Psychodeliki. Lek na znieczulenie?

Rozmawiamy z użytkownikami psychodelików. Co biorą? Jak często? Co dają im psychodeliczne tripy? Psycholog tłumaczy, czym w ogóle są psychodeliki.

Tagi

Źródło

Krytyka Polityczna/Narkopolityka | Bartosz Korcz

Komentarz [H]yperreala

Tekst stanowi przedruk z podanego źródła. Pozdrawiamy!

Odsłony

1915

Rozmawiamy z użytkownikami psychodelików. Co biorą? Jak często? Co dają im psychodeliczne tripy? Psycholog tłumaczy, czym w ogóle są psychodeliki.

Ksawery, 26 lat: To był mój pierwszy raz z kwasem i zarazem ostatni, bo to było dla mnie aż tak głębokie przeżycie. Stwierdziłem, że potrzebuję czasu na przepracowanie tego. Dopiero teraz, po prawie dwóch latach, czuję, że znowu mógłbym wziąć kwas.

Byłem z trojgiem przyjaciół, dzień wcześniej zatrzymaliśmy się w mieszkaniu jednego z nich. Z okien widzieliśmy Tatry. Świeciło słońce, był maj, było pięknie. Miałem w sobie strach, ale czułem też, że wszystko zrobiłem jak należy, żeby być w ten dzień jak najlepiej przygotowanym do tripa.

Rano zjedliśmy pyszne śniadanie. Później wsiedliśmy w samochód i ruszyliśmy na poszukiwanie dobrego miejsca. Chłopaki zaproponowali, żebyśmy wzięli już teraz, to wejdzie akurat, jak dojedziemy na miejsce. Kierowca był trzeźwy. Nie brał, bo nie czuł się tego dnia dobrze. Brałem więc ja i dwóch przyjaciół, którzy byli już doświadczeni.

Zaparkowaliśmy samochód w górach. Pierwsze objawy wejścia poczułem, gdy usiedliśmy na postój jakoś po dwudziestu minutach wędrówki. Gdy patrzyłem na komara, poczułem, jak otwiera mi się z nim świat.

Jakoś dokulaliśmy się do naszej bazy. Poczuliśmy, że to jest to miejsce. Byliśmy pośrodku lasu, odseparowani od wszystkiego, przede wszystkim od ludzi. Rozłożyliśmy koce.

Na początku leżałem i robiłem zdjęcia, wszystko wydawało mi się mega ciekawe: że są chmury, że się poruszają, że jest drzewo. Byłem niby świadomy, ale ekscytowałem się wszystkim, na co patrzyłem. Generalnie było w porządku. Siedziałem sobie, byłem z siebie zadowolony, uśmiechnięty. Były piękne kolory.

Widziałem, że chłopaki zaczynają sobie wychodzić. Ja nie czułem się jeszcze gotowy, żeby opuścić bazę.

Uziemienie i „podróżowanie”

Psychodeliki to bardzo złożona i szeroka kategoria substancji, którą jednak trzeba jakoś uporządkować. Najczęściej stosowany jest podział ze względu na łączenie się z receptorami serotoninowymi 5HT2A. Takie właściwości przejawiają tak zwane klasyczne psychodeliki, czyli: psylocybina (składnik „grzybów halucynogennych”), meskalina (występująca naturalnie w niektórych odmianach kaktusów; to pod jej wpływem Aldous Huxley napisał Drzwi percepcji; upodobał ją sobie też Witkacy), DMT (ayahuasca) czy LSD (syntetyczny psychodelik po raz pierwszy otrzymany w 1938 roku przez Alberta Hoffmanna). Psychodeliki nieklasyczne to z kolei substancje, które wprawdzie wywołują efekty podobne do klasycznych psychodelików, ale łączą się z zupełnie innymi receptorami niż serotoninowe (np. ketamina) lub łączą się zarówno z receptorami serotoninowymi, jak również z innymi (np. MDMA).

– Psychodeliki w bardzo specyficzny sposób oddziałują na ośrodkowy układ nerwowy, wywołując radykalną zmianą nastroju i postrzegania. W skrócie można powiedzieć, że powodują zwiększoną podatność na bodźce przy jednoczesnym obniżeniu wpływu naszych uprzednich przekonań na selekcję i przetwarzanie tych bodźców – tłumaczy psycholog Jakub Greń, konsultant Polskiego Towarzystwa Psychodelicznego. – Ta wysoka podatność na bodźce sprawia, że możemy się bardzo mocno zdezorientować i wystraszyć, ale też jesteśmy w stanie bardzo sprawnie wyjść z tego stanu prosto w zdumienie lub zachwyt.

Strach może wywołać nawet dźwięk bicia własnego serca, który dzięki wyostrzonemu słuchowi będzie brzmiał dużo donośniej niż bez psychodelików. – Oprócz intensyfikacji mamy do czynienia także z efektami synestetycznymi, dającymi bardzo oryginalne i dziwne wrażenia, jak na przykład słyszenie dźwięku kolorów – tłumaczy Greń.

