Intelektualna joga - Alan W. Watts

Słowo "joga", jak większość z was bez wątpienia wie, jest takie samo jak nasze słowo "jarzmo" i łacińskie słowo "jungere", które znaczy "przyłączyć".

Tagi

Źródło

Eseje

Odsłony

2003

Słowo "joga", jak większość z was bez wątpienia wie, jest takie samo jak nasze słowo "jarzmo" i łacińskie słowo "jungere", które znaczy "przyłączyć". Przyłączyć, połączenie, ujarzmić i unia - wszystkie te słowa mają zasadniczo ten sam korzeń Zatem tak samo gdy Jezus powiedział: "Moje jarzmo jest łatwe", to tak naprawdę mówił: "Moja joga jest łatwa". Słowo to więc zasadniczo odnosi się do stanu przeciwnego do tego, które psychologowie nazywają wyobcowaniem lub które buddyści zwą "sakyadrishti" – pogląd lub uczucie oddzielenia, wrażenie bycia odciętym od istnienia. Większość cywilizowanych ludzi faktycznie czuje w ten sposób, gdyż mają pewnego rodzaju krótkowzroczną uwagę skupioną na swych własnych granicach i na tym, co jest wewnątrz tych granic. Utożsamiają się ze swym wnętrzem i nie zdają sobie sprawy, że nie można mieć wnętrza bez tego, co jest na zewnątrz. Wydaje się to nadzwyczaj podstawową logiką, nieprawdaż? Nie moglibyśmy mieć wrażenia bycia sobą i posiadania osobowej tożsamości bez kontrastu w postaci czegoś, co nie jest nami, co jest innymi.

Jednakże fakt, że nie uświadamiamy sobie tego, że jaźń i inni istnieją razem, jest korzeniem ogromnego i przerażającego
niepokoju, ponieważ co się stanie, gdy wnętrze zniknie? Co się stanie, gdy tak zwane "ja" skończy się, jak nam się wydaje? Oczywiście gdyby się nie skończyło, i gdyby rzeczy nie poruszały się ciągle i nie zmieniały, pojawiając się i zanikając, wszechświat byłby ogromnym nudziarzem. Stąd jesteście świadomi tego, że rzeczy mają się w porządku tylko przez moment. Mam nadzieję, że większość ludzi tu zebranych ma coś na kształt wewnętrznego radosnego wrażenia, że na ten czas rzeczy mają się mniej więcej ok. Niektórzy z was mogą czuć się bardzo marnie, wtedy to wasz problem może być odrobinę inny, lecz zasadniczo jest taki sam. Aczkolwiek musicie zdać sobie sprawę z tego, że wrażenie, iż życie jest w porządku, jest nie do pojęcia i nie do odczucia, jeśli nie ma daleko, daleko w tyle waszych umysłów światełka możliwości, że coś absolutnie, niewypowiedzianie okropnego może się wydarzyć To się wcale nie musi stad. Oczywiście pewnego dnia umrzecie, lecz zawsze musi istnieć niejasny niepokój, hintegedanka, że okropne okropności są możliwe. To dodaje życiu smak. Te obserwacje idą po linii z tym, co zamierzam omówić - intelektualne podejście do jogi.

Są pewne podstawowe formy jogi. Większość ludzi zna hatha jogę, która jest psychofizycznym układem ćwiczeń i jest ona często demonstrowana w telewizji, gdyż ma pewne wartości wizualne. Można zobaczyć te wszystkie ćwiczenia w pozycji kwiatu lotosu i ludzi zawijających swe nogi naokoło szyi, wykonujących wszelkiego typu zdumiewające ćwiczenia Najbardziej szczerym nauczycielem jogi, jakiego znam, jest kobieta, która uczy hatha jogi i nie udaje, że jest jakimkolwiek guru. Uczy bardzo dobrze.

