Kiedy kilka dni temu laburzystowski minister spraw wewnętrznych David Blunkett zapowiedział w Izbie Gmin, że do lipca przyszłego roku marihuana przestanie być groźnym narkotykiem klasy B, w całym kraju podniosły się głosy sprzeciwu. Rządowy doradca ds. walki z narkomanią, były oficer policji Keith Hallawell, podał się do dymisji, a posłowie z konserwatywnej opozycji ostrzegli ministra, że oddaje kontrolę nad dystrybucją marihuany w ręce handlarzy narkotyków.
Spór wokół tego, czy marihuana jest szkodliwa, czy też przynosi ulgę w niektórych schorzeniach (np. stwardnienie rozsiane), trwa w Wielkiej Brytanii od lat. Jej przeciwnicy twierdzą, że choć "trawka" nie uzależnia tak jak twarde narkotyki, jej systematyczne zażywanie może w konsekwencji prowadzić młodzież do zażywania z czasem także heroiny, kokainy, esctasy, LSD i wreszcie najbardziej szkodliwego cracku - czyli narkotyków należących do klasy "A". Natomiast zwolennicy pełnej delegalizacji marihuany uważają, że tylko ułatwienie dostępu do tego specyfiku rozwiąże problem, który niepotrzebnie wyolbrzymiają lekarze i policja.
Minister Blunkett, powołując się na raport przedstawiony w maju przez parlamentarną komisję spraw wewnętrznych, doszedł jednak do wniosku, że tylko deklasyfikacja marihuany z grupy "B" do "C" spowoduje, iż policja - zamiast tracić czas na aresztowanie ludzi za posiadanie niewielkich ilości "trawki" - będzie mogła skoncentrować swoje siły i środki na walce z poważniejszym problemem, jakim jest rosnące nadużywanie heroiny, i z przestępczością wśród narkomanów. Tak więc marihuana będzie wkrótce zaliczona do tej samej grupy środków co steroidy, czy leki antydepresyjne i nasenne (m.in. walium). Natomiast aresztowania będą miały miejsce tylko w szczególnych wypadkach, kiedy np. palenie marihuany odbywać się będzie w obecności dzieci i nieletnich.
Ta kontrowersyjna zmiana strategii rządu nie oznacza jednak, że w Londynie czy w innych dużych miastach pojawią się już niebawem kawiarenki - na wzór holenderskich coffee-shopów - w których można będzie legalnie kupować małe ilości marihuany. Handel i dystrybucja tego specyfiku - zapewnił minister spraw wewnętrznych - będą nadal podlegały karze pozbawienia wolności, podwyższonej z 5 do nawet 14 lat. Jednocześnie jednak nakaz obowiązujący obecnie w dzielnicy Brixton (zamieszkanej w większości przez ludność pochodzenia afro-karaibskiego), polegający na tym, że policja zamiast aresztować za posiadanie małych ilości marihuany, wydaje tylko ostrzeżenia - zostanie wkrótce rozszerzony na cały Londyn. Ze wstępnych badań wynika bowiem, że aż 83 procent mieszkańców Brixton uznało ów eksperyment za "sukces".
"Sukces, ale za jaką cenę! " - wołają na alarm torysi, powołując się na zatrważające dane Independent Drug Monitoring Unit. Okazuje się, że dziś wartość nielegalnego rynku produkcji i handlu marihuaną ocenia się w Wielkiej Brytanii na 5 miliardów funtów rocznie (7,7 mld dolarów), a więc dwukrotnie więcej niż zyski osiągane ze sprzedaży piwa największego w kraju browaru Scottish & Newcastle. Wyprodukowanie kilograma "rodzimej" brytyjskiej marihuany ("skunk") kosztuje około 150 funtów, a zyski z jej sprzedaży na czarnym rynku sięgają kilku tysięcy funtów. Od trzech lat rynek ten jest tak doskonale zorganizowany, że nawet zwiększenie kar za nielegalną dystrybucję marihuany nie zrazi żądnych zysku dealerów i ich mocodawców.
Z LONDYNU EWA TURSKA
MARIHUANA W EUROPIE
Prawdziwą mekką dla amatorów konopi indyjskich jest Holandia, gdzie zarówno handel, jak i posiadanie marihuany i haszyszu jest dozwolone. Narkotyki są sprzedawane w specjalnie przeznaczonych w tym celu lokalach, tzw. coffee shopach. Bez problemu można również kupić literaturę związaną z produkcją marihuany. W pozostałych krajach unijnych panuje wyraźna tendencja do łagodzenia przepisów dotyczących narkotyków "miękkich".
Prawo niemieckie nie przewiduje karania za konsumpcję pochodnych konopi indyjskich (haszysz, marihuana), natomiast zabronione jest posiadanie, produkcja i handel. W 90 procentach przypadków, jeżeli posiadanie narkotyku nie przekracza 10 gramów, prokuratura odstępuje od wszczęcia postępowania karnego. Akceptowane jest również używanie marihuany do celów naukowych. W Hiszpanii od 1992 roku zabrania się palenia konopi w miejscu publicznym. W większości przypadków nie karze się, jeżeli ilość posiadanego narkotyku nie jest większa niż 50 gramów. Bardziej restrykcyjne są przepisy francuskie, które za palenie "trawki" przewidują rok więzienia bądź grzywnę 3750 euro. W 1999 roku francuski minister sprawiedliwości apelował jednak, aby kara więzienia była orzekana w ostateczności. W sierpniu do aptek we Francji trafił marinol, lek zawierający ten sam składnik co marihuana.
We Włoszech posiadanie narkotyków "miękkich" jest rozpatrywane przez prawo administracyjne. W przypadku znalezienia po raz pierwszy niewielkiej ilości tego narkotyku "na własny użytek" poszkodowanemu udzielane jest najczęściej jedynie ostrzeżenie. Trzy włoskie regiony chcą legalizacji pochodnych konopi indyjskich w celu badań medycznych. Najbardziej surowe są przepisy Grecji, Finlandii oraz Szwecji, gdzie prawo zabrania używania narkotyków "miękkich" w każdym przypadku.
W Polsce całkowicie jest zabroniona sprzedaż oraz posiadanie środków odurzających, w tym marihuany oraz haszyszu. Za posiadanie i uprawę narkotyku sąd może skazać na karę do trzech lat więzienia. W roku 1996 kontrowersje wzbudził pomysł wprowadzenia poprawki zezwalającej na posiadanie niewielkiej ilości marihuany i jej pochodnych na użytek własny.
Komentarze