PS.
Dopalacze to najgorsza alternatywa. Lepiej zorganizuj zioło i piwo na początek imprezy.
Mimo wszystko myślę jeszcze na tyle trzeźwo, że zdaję sobie sprawę, iż mogę zrobić całkiem niezłą karierę i nie chce się uzależnić od czegokolwiek, a tendencję do uzależnień mam niestety sporą. Z tego też powodu zastanawiam się, czy są substancje, które nadają się do użytku, powiedzmy, 'jednorazowego'? Na sporadycznie zdarzających się imprezach chociażby. Takie, które nie powodują szybkiego uzależnienia i nie oznaczają równi pochyłej w dół.
Ktoś tu wspomniał o problemach z serotoniną i ma rację, biorę SNRI. Wiem, że wenla ma nie po drodze z MDMA, ale pytałem o to psychiatre w kontekście zespołu serotoninowego, powiedział, że ryzyko minimalne, ale nie wiem jak to się ma do długotrwałego procesu leczenia. Na to nie oczekuję odpowiedzi bo nikt z was tego nie wie. Z MDMA jestem skłonny zaryzykować.
Jeszcze raz dziękuję za wyrozumiałość i rzeczowe odpowiedzi.
Ale szczerze to wg mnie mógłbyś spróbować nawet więcej rzeczy, tylko pamiętaj, by wszystko notować, i stawiać sobie zasady używania każdej substancji. Ustal również sobie konkretny cel ćpania, aby nie próbować dla samego próbowania - chcesz się otworzyć na imprezy, tak? Więc zostań przy tym - ćpaniu na imprezach. Ustal że ćpanie powinno być max raz na miesiąc i ewentualny plan zapasowy tj. np. w wyjątkowym wypadku raz na 2 tygodnie (chociaż przy MDMA nie można sobie na to pozwolić), i jeżeli po raz kolejny już będziesz musiał wrócić do planu zapasowego, to cały stash do kibla i nie wracaj.
Myślę również, że mógłbyś się zainteresować psychodelikami (już nie na imprezie ofc), ale tutaj nie mogę chyba z czystym sercem polecić tego komuś tak po prostu. Poczytaj sobie o tym sporo i jeszcze trochę i po prostu rozważ to jako jedną z możliwości na rozwiązanie twoich problemów, tylko taką, na którą trzeba mieć czas i nie wolno się śpieszyć.
To forum jest dla straconych. Wcześniejsze szczebelki to forum nerwica, fobiasocialis itp.
Gdyby w sklepach był mak, to pewnie nie miałbyś aż takiego dylematu... No, stary, o parę lat się spóźniłeś.
Od razu powiem Ci, że nie istnieje coś takiego jak "sportowe" branie niektórych narkotyków, ale mi w to NIE uwierzysz, podobnie jak ja nie uwierzyłam prawie dekadę temu, popełniając błąd - wierząc w siłę swojej wolnej woli, która do tej pory mnie nie zawiodła i nie miałam pojęcia, że coś może dosłownie przejąć nad nią kontrolę, zrobić ze mnie swoją dziwkę. Zacytowałabym Ci tu Burroughsa z jego "Nie będziesz...? Ależ będziesz." - ale dopóki nie poczujesz, że już nie panujesz nad tym, to ten cytat będzie co najwyżej literacką ciekawostką.
Mówię o opioidach i o benzodiazepinach, najgorzej jest wjebać się w nie razem i krzyżowo, ja właśnie mam taki problem. Bo na początku gorszy nastrój przy braku opio zbijasz sobie benzo, a potem brak benzo zbijasz opio. I w pewnym momencie zaczyna się łączyć na siebie obie te substancje, bo działają synergicznie. I to równia pochyła.
Co innego DMT, psylocybina, LSD (do pochodnych nie jestem przekonana, te RC lizergamidy itepe) czy MDMA - chyba tylko przed MDMA bym nie tylko NIE PRZESTRZEGAŁA, ale wręcz ZALECIŁA, by osoba z depresją wzięła MDMA choć raz w życiu (czyste, bezpieczniej kryształ, tabletka = nie wiesz, co w środku, o ile nie przetestujesz chemicznie) w bezpiecznym środowisku, NIE MUSI ABSOLUTNIE być to techno impreza z setką ludzi. Może być to DOM. Może być to łąka z jedną osobą, z która czujesz się bezpiecznie. Odradzałabym natomiast psychodeliki do momentu, w którym choć trochę się nie poskładasz, bo to takie 50/50. Albo się uda, albo się nie uda. Nie mówię o mitycznym zawieszeniu, ale ludzie nawet po pozytywnych, mocnych tripach zakończonych utratą ego potem mieli problem w codziennym funkcjonowaniu, bo to, co robiliśmy automatycznie, nagle staje się sztuczne i zwierzęce. Nie mam innych słów, by to opisać.
Ale MDMA? Nie zachęcam, oczywiście, bezgranicznie. Poczytaj sobie SINowe tabelki i artykuły, co do dojścia, cóż, nie polecam ulicznych Sebastianów ani ludzi na imprezach, których nie znasz i którym nie ufasz, co sprowadza nas do kilku opcji... W zasadzie to ciemnej opcji. Nie wierz w żadne MDMA z ogłoszenia, bo to odpowiedniki.