Następnie jest bhakti joga. "Bhakti" znaczy "oddanie" i przypuszczam, że można ogólnie powiedzieć, że chrześcijaństwo jest formą bhakti jogi, ponieważ jest to joga praktykowana przez nadzwyczajny szacunek i miłość dla jakiegoś bytu odczuwanego jako mniej więcej zewnętrzny do człowieka i który reprezentuje to, co boskie.

Jest jeszcze karma joga. "Karma" znaczy "działanie" i przypadkowo to wszystko, co oznacza. Nie oznacza prawa przyczyny i
skutku. Kiedy mówimy, że coś, co ci się przydarza, jest twoją karmą, to wszystko, co mówimy, to to, że jest to twoje własne działanie. Nikt nie zarządza karmą poza tobą. Karma joga jest drogą działania, używania swego codziennego życia, zawodu czy też dyscypliny sportowej (jak żeglarstwo, surfing albo bieganie) jako swego sposobu na jogę, sposobu na odkrywanie, kim się jest.

Mamy też raja jogę. Jest to królewska joga, nazywana czasami jogą kundalini. Zawiera ona bardzo skomplikowane ćwiczenia psychiczne mające na celu obudzenie mocy, która ma leżeć u podstawy duchowego kręgosłupa i podniesienie jej przez pewne czakry, czyli centra, aż dotrze do mózgu. Jest z tym związany bardzo głęboki symbolizm, jednak nie zamierzam go tutaj omawiać

Mantra joga jest praktyką śpiewania i mruczenia, głośno bądź po cichu, pewnych dźwięków, które wspierają kontemplację, zwaną w sanskrycie jnana. Jest to stan, w którym jest się przebudzonym i jasno świadomym świata takiego, jakim jest, nie zaś jego opisu. Innymi słowy w stanie jnana przestajesz myśleć, przestajesz mówić do siebie i wyobrażać sobie symbolicznie to, co się wydarza. Jesteś po prostu świadom tego, co jest, a nikt nie może powiedzieć tego, czym to jest, gdyż jak słusznie powiedział Korzybski: "Prawdziwy świat jest niewysłowiony". Jest w tym cudownie podwójne dno. Lecz to jest właśnie jnana, to jest zazen, gdzie praktykuje się siedzenie absolutnie przebudzonym, z otwartymi oczami, bez myślenia.

Jest to zupełnie ciekawy stan. Znałem profesora matematyki z Uniwersytetu Północno-Zachodniego , który kiedyś powiedział:
"Wiesz, to zdumiewające, jak wiele jest rzeczy, które mają się inaczej". Mówił o naukowych mitach i przesądach, lecz kiedy praktykujesz jnanę, jesteś zdumiony tym, jak wiele jest rzeczy, które mają się inaczej.

Kiedy przestajesz do siebie mówić i jesteś po prostu świadom tego, co jest - tzn. tego, co czujesz i postrzegasz - to nawet to jest mówieniem za dużo. Odkrywasz nagle, że przeszłość i przyszłość zupełnie znikły. Podobnie znikło tzw. zróżnicowanie na znającego i znane, przedmiot i podmiot, czującego i uczucie, myślącego i myśl. Ich po prostu nie ma, ponieważ musisz mówić do siebie, by podtrzymywać te rzeczy. Są czysto konceptualne. Są ideami, zjawami i duchami. Zatem gdy pozwolisz myśleniu się zatrzymać, wszystkie to odchodzi i znajdujesz się w wiecznym tu i teraz. Nie ma nic, czym miałbyś być, ani nic, co miałbyś robić Nie ma też miejsca, do którego miałbyś się udać, albowiem by myśleć, że masz coś zrobić, musisz myśleć

