Dział poświęcony wpływowi substancji psychoaktywnych na działalność człowieka.
ODPOWIEDZ
Posty: 3596 • Strona 356 z 360
  • 46 / 13 / 0
Pamiętam, jak za dzieciaka (miałem jakieś 15–16 lat) miałem przygodę z kryształem. Chuj wie, czym to było, ale nigdy w życiu nie spróbowałbym tego po raz drugi. Po pierwsze dlatego, że nie lubię stymulantów, a po drugie – poza rozmazaną wizją i niemożnością zaśnięcia nie czułem nic.

Do sedna: pierwsza krecha, druga, ósma. "Cholera, nos się zapchał... Walimy domięśniowo."

I tak oto, jako głupi szczyl, sięgnąłem po żyletkę i rozciąłem sobie biodro. Nie jakoś głęboko (bo do mięśni jednak nie dotarłem, dzięki Bogu), ale wystarczająco, żeby zakrwawić spodnie. Potem, jak debil, wkładałem w to kryształki i liczyłem, że coś kopnie.

Szczerze? Nie polecam.
Myśli gonią, czas twój trwonią. Nie zamykaj oczu, nie płyń z tonią. Ślady po igłach rosną, jak kwiaty na grobach.

Nie dotykajcie opoidów i benzodiazepin! To nie jest droga życiowa.
  • 1511 / 528 / 0
O Cię chuj, to przebiłeś mnie zalewającego topy konopii olejem na łyżce i połykającego je w nadziei że klepnie XD
  • 46 / 13 / 0
Było już podgrzewać jak heroinę i próbować łapać buchy, albo lepiej, zmieszać z kwaskiem cytrynowym i strzelić po strunach %-D . Oczywiście żart!
Myśli gonią, czas twój trwonią. Nie zamykaj oczu, nie płyń z tonią. Ślady po igłach rosną, jak kwiaty na grobach.

Nie dotykajcie opoidów i benzodiazepin! To nie jest droga życiowa.
  • 2806 / 362 / 0
31 stycznia 2025LOGAN666 pisze:
Pamiętam, jak za dzieciaka (miałem jakieś 15–16 lat) miałem przygodę z kryształem. Chuj wie, czym to było, ale nigdy w życiu nie spróbowałbym tego po raz drugi. Po pierwsze dlatego, że nie lubię stymulantów, a po drugie – poza rozmazaną wizją i niemożnością zaśnięcia nie czułem nic.

Do sedna: pierwsza krecha, druga, ósma. "Cholera, nos się zapchał... Walimy domięśniowo."

I tak oto, jako głupi szczyl, sięgnąłem po żyletkę i rozciąłem sobie biodro. Nie jakoś głęboko (bo do mięśni jednak nie dotarłem, dzięki Bogu), ale wystarczająco, żeby zakrwawić spodnie. Potem, jak debil, wkładałem w to kryształki i liczyłem, że coś kopnie.

Szczerze? Nie polecam.
Nie no wygrałeś tym 😅 no ale w sumie czego sie nie zrobi zeby porobiło 😅
  • 46 / 13 / 0
No właśnie, czego to człowiek nie robił, żeby porobiło... A jeszcze lepiej – czego człowiek nie brał, żeby porobiło. benzydamina, jakiś kryształ, kurwa, antydepresanty kolegi %-D

Na szczęście z tego wyrosłem i każdemu ćpunowi życzę takiego "uszlachetnienia się" – żeby nie łapał się za jakiekolwiek ścierwo, które ma efekt pizdo-genny

A jak już o benzie, to mam jeszcze historyjkę. Otóż, jak miałem 15–16 lat i dopiero zaczynałem z dragami, trafiłem na forum, szukając info o benzydaminie. Miałem z nią styczność trzy razy. Za pierwszym było chujowo – brak snu, zero mocniejszych zwidów, ale za to dziwne paranoje. Za drugim natomiast zrobiłem sobie combo: 3 gramy benzy i około 300 ml spirytusu, wódki, soku z cytryny itd. Proporcje mi nieznane, bo lałem na oko

Zarzucam, mija 10 minut, piję alko. Mija 30 minut. "O kurwa, ale się z e-peta fajne światełka robią" – i nagle JEB, blackout. Potem przebłyski – budzę się w szpitalu, gość każe dmuchnąć w alkomat, ale ja, jebany, pamiętałem, że w Egzorcyście jakiś ziomek wciągał powietrze, jak go żona sprawdzała, więc wciągam. Dostałem strzała w potylicę od lekarza albo matki %-D