Kieruję ten post nie tylko do Ciebie, ale i do innych w podobnej sytuacji.
Idealnym wyjściem byłoby pójście na terapię i szukanie leku, który Ci pomaga - NIE BENZO, chyba że doraźnie na etapie wejścia na lek x z leku y - jak nie paroksetyna, to fluoksetyna; jak nie citalopram, to może delikatnie zmieniony escitalopram... Zajmie to "trochę" czasu, wiąże się z pewnym ryzykiem, ale to jak skok przez płotki przy skoku na bungee bez zabezpieczeń (porównując z psychodelikami lub dragami z półki benzo rekreacyjnie/opio); samoleczenie z reguły nie kończy się dobrze, choć istnieją wyjątki. Twoim najważniejszym "questem" powinno być zmotywowanie się do znalezienia psychiatry, z którym "zaiskrzy" pod względem zrozumienia i będzie wyrozumiały, chętny do próbowania nowych metod. Nie mówię, że da Ci MDMA jak w Kanadzie - bo tam wykorzystują to już, FDA chyba zaaprobowało odnośne depresji pourazowej i paru innych - ale może któreś z cukierków pomogą, np. paroksetyna jest jednym z mniej wybiórczych leków, tzn. "wali po wszystkim" - są więc efekty pozytywne, są negatywne, a są też osoby które wybitnie jej nie znoszą i potrzebują czegoś delikatniejszego, dopasowanego w drugą stronę.
Ech. Tyle. Mnie też kazano spierdalać, nie posłuchałam. I tutaj, i na forum. Z perspektywy prawie dziesięciu lat powiedziałabym, że osoby każące mi spierdalać zachowały się słusznie; no ale stało się, jak się stało i mój upór doprowadził do tego, że nie spierdoliłam, a się wpierdoliłam. I tutaj mogłabym się zastanawiać dlaczego, że rodzina, że skłonności, że introwersja 100% i izolacja, że trudności z rówieśnikami już od przedszkola, że ucieczka w książki zamieniła się w ucieczkę w morfinę czy heroinę - ale to wszystko sprowadza się po prostu do tego, że pewnego dnia powiedziałam "tak, zrób mi" zamiast "wiesz co, rezygnuję". Środowisko jest dość hermetyczne i w moim ówczesnym myśleniu, skoro już się do niego dostałam, to nie mogłam zrezygnować - no bo jak to! I pierwsze doświadczenie nie jest takie, jak sobie to 95% wyobraża.
Za to wyobraź sobie, jak to jest MUSIEĆ wziąć narkotyk który NIC NIE DAJE, by wstać z łóżka, umyć dupę - za przeproszeniem - oporządzić się i wyjść w ogóle z łóżka.
Powtarzam, który NIC NIE DAJE w często śmieszno-tragicznych dawkach, a dilera nic nie obchodzi, że masz takie dawki. Life goes on.
A jak chcesz coś poczuć, to dawka razy dwa albo kombinacje w stylu morf+fent+oxy i benzo. Pieniądze... A i tak nie masz gwarancji. A co, jak skończy się dojście?
I tak każdego dnia, rano masz strach w oczach i śmierdzisz strachem, jeśli nie masz zapasów. Posiadanie zapasów jest Twoim orgazmem i fundamentem.
Pierwszym uderzeniem w mordę może, ale nie musi, być pierwsza zapaść bądź hospitalizacja z innego, ale związanego z dragami powodu.
wierzyli do końca i poszli na dno
teraz jeszcze przechylają moją łódź niepewną
odtrącam te sztywne dłonie okrutnie żywa
odtrącam rok za rokiem.
Badanie: Brak dowodów na resztkowe efekty marihuany w prowadzeniu pojazdów
Jeden na dziesięciu trzydziestolatków pracuje pod wpływem. Naukowcy biją na alarm
Marihuana negatywnie wpływa na płodność kobiet? Nowe badania kanadyjskich naukowców
Elitarna funkcjonariuszka wpadła po klubowej nocy. Ale to wyrok zaskoczył najbardziej
Dorota K., szerzej znana jako "Doris", była sierżantem w jednym z najbardziej tajnych wydziałów Komendy Stołecznej Policji. Dziś nie łapie już przestępców, teraz bije się w klatkach freak fightowych. Ale to nie sportowy zwrot w jej karierze wywołuje dziś największe emocje, tylko jej sądowa historia. Za posiadanie narkotyków spotkała ją tylko grzywna.
Chcieli ukryć tony narkotyków w bananach
Peruwiańska policja antynarkotykowa skonfiskowała 3,4 ton kokainy, która miała zostać umieszczona w ładunku bananów przeznaczonych na eksport do Belgii – poinformowały w sobotę czasu lokalnego władze.
Palenie marihuany na mrozie: Dlaczego „faza” uderza dopiero po wejściu do ciepła?
Stoisz na balkonie, skulony w kurtce, przestępując z nogi na nogę. Jest minus pięć stopni. Odpalasz jointa, zaciągasz się mroźnym powietrzem i… masz wrażenie, że to nic nie daje. „Słaby temat?” – myślisz. Dopiero gdy wchodzisz do ciepłego salonu i zdejmujesz czapkę, rzeczywistość uderza Cię z siłą pociągu towarowego. Nogi robią się miękkie, a głowa nagle waży tonę.