Jest niesłychanie ważne, by nie myśleć choć raz dziennie dla samego zachowania życia intelektualnego, ponieważ jeśli nic, tylko myślisz, jak doradzają IBM i większość nauczycieli akademickich i guru, nie masz nic do myślenia, tylko myśli. Stajesz się jak biblioteka uniwersytecka, która rośnie sama z siebie poprzez proces zwany w biologii mitozą. Jest to postępujący podział komórek w podkomórki, a tych w dalsze podkomórki, tak więc taka wielka biblioteka jest bardzo często miejscem, gdzie ludzie zakopują się i piszą książki o książkach, które tam są. Piszą książki o książkach o książkach i biblioteka puchnie; jest to jak ogromna masa drożdży, rosnąca i rosnąca, i tylko to się dzieje. Jest to bardzo zabawna gra. Uwielbiam zakopywać nos w starożytnych tekstach orientalnych - to jest zabawa, jak granie w pokera, szachy lub uprawianie czystej matematyki. Problemem jest to, że to staje się coraz mniej powiązane z życiem, gdyż myślenie to jest tylko słowami o słowach.

Jeśli zatrzymamy się chwilowo i oczyścimy umysł z myśli, staniemy się, jak powiedział Jezus: "Znowu jako dzieci" i uzyskamy bezpośredni ogląd świata, który jest bardzo pożyteczny, gdy jest się już dorosłym. Niewiele możesz z tym zrobić, gdy jesteś niemowlęciem, ponieważ wszyscy cię popychają, podnoszą i sadzają. Niewiele możesz zdziałać z wyjątkiem kontemplacji, ale nie możesz nikomu powiedzieć, jak to jest. Lecz kiedy jako dorosłemu uda ci się ponownie uchwycić punkt widzenia niemowlęcia, będziesz wiedział to, co wszyscy psychologowie dziecięcy zawsze chcieli widzieć - jak czuje niemowlę. Ma ono, przynajmniej według Freuda, przeżycie oceaniczne, to znaczy uczucie całkowitej jedności z tym, co się wydarza. Nie zna ono rozróżnienia pomiędzy wszechświatem a swymi działaniami w nim. Większość z nas gdy dostanie się w taki stan świadomości, może mieć skłonność do odczuwania skrajnego przerażenia i zacząć pytać: "Kto tu rządzi? Naprawdę, kto kontroluje to, co ma się wydarzyć?". Spytalibyśmy o to, ponieważ jesteśmy przyzwyczajeni do idei, że proces natury składa się z kontrolujących i kontrolowanych, rzeczy, które robią i rzeczy, które są robione. Jest to czysta mitologia, co sam odkrywasz, patrząc na świat bez myślenia, z czystym i cichym umysłem.

A zatem jnana joga jest podejściem stworzonym dla intelektualistów. Jest intelektualny sposób na uzyskanie tego typu
zrozumienia. Dużo ludzi mówi mi: "Wiesz, rozumiem intelektualnie to, co mówisz, ale tak naprawdę tego nie czuję. Nie
uświadamiam sobie tego". Zwykle odpowiadam: "Zastanawiam się, czy czujesz to intelektualnie, bo gdyby tak było, to również czułbyś to".

Intelekt albo, jak ja to wolę nazywać, inteligencja nie jest rodzajem wodoszczelnego przedziału umysłu, który pracuje tik-tak, tik- tak zupełnie sam i nie ma zupełnie wpływu na to, co dzieje się we wszystkich innych sferach czyjegoś istnienia. Wszyscy wiemy, że można być zahipnotyzowanym słowami. Pewne z nich wywołują natychmiast pewne uczucia, a używając ich, można zmienić ludzkie emocje bardzo łatwo i szybko. Jednakże słowo "intelekt" stało się rodzajem sloganu, który reprezentuje intelektualne najeżenie świata akademickiego.

