T+0
Około północy zarzuciłem karton i wyszedłem z kumplem połazić nad jezioro i inne miejsca pogadać, w domu spał mój brat i rano wstawał do pracy, więc nie chcieliśmy hałasować
T+90min.
Krótki felieton zza kulis autorstwa Macieja Kowalskiego.
Od redakcji [H], celem wyjaśnienia kontekstu: poniższy tekst jest subiektywną relacją pochodzącą z bloga Macieja Kowalskiego.
Pomimo postępowych koalicjantów (Biedroń, Zandberg), SLD to dno i metr mułu jeśli chodzi o poglądy na marihuanę.
Udział w wyborczym spotkaniu Lewicy z krzakiem konopi okazał się bardziej kontrowersyjny, niż można było się spodziewać. "Może lepiej to stąd zabierzcie" - od razu zwrócił się do mnie (komunistycznym zwyczajem w liczbie mnogiej) jeden z sympatyków SLD. "Przez takie rzeczy nie wygramy tych wyborów", wtórował mu kolejny. Jak się szybko okazało, piękne i radosne konopie stały się solą w oku konserwatywnych i zacofanych zwolenników tego środowiska. Agresja, złość i niechęć jaką poczułem były nieporównanie większe niż emocje, jakie moja wizyta z konopnym bukietem rodziła jakiś czas temu na spotkaniu ze zwolennikami PiS...
... Prawdziwym szokiem było jednak spotkanie z Przewodniczącym tej partii - Włodzimierzem Czarzastym. Pomimo kilkukrotnego powtórzenia prostego pytania, nie udało mi się uzyskać odpowiedzi, czy jako poseł poprze projekt zniesienia kar za posiadanie marihuany. Usłyszałem za to, że powinienem dziękować SLD (!), że nikt nie zrobił tyle dla sprawy (zdaje się nie pamiętać, że to oni wprowadzili kary więzienia za posiadanie). Dalej było jeszcze lepiej - usłyszałem, że sam się powinienem wziąć za robotę a nie narzekać, a także nazwano mnie kłamcą, gdyż rzekomo osoby przeganiające mnie z wiecu były "byłymi działaczami SLD", nie zaś obecnymi.
Sytuację próbował uratować Robert Biedroń, który jednoznacznie i nie po raz pierwszy zadeklarował swoje poparcie dla legalizacji marihuany - niestety o mandat poselski ubiega się nie on, a jego koalicyjny "kolega".
Panie Włodku - swoim chamstwem pozbawiłeś właśnie Lewicę mojego głosu.
Pozytywne nastawienie, chęć przeżycia samotnego nocnego tripa, domek nad jeziorem, pełnia księżyca, Jowisz na południowym niebie, niecały miesiąc do przesilenia letniego. 24h bez jarania trawy (dla mnie to spora przerwa) 3 piwa wypite w ciągu dnia, ostatni łyk ponad 2h przed zarzuceniem
T+0
Około północy zarzuciłem karton i wyszedłem z kumplem połazić nad jezioro i inne miejsca pogadać, w domu spał mój brat i rano wstawał do pracy, więc nie chcieliśmy hałasować
T+90min.
Witam.
Wczoraj (Piatek) postanowilem spedzic wieczor w fajnym gronie (humor
mialem niezly, niczym sie nie przejmowalem). Oczywiscie, jak to w
piatek, zakupilismy pol grama zielska. Tego dnia rano na pobudke
bralem troche efedryny wiec zastanawialem sie jak bedzie tym razem.
Zmontowalismy sobie butelke 0.2 po coli i palilismy w parku (bardzo
zimno na dworze, wiatr dmuchal lodowaty). Juz przy pierwszym
mocniejszym buchu poczulem cos jakby kopniecie z buta w pluca;) ale
Własny dom, bardzo negatywne nastawienie, po kłótni z rodziną.
Po powrocie z imprezy, i wielkiej kłótni z rodziną stwierdziłam, iż nie ma nic do stracenia. Biorę ten kwas, albo sie zabije. Myślę sobie - zabić mogę się zawsze, zatem najpierw podejmę próbę, pewnie i tak nie zadziała. Wyciągam znaczek, trzymam pod językiem. Był bez smaku i bez zapachu, nadruk w zielono czarne kropki.
T+1h Wykąpałam się, siedziałam w łazience. Oglądam siebie w lustrze, nic.
T+2h Kładę się do łóżka, nie działa. Oszukali mnie i tyle. Idę spać. Połknęłam ten znaczek.
Raport piszę pół roku od zdarzenia.
Pewnego razu trafiłem na FAQ związany z benzydaminą. Zaciekawiła mnie faza szczegółnie ze względu na halucynacje i horror w głowie. Bez zbędnych ceregieli zgadaliśmy się z ziomkiem aby mnie popilnował, po czym poszliśmy do apteki. Nieśmiało zapytałem, czy jest tantum rosa w saszetkach - bez problemu dostałem 3 sztuki i życząc miłego dnia wyszedłem.