Potykając się w ciemności

Oburzenie moralne okazało się kiepską podstawą dla polityki dotyczącej narkotyków. Czas, aby rządy powróciły do pierwotnych zasad.

Tagi

Źródło

The Economist

Tłumaczenie

Herbie

Odsłony

2989

Gdyby biznes narkotykowy był zgodny z prawem, wiele jego cech można by podziwiać. Po pierwsze, jest bardzo zyskowny. Wytwarza towary, których koszt wytworzenia jest jedynie małym ułamkiem ceny, którą są za nie skłonni zapłacić klienci. Umiejętnie wykorzystał globalizację, zręcznie reagując na zmieniające się rynki i szlaki transportowe. Jest globalny, ale jednocześnie rozproszony, zbudowany na dużym zaufaniu a swój towar sprzedaje młodym ludziom bez wydatków na konwencjonalną reklamę. Przynosi zyski niektórym z biedniejszych krajów świata a w krajach bogatych daje zatrudnienie wielu członkom mniejszości i osobom niewykwalifikowanym.

Jest to jednak biznes niezwykły. Jego produkty, proste ekstrakty pochodzenia rolniczego i związki chemiczne, sprzedają się po zadziwiających cenach. Kilogram heroiny o czystości 40% (w porcjach zawierających mniej niż 100 miligramów) można sprzedać na ulicach USA nawet za 290 000 dolarów – suma ta wystarcza na zakup Rolls-Royce’a. Ceny te są bezpośrednim odbiciem wytężonych wysiłków krajów bogatych mających na celu zakazanie użycia narkotyków. Efektem jest ogromna różnica pomiędzy ceną importową a ostateczną ceną w detalu. W krajach bogatych cena importowa heroiny i kokainy wynosi ok. 10-15% ceny detalicznej. W krajach biednych może to być ok. 25%. Jeśli dodamy do tego jeszcze trochę na pokrycie strat wynikłych z konfiskat towaru, licząc to po cenach importowych, całkowity zysk wynosi prawdopodobnie ok. 20 miliardów dolarów. Stawiałoby to zyski przemysłu narkotykowego w jednym rzędzie ze światowymi zyskami firmy Coca-Cola.

Biorąc pod uwagę ceny detaliczne, jest to prawie na pewno największy nielegalny rynek świata, prawdopodobnie jednak mniejszy, niż szacuje w swych szeroko cytowanych wyliczeniach Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Kontroli Narkotyków i Zapobiegania Przestępczości – 400 miliardów dolarów, co stawiałoby go przed światowym przemysłem petrochemicznym. Sporządzenie każdego wyliczenia dotyczącego produkcji, konsumpcji i cen narkotyków wymaga sporo zgadywania – dotyczy to całości tej ekspertyzy. Globalne obroty z detalicznej sprzedaży narkotyków wynoszą jednak ok. 150 miliardów dolarów, co stanowi połowę obrotów (legalnego) przemysłu farmaceutycznego i prawie tyle samo, co wydatki konsumentów na wyroby tytoniowe (204 miliardy dolarów) i alkohol (252 miliardy).

Oszacowania światowych obrotów ze sprzedaży narkotyków dokonał Peter Reuter, ekonomista z Uniwersytetu Stanu Maryland i współautor (wraz z Robertem MacCounem) nowej, obszernej pracy dotyczącej narkotyków, na której często opiera się niniejsze opracowanie. Zauważa on, że oficjalne przybliżone wyniki sprzedaży narkotyków w USA wynoszą 60 miliardów dolarów, co czyni Amerykę najbardziej wartościowym rynkiem. Wartość sprzedaży w Europie wynosi mniej więcej tyle samo, ale prawdopodobnie trochę mniej. Pakistan, Tajlandia, Iran i Chiny są krajami o największej na świecie konsumpcji heroiny, ceny jej w tych krajach są jednak niskie, więc wartość sprzedaży prawdopodobnie nie przekracza 10 miliardów dolarów. Dodać należy Australię i Kanadę oraz Europę Wschodnią i Rosję, gdzie sprzedaż szybko rośnie, ale raczej nie przekracza jeszcze 10% obrotu światowego. Wyłączyć należy europejską marihuanę, z której większość produkowana jest na miejscu.

Myślenie o narkotykach jako o biznesie reagującym na normalne bodźce ekonomiczne może wydawać się obrzydliwe. Czynienie takich porównań nie zaprzecza jednak faktowi, że na handlu narkotykami zyskuje wielu najohydniejszych ludzi na świecie i większość najbardziej nieprzyjaznych krajów. Nie neguje również szkód, które powoduje nadużywanie narkotyków dla zdrowia jednostek, ani też moralnej szkody, którą używanie narkotyków może wywoływać. Dla wielu ludzi rzeczywiście jest to debata o charakterze moralnym, podobna np. do debaty nt. rozwodów czy aborcji. Moralne oburzenie okazało się jednak kiepską podstawą dla polityki.