Doświadczenia po zażyciu psychodelików są porównywane najczęściej do transu, medytacji czy marzeń sennych, ale są od nich znacznie silniejsze i postrzegane jako bardziej realne.

– To doświadczenia bardzo zbliżone do historycznych opisów doświadczeń mistycznych. Jedną z ich wyraźnych i powtarzalnych właściwości jest pewna nienazywalność czy niewypowiadalność. Ludzie mają ogromną trudność, żeby opisać to, co się wydarzyło pod wpływem substancji psychodelicznych, choć z biegiem czasu zdają się to oswajać i nabywać odpowiednią siatkę pojęciową – wyjaśnia Greń.

Psycholog podkreśla, że trudno jednoznacznie stwierdzić, w jaki sposób zachowuje się osoba po przyjęciu psychodelików. – Raczej nie stanowi zagrożenia dla siebie czy otoczenia, chyba że jest w stanie paniki. Duże znaczenie ma otoczenie, w jakim taka osoba się znajduje. Nawet najdrobniejsze szczegóły mogą mieć wpływ na to, jak się czuje, a to z kolei przekłada się na to, jak będzie się zachowywać. Istotna jest również przyjęta dawka. Przy bardzo intensywnych doświadczeniach jest się raczej uziemionym, przytłoczonym. Leży się, przeżywa, a potem opisuje to na przykład jako „podróżowanie” – tłumaczy Greń.

Fiodor i Anastazja

Mają po 24 lata. Są parą. On – muzyk, ona – graficzka. Razem tworzą, mieszkają i razem zażywają LSD. – Dzięki wspólnym tripom nasza relacja stała się ciekawsza, bardziej kolorowa. Zaczęliśmy się bardziej szanować i przede wszystkim zaczęliśmy być bardziej świadomi tego, jak ważne w naszym życiu są miłość i zrozumienie – mówią.

Jego pierwsze poważne doświadczenie z psychodelikami odbyło się pod wpływem meskaliny. – Spróbowałem jej ze starszym kolegą. To nie była duża dawka. Po kilku godzinach zacząłem mieć jakieś delikatne wizuale. Ruszały mi się ściany. Początkowo nie odczuwałem głębszej percepcji, nie wszedłem w siebie, nie zgubiłem się w myślach – opowiada Fiodor. Kiedy wrócił do domu, został sam i stanął przed lustrem. Dopiero wtedy przeżył coś, co nie zdarzyło mu się nigdy wcześniej.

– Spojrzałem sobie bardzo głęboko w oczy i zauważyłem w nich jakąś postać, która nie była mną. Ta istota powiedziała mi, że jak pójdę spać, to ona wszystko mi opowie. Kiedy się położyłem, wyśniłem rzeczy, które później się spełniły. Zdaję sobie sprawę, że być może to kwestia autosugestii i później pod wpływem tego przeżycia sam doprowadziłem do tego, że ta przyszłość się spełniła, ale to było niezwykłe przeżycie. W tym śnie widziałem dokładnie miejsca, w których się znajdę, sytuacje, które mnie spotkają, i rzeczywiście to wszystko się wydarzyło – podkreśla Fiodor.

Anastazja za początek swojego zainteresowania psychodelią uznaje zupełnie trzeźwe doświadczenia. Mówi, że obcowanie z matematyką i fizyką wprowadzało ją w inny stan świadomości. Później eksperymentowała ze świadomymi snami. LSD pierwszy raz wzięła z Fiodorem. Od tego czasu zażywają kwas nieregularnie, nie częściej niż raz na kilka miesięcy. Negatywnych skutków nie zauważyli. Pozytywne: większa samoświadomość, poprawa samopoczucia, zwiększone poczucie własnej wartości.

– Zdecydowanie jest to coś spirytualnego, coś, co można porównać do jeszcze jednych narodzin. Jakbyś zresetował swoje życie, nagle narodził się na nowo i zrozumiał na nowo pewne rzeczy – podsumowuje Fiodor. – Jeśli każdy dorosły, odpowiedzialny człowiek na świecie spróbowałby raz w życiu LSD, to dałbym sobie rękę uciąć, że poprawiłoby to jakość życia całego społeczeństwa. Uświadomiłoby to nas i uwrażliwiło. Na pewno stalibyśmy się lepszymi ludźmi.

***

Ksawery: Sławek stanął na spróchniałym pniu, który rozleciał się pod jego ciężarem. W środku zobaczyliśmy wielką ćmę. Była ogromna. W pewnym momencie wszyscy przeszliśmy przez taki tok rozumowania, że generalnie głupio, bo to był dom tej ćmy, a my swoją nieuważnością go zniszczyliśmy. Próbowaliśmy go na szybko odbudować. Czuliśmy, że ta ćma jest wkurzona.

