Luksemburscy politycy chcą być pionierami legalizacji marihuany w Europie – komentarz

Nie nasz, Magivangi ;)

pokolenie Ł.K.

Kategorie

Źródło

Magivanga
Conradino Beb na podst. Politico
Komentarz [H]yperreala: 
Tekst stanowi przedruk z podanego źródła - które serdecznie polecamy i pozdrawiamy!

Odsłony

174

Powiedzmy sobie szczerze, mimo konopnej euforii w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i wielu krajach Ameryki Pd., europejskie rządy uparcie trwają przy prohibicyjnym status quo, którego – co ciekawe – nigdy nie były inicjatorami, ale który z czasem stał się wygodny z czysto politycznych powodów.

Legalizacji nie da się jednak na dłuższą metę uniknąć, z czego zdają sobie sprawę nawet niemieccy chadecy, którzy przyjęli w zeszłym roku ustawę zapewniającą dostęp do medycznej marihuany. Podobne zabiegi przeprowadzono w ostatnich latach we Włoszech, Grecji, Belgii, Irlandii, a nawet w Polsce, co nie umknęło uwadze europarlamentarzystów, którzy pracują obecnie nad ujednoliceniem dostępu do medycznej marihuany na szczeblu unijnym.

Nawet konserwatywna Europa idzie więc do przodu, tyle że marihuana medyczna, przy aktualnej, restrykcyjnej reglamentacji, nie rozwiązuje żadnego problemu, którym jest po pierwsze: ogromny popyt, po drugie: stale wzrastający odsetek konsumentów. W praktyce, zioło z importu to kropla w morzu potrzeb, która ma bardziej znaczenie symboliczne, niż praktyczne… 99% rynku to wciąż czarny rynek, którego podstawą są nielegalne uprawy.

Z tego kuriozalnego stanu już zaczynają sobie jednak zdawać sprawę niektórzy liberalni politycy, do których należy Etienne Schneider, minister zdrowia Luksemburga, który chce w pełni zalegalizować marihuanę, tłumacząc to przyczynami zdrowotnymi: nieznanym pochodzeniem nielegalnych kwiatostanów i automatycznym dostępem konsumentów do znacznie niebezpieczniejszych środków od dilerów, którzy nimi obracają.

Jak Schneider powiedział POLITICO: 'Polityka antynarkotykowa, która obowiązywała nas przed 50 lat, nie wywarła żadnego efektu. Zabranianie wszystkiego sprawiło tylko, że młodzi ludzie zaczęli się tym bardziej interesować."

Stwierdzenie to oczywiście słuszne i nawet jeśli mocno trywialne, to oparte na mocnych dowodach psychologicznych, potwierdzających uniwersalną siłę “zakazanego owocu”. Jeśli coś jest społecznie czy politycznie potępiane, szkalowane i w efekcie delegalizowane, spora grupa ludzi chce natychmiast uzyskać do tego dostęp… głównie przez zwykłą ciekawość.

Luksemburscy politycy chcą więc pójść za zdrowym rozsądkiem i anulować efekt ciekawości, legalizując uprawę, sprzedaż i posiadanie marihuany. Ich logika ma jednak pewne dziury, bo po pierwsze: zabroniona ma zostać sprzedaż turystom, po drugie: zabroniona ma zostać domowa uprawa.

Jest to niestety rozwiązanie wysoce biurokratyczne i absurdalnie restrykcyjne, które nie bierze pod uwagę realiów: małego rynku zbytu (populacja Luksemburga to 613 tys. ludzi) i kultury konopnej, która zawsze opierała się na małych – ale szeroko rozpowszechnionych – uprawach prowadzonych przez pasjonatów. Jeśli wyłączymy z procesu legalizacji małych plantatorów, a do tego stworzymy warunki do rozwoju komercyjnych upraw wielkopowierzchniowych, sami prosimy się o kłopoty!

Efektem takiej “legalizacji” będzie to, że zakazu domowej uprawy nie będzie przestrzegać nikt (nic się więc nie zmieni), a nadwyżka legalnej produkcji zacznie wyciekać za granicę (głównie do Niemiec i do Francji) w ten czy inny sposób, co położy się cieniem na dobrych intencjach legislatorów.

Nie można przy tym zapominać o reperkusjach politycznych! W istocie, Niemcy już obawiają się efektu domina, co potwierdza prawnik Malke Goetz, specjalizujący się w regulacjach prawnych dotyczących medycznej marihuany, mówiąc:

"Nacisk społeczny tej decyzji będzie tak wysoki, że legalizacja stanie się poważnym elementem dyskusji w innych krajach członkowskich."