Potem domek, łóżko, leżę, piszę na telefonie, palę... Mija godzina czy dwie, ORIENTUJĘ SIĘ, ŻE NIE MAM E-PETA ANI TELEFONU. Wstaję z wyra, szukam telefonu – O JAPIERDOLE. W pokoju totalny rozpierdol: głośniki rozwalone, prezerwatywy na podłodze, ubrania z szafek, śmieci – no, kurwa, misz-masz

Zszedłem na dół, starzy pytają, czy mi lepiej, odpowiadam, że tak. Zaczyna się przesłuchanie. W pewnym momencie mój ojczym musiał aż zacząć czytać Hypka, bo nie wierzył xDD. Cytat: "O skubani, oni to w serwetkę zawijają, żeby dłużej trzymało." Ja kisnę w środku, bo mój ojczym, wielki przeciwnik ćpania, ale jednocześnie lekki alkus, właśnie czyta mojej matce – olbrzymiej przeciwniczce ćpania – forum, jakby nie patrzeć, dla ćpunów

Dostałem opierdol, wychowawczą karę, dowiedziałem się, że mam przestawiony kręgosłup w jednym miejscu (ciekawe, czy dostanę na to opio) i rozjebany nos – dzięki, mamo, nie wiedziałem, patrząc w lustro xD. Tamtej nocy prawie przedawkowałem, ale to głównie przez alkohol. Współczuję matce, że musiała mnie znaleźć w takim stanie

Na szczęście teraz świetnie się dogadujemy i żartujemy z całej sytuacji

Trzeci raz benzę żarłem na rozmowie z byłym. Wtedy pierwszy raz ją naprawdę poczułem – wizja uciekała w inną przestrzeń, ale paradoksalnie znowu nie było żadnych konkretnych halucynacji

Dzieci – nie tykajcie benzy, bo was zmiecie z planszy i załatwicie rodzicielce nową traumę
Myśli gonią, czas twój trwonią. Nie zamykaj oczu, nie płyń z tonią. Ślady po igłach rosną, jak kwiaty na grobach.

Nie dotykajcie opoidów i benzodiazepin! To nie jest droga życiowa.
  • 1511 / 528 / 0
Nie przyszło Ci do głowy, że to idiotyczne z tym spirytusem, nawet bez miksu? I jakich efektów się spodziewałeś? Ja też kiedyś robiłem takie głupoty i po fakcie nawet nie wiedziałem co niby chciałem wcześniej osiągnąć. Co miałeś wtedy w głowie?

Pierdolone gówno zajebane i chuj mi na pysk i chuj mi na imię, tak długo bez picia, a tak naodpierdalałem. Moja anegdota to TymekDymek jest jebanym cwelem pierdolonym alkusem a żaden narkotyk nawet w 10% mnie tak nie upodlił jak ta kurwa etanolowska hatfu w hydroksy prosto na papę alkoholu ty kurwo ty.

scalono /Mx
  • 770 / 176 / 0
Trzymaj się @TymekDymek. Masz mojego wirtualnego przytulasa i poklepanie po plecach.

Czasami tak w życiu bywa. Też takie sytuacje przechodziłem gdy jedyne co chciałem zrobić widząc swe odbicie to je opluć. Zwłaszcza chodzi o przerwanie mojej rocznej abstynencji. Już dosłownie za rogiem miałem normalne życie. Ale po coś widocznie musiałem tu wrócić. Nie wiem czy jesteś wierzący, ja na przykład nie, ale bardzo lubię to powiedzenie "Bóg daje nam tyle ile jesteśmy w stanie unieść".

Dasz radę, myślę, że nawet może skłoni Cię to do kilku zmian byś takich nawrotów już nie miał.