Myślę, że to był punkt zwrotny mojego tripa. Do tego czasu był błogi, trochę głupkowaty, nieświadomy. Trochę wędrowałem, nie miałem głębszych przemyśleń, czułem ekscytację wszystkim. Widziałem gałąź – myślałem: „o, dotknę gałęzi”. Kałuża – „o, wsadzę rękę, hmm, mokra i nawet ciepła, bo świeci słońce”.

A teraz stała się ta rzecz. Zniszczyliśmy dom pięknemu stworzeniu. Przez chwilę obcowaliśmy z tą ćmą. Usiadła na Sławku. Jak tak patrzę na jej zdjęcie teraz, to widać na niej jakby twarz. To jest coś, co zostało mi po tym tripie. W rzeczach symetrycznych, fraktalnych zaczynam dostrzegać wyrazy twarzy. I w tamtym momencie właśnie to poczułem – zacząłem we wszystkim widzieć twarze…

***

Anarchiczny mózg

– Dynamika nowej fali badań nad psychodelikami jest potężna, wciąż jednak jesteśmy na bardzo wczesnym etapie rozumienia tego, co dzieje się w ludzkim mózgu i umyśle pod wpływem tych substancji – mówi Greń.

Co już rozumiemy? Po wprowadzeniu do organizmu cząsteczki substancji psychodelicznej łączą się z receptorami serotoninowymi w strukturach mózgowych – pobudzają je i zwiększają ich aktywność. Każda ze struktur pełni różne funkcje – jedne są odpowiedzialne za wykonywanie ruchów, inne za widzenie, jeszcze inne za słyszenie itd. Pod wpływem psychodelików wszystkie te podsystemy przestają być od siebie wyraźnie oddzielone, zaczynają się gęściej łączyć, ściślej komunikować. Mózg zaczyna pracować w bardziej całościowy sposób, co znaczy również, że jego działanie jest mniej uporządkowane, bardziej chaotyczne, a nawet anarchiczne.

Można porównać to do miasta, w którym nagle zamknięte zostają wszystkie główne ulice, a mieszkańcy zmuszeni są do poruszania się nieznanymi sobie dotychczas szlakami.

– Stąd też pod wpływem doświadczeń psychodelicznych jednym z głównych efektów jest dezorientacja, ponieważ przy zmniejszonym udziale znajomych schematów myślowych odbieramy rzeczywistość w sposób bardziej surowy, mniej dla nas znany, mniej pewny, mniej zrozumiały, przewidywalny i bezpieczny. A jednocześnie bardziej świeży – tłumaczy Greń.

Takie działanie – choć z pozoru zdaje się więcej komplikować niż ułatwiać, niesie za sobą potencjał terapeutyczny.

Pogodzić się ze sobą

– Bardzo bałam się tego pierwszego doświadczenia z kwasem. Głównie przez to, że od ośmiu lat zmagam się z depresją i zaburzeniami postrzegania rzeczywistości. Bałam się bad tripa, jednak ku mojemu zaskoczeniu nic takiego się nie pojawiło. Wręcz zauważyłam już po pierwszym użyciu LSD, że pozytywnie wpłynęło to na moje postrzeganie rzeczywistości i przede wszystkim na postrzeganie siebie. Oczywiście najbardziej jest to zauważalne, gdy jestem pod wpływem. Widzę wtedy swoje ciało takim, jakim jest w rzeczywistości, tak jak opisują mi je ludzie, a nie tak, jak widzę je na co dzień w głowie. Pod wpływem LSD bardziej akceptuję swoje ciało niż na trzeźwo – mówi Anastazja.

Fiodor: – To jest dosyć paradoksalne. Zazwyczaj jest tak, że pod wpływem LSD widzimy siebie nieco zniekształconymi, ale rzeczywiście jest w tym coś takiego, że człowiek godzi się ze sobą i z tym, kim jest. Ja również zacząłem się bardziej szanować.

I choć to tylko amatorska obserwacja, podobne efekty działania substancji psychodelicznych naukowcy opisują we – wciąż niewystarczająco licznych – badaniach.

– Modelem terapeutycznego działania psychodelików, który obecnie można uznać za najbardziej precyzyjny i kompleksowy, jest zaprezentowany w ubiegłej dekadzie REBUS (z angielskiego: relaxed beliefs under psychedelics). Został on opracowany przez badaczy z Imperial College London zajmujących się głównie zastosowaniem psylocybiny w terapii depresji lekoopornej – mówi Greń.

Psychologowie i neuronaukowcy są zgodni co do tego, że życie każdego człowieka jest zdeterminowane przez wiele schematów poznawczych. Dotyczą one myślenia o sobie, relacji z innymi, przekonań związanych z otaczającą rzeczywistością. Część z nich utrzymuje się przez całe życie, a część podlega powolnym zmianom w procesie dorastania i nabywania życiowego doświadczenia.

U osób cierpiących na depresję obserwuje się często schematy pełne zniekształceń poznawczych (jak tendencja do podkreślania negatywów i bagatelizowania pozytywów) i dysfunkcyjnych założeń co do własnej osoby, świata, innych ludzi, życia, przyszłości.

