Lek zwany metadonem zrobił furorę w leczeniu narkomanów na terenie Europy Zachodniej, Australii i USA. Na początku lat 90. dotarł do Polski.
Metadon jest syntetycznym środkiem przeciwbólowym o właściwościach ogólnych podobnych do morfiny. Stosowany jest w leczeniu osób uzależnionych od heroiny.Jego dzialanie polega na tym, że pacjent nie jest na tzw. haju i może normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Wpada po prostu raz dziennie do przychodni, wali kielicha z lekarstwem i może żyć jak każdy inny człowiek. Kończy się bieganie za działką, kradzieże, znika zagrożenie złapania HIV. Przypomina to cukrzyków przyjmujących insulinę. Biorąc metadon można osiągnąć efekt całkowitej abstynencji od narkotyków i znowu stać się wolnym człowiekiem.
Kuracja odbywa się pod kontrolą lekarza. Udział w niej wymaga spełnienia następujących warunków: trzeba ćpać minimum 3 lata, wcześniej podejmować próby leczenia konwencjonalnego i mieć ukończone 21 lat. W specjalnych przypadkach dopuszcza się wyjątki, które reguluje rozporządzenie ministra zdrowia.
Efekty kuracji metadonowej są zdumiewające. Przykładowo we Frankfurcie po wprowadzeniu programu w ciągu pięciu lat (1991-1996) nielegalny handel i przemyt heroiny spadł aż do 30 proc., a liczba zgonów rocznie z powodu przedawkowania zmalała ze 147 do 31. W Australii pozytywne skutki terapii sprawiły, że co roku zwiększa się o 10-15 proc. liczbę pacjentów.
Leczenie metadonem ma także namacalny wymiar, nie tylko zdrowotny. Podamy polski przykład mikro.
W chorzowskim ośrodku prowadzącym program metadonowy przeprowadzono ankietę wśród 50 pacjentów. Okazało się, że przed kuracja wszyscy razem zarabiali legalnie 16.342 zł, natomiast na narkotyki wydawali 95.368 zł. Brakującą kwotę, czyli 79.026 zł, musieli więc jakoś zdobywać. Jeśli pomnożymy to przez 12 miesięcy, wychodzi kwota 948.312 zł, którą trzeba było ukraść, wyżebrać czy zdobyć przez danie dupy. Po roku przyjmowania metadonu i powrocie do normalnego życia zarobki miesięczne badanych wzrosły trzykrotnie, a wydatki na narkotyki spadły przeciętnie do 200 zł. Dzięki temu ich dochód roczny zamiast ujemnego okazał się dodatni i wyniósł 585.912 zł. I co najważniejsze nie musieli kraść, żebrać... Na chorzowskim przykładzie widać wyraźnie, że kuracja przynosi nie tylko efekty zdrowotne, ale także zapobiega przestępczości. Ratuje ludzi - w większości młodych - przed stoczeniem się do rynsztoka. Nic, tylko leczyć metadonem. A u nas co?
Pierwszych prób dokonano w warszawskim Instytucie Psychiatrii i Neurologii w 1992 r. Obecnie prowadzi się 10 programów na terenie całego kraju, co zdaniem specjalistów jest kroplą w morzu potrzeb. Powolność we wdrażaniu sprawdzonej na Zachodzie metody wynikała jak to u nas, z opieszałości urzędników. Rozporządzenie ministra zdrowia i opieki społecznej regulujące zasady leczenia ukazało się dopiero we wrześniu 1999 r. Do tego czasu programy metadonowe były prowadzone w ramach eksperymentu, co powodowało olbrzymie komplikacje organizacyjno-prawne przy uruchamianiu kolejnych.
Do dyktatury biurokracji przywykliśmy. Zaintrygowało nas w tej sprawie coś innego.
Metadon zamawiany jest centralnie przez Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii. Wyłącznym dostawcą leku do Polski jest obecnie włoska firma Molteni Pharmaceuticals. Nie zawsze jednak tak było. Początkowo sprowadzano metadon z holenderskiej firmy BUFA. Zaletą była przede wszystkim niższa cena. Drugim plusem było to, że preparat dostarczano w proszku. To pozwalało na rozpuszczanie go codziennie w potrzebnych ilościach. Włosi dostarczają produkt w płynie. Zanim porównamy ceny, przyjrzyjmy się, jakie to ma znaczenie. Przepisy regulujące przechowywanie leków narkotycznych są bardzo surowe. Specyfiki takie należy przechowywać w sejfie. Musi go mieć każda najmarniejsza apteka. Bez trudu można upchnać w sejfie kilogram proszku, ale jak schować stertę butelek? Inny problem to koszty utylizacji opakowań. Im ich więcej, tym więcej trzeba zapłacić za pozbycie się ich, co powoduje zmniejszenie funduszów przeznaczonych na realizację programu.
