Sprzedawał narkotyki policyjnym przykrywkowcom. Handlarz popłakał się trzy razy

Artur F. płakał kilka razy. Po raz pierwszy, gdy niedługo po zatrzymaniu dowiedział się, że sprzedał narkotyki policyjnym przykrywkowcom. Drugi raz, kiedy ruszył jego proces. I trzeci, po tym jak usłyszał wyrok siedmiu lat więzienia za handel narkotykami.

pokolenie Ł.K.

Kategorie

Źródło

TVP.INFO/ Rafał Pasztelański
Komentarz [H]yperreala: 
Tekst stanowi przedruk z podanego źródła.

Odsłony

241

Artur F. płakał kilka razy. Po raz pierwszy, gdy niedługo po zatrzymaniu dowiedział się, że sprzedał narkotyki policyjnym przykrywkowcom. Drugi raz, kiedy ruszył jego proces. I trzeci, po tym jak usłyszał wyrok siedmiu lat więzienia za handel narkotykami.

Artur F. jeden z wielu handlarzy narkotykami średniej klasy, działających w stołecznym podziemiu kryminalnym. Na tle podobnych mu osobników, właściwie nie wyróżnia się niczym specjalnym. Może z wyjątkiem skłonności do dramatyzowania. I pewnie także pechem.

Jego przypadek pozwala na zerknięcie za kulisy operacji specjalnych CBŚP. Można by nawet rzec, za wzorcowe wręcz działanie policyjnych przykrywkowców, którzy wcieli się w role handlarzy narkotyków. Niezbyt skomplikowana, acz czasochłonna operacja, trwała ponad rok. Chodziło o zdobycie niezbitych dowodów przeciwko handlarzowi. A także, o zweryfikowanie informacji o biznesach, które proponował PPP (oficjalny skrót policjanta pod przykryciem). Za te niezrealizowane plany, będące zapewne czymś pomiędzy blagą a próbą naciągnięcia klienta, przyszło handlarzowi słono zapłacić.

Kuzyn ma dosyć zdzierstwa

Początkiem końca biznesu F. była największa zdrada w szeregach gangu ożarowskiego. Śledczy z CBŚP i Mazowieckiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Warszawie, doprowadzili do zatrzymania w listopadzie 2016 r. 24 członków „Ożarowa”. Głównym celem był Robert U., najbliższy współpracownik i powiernik Piotra S. ps. S., bossa „Ożarowa”. A ponadto krewniak herszta, który kilka miesięcy wcześniej został zatrzymany i trafił do aresztu.

Robert U. usłyszał zarzuty udziału w obrocie narkotykami. Przy bogatej karcie karnej, mężczyzna mógł być pewien surowego wyroku, powiększonego o działanie w warunkach recydywy. Groziło mu do 15 lat więzienia. Najwyraźniej nie zamierzał tracić wolności w imię wyimaginowanego kodeksu przestępczego, nakazującego milczenie w razie wpadki. Dał się namówić prokuratorowi „pezetów” do współpracy i został tzw. sześćdziesiątką, czyli przestępcą, który w zamian za obszerne wyjaśnienia może liczyć na znaczne złagodzenie kary.

Ponoć przekonały go nienajlepsze relacje z krewniakiem wynikające m.in. z przeświadczenia, że boss kantuje go, tak samo jak swoich podwładnych. S. narzekał nawet, że zarobki z gangsterki, były w jego przypadku marne. Zupełnie niewspółmierne do nerwów i ryzyka.

Kiedy U. zaczął opowiadać o swojej działalności w „Ożarowie”, prokuratorskie akta zapełniły się nazwiskami dziesiątek gangsterów, których należało rozliczyć za grzechy z przeszłości.