– Według modelu REBUS pod wpływem psychodelików dochodzi do obniżenia działania struktury odpowiedzialnej za selektywność i przetwarzanie bezpośrednich doświadczeń na podstawie uprzednich przekonań i schematów poznawczych – tłumaczy Greń. – Można powiedzieć, że doświadczenia psychodeliczne mają potencjał do wprowadzenia obiektywności w naszą subiektywność. Poluzowują przekonanie, że jest dokładnie tak, jak myślimy, że jest. Dzięki temu można pomyśleć coś innego, a to pierwszy krok, żeby doświadczać i działać inaczej.

Depresja jest tu tylko przykładem. Model REBUS, jak i zależności, o których tu mowa, są znacznie bardziej uniwersalne – zarówno w przypadku innych problemów zdrowia psychicznego (jak choćby uzależnienia), ale też wszelkich innych sztywnych czy nadmiernie pewnych przekonań (np. politycznych, filozoficznych czy religijnych).

***

Ksawery: Po tym jak rozwaliliśmy dom ćmie, zacząłem czuć, że mój trip się zmienia.

Stwierdziłem, że spróbuję wyjść z mojego miejsca, z mojej bazy i pójść gdzieś dalej. Nagrałem film, na którym widać pieniek, a ja pamiętam, że widziałem tam ropuchę. Teraz myślę, że przebarwienie na drewnie mogło mi się wydawać ropuchą, ale wtedy byłem przekonany, że ona naprawdę tam jest. Pomyślałem sobie: „Okej, skoro to widzę, to spróbuję podejść krok bliżej”. I w tym momencie usłyszałem bardzo przerażający dźwięk. Poczułem, jak ten dźwięk przechodzi przeze mnie. Dźwięk przerażenia, strachu. Cała fala strachu. Poczułem, że ta żaba nie chce, żebym tutaj był.

Wróciłem do bazy powiedzieć chłopakom, co się stało. Powiedzieli, że może mi się tylko zdawać. Sławek zaproponował, że możemy razem sprawdzić, czy ta żaba faktycznie tam jest.

Szedłem niepewny, Sławek prowadził. Powiedział: „Słuchaj, Ksawery. Tu nie ma żaby, możesz podejść”. Podszedłem, ale byłem strasznie zdystansowany. Sławek powiedział, żebyśmy spróbowali dotknąć tego pieńka i zaprzyjaźnić się z nim. Wszedł na niego. Tknąłem ten pieniek, ale nie było to dla mnie proste. Zobaczyłem, że to faktycznie tylko pień. Dotknąłem go. Później spróbowałem przytulić. Zdawałem sobie sprawę z tego, że to jest pień, ale jak tylko się od niego oddalałem, to ciągle widziałem tam żabę. To się dla mnie sklejało w całość.

W tym momencie czułem się jeszcze neutralnie. Mimo że się wystraszyłem, to byłem dość racjonalny, jakoś kleiło mi się to wszystko w całość…

***

Jak psychodeliki pomagają w terapii

– Informacje, które przytaczam, pochodzą z badań klinicznych, a nie z tego, co się dzieje, gdy ludzie przyjmują psychodeliki na własną rękę – mówi Greń. – We wnioskach z tych badań nie jest napisane, że warto brać psychodeliki. Znajdziemy tam informacje, że w przypadku pacjentów z lekooporną depresją psychoterapia wspomagana pojedynczą dawką psylocybiny (po jednym doświadczeniu psychodelicznym, które było poprzedzone spotkaniami przygotowującymi, trwało osiem godzin i odbywało się pod okiem co najmniej dwójki terapeutów, a po nim nastąpiło jeszcze kilka sesji mających na celu integrację tego doświadczenia) doprowadziła do istotnego obniżenia objawów depresji przez okres pomiędzy pół roku a rokiem. A po tym okresie nastąpił powrót objawów. To jest przełomowe, nie mieliśmy jeszcze do czynienia z takim leczeniem, które po pojedynczym zastosowaniu wywoływałoby tak pozytywne efekty. Nie zmienia to jednak faktu, że tu nie chodzi o samo podanie substancji, ale o kontekst terapeutyczny.

Psycholog zwraca uwagę na rozczarowanie pacjentów, którzy cierpią na depresję i pokładają nadmierną nadzieję w psychodelikach. Takie osoby – w obliczu braku dostępu do legalnej terapii – często decydują się na zażywanie tych substancji na własną rękę, w domu, samotnie lub pod okiem samozwańczych terapeutów psychodelicznych, których nie brakuje również w Polsce.

– Pod wpływem substancji psychodelicznych nasze zachowanie cechuje się przede wszystkim ogromną podatnością. Sam fakt tego, że możemy nie czuć się bezpiecznie albo możemy nie wiedzieć, w jakim kierunku podążać wewnątrz tego doświadczenia, może sprawić, że to doświadczenie będzie dla nas bardzo nieprzyjemne i niekorzystne. Że tylko utwierdzi nas w jakichś negatywnych schematach na własny temat albo nas straumatyzuje. To nie są częste sytuacje, ale się zdarzają – ostrzega Greń.