Pewien profesor z Harvardu, w czasie gdy Tim Leary robił tam eksperymenty, powiedział: "Żadna wiedza nie jest akademicko
poważana, jeśli nie może być ujęta w słowa". Na nieszczęście wydziału wychowania fizycznego i na nieszczęście wydziału muzyki i sztuk pięknych. Jest to bardzo ważne, ponieważ jednym z największych intelektów czasów współczesnych był Ludwig
Wittgenstein. W końcowej części "Tractatus", które jest jego wielką książką, ukazuje on, że to, co uważano zawsze za wielkie problemy życia i filozofii, jest bezsensownymi pytaniami. Problemy te są rozwiązywane nie poprzez udzielanie na nie odpowiedzi, lecz poprzez uwolnienie się od problemu wskutek intelektualnego ujrzenia jego bezsensowności. Wtedy zostajesz uwolniony od problemu. Nie musisz już dłużej spędzać bezsennych nocy na zastanawianie się nad sensem życia i o co w nim chodzi, po prostu dlatego, że o nic w nim nie chodzi. Chodzi o życie, więc kończy on mówiąc: "Gdzie nie da się mówić, tam trzeba milczeć".

Nowy następca Wittgensteina, Anglik nazywający się Spencer-Brown, napisał książkę pod tytułem "Laws of Form" i jeśli ktoś z was ma matematyczny umysł, to mocno jemu ją polecam. Czyni on taki komentarz o Wittgensteinie: "Prawda, że są pewne
rzeczy, o których nie da się mówić Na przykład, nie da się mówić o muzyce". To dlatego większość artykułów krytyków
muzycznych wydaje się zupełnym absurdem. Próbują przekazać w słowach to, jak dany artysta występował, zapożyczając słowa z innych rodzajów sztuki i próbując dad pokaz swej wiedzy o tym.

Ale nie ma sposobu, w który krytyk muzyczny mógłby słowami sprawić, że usłyszałbyś dźwięki koncertu. Przez zapisanie pewnych instrukcji na papierze, mówiących ci pewne rzeczy, które masz uczynić, dźwięki te mogą być jednak odtworzone, tak że muzyczny zapis jest zasadniczo zestawem instrukcji i jeśli postąpisz zgodnie z nimi, uzyskasz doświadczenie, które jest niewyrażalne i poza słowami. Spencer-Brown zauważa, że cała matematyka jest zasadniczo zestawem instrukcji typu: "Opisz okrąg, poprowadź prostopadłą". Zatem gdy postąpisz zgodnie z pewnymi instrukcjami, to zrozumiesz rzeczy, których nie da się opisać i o to oczywiście chodzi w jodze.

Cała literatura mistyczna to tak naprawdę instrukcje. Nie jest ona próbą opisania wszechświata, Boga ani ostatecznej
rzeczywistości. Każdy mistyk wie, że tego nie da się zrobić Samo słowo "mistycyzm" ma swój korzeń w greckim "muin", co
znaczy "cisza". Ani mru, mru, bądź cicho. Mam mówić, lecz to jest to - bądź cicho. Stój, patrz i słuchaj - to jest joga - zobacz, co się dzieje. Tylko nic nie mów, bo to zepsujesz. Ktoś przyszedł do mistrza zen i powiedział: "Góry, wzgórza i niebo - czyż one wszystkie nie są ciałem Buddy?", na co mistrz odparł: "Tak, ale szkoda jest tak mówić".

Ci z was, którzy są zorientowani matematycznie mogą poprzez czytanie książki Spencera-Browna "Laws of Form" przejść przez
intelektualny proces, który jest faktycznie bardzo bliski jnana jodze. W istocie, byłem pod takim jej wrażeniem, że przybyłem do Anglii, by zobaczyć tego faceta. Jest zupełnie niepospolity, wszechstronny geniusz.

Książkę zaczyna od polecenia dokonania jakiegokolwiek rozróżnienia pomiędzy czymś a niczym, wnętrzem a tym, co na zewnątrz itp. Następnie prowadzi cię przez proces rozumowania, w którym pokazuje ci, że jak tylko uczyniłeś ten krok, to wszystkie prawa matematyki, fizyki, biologii i elektroniki następują po tym w nieunikniony sposób. Sporządza je i umieszcza cię w najbardziej skomplikowanych obwodach elektronicznych, które koniecznie wynikają z poprowadzonego przez ciebie rozróżnienia. Gdy tylko to zrobisz, wszechświat, jakim go znamy jest nieunikniony.

