Wśród leków moglibyśmy wyróżnić cichych specjalistów w swojej dziedzinie, ale także obiekty plotek i miejskich anegdot. Z pewnością do tej drugiej kategorii bezsprzeczną kandydatką jest morfina. Mimo, że świat cieszy się z jej czystej postaci dopiero od dwóch stuleci, zdążyła zaistnieć na kartach historii o wiele wcześniej.
Obecnie mamy zupełnie inne przeświadczenie co do wpływu i korzyści wynikających ze stosowania morfiny niż choćby sto lat temu. Dziś kojarzy się z lekiem dla pacjentów paliatywnych, niegdyś traktowana jako cudowny lek – skąd ta zmiana?
Słynne początki
Nim przeniesiemy się w świat morfiny, warto podkreślić, że choć dla tego konkretnego związku możemy zamiennie stosować nazwę opiat czy opioid, istnieje zasadnicza różnica pomiędzy tymi dwoma grupami. Opiaty to substancje psychoaktywne pochodzące z opium – substancji otrzymywanej przez wysuszenie soku mlecznego z niedojrzałych makówek maku lekarskiego. Termin ten często błędnie jest używany w odniesieniu do substancji leczniczych oddziałujących na receptory opioidowe, czyli opioidów – substancji wiążących się z receptorami opioidowymi pochodzenia naturalnego (np. morfina lub kodeina) lub syntetycznego (np. heroina). A zatem opiaty zawsze należą do opioidów, ale nie odwrotnie.
Tak naprawdę to właśnie morfina, stanowiąca główny składnik aktywny opium, była stosowana od stuleci – laudanum, czyli alkoholowa nalewka z opium zażywana była jako środek przeciwbólowy, nasenny, uspokajający, ale i odurzający. Był to towar na tyle istotny i pożądany, że stanowił przyczynę globalnych konfliktów, jak słynne wojny opiumowe. Jednak wiek XIX przyniósł rozwój współcześnie rozumianej farmacji i medycyny, koncentrując się na izolowaniu substancji biologicznie aktywnych. A drzwi do tego nowego rozdziału nauk medycznych otworzył Friedrich Sertürner.
Zainteresowanie młodego aptekarza przyciągnął szeroko stosowany środek przeciwbólowy w postaci opium. Jego przyjmowanie – prócz dużej skuteczności – wiązało się z ryzykiem. Aplikacja nierzadko kończyła się śmiercią pacjenta, a główną przyczyną tego stanu rzeczy był fakt, że wysuszony sok z maku nie posiadał ścisłej, standaryzowanej dawki substancji aktywnej. Około 1804 roku ten niemiecki farmaceuta wyizolował z mleczka makowego alkaloid – czystą morfinę, występującą w postaci krystalicznych igiełek lub białego proszku. Nazwę zaczerpnął z mitologii greckiej od imienia greckiego boga snów – Morfeusza. Była ona pierwszym alkaloidem uzyskanym z jakiejkolwiek rośliny.
Jego doniesienie o właściwościach odkrytego związku początkowo zakwestionowano, więc rozpoczął eksperymenty w trakcie których przyjmował morfinę razem z trzema przyjaciółmi, badając jej właściwości i działanie na organizm. Stwierdził między innymi właściwości nasenne i przeciwbólowe. Podał również wyczerpujący opis ujemnych skutków przyjmowania morfiny, co zawarł w formie ostrzeżenia dla lekarzy, aptekarzy i przyszłych pokoleń. Dopiero trzeci artykuł zatytułowany „Ueber das Morphium als Hauptbestandteil des Opiums” zyskał uznanie i w 1817r. świat nauki zyskał uznanie badaczy. Historia samego odkrywcy kończy się smutnym akcentem – w 1822 roku kupił aptekę w Hameln, w której pracował aż do śmierci w 1841 r., kiedy to zmarł w wieku 57 lat tracąc zmysły.
Cudowny lek
Wkrótce okrzyknięto ją cudownym lekiem i mimo nie do końca poznanych skutków ubocznych, stosowano na porządku dziennym podczas wojny secesyjnej, doprowadzając do trwałego uzależnienia wielu rannych żołnierzy. Co ciekawe, jednym z nich okazał się późniejszy twórca Coca-Coli… John Pemberton odniósł poważne obrażenia walcząc po stronie konfederatów – w trakcie leczenia uzależnił się od morfiny i kokainy. W swoim laboratorium w Atlancie wymyślił specyfik na ukojenie nerwów na bazie liści koki i orzeszków kola. Był to jego drugi napój na bazie tych składników – pierwszy nosił nazwę Pemberton’s French Wine Coca. Napój produkowany z dodatkiem kokainy i kofeiny miał być łagodnym środkiem umożliwiającym radzenie sobie z uzależnieniem morfinowym.
W tym miejscu warto wspomnieć o pokłosiu odkrycia samej morfiny, czyli syntezie heroiny. Ta acetylowa pochodna odznaczała się daleko silniejszym działaniem przeciwbólowym niż jej naturalna prekursorka. Po raz pierwszy udało się ją otrzymać Charlesowi Romley’owi Alderowi Wrightowi w Medycznej Szkole Szpitala St. Mary w Londynie. Ten fakt nie umknął uwadze znanemu nam z opowieści o aspirynie Heinrichowi Dreserowi, który nakazał swojemu podwładnemu Felixowi Hoffmannowi prowadzenie badań nad syntezą tego związku w labolatorium Bayera. W 14 dni po zsyntetyzowaniu kwasu acetylosalicylowego Niemcy przeprowadzili pomyślną próbę otrzymania heroiny.
Sam Dreser uparcie twierdził, że heroina była wynalazkiem firmy Bayer, a nie Aldera Wrighta – kolejny przykład na to, że koncern Bayer stawiał na sukces niż prawdę w historii odkrywców poszczególnych substancji leczniczych. Testujący współpracownicy czuli się po zażyciu zażyciu – jak to określili – heroicznie, stąd wzięła też swój początek nazwa nadana substancji przez pracowników koncernu Bayer.
Od narkotyku do remedium i nowych wskazań
Pierwsze prawo zabraniające jej posiadania wydano w USA w 1914 roku pod wpływem rosnącego problemu uzależnień od opiatów. Morfina zaczęła tracić na popularności jako narkotyk w momencie odkrycia jej silniejszej pochodnej – heroiny. Jednak w medycynie wciąż znajduje zastosowanie, chociażby w leczeniu bólów nowotworowych. Okazuje się, że w tym wskazaniu może ona wykazywać jeszcze jedną ciekawą właściwość.
Doniesienia naukowców z Uniwersytetu Stanu Minnesota w Minneapolis opublikowane na łamach „American Journal of Pathology” wskazują, że morfina może hamować proces ukrwienia nowotworów i przez to spowalniać ich wzrost. W doświadczeniu prowadzonym na myszach z nowotworem płuc okazało się, że morfina wyraźnie hamowała proces tworzenia się nowych naczyń w guzach nowotworowych, a przez to znacznie spowalniała wzrost tych guzów. Badacze dowiedli też, że morfina wywierała swój wpływ za pośrednictwem receptora opioidowego.
Choć wydawać by się mogło, że substancja znana od starożytności – bądź co bądź sok z makówek stosowano już w Mezopotamii – nie ma już przed nami tajemnic, jednak po raz kolejny okazuje się, że „stare” substancje mogą zyskać nową twarz.