Psychodeliki bez opieki

Wiele osób decyduje się jednak na przeżycie doświadczenia psychodelicznego na własną rękę. O dostęp do substancji nie jest wcale tak trudno. Zdobyć LSD jest niemal równie łatwo jak marihuanę czy popularne na imprezach techno MDMA. Grzyby zawierające psylocybinę również można kupić u dilerów, ale można je też znaleźć dziko rosnące lub – przy odrobinie samozaparcia – wyhodować w domu (w końcu to tylko grzyby).

Fiodor i Anastazja najczęściej korzystają z LSD. – Na początku trzeba zaznaczyć i przy okazji stosowania jakichkolwiek psychodelików zawsze pamiętać o tym, że to nie jest zabawa. Że to jest coś, co trzeba traktować bardzo poważnie i bardzo świadomie trzeba do tego podchodzić – mówi Anastazja. – Trzeba znać siebie na tyle i ufać sobie na tyle, żeby móc sobie na to pozwolić. Wydaje mi się, że gdyby przyszło mi wziąć silne środki psychodeliczne, takie jak LSD, w wieku na przykład szesnastu czy siedemnastu lat, to mogłoby to wyglądać zupełnie inaczej i skończyć się nawet tragicznie. To są absolutnie środki, które powinny być stosowane przez osoby dorosłe, odpowiedzialne za siebie…

– Za siebie nawzajem – dodaje Fiodor. – Ważny jest cel. Trzeba zadać sobie pytanie, po co się to robi. Jeżeli ktoś bierze kwasa, żeby się dobrze zabawić, to nic z tego nie wyniesie. Warto sobie postawić cel: chcę nabyć pewność siebie, chcę coś zrozumieć, chcę zobaczyć, jak wygląda świat wokół mnie, jak wygląda natura, chcę zbliżyć się do osób, które kocham. To są istotne cele. Dobre cele. Takie, które nas czegoś uczą, podbudowują.

– Nie chodzi o oczekiwania, tylko o taką zgodę, żeby przyjąć to, co nam zaoferuje to doświadczenie. Nie oczekiwać czegoś konkretnego, nie czekać na coś, tylko przyjmować to, co się w trakcie dostaje – komentuje Anastazja.

Set i setting

W trakcie psychodelicznego tripu kluczową rolę odgrywają set i setting, po polsku: nastawienie i otoczenie. Na set, czyli osobiste zasoby jednostki, składają się między innymi: stan fizyczny i psychiczny, wiedza, doświadczenie z substancjami, dawka. Setting to przede wszystkim warunki, otoczenie i kontekst, w jakim będzie przebiegało doświadczenie, czyli na przykład: miejsce i jego znajomość, światło, głośność i rodzaj muzyki, jedzenie czy dostęp do wody.

W internecie można znaleźć wiele informacji o tym, jak przygotować się do tripu tak, aby było to doświadczenie przyjemne. Zapytałem Fiodora i Anastazję, jak oni przygotowują się do swoich sesji.

– Pierwsze, co zrobić, to zakupy. Nie iść do sklepu w trakcie tripu. Przygotować sobie pyszne jedzenie, dużo wody, owoce – radzi Fiodor. – Zacząć w domu, poczekać chwilę, zobaczyć, jak się będzie reagować. Proces „ładowania” jest dla niektórych ciężki, następuje zmiana percepcji, człowiek zaczyna odczuwać, że coś jest inaczej, i może się pojawić niepokój, ale mniej więcej po godzinie czuje się zwykle zwiększony humor.

Często poleca się też, żeby w pierwszym tripie towarzyszyła osoba doświadczona. – My na przykład przy naszych pierwszych razach mieliśmy przy sobie dobrego znajomego, który nas w to wprowadził i utrzymywał w bezpiecznej otoczce – mówi Fiodor. – I trzeba pamiętać, że nawet jeśli wykonuje się taką rzecz z osobą, którą się kocha, to trzeba być gotowym na to, że poznamy tę osobę jeszcze bardziej, że substancje psychodeliczne pokazują nam nasze prawdziwe „ja”.

Bad trip

Zły set i setting mogą zwiększyć ryzyko wystąpienia bad tripa, czyli przerażającego lub trudnego doświadczenia, któremu mogą towarzyszyć urojenia, poczucie dezorientacji, silnego lęku czy panika.

– Trzeba wiedzieć, co prowadzi do bad tripa – mówi Fiodor. – Jeżeli zaplanowałem, że w dany dzień wezmę LSD, ale obudzę się i będę czuł się źle, to powinienem zrezygnować. Trzeba czuć, że to jest ten dzień. Trzeba być na to gotowym. Nie ma sensu się zmuszać. Gdy mamy zły humor, gdy coś strasznego wydarzyło się w naszym życiu i bolejemy, jeśli jest okropna pogoda na dworze, jeśli nasi znajomi są niemili – nie ma sensu brnąć w doświadczenie psychodeliczne.