Po tym mówi on: "Nie pokazałem ci nic, czego już nie znałeś. Na każdym kroku, gdy widziałeś, że jedna z moich teorii jest
poprawna, mówiłeś: "Ach, oczywiste". Dlaczego? Ponieważ już to znałeś". Potem, na końcu, gdzie pokazał ci niejako naturę
twego umysłu, zadaje pytanie: "Czy ta podróż była naprawdę konieczna?".

Zabiera on nas ponownie na wejście i mówi: "Widzicie, to, co wydarzyło się przez ten cały proces matematyczny, a także w
trakcie waszego własnego skomplikowanego życia, gdzie próbowaliście dowiedzieć się czegoś, co już znaliście, to właśnie jest wszechświat zakręcający ku sobie". To jest sens wszechświata - skręcił on ku sobie, by na siebie popatrzeć Kiedy coś patrzy na siebie, to ucieka od siebie, jak wąż połykający swój ogon, jak pies goniący swój ogon, jak próba złapania ręki tą samą ręką. Trochę go łapie, lecz nie zupełnie i tak czyni on na końcu tę zdumiewającą uwagę: "Naturalnie, gdy nasze teleskopy zyskują na mocy, wszechświat musi rozszerzyć się, aby im uciec". Teraz powiecie, że to jest idealizm subiektywny w nowym przebraniu. Biskup Berkeley ponownie mówiący, że tworzymy świat naszymi umysłami. Jest to niestety prawda, jeśli uważasz, że umysł oznacza "fizyczny mózg" i "fizyczny układ nerwowy". Jeśli posłuchasz wykładów Karla Pribrama w Stanford, odkryjesz, że mówi on to samo w terminach neurologicznych. To struktura twojego układu nerwowego powoduje, że widzisz świat, który widzisz. Albo przeczytaj książkę J. Z. Younga "Doubt and Certainty in Science", gdzie to wszystko jest bardzo dobrze wytłumaczone. To ten sam stary problem w nowym języku, bardziej skomplikowanym, wyrafinowanym, uaktualnionym, uznawanym naukowo języku. To ta sama stara rzecz, a to jest joga. Joga, unia, znaczy, że ty to robisz. W pewnym sensie ty jesteś Bogiem, "Tat tvam asi", jak mówią Upaniszady - "Ty to robisz".

Więc wielu nauczycieli duchowych i guru spojrzy na swych uczniów i powie: "Jestem Bogiem. Uświadomiłem to sobie". Lecz
ważne jest to, że to ty jesteś uświadomiony. Czy ja jestem, czy też nie, to nie ma żadnego wpływu na ciebie. Mógłbym wstać i powiedzieć: "Jestem uświadomiony" oraz założyć turban, żółtą togę i powiedzieć: "Przyjdźcie do mnie, jestem guru, a potrzebujecie łaski guru, aby być uświadomionymi" - byłby to cudowny żart. Byłoby to jak okradzenie was z zegarków, a potem sprzedanie ich wam. Lecz chodzi o to, że jesteście już uświadomieni. Co przez to mamy na myśli? Mówimy oczywiście coś bardzo ważnego, lecz niestety nie ma sposobu na określenie tego, ani na pójście w słowach choćby o krok dalej. Kiedy filozof słyszy coś takiego jak tat tvam asi, "Jesteś tym" lub "Jest tylko wieczne teraz", to mówi: "Tak, ale nie wiem, dlaczego tak się tym ekscytujesz. Co masz przez to na myśli?".

Jednak zadaje on to pytanie, ponieważ chce kontynuować grę słów, nie chce przejść w wymiar doświadczenia. Chce się spierać, gdyż to jego działka, a te wszystkie wielkie mistyczne stwierdzenia nie znaczą zupełnie nic. Są stwierdzeniami ostatecznymi, tak jak drzewa, chmury, góry i gwiazdy nie mają znaczenia, ponieważ nie są słowami. Słowa mają znaczenia, gdyż są symbolami, ponieważ wskazują na coś innego niż one same.

