Albin K. miał wiedzę, choć wyprodukowany przez niego towar nie był idealny. Na ławie oskarżonych zasiadł z Januszem A., ps. "Ampułka", który miał go zmuszać do produkcji narkotyków. Proces toczy się przed Sądem Okręgowym w Opolu.
Albin K. z wykształcenia jest technikiem budowy mostów. Prowadził hurtownię chemiczną i wiedział co nieco na temat produkcji narkotyków. Dość powiedzieć, że w przeszłości miał już konflikt z prawem za podobne czyny (wyrok w tej sprawie nie jest prawomocny - red.).
Wtedy, licząc na nadzwyczajne złagodzenie kary, opowiedział śledczym sporo na temat roli Janusza A., z którym działał.
"Ampułka" miał żal o tę wylewność, ale kontaktów z Albinem K. nie zerwał. Po wyjściu z aresztu - jak twierdzi prokurator - mężczyźni ponownie zabrali się za produkcję, ale szybko wpadli w ręce kryminalnych.
Tym razem przed sądem Janusz A. nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. W postępowaniu przygotowawczym również nie był specjalnie rozmowy. Albin K. twierdzi natomiast, że do produkcji narkotyków został zmuszony przez kompana.
- Kilka razy odmawiałem Januszowi. Chciałem, żebyśmy dali sobie spokój z produkcją narkotyków. Czułem się przez niego nękany i zastraszany. On wydzwaniał do mnie po 30-40 razy, przyjeżdżał do domu - mówił w środę przed sądem Albin K. - Twierdził, że rozwalił mercedesa, żeby wyciągnąć mnie z więzienia i że teraz nie mam wyjścia. Później chciał, żebym go nauczył produkcji, bo inaczej jego rodzina nie będzie miała pieniędzy.
Na uruchomienie produkcji, czyli zakup aparatury i składników chemicznych potrzebne były pieniądze. Miał je wykładać Janusz A., ale zdaniem Albina K. stali za nim mężczyźni z Legnicy, którzy zainwestowali w ten "biznes" ponad 30 tys. złotych. Ci sami mężczyźni, zdaniem oskarżonego, mieli zajmować się sprowadzeniem do Polski ukradzionych w Niemczech samochodów.
- Zaproponowałem Januszowi metodę produkcji BMK (półprodukt w syntezie amfetaminy - red.) z wykorzystaniem substancji niedostępnej na rynku. Dlatego myślałem, że nic z tego nie wyjdzie, ale on znalazł dostawcę. Do produkcji używaliśmy m.in. kega do piwa - mówi w postępowaniu przygotowawczym Albin K.
Laboratorium stworzyli w wynajętym domu w Pożarzysku na Dolnym Śląsku. Wynajem mieli finansować również tajemniczy mężczyźni z Legnicy.
- Do Pożarzyska dwa albo trzy razy przyjeżdżał w nocy mężczyzna krępej budowy ciała. Pytał czy czegoś nam jeszcze potrzeba do produkcji. Nie rozpoznałbym go, ponieważ zawsze był w kominiarce. Janusz A. mówił mi, że chodzi o to, żebym nie wsypał go w razie zatrzymania - mówił śledczym Albin K.
Z pierwszej próby wytworzenia metamfetaminy nic nie wyszło. Zaczęli szukać w internecie sposobu na udoskonalenie produkcji. Drugie podejście dało lepszy rezultat, ale nadal nie idealny. Trzecia próba była znacznie lepsza.
- Część tej substancji zażyliśmy, żeby sprawdzić jak działa. Byłem pod wyraźnym jej wpływem. Nie mogłem zasnąć. Nad ranem usłyszałem ogromny huk, a później do domu wpadła policja - relacjonował śledczym Albin K.
Proceder miał trwać od maja do lipca 2018 roku. Zdaniem prokuratury oskarżeni, poprzez syntezę chemiczną prekursora BMK, wytworzyli znaczną ilość środków odurzających.
Groziło im do 15 lat więzienia. Sąd Okręgowy w Opolu uznał, że mężczyźni są winni i wymierzył Januszowi A. karę czterech lat więzienia, w Albinowi K. - dwóch lat więzienia.
Wyrok nie jest prawomocny.