A co, jeśli trip jednak skręci w mroczną stronę? Jak pomóc osobie, która przeżywa bad tripa?

– Mówiąc najprościej i najbardziej potocznie, to być dobrym człowiekiem dla takiej osoby – instruuje Jakub Greń, który przez lata zbierał doświadczenie jako partyworker i tripsetter między innymi na festiwalach kultury psychodelicznej. – Trzeba zadbać o najbardziej podstawowe potrzeby takiej osoby, głównie dostęp do wody i poczucie bezpieczeństwa. Trzeba względnie odizolować taką osobę, tak aby ograniczyć napływające bodźce: żeby to nie była głośna, kolorowa i jaskrawa przestrzeń z wieloma nieznanymi osobami, bo to otoczenie generujące potencjalnie dużo lęku społecznego, niepokoju i niezrozumienia. Zapewniać, że ten stan minie.

Postarać się uspokoić oddech. Oddychanie, które redukuje stres, to takie, w którym wdech jest dłuższy od wydechu, mogą być też równe, byleby trwały po co najmniej kilka sekund. W skrajnych przypadkach dzwonimy po karetkę, ale w przypadku samych psychodelików taka interwencja jest potrzebna bardzo rzadko. A gdy już do niej dochodzi, to w grę wchodzą zazwyczaj: nieznana substancja, mieszanka różnych substancji czy też pewne podatności po stronie zdrowia psychicznego.

***

Ksawery: Pamiętam, że od tego momentu wszystko, co widziałem, kojarzyło mi się z twarzami. To trochę dlatego, że wokół nas rosły drzewa, które nawet na trzeźwo wyglądają, jakby miały oczy. Zaczęło mnie to przerastać. Zaczynało się robić nieprzyjemnie. Nie wiedziałem, czy to się zaczyna bad trip, czy jakaś psychoza, czy już tak zostanę. Czułem niepewność. Tak było ze cztery godziny.

Stwierdziłem, że postaram się to opanować. To chyba najważniejszy moment tego tripa. W rozmowie z samym sobą uznałem, że podobnie dzieje się w moim życiu. Że są pewne rzeczy, które mnie przerażają, a z którymi powinienem się zmierzyć.

Zacząłem powoli podchodzić do każdego z tych punktów, w których widziałem twarz. Myślałem: „Okej, w porządku, jesteś tutaj, ja cię widzę jako twarz, ale dotknę cię i zestawię się z tym, że to nie jest takie straszne”.

W ten sposób zacząłem pracować z każdą rzeczą, jaką widziałem. I tak zacząłem się uspokajać. Clou tej historii jest takie: jeśli na coś patrzysz i to cię przeraża, to popatrz na to przez chwilę, a zobaczysz, że to cię nie przeraża i jesteś w stanie sobie z tym poradzić.

Poczułem, że schodzę na ziemię…

***

Wojna z narkotykami

Psychodeliki były wykorzystywane przez ludzkość przez tysiące lat. Dziś w różnych miejscach świata zażywa się je w trakcie rytualnych ceremonii. Natomiast kryminalizacja psychodelików jest stosunkowo nowym zjawiskiem. Przez pewien czas, szczególnie w latach 50. i na początku lat 60., trwały nad nimi ożywione badania. Psychodeliki zaczęły też docierać do coraz szerszych grup użytkowników – początkowo związanych ze środowiskiem akademickim, później rozprzestrzeniły się między innymi wśród amerykańskich hippisów i członków kontrkultury.

W 1971 roku prezydent Stanów Zjednoczonych Richard Nixon wypowiedział narkotykom wojnę absolutną – na wojnie nie oszczędził również psychodelików. A to właśnie w upowszechnieniu ich stosowania niektórzy historycy dopatrują się jednej z podstaw rewolucji światopoglądowej, w której do głosu zaczęły dochodzić osoby walczące o prawa kobiet, mniejszości etnicznych i seksualnych, członkowie kontrkultury czy przeciwnicy wojny w Wietnamie.

Uznając takie kulturowe przemiany za niebezpieczne, Stany Zjednoczone wytoczyły najcięższe działa. Propagandowy przekaz przedstawiał psychodeliki jako wroga publicznego numer jeden. Pojawiły się złowieszcze informacje o uzależnieniach od substancji psychodelicznych i drastycznych konsekwencjach ich używania (do dziś często powtarzanym mitem na temat LSD jest twierdzenie, jakoby ludzie pod jego wpływem mieliby wyskakiwać przez okna).

Kres erze swobodnego dostępu do psychodelików położyła Konwencja o substancjach psychotropowych z 1971 roku. Weszła w życie w 1976 roku, podpisały ją 184 państwa, w tym Polska. Choć jej pierwotnym celem było ograniczenie dostępu do substancji psychoaktywnych wykorzystywanych poza kontekstem medycznym, przełożyła się ona także na możliwość prowadzenia badań.

