Marihuana w chemioterapii - opisuje Mona Taft

Pół roku po ślubie u Harrisa Tafta stwierdzono chorobę Hodgkina - raka węzłów limfatycznych. Mona Taft opowiada historię leczenia męża.

Anonim

Kategorie

Źródło

www.ukcia.org

Odsłony

5981

Pół roku po ślubie u Harrisa Tafta stwierdzono chorobę Hodgkina - raka węzłów limfatycznych. Mona Taft opowiada historię leczenia męża.

W momencie diagnozy Harris był śmiertelnie chory, ale jeszcze nie miał wyraźnych objawów choroby Hodgkin'a. Natychmiast przeszedł pierwszą operację - jego zarażone węzły chłonne zostały usunięte przez nacięcie biegnące od miednicy do klatki piersiowej. Jak tylko rana zagoiła się, zaczęły się pierwsze kuracje.

Pomimo ostrzeżeń doktora, nie byliśmy w ogóle przygotowani na straszne efekty chemioterapii. W dziewięćdziesiąt minut po otrzymaniu pierwszych lekarstw, mój mąż zaczynał wymiotować - trwało to przez kilka godzin. Gdy miał już pusty żołądek, targały nim suche torsje. Dzień później wymioty zanikały, ale czuł nadal tak silne mdłości, że nie mógł jeść ani nawet wytrzymać widoku i zapachu jedzenia. Doktor przepisał mu serię lekarstw przeciwko mdłościom, jak np. Compazine. Żadne nie działały. Harris poddawany był chemioterapii przynajmniej raz w miesiącu przez niemalże rok. Wyglądało, że powstrzymuje ona raka, ale równocześnie miała straszny wpływ na jego życie.

Przez następne siedem lat Harris miał kilka nawrotów choroby. Za każdym razem, gdy rak wracał, był bardziej rozsiany, lekarstwa bardziej toksyczne, a niepożądane efekty - poważniejsze. W tym czasie Harris przeszedł wiele operacji, wliczając usunięcie tkanki rakowej z mózgu. Potem odczuwał coraz większe trudności w chodzeniu, bo rak w kręgosłupie uciskał nerwy kontrolujące nogi. Te guzy także usunięto. Gdy choroba nadal się rozszerzała, dokładnie obejrzano jego jamę brzuszną. Lekarze znaleźli zbyt wiele guzów, by dało się je usunąć. Skierowano go na dalszą chemio- i radioterapię, które wywołały ponowne mdłości. Każdy kolejny dzień był dla niego bardziej bolesny.

Pewnego dnia, w 1977r., gdy weszliśmy do gabinetu, Harris uciekł przed zastrzykiem. Znalazłam go trochę później, błąkającego się po korytarzach. Powiedział, że nie wytrzyma więcej chemioterapii. Był załamany, wyczerpany przez chorobę, wystraszony efektami lekarstw, które miały przedłużyć mu życie. Nigdy wcześniej nie widziałam tak przerażonego człowieka. Harris musiał bać się leczenia bardziej niż raka i - jak przyznał - śmierci. Powiedział, że wolałby umrzeć niż kontynuować chemioterapię.

Jedna z pielęgniarek usłyszała naszą rozmowę i wtrąciła się. Powiedziała że rozumie nasz problem i zasugerowała, by Harris palił marihuanę jako środek przeciw nudnościom i wymiotom. Byliśmy zaskoczeni. Chociaż Harris okazyjnie palił marihuanę w towarzystwie, nie mogliśmy uwierzyć że to pomoże. Spytaliśmy doktora - powiedział że nie może nas namawiać do niczego nielegalnego, ale wielu młodszych pacjentów paliło trawkę i wygląda na to, że zmniejszała ich mdłości. Przesłanie było proste: Spróbuj marihuany i sprawdź, czy działa. Harris miał silną wolę przeżycia i - jak powiedział - nic do stracenia, więc postanowił dać chemioterapii jeszcze jedną szansę i zapalić przedtem trawkę. Nie miałam zbyt dużej nadziei.

Gdy Harris wybrał się na kolejną sesję, był tak wystraszony, że zapomniał przynieść marihuanę; musiałam ją wziąć, gdy zadzwonił ze szpitalnego gabinetu. Lekarze, pielęgniarki i personel musieli widzieć go, gdy palił, ale nikt nic nie powiedział. Wszyscy rozumieli się bez słów. Po zabiegu postanowiłam pozostać z Harrisem całą noc na wypadek gdyby potrzebował pomocy. Tym razem nie było wymiotów - spał jak dziecko. To była pierwsza w pełni przespana noc od blisko siedmiu lat jego leczenia. Następnego ranka zjadł śniadanie - to był przełom. Żadnych wymiotów, żadnych nudności. Chciał jeść! Nie potrafię opisać, jak byliśmy szczęśliwi. Dlaczego nikt wcześniej nam nie powiedział? Dlaczego mój mąż musiał przejść przez te lata zbędznych cierpień?