Nie mógł gorzej trafić

I tu na scenie pojawia się przestępca, którego nazwijmy S. On także handlował narkotykami, a że robił interesy z Robertem U., został w końcu zatrzymany. Gangster wiedział już, że kuzyn bossa sypie. Doszedł do wniosku, że skoro robi to ktoś z taką pozycją, to dlaczego on ma być frajerem i „kiblować” w imię fałszywej bandyckiej solidarności. I też „wyspowiadał” się prokuratorowi, w zamian za obietnicę złagodzenia kary.

S. wymienił śledczym m.in. nazwisko Artura F., z którym robił narkotykowe interesy. Nie chodziło jednak o jakieś ogromne ilości towaru, ale raptem kilkanaście kilogramów marihuany.

Jako że S. nie trafił do aresztu, niedługo po wpadce miał się do niego dobijać Artur F. Proponował mu dobry deal narkotykowy. Nie miał pojęcia, że S. sypie. Świeżo upieczony „skruszony” spławił handlarza twierdząc., że na razie ma dosyć dilerki. Po czym zawiadomił śledczych, że F. szuka klientów na „swoją” marihuanę. A ci zdecydowali o zorganizowaniu operacji specjalnej, której nadano kryptonim „Tanatos”. Niestety nie udało nam się dowiedzieć, co wspólnego z greckim bogiem śmierci miał narkotykowy średniak, jakim był F.

Przemek – bohater drugiego planu

W każdym razie, w kwietniu 2019 r. z naszym głównym bohaterem skontaktował się niejaki Przemek . Polecił go S., więc handlarz nie przeczuwał, że pakuje się w bardzo poważne tarapaty. Przemek był jednym z trzech przykrywkowców biorących udział w operacji. Spotkał się z „F. w jednej z restauracji w warszawskim Wilanowie. Był zainteresowany „zielonym”, czyli marihuaną.

Artur F. okazał się bardzo wylewny, choć Przemka widział pierwszy raz w życiu. Szybko zaczął roztaczać przed klientem wizję zrobienia wielu dobrych interesów. Chwalił się szyfrowanym telefonem, rzekomo nie do podsłuchania przez służby. Miał też czekać na duży transport marihuany z Hiszpanii. Drugim, po Holandii, źródle zaopatrzenia w narkotyki. Opowiadał Przemkowi jakimi szlakami wędruje po Europie jego towar. Tak jakby całkowicie zapomniał o przestępczym „BHP”, którego najważniejszą zasadę idealnie oddaje rosyjskie powiedzenie „tisze jediesz dalsze budiesz” (w tłumaczeniu: ciszej jedziesz, dalej zajedziesz)

Artur gwarantował Przemkowi dostawy marihuany dobrej jakości. Najlepsza kosztowała 23 tys. za kilogram, trochę gorsza – 18 tys. Cena zgadzała się ze stawkami obowiązującymi w Europie. Zamówienia można było składać emailem.. Jednak musiało być ono zaszyfrowane, o co zadbał handlarz. Jako że oficjalnie zajmował się pośrednictwem w wynajmie nieruchomości, to i jego tajny kod bazował na tym biznesie. Jedno mieszkanie do wynajęcia oznaczało kilogram marihuany przeciętnej jakości. Apartament zaś kilogram lepszego towaru.

Przemek i jego pomagier (również przykrywkowiec) kupili na próbę pół kilograma „lepszej”, płacąc 11,5 tys. zł. Do czerwca 2020 r. jeszcze trzykrotnie brali od handlarza marihuanę. Dla bezpieczeństwa, Artur F. nie przekazywał osobiście narkotyków, ale zajmował się tym jego człowiek. Przemek zachowywał się podobnie, a za odbiór towaru odpowiedzialny był pomagier.

Od papierosów po fałszywe euro

W czasie spotkań z Przemkiem, Artur F. proponował Przemkowi kokainę po 32 tys. za kilogram. Narkotyk miał być najwyższej czystości, a do Polski trafiał, według słów handlarza, bezpośrednio z Kolumbii. Przemek nie był skory do kupna kokainy. Możliwe, że miało to z związek z budżetem operacji. Jednorazowy wydatek blisko 148 tys. zł, zapewne był z duży dla służb.