Amerykańska polityka wobec narkotyków jest ponurym powtórzeniem próby zakazania sprzedaży alkoholu

Nigdzie nie jest to bardziej widoczne niż w Stanach Zjednoczonych. Mają one najkosztowniejszą na świecie politykę dotyczącą narkotyków pochłaniającej corocznie 35 do 40 miliardów dolarów z pieniędzy podatników. Ograniczyła ona swobody obywatelskie, spowodowała uwięzienie bezprecedensowej liczby młodzieży rasy czarnej i latynoskiej, oraz spowodowała korozję polityki zagranicznej. Okazała się ponurym powtórzeniem amerykańskiej próby zakazania sprzedaży alkoholu w latach 1920-33. Eksperyment ten – nie powtórzony w żadnym innym dużym kraju – spowodował wzrost cen alkoholu, wzbogacenie się dostawców alkoholu z przemytu, przyczynił się do rozprzestrzenienia się broni i przestępczości, spowodował zwiększenie konsumpcji mocnych alkoholi i skorumpowanie jednej czwartej wszystkich agentów służb federalnych, wszystko to w ciągu jednej dekady. Pół wieku później, obecna amerykańska polityka antynarkotykowa wydaje się być czymś równie wypaczonym jak Prohibicja.

W tej chwili jednak, nawet poważna debata na temat tej polityki byłaby tam niezmiernie trudna do przeprowadzenia. Oficjalne publikacje pełne są ewidentnie fałszywych stwierdzeń. Ostatni raport nt. Narodowej Strategii Kontroli Narkotyków ogłasza: „narodowa polityka antynarkotykowa działa”. Jako dowód zacytowano dalszy wzrost budżetu przeznaczonego na kontrolę narkotyków, spadek produkcji kokainy w Peru i Boliwii (ani słowa o Kolumbii) oraz fakt, że odsetek 12-latków, którzy w ciągu ostatniego miesiąca używali marihuanę zmniejszył się do poziomu 25%. Jeśli te dane mają ilustrować sukces, to jak mogłaby wyglądać porażka?

Bliższy prawdy jest obraz przedstawiony w nakręconym niedawno filmie „Traffic”, żywo pokazującym bezsensowność zwalczania podaży i ignorowania popytu. W najbardziej przemawiającej scenie, car narkotykowy, zagrany przez Michaela Douglasa, każe swoim pracownikom pomyśleć twórczo o nowych pomysłach na rozwiązanie tego problemu. Następuje krępująca cisza.

Niniejsze opracowanie koncentruje się w dużym stopniu (ale nie wyłącznie) na rynku amerykańskim, po części dlatego, że jest on największy. Amerykanie konsumują prawdopodobnie więcej narkotyków na osobę, w szczególności kokainy i amfetaminy, niż większość innych krajów. Ponadto, efekty amerykańskiej chybionej polityki oddziałują na cały świat. Inne bogate kraje próbujące zmienić swoją politykę napotykają na twardy opór Amerykanów; kraje biedne, które dostarczają narkotyków znajdują się (jak pokazuje przykład krajów latynoamerykańskich) pod dużym naciskiem, aby bez względu na ponoszone koszty, jak np. ograniczenie swobód obywatelskich czy zniszczenie środowiska, zapobiegać handlowi narkotykami.

Do tego, amerykańskie doświadczenia pokazują niewygodny fakt, że surowa polityka antynarkotykowa ma niewielki wpływ na powszechność używania narkotyków. Prawie jedna trzecia Amerykanów powyżej dwunastego roku życia przyznaje się do tego, że próbowała narkotyków, a prawie jedna dziesiąta (26,2 miliona) próbowała ich w ciągu ostatniego roku. Narkotyki wciąż napływają do kraju, spadły ich ceny, a wzrosła ich czystość. Kokaina kosztuje obecnie połowę tego co na początku lat 80-tych, a heroinę sprzedaje się teraz za 3/5 jej ceny sprzed dziesięciu lat. Większa czystość oznacza, że aby być na haju nie ma potrzeby wstrzykiwać heroiny, wystarczy ją palić lub wciągać przez nos.