W Polsce LSD oraz inne psychodeliki w wykazie substancji psychotropowych zajmują miejsce w grupie I-P. Zostały więc sklasyfikowane jako substancje nieprzydatne w medycynie i niebezpieczne dla zdrowia.

Całkowita szkodliwość

Wielu naukowców sprzeciwia się takiej klasyfikacji. W wynikach badań przeprowadzonych przez prof. Davida Nutta w 2010 roku (wcześniej także w 2007) pod względem całkowitej szkodliwości LSD znalazło się na 18. miejscu spośród 20 najczęściej używanych substancji psychoaktywnych. Grzyby psylocybinowe zajęły miejsce ostatnie. W ścisłej czołówce – alkohol, heroina, crack. Szkodliwość tytoniu okazała się niemal równa szkodliwości kokainy.

Badacze podkreślają, że klasyczne psychodeliki nie prowadzą do fizjologicznego uzależnienia. Psychodeliki niosą za sobą najniższą szkodliwość dla otoczenia (największą – alkohol). Cechuje je też wyjątkowo niska toksyczność w porównaniu do innych substancji psychoaktywnych. Główne zagrożenia, które naukowcy wiążą z psychodelikami, wynikają z braku edukacji i odpowiednich warunków oraz możliwego wpływu silnych doświadczeń psychodelicznych na osobę, która zażyła taką substancję bez zapoznania się z zasadami bezpieczeństwa i sposobami ograniczania szkód.

Mimo ograniczeń prawnych w ostatnich latach obserwujemy renesans badań nad terapeutycznym zastosowaniem psychodelików.

– Pojawienie się bardzo obiecujących wyników leczenia PTSD czy depresji terapią wspomaganą psychodelikami jest dużym sukcesem renesansu badań nad tymi substancjami – komentuje Jakub Greń. – Sięganie po takie substancje przez psychiatrów wynika także stąd, że obecnie stosowane leki przeciwdepresyjne są często nieskuteczne i obarczone różnymi objawami niepożądanymi. Stąd stale trwają poszukiwania nowych terapii, między innymi z wykorzystaniem psylocybiny. Ale aby wprowadzić daną substancję do terapii, należy przeprowadzić najpierw skrupulatne badania przedkliniczne, na modelach zwierzęcych, a następnie serie eksperymentów klinicznych z udziałem ludzi. W ten sposób stopniowo ocenia się jej bezpieczeństwo i skuteczność, ustala się odpowiednie dawkowanie i warunki terapii, a także trwałość efektu terapeutycznego, interakcje z innymi lekami czy efekty niepożądane – dodaje psycholog.

To jednak nie będzie szybko możliwe, jeśli nie zmieni się prawo. Obecnie prowadzenie badań z użyciem psychodelików wiąże się z koniecznością lawirowania między przepisami. To zaś drastycznie spowalnia tempo badań, a wielu naukowców po prostu zniechęca.

– Jako psycholog dostaję często telefony czy maile od osób zainteresowanych tematem badań klinicznych z zastosowaniem psychodelików. Ludzie chcą wziąć w nich udział i wierz mi, ale naprawdę ich intencje są najczęściej kompletnie nierekreacyjne, tylko czysto terapeutyczne. Oni są pełni nadziei na to, że to jest metoda, która może im pomóc – mówi Greń.

Jednak większość takich osób nie może brać udziału w zagranicznych badaniach. Nawet jeśli spełniają kryteria udziału, to na przeszkodzie często staje bariera językowa, która uniemożliwia poprawny przebieg badania i chociażby rzetelne wypełnianie ankiet.

– Wiem, że ci ludzie często sami załatwiają te psychodeliki i próbują ich, a to jest związane z dużo większym ryzykiem i z dużo mniejszym potencjałem terapeutycznym, niżby było w przypadku zatwierdzonych badań klinicznych – mówi psycholog.

Zalegalizować?

Ciężar szkód indywidualnych i społecznych związanych z psychodelikami jest – jak pokazują badania – niewielki. Czy powinno się je zalegalizować?

– Jeśli miałbym na to wpływ, dążyłbym do ich dekryminalizacji – odpowiada Greń. – Wtedy istniałaby możliwość wprowadzenia legalnych i bardziej racjonalnych rozwiązań pozwalających na sprawdzanie jakości oraz kontekstów przyjmowania tych substancji. Jeśli o to zadbamy oraz będziemy znali dawkę, jaka jest dla nas bezpieczna, to możemy mówić o bardzo istotnym zminimalizowaniu zagrożeń związanych z przyjmowaniem tych substancji. Mówię oczywiście o osobach, które chcą ich z jakiegoś powodu używać i zrobią to mimo wszystko. Nikomu nie chcę psychodelików polecać.

