"Straszenie narkotykami nie przynosi efektów". Co przynosi, opowiada Piotr Tubylewicz z SIN

Społeczna Inicjatywa Narkopolityki (SIN) zajmuje się edukacją. SIN wychodzi z założenia, że lepiej uczyć, jak nie zrobić sobie krzywdy, niż zakładać, że ludzie przestaną ćpać od pogrożenia palcem.

Tagi

Źródło

WP Kobieta
Helena Łygas

Komentarz [H]yperreala

Tekst stanowi przedruk z podanego źródła.

Odsłony

1500

Pierwsza polska organizacja zdecydowała się pozwać Facebooka za usunięcie kont w mediach społecznościowych. Społeczna Inicjatywa Narkopolityki (SIN) zajmuje się edukacją. SIN wychodzi z założenia, że lepiej uczyć, jak nie zrobić sobie krzywdy, niż zakładać, że ludzie przestaną ćpać od pogrożenia palcem.

Helena Łygas, WP: Gdy chodziłam do szkoły, wiedzę o narkotykach czerpałam z pogadanek z policją. Policjant przychodził do szkoły i roztaczał przerażające wizje: "od papierosa do marihuany, a potem smutny koniec ze strzykawką w żyle". Czy straszenie negatywnymi konsekwencjami używania jest skuteczne?

Piotr Tubelewicz, prezes Społecznej Inicjatywy Narkopolityki: Od lat 70., kiedy zakazano substancji psychoaktywnych, społeczeństwo jest karmione stereotypami dilerów-mafiozów oraz użytkowników którzy po jednym użyciu stali się „ćpunami spod dworca centralnego”. Tymczasem z badań wynika, że mniej niż 10 proc. użytkowników to osoby uzależnione od narkotyków lub używające ich w szkodliwy sposób. Mimo wielu lat "wojen z narkotykami" konsumpcja substancji psychoaktywnych na świecie jest o wiele wyższa niż w latach 70., kiedy większość z nich była legalna.

Czasem słyszy się argument, że bez straszenia poziom używania byłby jeszcze większy.

Osobiście uważam, że to bzdura. W 2016 roku skazano za posiadanie przeważnie niewielkich ilości substancji psychoaktywnych około 12 tysięcy osób. Skoro nawet kary pozbawienia wolności nie są skuteczne, trudno oczekiwać że jeszcze więcej straszenia w szkołach czy w kampaniach społecznych da oczekiwany rezultat.

W latach 40. I 50. stosowano chemiczną kastrację przedstawicieli społeczności LGBT i jakoś społeczność ta nie zniknęła z powierzchni ziemi. Powinniśmy przestać pakować pieniądze w nieefektywne rozwiązania i urealnić sytuację zaczynając od konstatacji, że niestety, ale narkotyki były, są i będą. I z tym musimy sobie poradzić. Skoro substancje nie znikną, trzeba uczyć ludzi jak najbezpieczniejszego obcowania z nimi, a także z osobami, które ich używają. To pozwoli uniknąć często tragicznych w skutkach konsekwencji zażywania narkotyków.

Uczycie ludzi jak dawkować narkotyki...?

Dla laika może to brzmieć kuriozalnie. I oczywiście - najlepszą metodą uniknięcia ryzyka związanego z zażywaniem narkotyków jest, po prostu, ich niezażywanie. Są jednak ludzie, którzy będą to robili niezależnie od prawa. Nie uczymy przecież dawkowania sypiąc ludziom narkotyki na wagę i pokazując, jak się robi kreski ale np. sugerując by wzięli połowę tego co planowali, czy dłużej zaczekali z dorzuceniem następnej porcji substancji.

Takie podejście nie tylko zmniejsza liczbę zatruć, ale również ilość przyjmowanych przez poszczególnych imprezowiczów substancji. Młody człowiek mający taką wiedzę, zastanowi się dwa razy zanim powie koledze „wciągamy następną krechę stary”. Oferujemy też testy kolometryczne dzięki którym użytkownicy mogą sprawdzić jakie substancje mają przy sobie.

Czyli oferujecie testy na obecność narkotyków w…narkotykach?

Na imprezy w klubach czy festiwalach przyjeżdżają młodzi ludzie z substancjami psychoaktywnymi. Zazwyczaj nie wiedzą, co mają w woreczku poza tym, że jest to biały proszek albo kryształ, a diler powiedział, że to kokaina albo MDMA. Po sprawdzeniu okazuje się bardzo często, że to nie kokaina, ale jeden z dopalaczy o nieopisanych do tej pory skutkach ubocznych, a najczęściej też zupełnie innym działaniu i dawkowaniu. To skłania posiadacza substancji do refleksji; co się stanie, jeśli to wciągnę? A co się stanie jak wciągnie to mój przyjaciel? Czy może się zatruć i trafić do szpitala? Wielu ludzi rezygnuje z zażycia substancji, kiedy dowiadują się, że nie wiadomo, co kupili.