Pozdrówki.
  • 1511 / 528 / 0
@DobryWujas ja się tak już ponad pół roku zmieniam wiesz, w porównaniu z Tymkiem sprzed 2 lat to 99% redukcji, kiedyś to codziennie minimum 2-3 substancje najczęściej koda/alko albo stimy/alko, ja przez 6-7 lat nie byłem chyba ani doby trzeźwy... A teraz to potrafi i miesiąc zlecieć. Ale jak już się coś odpali, to jest chuj. Miesiąc na trzeźwo i co nagle? Chujowa fetka czy kamyk z Telegrama, oczywiście sztuka wciągnięta w 2h bo to chuja warty temat... A potem 24-36h kurowania się piwami na tym zjeździe jebanym. I liczenie na to, że się nic po tym alko nie odjebie. A wiem dobrze, że mój spierdolony łeb sam się oszukuje z tymi stymulantami, że niby będzie spoko, a prawda jest taka, że w 100% wiem, że będzie chujowo, z chujowym materiałem, godzina dwie wciągania a potem dwie doby upicia i robię to tylko po to, żeby wypić kurwa. Jebane gówno. Miesiąc czy dwa człowiek kurwa trzeźwy bez niczego poza kodeiną raz na 2 tygodnie (złamana noga po próbie samobójczej i odmówili operacji przez brak ubezpieczenia) i się żyje w tej radości ale chuj. Pierdolony alkoholizm. Również pozdrowienia dla Ciebie. I powodzenia w trzeźwości lub ćpaniu, byleby szło po Twojej myśli 💪
  • 40 / 2 / 0
Wszystkie te anegdoty brzmią fajnie w głowie, względnie w jakiejś grupie znajomych, ale chuj, zaryzykuję, może kogoś zaciekawi. W ubiegłym roku korzystałem z SSRI i "doraźnie" benzo w razie lęków, ataków paniki itd. Oczywiście mózg zawsze sobie znajdzie jakieś "doraźne" usprawiedliwienie, mam dokumentację medyczną, więc na same e-recepty udało mi się zdobyć każde ciekawe benzo (alpra, lorki, bromki, klony, midazolam, rolki, klorazepat), a na gadane to nawet fenobarbital, morfinę (nie wykupiłem bo się bałem wjebania przez stan psychiczny) i oxy80 (a to już wykupiłem i miło wspominam), oczywiście przed zmianami w prawie. No i oczywiście paranoiczna osobowość uznała, że muszę mieć lek na każdą sytuację, więc brakło mi tylko "stabilizatora humoru". Kwas walproinowy działał u mnie tak, że "równał w dół", a ja chciałem czegoś bardziej na humor i "napęd" Na wszystkie przypadłości benzodiazepinowe (i to różne, jednak każda ma odrobinę inny profil działania) byłem przygotowany, jednak one nie poprawiają mi zbytnio może ewentualnie bromki i klony, jestem podatny na działanie miorelaksacyjne; to jednak niebezpiecznie zbliżało się do korzystania rekreacyjnego. SSRI/SNRI które przyjmowałem działały tydzień dobrze, tydzień tragicznie. O ile lęki i fobie dałem radę zwalczyć, to potrzeba mi było czegoś doraźnie antydepresyjnego; prega jest fajna, ale po 3 dniu już nie odczuwam szczególnie mocno, a działanie w tle mi nie odpowiada. Od opio staram się (z różnym rezultatem) trzymać się z dala no, może oprócz paczki oksów 80 z którymi popłynąłem (bez tolerki, ale musiałem startować od połowy tabletki i za półtorej h kolejna, ryzykowałem? Czy tolerka AŻ TAK skacze) za kodą nie przepadam bo działa zbyt kapryśnie plus fluoksetyna którą wtedy brałem się średnio z nią lubi, po odstawieniu ssri dostałem prometazynę na wyciszenie (hydro działa średnio, mianseryna działa mocno w kratkę, tak samo kwetiapina, zetek nie dostałem ani nawet nie wspominałem, żeby nie wyjść na lekomana) przed snem; leczniczo działała kiepsko, ale podbita przed kodą faktycznie dobrze się komponuje tak btw. tramadolu w trakcie kuracji nie brałem bo bałem się ZS (paranoik here), a co ciekawe moi lekarze rodzinni nie wiedzieli, że z prozakiem trzeba ostrożnie łączyć. Jak tylko odstawiłem mózgotrzepy, to zgłosiłem się tam (tramadol zapisują bez najmniejszego zająknięcia, tak samo jak diklofenak,na ten ostatni jednak bardzo nieprzyjemnie reaguje mój organizm - rozwolnienie prawie jak po oksach) i myślałem, że syrop/poltram spełnią funkcję "poprawiacza nastroju" przez kilka dni. Spełniał ale sam dostrzegłem, że chęć "poprawiania nastroju" staje się podejrzanie częsta. Ostatecznie padło na baclofen (spod rynny pod kolejną), jako, że mam problem z bólem "neuropatycznym" (lekarze sami nie do końca wiedzą a do neurologa umówiłem się dopiero w marcu ostatecznie xd), to nie było problemu z recką 25mgx100. No i najpierw nieśmiałe testy, euforia, dobry nastrój, choć nie taki "sztuczny" jak po stimach, możliwość snu - no cud-lek. Po jakimś czasie, wziąłem po południu jakoś 150-200mg, wszystko pięknie, muzyczka, czas spędzony offline. No i to była moja zguba - spałem sobie elegancko chyba 12, jak nigdy, aż tu nagle walenie w drzwi. Zajebany otwieram drzwi a tam policja, straż, załoga karetki (przyjaciółka zmartwiła się, że nie daje znaków życia kilkanaście h xD), no większego stresu to mi narobił widok policjantów grzebiących mi po szafkach i robiących wielkie oczy na kolekcję leków (a była spora). Mowa i mięśnie, po części po baclo, po części ze stresu/paniki, odmówiły posłuszeństwa, więc cyk - na łóżko i na sor. Nie wspominam najlepiej ratownictwa medycznego, mam sporo tatuaży, więc oczywiście pytanie dlaczego lubię się samookaleczać, wybrnąłem udając, że śpię xD choć psychiatrów i pielęgniarki już zachwalam - zwłaszcza te ostatnie doceniły mój żart (nie żartowałem), że mogę sobię sam podłączyć kroplówkę a one niech się nie kłopoczą. Oczywiście nie posłuchały, czeski film - zapadły mi się żyły, jak udało się trafić w przegubową to z soru wyszedłem z zapaleniem żyły (?), chyba tak to się nazywa - spuchnięte zgięcie, całe czerwone, z ropą w środku. Antybiotyk + szycie + nieciekawa blizna + wierzch dłoni jak u starego grzejnika, plus jest taki, że sympatyczna pani stażystka/pielęgniarka lite nauczyła się radzić z trudniejszymi wkłuciami. Salę dalej jakas starsza pani (św. odpoczynek racz jej dać panie) chyba zmarła z powodu hiperglikemii, szaszor w środku nocy, słychać było tylko pół rozmowy więc biorę pod uwagę, że mogłem sobie dopowiedzieć część historii) Następnego dnia konsultacja psychiatryczna - czy myśli S, czy dużo biorę leków, jakie i kiedy narkotyki przyjmuje, blabla. Szło to w kierunku politoksy, uznałem, że zagram va banque i powiem wprost, że baclofen brałem rekreacyjnie na dobry humor, że nie mieszałem wtedy z benzo bojąc się depresji oddechowej (już mówiłem o osobowości paranoicznej), a kolekcja benzodiazepin jest "w razie w". Z tą kolekcją to nie wiem czy uwierzyła, ale odniosłem wrażenie, że odczułem coś w rodzaju ""zaintrygowania"" rozmiarem i różnorodnością kolekcji, ale ostatecznie na wypisce tylko zatrucie środk. psychoaktywnymi. Oczywiście przetrzepanie mojej (nie)chlubnej kolekcji leków - pech chciał, że na wszystko miałem papiery, a porównując daty realizacji recepty (czy policja ma dostęp do ikp btw? Bo nie wiem skąd wiedzieli) do "zużytych" sprawiły, że nie bardzo się mieli co przyczepić, dawkowanie poniżej receptowego. Reasumując - zalecenia: zdrowy tryb życia, detoks w warunkach ambulatoryjnych (z możliwością pójścia na oddział), kontynuacja leczenia psychiatrycznego. Oczywiście posłuchałem i zacząłem dawać znaki życia znajomym podczas seansów baclofenowych, już zdecydowanie rzadszych. Na dłuższą metę mam wrażenie jakby psuły mi się flaki + faza albo 5h albo trzyma z dwa dni. Wyśmiał mnie też psychiatra że jak już chciałem sobie pofazować to mogłem skombinować sobie coś bardziej retro jak GHB/GBL (kiedyś była ponoć plaga zatruć na jego oddziale). Btw doceniam jego realistyczne podejście - jak sobie chcę to mogę eksperymentować i się bawić ale najpierw skończmy leczenie xD