Jakub Greń jest jednak przeciwnikiem całkowitej legalizacji. – Widzę, jak to przebiega w przypadku marihuany w Holandii czy niektórych stanach w USA. Jeśli coś staje się przedmiotem legalnego biznesu, to tak naprawdę rośnie spożycie. I to nie dlatego, że jest masa ludzi, którzy z niecierpliwością czekali na legalizację, żeby wreszcie spróbować. Rośnie, bo powstaje mnóstwo produktów z zawartością marihuany, które są skierowane do grup wcześniej nieprzekonanych do danej używki. Dlatego mamy dziś mnóstwo produktów na bazie marihuany, które nie są do palenia, bo to coś, co sporą część osób odrzuca. Nie chcą być kojarzeni z „jaraczami jointów”. Proponuje się im więc lizaczki, ciasteczka, napoje. Podobnie może być po legalizacji psychodelików. Na razie realne i w zasięgu jest wprowadzenie medycznych psychodelików, podobnie jak medycznej marihuany. Niedługo prawdopodobnie dojdzie do legalizacji terapeutycznego zastosowania MDMA w Stanach Zjednoczonych, a parę lat później możliwe, że również psylocybiny. Ale to jest przypadek medycznych psychodelików, a nie rekreacyjnego używania – wyjaśnia Greń.

A co o legalizacji sądzą aktywni amatorzy psychodelików? – Według mnie, jeśli psychodeliki miałyby być legalne, to powinna nad tym być duża kontrola, przede wszystkim psychiatrów – twierdzi Anastazja. – Te substancje powinny być wykorzystywane przede wszystkim w terapiach. Sama sobie myślę, że fajnie byłoby móc o tym rozmawiać otwarcie, zwłaszcza z psychiatrami. Mnie na przykład LSD pomaga radzić sobie z zaburzeniami, które mam. Ale powinno to być jednak kontrolowane. I na pewno od wieku co najmniej dwudziestu lat – proponuje Antastazja.

Fiodor jest zwolennikiem legalizacji i szerszego dostępu do psychodelików, ale podkreśla, że kluczowa dla bezpieczeństwa jest bariera wieku i dojrzałości oraz solidna edukacja.

***

Ostatnie dwie albo trzy godziny. Siedziałem na pniu, poczułem połączenie z naturą, poczułem, że to jest lekcja od niej. Czułem wdzięczność za to wszystko. Patrzyłem na rzeczy i czułem się z tym wszystkim połączony. Zadecydowaliśmy, że wracamy do samochodu. Każdy szedł swoim tempem. Ja szedłem ostatni. Nadal czułem wdzięczność, ale czułem też, że natura jest wściekła na człowieka. Czułem jej wkurzenie.

Wróciliśmy do domu. Kiedy obudziłem się następnego dnia, to ostatecznie poczułem, że wylądowałem. „Okej, znowu jestem w znajomym i normalnym świecie” – pomyślałem.

Poczułem, że jest tych doświadczeń dużo, że będę do nich wracał. Nie było tak, że od razu wziąłem zeszyt, rysowałem i pracowałem. Wiedziałem, że potrzebny mi jest czas na przepracowanie tych doświadczeń.

To jest w moim życiu pewien punkt, w którym już nie jestem do niczego automatycznie nastawiony na nie. Zdarza mi się w pierwszym odruchu być negatywnie nastawionym, ale albo potrafię uzasadnić dlaczego, albo, kiedy dokładniej przyjrzę się sprawie – stwierdzam, że jednak wcale nie jestem na nie.

*

Imiona niektórych bohaterów zostały zmienione na ich prośbę.

**

Bartosz W. Korcz – dziennikarski wolny strzelec, najczęściej publikuje w „Gazecie Wyborczej”. Po godzinach działa w kolektywie artystycznym Pokój Krakowski. Prywatnie miłośnik jamników, Juliana Antonisza i Karela Gotta. Ślązak.

Oceń treść:

Brak głosów
Zajawki z NeuroGroove
  • Dekstrometorfan


No więc minęły 3 tygodnie od pierwszej 450... Sobota 6.12.2003


  • Benzydamina
  • Pozytywne przeżycie

pozytywne nastawienie, ekscytacja. Niepewność i lekki strach. Bardzo chciałem doświadczyć halucynacji które odbiorą mi mowę, liczyłem na przyjaznego tripa bez szkieletów, zombie i innych straszydeł. Najdłuższą i najistotniejszą część tripa spędziłem w lesie. Wziąłem ze sobą tylko papierosy, wodę, coś do jedzenia i koc. Spotkałem (jak mi się wydawało) parę osób.

Halucynacje są dla mnie czymś naprawdę intrygującym. To z jednej strony duże pole do popisu wspaniałego organu jakim jest mózg, a z drugiej duża zagadka. Pod wątpliwość podchodzi czym jest świat i wszystko wokoło, gdy ich doświadczamy. Możnaby powiedzieć, że dla ludzi świat jest reakcją chemiczną w ich mózgach. Takie rozumowanie towarzyszyło mi przy podejmowaniu decyzji o zakupie opakowania tantum rosa po uprzednim przeszperaniu hypera i neurogroove.

 

  • 25C-NBOMe
  • Retrospekcja

Zdana poprawka, wyśmienity nastrój, ciekawość, ogólnie wesołe i przyjemne nastawienie z nutką zaniepokojenia