Kwestia mody

Amerykańskie doświadczenia sugerują jednak także, że wzorzec konsumpcji narkotyków zmienia się, wątpliwe jednak czy na lepsze. Wydaje się, że okazjonalne używanie maleje. Liczba osób często używających narkotyków ustabilizowała się. Coraz więcej amerykańskich nastolatków pali konopie (co oznacza nie tylko zioło – marihuanę, ale także jej żywicę, czyli haszysz), jednak liczba młodzieży eksperymentującej z kokainą lub heroiną utrzymuje się na mniej więcej tym samym poziomie. Amerykańska epidemia heroinowa miała swój szczyt około roku 1973, od tamtej pory roczna liczba nowych uzależnień spadła do poziomu z połowy lat 60-tych. Średni wiek osób uzależnionych od heroiny rośnie w wielu krajach – w rezultacie, Holendrzy otworzyli właśnie w Rotterdamie pierwszy dom starców dla narkomanów. Amerykańska straszliwa epidemia cracku również dawno już minęła, a użycie kokainy zmalało w porównaniu ze szczytem z lat siedemdziesiątych. Ostatnie opracowanie wykazuje, że prawdopodobieństwo przejścia z palenia konopi na używanie twardych narkotyków takich jak kokaina czy heroina od dziesięciu lat stale spada. „Zajmujemy się głównie historią”, mówi Reuter. „Ogólna liczba osób używających narkotyków jest dość stabilna od końca lat osiemdziesiątych.”

Nie jest to jednak zjawisko wyłącznie pozytywne: osoby często używające narkotyków wydają się używać ich coraz więcej i coraz częściej szkodzą sobie i zabijają się. Podobnie jak w przypadku palenia papierosów, używanie narkotyków staje się coraz bardziej rozpowszechnione wśród ludzi biednych, a niektórych bogatych krajach poza USA, np. w Wielkiej Brytanii, wciąż rośnie zarówno liczba osób używających narkotyków sporadycznie jak i tych, którzy używają ich często. Rynki narkotykowe kwitną również w krajach biedniejszych oraz w Europie Środkowej i Wschodniej. Indie i Chiny są najprawdopodobniej najszybciej rozwijającymi się rynkami dla heroiny.

Wśród młodzieży z krajów bogatych jednak narkotyki, które zyskują na popularności to te, które zwykle używane są sporadycznie, a nie systematycznie, a więc konopie, ecstasy, amfetamina i kokaina. Pod tym względem bardziej przypominają one alkohol niż tytoń: osoby używające ich mogą „iść w tango” raz, czy dwa razy w tygodniu albo zaszaleć od czasu do czasu z kolegami, ale większość z nich nie potrzebuje codziennej dawki, rok po roku, jak to zwykle ma miejsce w przypadku papierosów. Nie znaczy to, że narkotyki te są nieszkodliwe, ale powinno skłaniać do zastanowienia, czy obecnie stosowana polityka jest nadal odpowiednia.

Dzisiejsza polityka antynarkotykowa została głównie w połowie lat osiemdziesiątych, kiedy to epidemia używania cracku stanowiła doskonały temat, z którym prezydent Ronald Reagan mógł zjeździć całe środkowe Stany Zjednoczone. Jego wice-prezydent George Bush nawoływał do „prawdziwej wojny z narkotykami”. Zawołanie to szło z duchem czasu: badania opinii publicznej dowodziły, że narkotyki znajdowały się na szczycie listy największych obaw obywateli. Przed początkiem lat 90-tych crackowe zagrożenie zmniejszyło się, jednak wprowadzenie w życie całej serii coraz ostrzejszych praw uchwalonych w drugiej połowie lat 80-tych stworzyło podstawy, na bazie których wojna z narkotykami George’a Busha toczy się do dziś.

Podstawy te nie są niemożliwe do zmienienia, jednak ostre prawa antynarkotykowe cieszą się dużym poparciem osób będących żywotnie zainteresowanych tym, aby były one zachowane – w tym oficerów policji i strażników więziennych. Stosunek obywateli do polityki antynarkotykowej zmienia się przez cały czas, a w wielu krajach wraz z nimi zmienia się i sama polityka. Rządy kładą coraz większy nacisk na leczenie a nie na karanie. Zeszłej jesieni w referendum w Kalifornii przegłosowano wysłanie osób zatrzymanych po raz pierwszy lub po raz drugi za przestępstwa związane z narkotykami na leczenie a nie do więzienia. Rozluźniane jest też prawo dotyczące posiadania konopi, nawet w tych stanach, gdzie zezwala się obecnie na posiadanie niewielkiej ich ilości do użycia w celach medycznych.