Ale gwiazdy, jak muzyka, nie mają znaczenia. Tylko zła muzyka ma jakieś znaczenie. Muzyka klasyczna nigdy nie ma znaczenia i aby ją zrozumieć, musisz po prostu jej słuchać i obserwować jej piękne formy oraz wniknąć w jej złożoność

Kiedy twój umysł, to znaczy twój system werbalny, jest u kresu swych sił i dociera do stanu bezznaczeniowego, to jest to ten krytyczny moment. Metodą jnana jogi jest wyćwiczenie intelektu do swych granic, tak że docierasz do punktu, w którym nie masz już dalszych pytać Możesz zrobić to na studiach filozoficznych, jeśli masz właściwego nauczyciela, który pokaże ci, że wszelkie poglądy filozoficzne są fałszywe lub przynajmniej jeśli nie fałszywe, to skrajnie stronnicze. Widzisz, jak nominaliści unieważniają realistów, jak determiniści unieważniają wolnomyślicieli, jak behawioryści unieważniają witalistów, a potem jak logiczni pozytywiści unieważniają niemal każdego. Wtedy ktoś może powiedzieć: "Tak, ale logiczni pozytywiści zataili metafizykę", co faktycznie uczynili i wtedy dostajesz się w okropny węzeł i nie ma już dla ciebie nic, w co mógłbyś uwierzyć

Jeśli poważnie zaangażujesz się w studiowanie teologii i komparatystyki religii, spotka cię dokładnie to samo. Nie możesz już dłużej być nawet ateistą; to także okazuje się być czysto mitologicznym stanowiskiem. Więc czujesz swego rodzaju intelektualny zawrót głowy, taki jak w wierszu zen: "W górze nawet dachówki, by schronić głowę; w dole nawet piędzi ziemi, by postawić stopę". Zatem gdzie jesteś?

Oczywiście jesteś tam, gdzie zawsze byłeś. Odkrywasz, że jesteś tym i jest to niewygodne, ponieważ nie możesz się tego chwycić. Odkrywam, że czymkolwiek jestem, nie jest to coś wewnątrz mojej głowy - jest to tak na zewnątrz, jak i wewnątrz. Lecz cokolwiek to jest, nie można się tego złapać, więc dostajesz drgawek. Denerwujesz się, doświadczasz lęków i temu podobnych. Wszystko to zostało wyjaśnione przez Siankarę, wielkiego indyjskiego komentatora Upaniszad i wielkiego mistrza
niedualistycznej doktryny wszechświata, kiedy powiedział: "To, co wie i to, co jest wiedzącym we wszystkich istotach, nigdy nie jest przedmiotem swej własnej wiedzy". Zatem jeśli szukasz najwyższego kopa, wielkiego doświadczenia, wizji Boga, jakkolwiek to nazwać - wyzwolenia - kiedy więc myślisz, że tym nie jesteś, to każdy stary guru może ci sprzedać metodę na znalezienie tego. To nie musi być złe z jego strony, gdyż mądry guru jest osobą, która cię prowadzi. "Hej koteczku, koteczku, mam coś bardzo dobrego dla ciebie. Tak. Tylko czekasz na to, ale musisz jeszcze przejść przez wiele etapów". A ty mówisz: "Och, och, mogę to dostać? Chcę to dostać!". I przez cały czas to jest tobą.