Absolutnie szokująco wypada porównanie cen. Włoski metadon jest 100 razy droższy! W przeliczeniu na złotówki kilogram holenderskiego specyfiku kosztuje około 3300 zł (dokładna cena zależy od kursu euro). Natomiast Włosi oferują produkt za okoł 335.000 zł (ceny zależne od kursu lira). Oczywiście włoski specyfik dostarczany jest jako produkt gotowy do spożycia, więc nic dziwnego, że kosztuje więcej. Jednak 10000-procentowa przebitka to chyba przesada. Do Polski sprowadza sie około 10 kg włoskiego metadonu rocznie. Kiedy od ceny włoskiej 335.000 zł odejmiemy 3300 zł (cena holenderska), pozostaje różnica w wysokości 331.700 zł. Kiedy pomnożymy to przez 10 spowadzonych kilogramów wychodzi 3.331.700 zł. Tyle pieniędzy wyrzuca się rocznie w błoto.
Nasze obliczenia są tylko szacunkowe, ponieważ ani Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii, ani firma Molteni nie chciały udostępnić nam dokładnych danych. Ogrom strat umyka kasom chorych, które wykładają na to pieniądze. Dzieje się tak, bo programy realizowane są w różnych czesciach kraju i płaci za nie kasa, na której terenie odbywa się kuracja metadonowa. W skali lokalnej wydatki nie robią wrażenia, ale po zsumowaniu mogą wnerwić. Szczególnie tych, którzy od lat zajmują się leczeniem osób uzależnionych i ciągle słyszą, że nie ma "pieniędzy".
Z prośbą o wyjaśnienie włoskiego monopolu zwróciliśmy się do Instytutu Psychiatrii i Neurologii, który sprawuje nadzór nad wszystkimi programami metadonowymi w Polsce. Z ociąganiem, przyznano jednak, że sprowadzany z Italii lek faktycznie jest drogi. Nie było jednak innego wyjścia, bo tylko Molteni był zainteresowany zdobyciem certyfikatu dopuszczającego produkt do sprzedaży w naszym kraju.
Według Instytutu inne firmy po prostu uznały, że obowiązująca u nas procedura jest zbyt kosztowna w porównaniu do ilości metadonu, która można sprzedać w Polsce.
Faktycznie, rynek polski nie jest duży. Obecnie leczeniem objętych jest około 500-700 pacjentów, co stanowi około 1,5 proc wszystkich uzależnionych od heroiny. W krajach rozwiniętych odsetek ten wynosi od 15 proc. Moglibyśmy za te same pieniądze leczyć sto razy więcej narkomanów.
Postanowiliśmy spytać Holendrów, czy rzeczywiście polski rynek jest dla nich tak mało atrakcyjny. W firmie BUFA przyznali, że do tej pory nie zarobili w naszym kraju, ale liczyli na rozwój eksportu w przyszłości. Do dziś są bardzo zdziwieni zerwaniem współpracy i nikt im nie wyjaśnił, dlaczego tak się stało. W dalszym ciągu są gotowi sprzedawać metadon w Polsce, a koszty certyfikatu nie mają znaczenia, pod warunkiem otrzymania zamówień. Zarzutem skierowanym pod adresem BUFY było to, że produkt oferowany jest w proszku.
Według Instytutu normy europejskie nakazują sprzedawanie lekarstw w postaci pastylek, czopków, syropów itp. Tak jak gdyby BUFA nie mogła rozpuścić swojego produktu i dostarczać go w płynie...
Zagadkę włoskiego monopolu wyjaśniły nam osoby pracujące przy realizacji programów metadonowych. Prawdziwy cel Włochów to Rosja. W tym kraju, jak na razie, nie prowadzi sie tego typu programów, lecz w niedalekiej przyszłości sytuacja ulegnie zmianie. Rosjanie będą potrzebować specjalistów, którzy przekażą im niezbędną wiedzę, poduczą personel. Nie przyjadą do nich Niemcy czy Amerykanie, ale wyszkoleni przez nich Polacy, a wraz z nim metadon sprzedawany w naszym kraju. Nie chodzi więc Włochom o polską drobnicę, ale o wielki zbyt w Rosji.
Jednakże celem polskich władz jest zwalczanie narkomanii w Polsce, a nie popieranie programów włoskiej firmy.
Patryk Bragellow, współpraca Iza Kosmala
W artykule wykorzystano dane z miesięcznika Monar na Bajzlu nr 41999 oraz internetowej strony www.euromethwork.com.
Komentarze