W Europie i Australii rządy mniej ostro egzekwują prawa dotyczące posiadania narkotyków „miękkich”. W Szwajcarii, jeżeli uchwalona zostanie nowa propozycja rządu, rolnicy hodujący konopie na sprzedaż w kraju nie będą oskarżani. W Wielkiej Brytanii czołowy polityk opozycyjny, Michael Portillo, popiera legalizację. Trudno jest jednak pojedynczemu krajowi wyznaczyć własny kurs, nie stając się jednocześnie eksporterem, co pokazuje przykład bardziej liberalnych krajów europejskich. Ostatecznie, wolność działania innych krajów ograniczy polityka największego importera narkotyków na świecie.

Najważniejszym tematem debaty nt. narkotyków jest pytanie natury moralnej: jaki obowiązek ma państwo, aby chronić poszczególnych obywateli przed zrobieniem sobie krzywdy? The Economist zawsze wybierał liberalne podejście do tego tematu. Popiera stanowisko Johna Stuarta Milla, który napisał w swym słynnym eseju „O wolności”:

Jedynym celem, dla którego można zgodnie z prawem użyć siły wobec członka cywilizowanej społeczności wbrew jego woli jest zapobieżenie temu, aby skrzywdził on innych. Jego własne dobro, czy to fizyczne, czy też moralne, nie jest wystarczającym powodem. Nie można zgodnie z prawem zmusić go do zrobienia czegoś lub powstrzymać go od tego ponieważ uczyni go to szczęśliwszym, ponieważ, zdaniem innych, postąpić tak byłoby mądrze, czy nawet właściwie. Są to dobre powody do tego, aby zaprotestować, próbować go przekonać lub poprosić go o to, ale nie do tego, aby go zmusić lub ukarać, jeśli postąpi inaczej. Każdy człowiek jest panem samego siebie, swego własnego ciała i umysłu.

Niniejsze opracowanie w dużym stopniu popiera ten pogląd. Łagodzi jednak liberalizm za pomocą podejścia pragmatycznego. Mill nie starał się o wygranie wyborów. Stosunek obywateli do używania narkotyków być może się zmienia, ale dużo jeszcze czasu upłynie zanim większość wyborców będzie usatysfakcjonowana polityką, która opierać się będzie wyłącznie na protestowaniu i na zdrowym rozsądku. Ludzie obawiają się o młodzież, grupę społeczną, która, z czym Mill się zgadza, może wymagać specjalnej ochrony. Obawiają się także, że osoby używające narkotyków mogą nie być w pełni „niezależne”, jeśli popadną w uzależnienie. A niektóre aspekty używania narkotyków rzeczywiście krzywdzą inne osoby. Tak więc pierwszym priorytetem jest znalezienie środków, które pozwolą zredukować szkody wywoływane przez narkotyki, zarówno wobec samych osób używających narkotyków jak i całego społeczeństwa.

Oceń treść:

0
Brak głosów

Komentarze

jaracz na potęge (niezweryfikowany)

to jest najbardziej konkretna strona o konopi
pisz prace o narkotykach i zajebiście mi pomorze no i jako chodowca Marji Jaroszki
też wiele sie dowiedziałem

Zajawki z NeuroGroove
  • Dekstrometorfan

nazwa substancji: DXM (dekstrometorfan)

poziom doświadczenia: DXM brałem przez dwa lata.

dawki: od 100mg do 900mg

metoda zażycia: zawsze doustnie



Nie opiszę tu konkretnej jednej fazy na DXM, lecz chciałbym na DXM spojrzeć z perspektywy dwóch lat brania, od czasu gdy zaczynałem do czasu gdy skończyłem z tym środkiem raz na zawsze.



A więc od początku...


  • Benzydamina

Nazwa subst. Benzydamina ( Tantum rosa)

Dawka: Okolo 1,5 saszetki

Doswiadzczenie: dotąd tylko mj

Set & Settings: sam, pusta chata

Efekty: tragiczne


ale po kolei....


Pewnego pieknego dzionka wpadl mi do glowy pomysl wrzucenia benzy. OK. skok do apteki, 2 saszetki cipacza i spowrotem:) Z ekstrakcją troche sie męczyłem na początku zmarnowalem jedna torebke i poszedlem dokupic jeszcze 1.Ostatecznie pochłonąłem jakies 1,5 saszetki około godziny 13.


Teraz czas na działanie:

  • LSD-25
  • Pierwszy raz

Podniecenie, ciekawość, ekscytacja, Trip z grupą znajomych

            Impuls, krótka chwila zadecydowała o tym, że podjąłem próbę sklecenia tego trip raportu.

 

  • 1P-LSD
  • Pierwszy raz

Szczęśliwy i podekscytowany człowiek przed swoim pierwszym w życiu kartonikiem oraz pusty dom

17:25 Wrzucam pod język karton i pomimo wcześniejszego poddenerwowania i ekscytacji teraz pozostaje tylko spokój.

randomness