zaszokować” - to cytat z listu do redakcji o obwoźnym handlu dopalaczami.
Ale to nic nowego. Każdy kto choć raz przez dłuższą chwilę obserwował lokal na Stawowej, u szczytu popularności, niczym się nie zdziwi. Kiedyś w środku nocy widziałem jak ani na moment nie było pusto przy sprzedażowym okienku. Wierzę, że tak samo może być w miejscach handlu mobilnego.
W kwietniu wrocławska Rada Miejska uchwaliła apel do rządzących o szybkie wprowadzenie przepisów umożliwiających skuteczną walkę z dopalaczami. Teraz – po likwidacji grup ze sklepików – jest to jeszcze ważniejsze.
Qrde Q przestrodze...
Gałka M. to bardzo zacna roślina. Musi tylko dobrze wejść, a z mojego doświadczenia wynika, że jest na to jakieś 50% szansy.
Jak narazie zdarzyło mi się zjeść ją trzy razy i nie mam zamiaru spożywać jej po raz kolejny.
Nastawienie pozytywne, podekscytowanie. Przyjaciel, który był moim opiekunem od samego początku nastawiał mnie bardzo pozytywnie, nawet osoby, którym o tym mówiłam, a nie miały nigdy styczności z grzybkami nastawiały mnie pozytywnie. Spożycie na łonie natury na piaszczystej plaży, nieopodal las. Tripowi towarzyszył przyjaciel, opiekun. 28 wrzesień 2012, słoneczna niedziela. Start ok. 14-20. Celem było poznanie dogłębniej siebie i ciekawość w jaki sposób owa podróż wpłynie na odbieranie i tworzenie prze zemnie sztuki. Jeden z ważniejszych i piękniejszych dni w moim życiu.
W starej chatce w środku lasu, nad rozżarzoną kulą kucały cztery czarownice. Śliczne, młode, kolorowe. Dłońmi i paluszkami przebierały, zaczarowane mikstury w rondelku, który stał obok. Szykowały. Falowały, etnicznie wirowały, radośnie się śmiały. Wrzucały różne składniki: trawę, grzyby, magiczne psychodeliki i inne matki natury riki tiki. Mieszały, dookoła wywaru się przemieszczały, nad ziemią fruwały. „Kosteczkę czekolady” kosztowały. Dymki z ust do ust sobie wpuszczały, po czym radośnie się śmiały.
podekscytowanie nadchodzącym doświadczeniem, ogólna wesołość. Remontowany dom na skraju lasu ok. 1km od najblizszej małej wioski dostarcza swoją porcje klimatu.
Początek imprezy ok. 20:00. Wcześniej w drodze jeden browar potem zjadam pyszną pizzę z ok. 50 dorodnymi grzybkami z zeszłorocznych zbiorów. Spodziewałem się ze będą długo wchodzić razem z ta pizzą ale ponieważ poprzedni posiłek był to obiad ok. 13:30 to jednak wchodzą dużo szybciej bo pierwsze efekty czuje po ok. 15min! Pizzę popijam kolejnym browarem i w trakcie wypijam tez 20ml nalewki dziurawcowej zmieszane z 15ml nalewki anyżowo piołunowej.
Wieczór po bardzo dobrym dniu, świetne samopoczucie. Mieszkanie grupy przyjaciół
Witam wszystkich. Przeżycia z tripa miały miejsce w roku 2012, ale postanowiłem podzielić się nimi, jako że dopiero niedawno odkryłem to forum i najlepiej czyta mi się właśnie jazdy na badzie - te zmagania ludzi z ich umysłem na skrzywionej fazie, więc i ja chcę podzielić się moją historią z nim związaną. Trip był na tyle nieprzyjemny, że pomimo upływu 2 lat wciąż doskonale go pamiętam.
Czerwiec 2012, Londyn