Z drugiej strony wejście w kokainę wiązało się z dodatkowym ryzykiem. Artur chciał bowiem, aby Przemek wziął na siebie przemycenie narkotyku do Polski. A to już nie była zbyt atrakcyjna propozycja.

Później F. wprowadził do swojego „menu” także możliwość zakupienia dużych ilości nielegalnego alkoholu oraz papierosów. Był jeden szkopuł, do transakcji miało dojść w bliżej nieokreślonym czasie. Przemek nie dał się skusić.

Operacja Petersburg

Nasz bohater jednak nie odpuszczał. Ku zaskoczeniu śledczych, zaproponował Przemkowi „gruby interes”. Chodziło o przerzucenie tony heroiny/haszyszu do Sankt Petersburga. Ponoć Rosjanie byli bardzo zainteresowani taką dostawą. Artur F. wymyślił, że Przemek powinien załatwić ciężarówkę, w której ukryje się narkotyki i załatwi sprawę za jednym transportem. Przekonywał swojego klienta, aby ten wynajął jakieś bezpieczne miejsce na magazyn, w którym spokojnie załaduje się heroinę do skrytek.

Przemek tłumaczył handlarzowi, że wysłanie tony heroiny w jednym transporcie to duże ryzyko i ogromna strata finansowa w razie wpadki. Sugerował, aby podzielić towar na kilka przesyłek i przewieźć je do Petersburga np. w samochodach osobowych. W końcu obaj zarzucili ten pomysł.

Artur F. próbował jeszcze wcisnąć Przemkowi fałszywe banknoty euro, który miały być z sprowadzone z Belgii. Ta propozycja też nie przypadła jego klientowi do gustu. Przemek i jego przełożeni byli pewni, że handlarz im ściemnia. Z ustaleń operacyjnych wynikało, że Artur F. nie ma aż tak rozległych kontaktów przestępczych. Śledczy uważali, że chce on pokazać się jako ważniejszy niż w rzeczywistości, a przy okazji wyłudzić jakieś pieniądze, a conto zorganizowania operacji.

„Ledwo starczało na życie”

Niedługo przed zatrzymaniem Artur F. żalił się Przemkowi, że „przez tę cholerną pandemię, stanęły dostawy narkotyków”. Wspominał, że musi jeździć do Hiszpanii, aby doglądać biznesu, ale jest bardzo ciężko. Nie wiedział jeszcze, że już niedługo pandemia będzie jego najmniejszym zmartwieniem.

F. został zatrzymany przez funkcjonariuszy CBŚP 18 czerwca 2020 r. Zabezpieczono wtedy rang rovera, mercedesa S-klasy (pożyczonego) oraz motocykl. Doprowadzony do mazowieckich „pezetów” na przesłuchanie, mężczyzna był wyraźnie załamany. Dobiła go informacja od prokuratora, że Przemek oraz jego podwładny byli w rzeczywistości policjantami. W protokole przesłuchania F., w pewnym momencie wyraźnie odnotowano: podejrzany płacze. Nie była to jedyna taka adnotacja w protokole.

Mężczyzna (formalnie bezrobotny) przyznał się do zarzutu handlu marihuaną. Potem wpadł w fatalistyczny nastrój. – Mam już prawie 50 lat. Nie będę mógł widzieć, jak rosną moje wnuki. Przecież ja zarobiłem na tych narkotykach jakieś dwa, trzy tysiące złotych – wyjaśniał F.

Handlarz tłumaczył się, że ma bardzo trudną sytuację finansową i pogrąża go kredyt. Z jego słów wynikało, że zarabiał tylko na bieżące utrzymanie rodziny. Przyznał też, że leczy depresję, ale nie potrafił wskazać swojego lekarza prowadzącego. Płacząc stwierdził, że boi się o swoje życie. – Nie dam rady – wyznał szczerze.