Gdy klub bądź festiwal udostępna nam odpowiednią przestrzeń prowadzimy tzw. „strefa kontroli lotów”. To cicha oddzielona przestrzeń dla uczestników potrzebujących ciszy i spokoju ze względu na złe samopoczucie po użyciu substancji psychoaktywnych. Każda osoba otoczona jest indywidualną opieką, jej stan jest monitorowany przez przeszkolonych wolontariuszy i edukatorów. Udzielamy pomoc przedmedycznej, a w razie konieczności – przekierowujemy ją do punktu medycznego.

Wolontariusze prowadzący edukację rówieśniczą są osobami, które dobrze znają środowisko rekreacyjnych użytkowników substancji psychoaktywnych. Dlatego łatwiej jest im dotrzeć do zdradzających oznaki zażycia osób na imprezie niż najlepszym terapeutom. Gdy któryś z imprezowiczów zgłasza się do nas z problemem - powiedzmy, że zauważył że bierze za dużo – informujemy go o dostępnych terapiach, ośrodkach leczenia.

Na imprezach oprócz rozdawania ulotek i testów można od nas dostać również prezerwatywy, sól fizjologiczną do płukania nosa, czyste rurki bądź fałszywe banknoty do zwijania i wciągania substancji.

Rurki i fałszywe banknoty? Czy takie działania nie podchodzi pod promowanie używania narkotyków?

To profilaktyka zakażeń HCV i innych chorób. W klubie użytkownicy substancji psychoaktywnych często podają sobie ten sam banknot do wciągania, narażając się na różnego rodzaju zakażenia. Wirus HCV może przetrwać na banknocie prawie pół roku. Brak czystej rurki nie powstrzyma ludzi od używania wciągnięcia kreski w toalecie, a leczenie HCV jest bardzo trudne. Osoba zarażona może zarazić następnych, którzy nie mieli nigdy do czynienia z narkotykami. To nie jest wspieranie używania tylko redukowanie szkód związanych z zażywaniem. W tym przypadku: zażywaniem do którego i tak by doszło.

Jeśli nasze działania byłyby "promocją narkotyków" to bardzo nieudaną. Zalecamy niekorzystanie z narkotyków, a jeśli już ktoś jest zdecydowany, przekonujemy do najmniejszej możliwej dawki substancji. Z kolei testy substancji, z których przeważnie wychodzi, że nie wiem, co kupiliśmy, to najgorsza promocja, jaka może być. Mało kto decyduje się zażyć substancję, w której może być wszystko. Narażamy się w ten sposób dilerom, którzy tracą oszukiwanych dotychczas klientów. Na szczęście do poważniejszych incydentów jeszcze nie doszło.

I to wszystko w świetle prawa?

Oczywiście. Testowanie substancji psychoaktywnych i partyworking (red. praca socjalna na imprezach) są nawet działaniami zalecanymi przez Europejskie Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii jako metoda zmniejszania szkód związanych z używaniem substancji psychoaktywnych. To praktyki powszechnie stosowane w wielu krajach Unii Europejskiej. Badania jednoznacznie wskazują, że testowanie zwiększa bezpieczeństwo użytkowników jak i znacznie zmniejsza ilość substancji, które są konsumowane na imprezach. Partyworking jest też działaniem zalecanym przez Ministerstwo Zdrowia.

Mimo to, wiele osób odbiera wasze działania jako szkodliwe społecznie.

Jest to efekt wieloletniego straszenia narkotykami oraz stereotypów z nimi związanymi. Ludzie którzy nie mieli kontaktu z innymi używkami niż alkohol i papierosy, wiedzę o narkotykach czerpią przeważnie z kampanii społecznych polegających na straszeniu i piętnowaniu. Prawdopodobnie to przez te stereotypy straciliśmy nasz fanpage, na którym prowadziliśmy rzetelne działania edukacyjne. Brak rzetelnej informacji są powodem większości poważnych szkód, których doznaje młodzież sięgająca po narkotyki. Na młodych ludzi próbujących narkotyków, często czekają niewesołe konsekwencje prawne. Wydaje się oczywistym, że o wiele większe szkody w życiu 19-latka spowoduje skazanie go za blanta w kieszeni, niż sama marihuana.

W innych krajach jest inaczej?

Na Filipinach do użytkowników substancji psychoaktywnych strzela się z broni palnej. W niektórych krajach za posiadanie substancji grozi kara śmierci. Z drugiej strony mamy Kanadę, która niedawno zalegalizowała marihuanę do rekreacyjnego używania. Do tego w Kanadzie profilaktyka antynarkotykowa jest oparta na filozofię redukcji szkód i edukacji. Polska jest gdzieś pomiędzy tymi rozwiązaniami.

W zeszłym roku Światowa Komisja ds. Polityki Narkotykowej wydała raport, w którym zaleca kontrolę substancji psychoaktywnych. Gdyby narkotyki były kontrolowane tak jak np. leki czy żywność, uniknęlibyśmy dużej części zatruć. Wyobraźmy sobie sytuację, że państwo nie radzi sobie z kontrolą żywności i połowa rynku jest w rękach mafię. Czy mafia byłaby zainteresowana produkowaniem zdrowej żywności? Nawet jeśli by była, nie będzie w stanie skontrolować swoich wszystkich producentów i sprzedawców. Podobnie jest z narkotykami.