Rozmawiałem z mistrzem zen parę dni temu, który powiedział: "Hm... Powinieneś być moim uczniem". Spojrzałem na niego i
odparłem: "Kto był nauczycielem Buddy?". Spojrzał na mnie w bardzo dziwny sposób, po czym wybuchnął śmiechem i wręczył mi
małą koniczynkę. Jak długo jesteś przekonany, że jest coś więcej, czym powinieneś być, niż jesteś teraz, tak długo oddzielasz siebie od rzeczywistości, od wszechświata, od Boga, jakkolwiek to zwad - owym "Tat" w "Tat tvam asi". Jeśli jesteś zainteresowany czymś takim jak psychoanaliza, terapia Gestalt, trening wrażliwości, jakakolwiek joga itp., to będziesz ciągle odkrywał, że masz takie śmieszne odczucie tego, co ja nazywam "duchową chciwością", która może zostać wzbudzone przez kogoś zalecającego ci: "Hm... są wciąż wyższe poziomy dla ciebie do osiągnięcia. Powinieneś spotkać mego guru". Możesz zatem powiedzieć: "Aby być w pełni uświadomionym, musisz dotrzeć do punktu, w którym już nie szukasz". Wtedy zaczynasz myśleć: "Teraz będę nieposzukującym", jak uczniowie Krishnamutiego, którzy po tym, jak powiedział, że nie czyta żadnych duchowych książek, nie czytają nic poza powieściami, stając się duchowo nieduchowi. Cóż, odkryjesz także to, że nazywa się to w zen "nogami węża" - czymś zupełnie nie na miejscu. Nie musisz nie szukać, ponieważ nie musisz niczego. To jak wczołgiwanie się do dziury i ciągnięcie tej dziury za sobą.

Wielkim mistrzem tej techniki był uczony buddyjski żyjący około 200 r. n.e., zwany Nagardżuna. Wynalazł całą dialektykę i
stworzył madjamanikę, szkołę, w której prowadzący uczniów po prostu niszczył ich wszystkie idee, całkowicie obalał ich
filozoficzne poglądy, tak że dostawali drgawek. On takich drgawek nie miał. Wydawał się doskonale rozluźniony nie posiadaniem żadnego szczególnego punktu widzenia. Mówili: "Nauczycielu, jak ty możesz to znieść? My musimy mieć się czego trzymać", a on na to: "Kto musi? Kim jesteście?". I w końcu odkrywasz, oczywiście, że nie ma potrzeby trzymać się ani polegać na czymkolwiek. Nie ma na czym polegać, ponieważ to ty jesteś tym. To jest jak zadawanie pytania: "Gdzie jest wszechświat?". Przez to mam na myśli cały wszechświat - gdzie w przestrzeni? Wszystko w nim spada obok całej reszty, lecz nie ma żadnej podłogi, o którą mogłoby to się rozbić Możesz myśleć o nieskończonej przestrzeni, jeśli wolisz - nie musisz myśleć o tym, że jest zakrzywiona, lecz że wybiega w dal, w dal i w dal na zawsze i nie ma końca... Co to jest? To oczywiście jesteś ty. Czym innym mogłoby to być? Wszechświat jest tak rozkosznie urządzony, że gdy patrzy na siebie, to aby nie być jednostronnym i uprzedzonym, patrzy na siebie z niezliczonych punktów widzenia. W ten sposób unikamy solipsyzmu, poglądu, że tak naprawdę jestem tu tylko ja, a wy wszyscy jesteście w moim śnie. Oczywiście taki punkt widzenia nie może być zakwestionowany, z wyjątkiem wyobrażenia sobie zjazdu solipsystów kłócących się o to, który z nich jest tym jedynym prawdziwym.

Jeśli rozumiecie to, co mówię, poprzez używanie swej inteligencji i robicie następny krok, mówiąc: "Rozumiem to, lecz tego nie czuję", to ja zapytam: "Dlaczego chcecie to czuć?". Mówicie: "Chcę czegoś więcej", lecz to znowu jest duchowa chciwość, a możecie tak mówić tylko dlatego, że tego nie rozumiecie. Nie ma nic do szukania, gdyż ty jesteś tym. Zawsze tym byłeś, a ujmując to w chrześcijańskich lub żydowskich terminach - jeśli nie wiesz, że jesteś Bogiem od początku, to próbujesz stad się Bogiem na siłę. Stajesz się zatem agresywny, butny i taki i siaki... Cała nasza przemoc, nasze współzawodnictwo, nasz straszny niepokój o przetrwanie wynika z tego, że nie wiedzieliśmy od początku, że tym jesteśmy.