Problem jest taki, że kwestia legalizacji marihuany bardzo dzieli kraje Unii. Niektóre są jej bliskie, ale niektóre nie chcą nawet o niej słyszeć, co rozwiązać może jedynie poważna dyskusja w Parlamencie Europejskim i w komisjach z udziałem całego społeczeństwa, a szczególnie grup zainteresowanych: konsumentów i plantatorów. W innym wypadku niewiele się zmieni.

Na to zwraca uwagę Jordan Wellington, jeden z autorów ustawy, która z powodzeniem zalegalizowała rekreacyjną marihuanę w stanie Kolorado, dzisiaj uważanym za wzorzec postprohibicji.

Wellington uważa, iż każdy wysiłek legalizacyjny jest krokiem w dobrą stronę, ale krytykuje jednocześnie konserwatyzm rozwiązań planowanych przez luksemburski rząd z tego powodu, że legalny rynek ujawni prawdziwy popyt, który jeśli nie zostanie w pełni zaspokojony, zostanie zaspokojony przez czarny rynek.

To lekcja płynąca z Kanady, gdzie rząd nie przewidział podstawowej – zdawałoby się – sprawy: POPYTU NA MARIHUANĘ! W efekcie, 7 miesięcy po legalizacji 59% konsumentów wciąż zaopatruje się na czarnym rynku, gdzie cena kwiatostanów dodatkowo wciąż spada w stosunku do kwiatostanów legalnych, a ich jakość jest powszechnie postrzegana jako wyższa!

Mimo nieprzewidzianych wybojów, które mogą czekać Luksemburg, Europa bardzo potrzebuje jednak pioniera, który wyważy drzwi i da przykład innym, gdyż czas dojrzał do odważnych decyzji, które nie mogą być dłużej odkładane na później.

Oceń treść:

Average: 8.5 (2 votes)
Zajawki z NeuroGroove
  • 4-ACO-DMT
  • Odrzucone TR
  • Pozytywne przeżycie

Letni Słoneczny Dzień roku pańskiego 2011 :) Wycieczka po dwóch średnich miasteczkach. Dobry humor, u kolegi lekka niepewność.

Pewnego słonecznego dnia poszedłem do kolegi (K.). Po rozmowie doszedł do wniosku, że chce spróbować 4-AcO-DMT ze mną następnego dnia. Nazajutrz dwóch osobników uzbrojonych we fraktalne naboje zaaplikowało sobie po 30 mg substancji. Zaczęła wchodzić ok. 40 minut po zażyciu. Moment ten przypadł akurat, gdy byliśmy w parku. Czuliśmy się coraz dziwniej. Humor mi dopisywał, K. był zdezorientowany. Nie wiedział, co go jeszcze czeka :)

  • 1P-LSD
  • Pozytywne przeżycie

Nastawienie jak najbardziej pozytywne. Dzień wolny od trosk, cały dla mnie. Piękna, słoneczna pogoda.

Ostatnimi czasy doszły mnie słuchy o microdosingu. Ponieważ chciałem się jakoś odblokować twórczo, to ta koncepcja wydała mi się zachęcająca i postanowiłem wcielić ją w życie. Zmagam się też trochę z lekką aspołecznością i lękami, więc liczyłem również na zerwanie więzów w tej kwestii (oczywiście podejmuję walkę ze swoimi problemami na różnych płaszczyznach, nie tylko karmiąc się pscyhodelikami, więc oczywiście jest to tylko element "terapii"). Cztery dni po tripie przy dawce 125 µg, uwzględniając tolerancję, wycelowałem w około 30 µg. Oto efekty:

  • Grzyby halucynogenne
  • Trichocereus Pachanoi (San Pedro)
  • Tripraport

Solówka z naturą, nastawienie jak najlepsze. Nie pierwszy samotny trip, ale pierwszy w miksie takich dawek.

Na pomysł takiego miksu wpadłem po wspaniałej podróży na bolivian torchu. Ogólnie dawki psychodelików u mnie zazwyczaj musiały być większe więc nie bałem się o swoje zdrowie psychiczne czy cokolwiek tam innego. Zaczynajmy, arrrr!

 

  • Etanol (alkohol)
  • Kannabinoidy
  • LSD-25
  • Pierwszy raz

PROLOG:

T-10h

- [E] Szkoda, że Cię tutaj nie ma Milordzie... Co się tu dzieje. Przejebałem wszystkie bitcoiny na maszynach znowu. Całe 10 tysięcy poszło się jebać... A no i mam prawdziwy kwas i MDMA. Dałem Kebabowi przetestować to LSD i mówi, że to jakiś nbome, bo nie ma wizuali... Może przetestujesz?
- [A] No kusisz kusisz, zobaczymy, może wpadnę. Dawno mnie nie było...
[...]