Zazwyczaj Harris czuł się źle przez kilka tygodni po każdym zabiegu. Tym razem był gotów wrócić do pracy po dwóch dobach. Od tego czasu palił marihuanę przed każdą sesją. Zmiany były dramatyczne. Zaczął odzyskiwać stracone kilogramy, a jego humor znacznie się poprawił. Stał się bardziej aktywny, częściej wychodził z domu i zaczęliśmy razem robić rzeczy, które wcześniej były niemożliwe. To jasne, że lekarze wiedzieli co robi i zgadzali się - nie mogli nie zauważyć tej nagłej poprawy.

Nie umiem dokładnie opisać tych wielkich zmian poczynionych przez marihuanę. Harris, zanim zaczął ją palić, czuł się cały czas chory, nie mógł jeść ani nawet wytrzymać zapachu jedzenia. Teraz był aktywny, jadał regularne posiłki i mógł być sobą. Jego nastrój, zachowanie i ogólny stan zmieniły się. No i oczywiście marihuana przedłużyła jego życie, pozwalając kontynuować chemioterapię. Przez dwa lata jej palenia, nie poczuł żadnych negatywnych reakcji. Marihuana była najmniej szkodliwym lekiem, który otrzymał podczas dziewięcioletniego leczenia.

Przez ten okres (1977-1979) Harris i ja zauważyliśmy, że wielu innych pacjentów używa marihuany do tych samych celów. Większość z nich dowiedziała się o tym od lekarzy, którzy mogli jedynie podpowiadać i sugerować i rzadko rozmawiali o problemie otwarcie. Nie mogli legalnie przepisać tego lekarstwa ani go zalecać, choć jednocześnie mogli przepisać bardzo toksyczne chemiczne lekarstwa, silnie uzależniające narkotyki i radioterapię. Myślę, że to jest chore.

Od śmierci Harrisa (1979) miałam czas na refleksję nad prawem, które pozbawiało go możliwości nabycia jedynego pomocnego lekarstwa. Wściekłam się, gdy zdałam sobie sprawę, że inni pacjenci też są tej możliwości pozbawieni. Mam na myśli starszych ludzi, którzy mogą nie wiedzieć jak zdobyć marihuanę lub boją się palić nielegalne substancje bez nadzoru lekarza. Myślę też o rodzicach, którzy muszą wybrać pomiędzy złamaniem prawa a patrzeniem na cierpienie własnych dzieci.

Mona Taft,
przedruk z "Marijuana - The Forbidden Medicine".
Na podstawie materiałów z www.ukcia.org.

Oceń treść:

0
Brak głosów
Zajawki z NeuroGroove
  • 3-MMC
  • 5-APB
  • 5-MeO-MiPT
  • Diklazepam
  • Marihuana
  • Miks

Pierwszy dzień po przyjeździe na woodstock, zakupy zrobione, człowiek chilluje po podróży, rozgwieżdżone niebo i mnóstwo pozytywnie nastawionych ludzi.

Słowem wstępu pragnę rzec, że ten trip miał być jedynym w swoim rodzaju, ostrym i bez trzymanki, zabezpieczeniem było to, że na Przystanku Woodstock jest zabezpieczenie medyczne, my sami posiadaliśmy swoje, no i mieliśmy benzo w postaci Diklazepamu w razie W.

Wiek dokładnie to 18, 20, 23, 18, 19 (Ja, P., S., J., M.).

No to jedziemy...

  • LSD-25
  • Tripraport

Wyprawa kwasowa z bratem. Czyli pełen pozytyw.

Witam. Zaznaczam, jak zwykle, że poniższy tekst nie ma pokrycia w rzeczywistości... tej rzeczywistości;-)

  • Marihuana

Zaczęło się wszystko o godzinie 18:30 kiedy spotkałem się z kolesiem który miał dla mnie workeczek białego i woreczek zielonego. Spodziewałem się fajnej jazdy bo koleś zawsze ma fajny materiał, ale wszystko i tak przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Tak przy okazji to powiem jeszcze, że praktycznie wszystkie osoby biorące udział w tej jeździe miały około dwóch tygodni przerwy w paleniu (bo nie liczę świństwa z wrocławskiej Bramy Oławskiej czy Samego życia).

  • Dekstrometorfan
  • Pozytywne przeżycie

Oczekiwania: Ogromne Nastrój: Mój pokój lekko przyciemnione światło Stan psychiczny: Źle, chęć pocieszenia się DXM po kłótni z bliską osobą

Zacznijmy od tego, że brałem DXM na pocieszenie. Tego dnia ostro pokłóciłem się z ważną w moim życiu osobą. Nie myśląc zbyt wiele udałem się do apteki w której kupiłem dwa opakowania acodinów. Oczywiście nie obyło się bez tego, że farmaceutka wyleciała z pytaniem do koleżanki z branży - "Zdzisia, ACODIN?! To już trzeci raz!!!" no ale cóż to chyba już nie jest rzadkość. O godzinie 19:30 byłem w domu, przygotowywałem się do tripa (sprzątnąłem pokój, pościeliłem łóżko, wykąpałem się) i kiedy byłem gotowy już o godzinie 20:00 zacząłem zarzucać DXM.

randomness