Dalsze w czasie (w sumie to było na dniach) było niekontrolowane zeżarcie zolpidemu - otóż odbudowałem zaufanie swojego lekarza na tyle, by zaproponował mi zetkę, pomimo papierów na uzależnienie od benzo (i to w zapasie 4op. na dłuższy czas), jako, że to mój ulubiony lek na spanie to brałem jakoś co drugi dzień. No i któregoś dnia chciał, że jak zwykle wieczorem sięgnąłem po tabletkę 10mg, jednak tym razem nie dane mi były objęcia Morfeusza. Ocknąłem się gdzieś 3-4, z silnym przeczuciem, że wróciłem właśnie z tripa z kosmosu, a brakowało 37(!) tabletek zolpidemu. Oprócz tego: napisałem do byłej (bełkotliwie), dodałem post na forum w złym temacie i to bezczelnie pisząc, że nie klepie (sniffowania tabletek to całkiem nie pamiętam) schowałem telefon, wyciszony rzecz jasna, do szafki z naczynami, kurtka zawieszona obok ręczników w łazience jak gdyby nigdy nic, zaparzone 4 kubki herbaty ("dla gości"), zaginione opakowanie hydroksyzyny (może nie znalazłem jeszcze po prostu, mam nadzieję, bo co ciekawe benzo nietknięte) no bogowie mi świadkami, że niewiele brakło do odwalenia czegoś gorszego niż wstyd następnego dnia. Z tego wszystkiego najgorsze było, że dobre pół h po wylądowaniu próbowałem uspokoić znajomych, że już wróciłem do naszego wymiaru i mają się nie martwić bo nie umiem tego wytłumaczyć ziemskimi słowami. Gdyby nie świadomość jak działa zolpidem to sam bym się zapiął w kaftan, takie głupoty bredziłem. Nie wiem w sumie czemu tak się odwaliło, bhp, czyli tabletka w łóżku, chwilę przed snem, zachowane, jakiś ćpuński autopilot się załączył. Trochę szkoda, że nie pamiętam fazy, bo mogłoby być to całkiem ciekawe doświadczenie psychodeliczne/dysocjacyjne. Mimo wszystko nie chcę powtarzać, jedyną aż tak amnestyczną używką jaką tolerowałem był klonazepam, po nim chociaż człowiek zachowuje się zazwyczaj jak skończony debil a nie psychopata; no i klony, może przez nostalgię, mają jakiś taki swój urok raz na jakiś czas.
Dobry ćpun, podobnie jak saper, myli się tylko raz.
  • 1511 / 528 / 0
Jak miałem próbę samobójcza w grudniu co przez alkohol nie założyłem poprawnie pętli na szyję i przyjebalem w asfalt, to rzucałem non-stop żartami na ten temat. Otóż skoczyłem z MOSTU (wiadukt nad ulicą) na którym były TORY.