Cóż, wtedy powiecie: "Gdybyśmy tylko wiedzieli od początku", jak wtedy, gdy wiedzieliście jako niemowlęta. Wtedy każdy
powie: "Cóż, nic się nigdy nie wydarzy". Ale to się stało, nieprawdaż? I cześć tego jest w niezłym bałaganie. Niektórzy powiedzą: "Weźmy na przykład Hindusa".

Podstawą religii hinduskiej jest to, że wszyscy jesteśmy Bogiem w przebraniu i że świat jest iluzją. "Wszystko to jest rodzajem półprawdy, lecz jeśli o to chodzi - jeśli naprawdę obudzony Hindus poprzez wiedzę o swej jedności z Bogiem stałby się po prostu bezczynny, to co wtedy z hinduską muzyką, jej niewiarygodnie złożoną, cudowną techniką?". Kiedy Hindusi siedzą i grają, to śmieją się z siebie nawzajem. Cieszą się ogromnie bardzo skomplikowanymi grami muzycznymi. Lecz kiedy idziesz do symfonii, każdy ubrany jest w strój wieczorowy i ma zupełnie poważny wyraz twarzy. Kiedy orkiestra wstaje, widownia siada i przypomina to swego rodzaju kościół. Nie ma tego wspaniałego zapału, kiedy to grający na bębnach śmieje się z grającego na lutni podczas wspólnego współzawodnictwa we wszelkiego typu cudownych improwizacjach. Więc jeśli dowiesz się w jakikolwiek sposób, kim naprawdę jesteś, to zamiast stad się tylko leniwym zaczniesz się śmiać Śmiech prowadzi do tańca, taniec wymaga muzyki, a więc dla urozmaicenia możemy grad razem.

 

Oceń treść:

Average: 9.7 (3 votes)
Zajawki z NeuroGroove
  • Amfetamina


Nigdy Nie Ciagnelo Mnie Do Takich Rzeczy Jak Feta, Lsd Itp. Ale Oczywiscie Nadazyla Sie Okazja Zeby Sprobowac (Fety), Wiec Pomyslalam Czemu Nie. Bylam Przekonana Ze Nie Odczuje Niczego Niezwyklego. Przynajmniej Mialam Taka Nadzieje. Nie Bylo Duzo Towaru, Bylismy W Trojke I Bylo 1/4 Deel-Paka. Uformowalam Sobie Spora Kreske I Nie Zwazajac Na Moja Sluzowke Nosa Pociagnelam Jak Stary Cpun. Czasami Ciagne Tabake Wiec Nie Mialam Z Tym Problemu. Czekalam Na Efekty...


  • Etanol (alkohol)
  • Marihuana
  • Mefedron
  • Pozytywne przeżycie

Podniecenie, mega pozytywny humor po egzaminie dypomowym. Chęc zaszalenia z kumplami.

 

  • Dekstrometorfan
  • Dimenhydrynat
  • Tripraport

pokój w wynajmowanym ze współlokatorami mieszkaniu

Wiek około 20 lat waga 54 kg

Stan zdrowie – przeziębienie i źle przespana noc

  • Szałwia Wieszcza


Swoja przygodę z salvią rozpocząłem od małej ilości suszu, z tej rzadkiej meksykańskiej roślinki. Ogólnie wrażenia były dość słabe na pewno nie takie jakich się spodziewałem, (ale możliwe że było to spowodowane jeszcze nie wyrobieniem receptorów). Raczej stan przypominał lekkie upalenie mj. Tyle, że bardzo krótkie. Odczuwałem, że coś się dzieje i na pewno nie był to efekt placebo. Kiedy się położyłem czułem jakbym się bardzo zapadł w kanapę. Poza tym nic. Kilka razy jeszcze zapaliłem suszu, ale nic ponad opisane wrażenia.

randomness