No właśnie, a co z "mafią narkotykową"?

Szacuje się, że "biznes narkotykowy" to około 0,6 proc. PKB na świecie, a badanie było robiono bardzo szacunkowo, bo o pełne dane trudno. Czy naprawdę chcemy utrzymywać bandytów? Kupowane czegokolwiek od mafii nie tylko naraża na kupienie kota w worku, ale również na kontakt z bandytami, czego nie chciałby przecież żaden rodzic. Dodatkowo brak regulacji powoduje to, że polska młodzież ma bardzo często większy dostęp do substancji psychoaktywnych, niż do alkoholu.

Takimi przesłankami kierował się rząd Kanady legalizując marihuanę; kanadyjska ministra Jane Philpott. Legalizacja służyła utrzymaniu marihuany poza zasięgiem osób niepełnoletnich oraz odcięcia zysków przestępcom.

Na jakim etapie jest wdrażanie podobnych działań w Polsce?

Sporo się w tej kwestii zmienia. Krajowe Biuro Przeciwdziałania Narkomanii często finansuje działania, dzięki którym upowszechniane są przepisy umożliwiające umarzanie postępowań związanych z posiadaniem narkotyków, zanim trafią one do sądu. Wiele ważnych instytucji jest świadomych konieczności zmian w naszej polityce narkotykowej. Nie pozostaje nam nic innego, jak kibicować osobom dążącym do zmiany. Czas na nowe działania, skoro zakrojone na szeroką skalę "wojny z narkotykami" nie sprawiają, że ludzie biorą coraz mniej.

Piotr Tubelewicz - Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na kierunkach socjologia i historia. Wieloletni partyworker, pracuje z osobami używającymi iniekcyjnie narkotyków przy Dworcu Centralnym w Warszawie oraz na Pradze. Absolwent Studium Socjoterapii i Psychoterapii Młodzieży, Krakowskiego Centrum Psychodynamicznego. Twórca strategii społecznych dla jednostek samorządu terytorialnego. W 2016 i 2017 referent ds. profilaktyki uzależnień w Gorzowie Wielkopolskim. Trener antydyskryminacyjny w projektcie m.in. Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju w latach 2017-2018. Członek stowarzyszenia Miasto Jest Nasze. Członek zarządu Fundacji Prekursor, prezes zarządu Stowarzyszenia Społeczna Inicjatywa Narkopolityki.

Oceń treść:

Average: 9.7 (6 votes)

Komentarze

Anonim (niezweryfikowany)

"projektcie"?
Hahaha

Zajawki z NeuroGroove
  • Metoksetamina
  • Pozytywne przeżycie

Własny, przyjazny pokój, partnerka obok.

  Autor tekstu zastrzega sobie prawo do powielania poniższych praktyk ze względów bezpieczeństwa

 Poniższy raport to opis przeżyć po inframuskularnym zapodaniu Metoksetaminy. Na początku wypada przedstawić moje doświadczenie z dysocjantami. Otóż: jestem bardzo "obcykany" w temacie DXM i spożywam tego specyfiku coraz mniej, ale na porządny trip musze wziąć minimum 750mg. Po dawce 1200mg mam już całkowitą depersonalizację ( 4plateau ). Także, jest tutaj nie mały wpływ na moje dawkowanie MXE.

  • Szałwia Wieszcza

Hej, ho ! Okazuje sie ze SD to masakrycznie potezny psychedelik.
Szkoda ze mialem tak malo. T-R w sumie malo spektakularny ale mi sie
nudzi to napisze, ha !. Szkoda ze mi biedactwo uschlo, musze sie
zaopatrzyc w nowa sadzonke :)



  • DPT

Set & Setting: Wieczór, dobre nastawienie. Najpierw impreza u kumpla, potem przez chwile dwór, na koniec własne łóżko.

Dawkowanie: Mniej więcej 3 x 33,(3)mg "Dipropyltryptamine" wciągane do nosa, średnio co 1-1.5h od pierwszego zarzucenia (gdy schodził peak).

Wiek i doświadczenie: 21 lat, z psychodelików to: Alkohol, MJ, Gałka, DXM, Benzydamina, 2C-E, jakieś piperazyny/dopalacze i teraz DPT.

  • 6-APB
  • LSD-25
  • Marihuana
  • Pierwszy raz
  • Tytoń

Przed kwasem trochę strachu (jak za pierwszym razem), przed 6-abp wielka chęć spróbowania. Ludzie bardzo w porządku, milutko, prawie cieplutko w domu ;)

Tamtej nocy braliśmy nie to, co wpisałam jako substancję wiodącą. Ale ona jest ważniejsza (choć to może wydawać się nieco dziwne).
Ogólnie tamta noc miała być kwasowym tripem, ale niestety mnie się nie udało. I nie, nie dlatego, że nie wzięłam… tylko to nie było to. Ale o tym zaraz.
               

Godzina 18, zarzucamy LSD. Ja z kolegą na pół – reszta po całym kartonie. Chłopaki mówią, że trzeba czekać na pierwsze akcje jakieś 40 minut, więc siedzimy i czekamy.
               

randomness