No to leciały notorycznie bezbeki typu

- umarłbym gorzej niż Hanka Most-owiak
- miałem skończyć pod mostem, a to jednak nie było tam
- choć na moście były tory, wyszło, że to nie moja kolej
- opowiem co się stało prosto z mostu
- niby się całe życie zapętlam, a wyszło, że nie umiałem jej poprawnie założyć
- już nigdy nie powiem, że w Polsce mamy chujowe drogi (przykurwiłem w jezdnię z 8m)
- i jak tu nie być rasistą, kiedy zniszczył mnie asfalt
- gdyby kózka nie skakała... (miałem już trochę bródkę)
- tory były puste, a więc pociąg do życia nieobecny
- tym razem nie tylko mózg się zwiesił
- my life didnt matter the MOST for me

No było tego od chuja, same takie suchary i bliskich to nie do końca bawiło, lecz przyznać muszę, że pomogło mi sobie psychicznie poradzić.
ODPOWIEDZ
Posty: 3596 • Strona 356 z 360
Newsy
[img]
Rekordowe uderzenie w narkobiznes. Zlikwidowano 19 laboratoriów i ujęto 67 osób

Co najmniej tysiąc funkcjonariuszy wzięło udział w największej w ostatnich latach operacji wymierzonej w syndykat narkotykowy działający na terenie Ukrainy. Zlikwidowano 19 laboratoriów i 17 magazynów oraz zatrzymano 67 osób, w tym 32-letniego bossa organizacji. Szacuje się, że miesięcznie narkogang produkował nawet 700 kg mefedronu, alfa-PVP i amfetaminy.

[img]
Mocny początek 2025 roku dla europejskiego rynku konopnego. Niemcy, Polska i UK na fali wzrostu

Początek 2025 roku przyniósł solidne otwarcie dla europejskiego rynku konopnego. Mimo trudności z poprzednich lat i sporych wyzwań regulacyjnych, wiodące firmy w sektorze notują rekordowe wyniki sprzedaży, a zainteresowanie rynkiem rośnie z każdym miesiącem.

[img]
Fenomen euforii biegacza – to nie endorfiny, tylko naturalna marihuana

Tajemniczy stan euforii, którego doświadcza blisko 75% biegaczy. Tak zwana „euforia biegacza” redukuje ból, wyostrza zmysły i daje uczucie podobne do działania marihuany. Najnowsze badania naukowe tłumaczą, dlaczego „runner’s high” to nie mit, a ewolucyjny mechanizm przetrwania – i jak go uruchomić nawet początkującym. W tym artykule dowiesz się, co to jest runner’s high, jak działa i jak go wywołać nawet jeśli dopiero zaczynasz biegać.