Trzy lata za ściemę, siedem za działalność

Kolejny raz Artur F. rozpłakał się, gdy ruszał jego proces. Można było odnieść wrażenie, że jest ofiarą podłych knowań organów ścigania. A w dodatku na transakcjach z przykrywkowcami zarobił „grosze”. Dla sądu zeznania przykrywkowców w połączeniu z dowodami operacyjnymi i wyjaśnieniami „skruszonych”, były wystarczające, aby bezsprzecznie uznać winę F.

Ogłaszając wyrok, sąd kolejny raz doprowadził handlarza do płaczu. Uznał bowiem, że prokuratura słusznie zarzuciła mężczyźnie, poza udziałem w obrocie narkotykami, podżeganie do zbrodni, za jaką uznano m.in. nakłanianie Przemka do przemytu heroiny do Rosji. Za samo to przestępstwo, sąd skazał F. na trzy lata więzienia. –Jakie podżeganie? To było tylko takie gadanie. Ściema – protestował załamany podsądny, zalewając się rzęsistymi łzami.

Jeszcze bardziej załamał handlarza wyrok łączny – siedem lat więzienia. Artur F. opuszczał sąd całkowicie załamany. Śledczy z którymi rozmawialiśmy przekonywali, że płacz handlarza nie był raczej przedstawieniem, obmyślonym na zmiękczenie prokuratora i sędziego. – On chyba, po prostu taki jest. Gangsterzy to też ludzie – stwierdził jeden ze śledczych.

Oceń treść:

Average: 2 (2 votes)
Zajawki z NeuroGroove
  • 3 4-DMMC
  • Problemy zdrowotne

Często po skończonym tripie z fajną substancją mam ochotę podzielić się swoimi przemyśleniami, na JEJ temat z innymi. Wtedy piszę trip raporty, które potem trafiają albo do moich przyjaciół albo do internetu. Tym razem ten tekst ma inny charakter:
1. Informacyjny.
2. Pokazujący niebezpieczeństwo wynikające z zażywania 3,4 DMMC.

Start.

  • Marihuana


Poniedziałek ( 7.06.99 ) był pierwszym z serii pięciu dni,które spędziłem razem z moją klasą w Zakopanem.



  • Dekstrometorfan


1. Wtorek. Zazylam dekstrometorfan (tabletki Acodin)



2. Doswiadczenie: MJ, Amfa (bardzo czesto), rozne pilsy, dekstrometorfan- 1 raz



3. 15 tabletek Acodinu, doustnie:)


4. "set & setting": wraz z kolezanka mialysmy ochote na narkotyki, jednak chcialysmy sprobowac czegos nowego, wiec kupilysmy acodin :) zjadlysmy go u niej w domu.


  • Etanol (alkohol)
  • LSD-25
  • Miks

Nastawienie na ciekawą wycieczkę, bez wygórowanych oczekiwań, radość, że udało się dostać substancję po 1,5 roku poszukiwań. W towarzystwie dwóch kumpli - W., z którym kwasiłem już wcześniej i D. Wyprawa do lasów w pobliżu domu D., listopadowe popołudnie, które szybko zmieniło się w wieczór a potem także noc.

Minęło już półtorej roku od mojej pierwszej i zarazem ostatniej próby z LSD, więc kiedy udało się zdobyć papierki bardzo się ucieszyłem. Planowaliśmy razem z kilkoma kumplami zrobić większą wycieczkę. Generalnie chętnych było dość dużo, bo chyba z 7 czy 8 osób, ale nie mogliśmy znaleźć wspólnego terminu, który by wszystkim pasował. Zadecydowaliśmy więc razem z W i D, że zrobimy jedną mniejszą wyprawę zanim zbierzemy się na tę dużą, właściwą.

randomness