Grupa osób podchodzi do niewysokiego, stalowego
kontenera wielkości dwuosobowego łóżka. Osoba
nadzorująca przebieg eksperymentu unosi pokrywę i
zaprasza jedną z osób do środka. Po chwili
wahania jedna z osób przechodzi krótki
instruktaż, zdejmuje ubranie i przekracza próg
komory. Kładzie się swobodnie na powierzchni wody
i daje znak reszcie. Jest już gotowa. Kontener
zostaje szczelnie zamknięty, tak żeby z zewnątrz
nie dochodziły żadne odgłosy, ani promienie
świetlne. Instruktor wyjaśnia reszcie, że
człowiek znajdująca się wewnątrz komory swobodnie
unosi się na powierzchni cieczy, która jest
stężonym roztworem specjalnych soli,
umożliwiającym niepełne zanurzenie. Pozostaje w
nim, według uznania, choć na początek, w celu
oswojenia się z nowymi wrażeniami, a w zasadzie z
ich brakiem, poleca się przebywanie w komorze
deprywacji sensorycznej nie dłużej niż 30 minut.
W miarę, jak nabiera się doświadczenia, sesje
mogą przedłużyć się do wielu godzin.
Deprywacja sensoryczna, jest szczególnym stanem
świadomości, w którym bodźce ze wszystkich
naszych zmysłów, zostają ograniczone do minimum.
Umożliwia to specjalnie skonstruowany kontener, w
którym ochotnik zanurza się w 25 centymetrach
roztworu soli MgSO4-7H2O o temperaturze skóry,
czyli ok. 34,5 st. C. W celu jak najlepszej
izolacji zmysłowej, należy dokładnie zamknąć się
w takim pojemniku, odcinając się od źródeł
światła i dźwięku. Naturalnie, nigdy nie
osiągniemy stanu idealnej deprywacji
sensorycznej, jednakże opisane komory umożliwiają
ograniczenie napływających do nas w każdej
sekundzie bodźców do minimum. Słyszymy jedynie
własny oddech i szum krwi w uszach, przestajemy
widzieć, odczuwać tarcie spowodowane kontaktem z
ubraniem, przestajemy czuć siłę grawitacji,
temperaturę powietrza i wody w której jesteśmy
zanurzeni. Wszystko to sprawia, że mózg zostaje
pozbawiony chaotycznych, niepotrzebnych wrażeń i
zaczyna funkcjonować w sposób zupełnie
nieprzewidywalny.
Wynalazcą komory deprywacji sensorycznej jest
amerykański psycholog John C. Lilly. Urodzony w
1915r. Lilly kształcił się na Uniwersytecie w
Pensylwanii, gdzie uzyskał doktorat w zakresie
biofizyki i eksperymentalnej neurologii. Podczas
swoich eksperymentów ze świadomością w latach
50-ych, Lilly natrafił na LSD, którego zdolność
do deformacji postrzegania, myślenia,
interpretacji zjawisk i zdarzeń zapoczątkowała
jego trwającą do dzisiaj fascynację odmiennymi
stanami percepcji świata, granicami ludzkiej
świadomości. Fascynację nie-chemicznymi metodami
przekraczania wrodzonych barier umysłu.
Komora deprywacji sensorycznej powstała w
rezultacie badań nad hipotezą twierdzącą, iż
podczas pozbawienia mózgu jakichkolwiek wrażeń
zmysłowych, zwyczajnie zapadnie on w fazę snu.
Uważano, że podczas zapadania w sen kolejne
zmysły zostają wyłączane, co prowadzi do zmian w
amplitudzie i natężeniu fal mózgowych. Faza
czuwania byłaby więc fazą kontaktu ze światem,
podczas gdy faza snu automatycznie pozbawiałaby
nas tego kontaktu. Podczas badań nad całkowitą
izolacją zmysłową mózg ludzki powinien więc,
zgodnie z założeniami, zapadać w sen. Okazało się
jednak, iż pozbawienie go większości doznań
dostarczanych codziennie w normalnym życiu
przynosi nieoczekiwany efekt - mózg pozostaje w
dalszym ciągu świadomy, a stan w jakim badana
jednostka się znajduje można określić jako wcale
interesujący.
"Skonstruowałem komorę deprywacji sensorycznej
pracując w Narodowym Instytucie Zdrowia
Psychicznego. Przy jej pomocy poczyniłem tyle
odkryć, że bałem się napomknąć o nich reszcie
psychiatrów, którzy uznaliby mnie chyba za
wariata. Odkryłem, że komora deprywacji jest
dziurą we wszechświecie świadomości, przez którą
można patrzeć na całkowicie odmienną
rzeczywistość. Było to naprawdę fascynujące, lecz
przerażające zarazem.". Podczas seansu w komorze
deprywacji sensorycznej można zaobserwować szereg
zmian w obrazie fal mózgowych, odzwierciedlanych
przez zmiany w odczuwaniu "tu i teraz". Lilly
przytacza najczęściej spotykany schemat
zagłębiania się w odmienny stan świadomości, w
zależności od ilości czasu spędzonego w komorze:
Przez pierwsze trzy kwadranse sprawy myślimy
jeszcze o sprawach dnia codziennego. Jesteśmy
świadomi otoczenia, środowiska itd.
Stopniowo zaczynamy się relaksować i
nicnierobienie sprawia nam przyjemność.
W ciągu kolejnej godziny pojawia się jednak
napięcie, uczucie "zmysłowego niedosytu",
pojawiają się drobne odruchy służące zaspokojeniu
potrzeby odbioru wrażeń: pocieranie palców,
drganie mięśni itd.
Jeżeli uda nam się powstrzymać te odruchy
wystarczająco długo, wejdziemy w fazę czwartą, w
której potrzeba odczuwania jakichkolwiek wrażeń
jest tak silna, że pragniemy czym prędzej opuścić
komorę.
Każdy najdrobniejszy bodziec docierający do nas
przez skórę, uszy, oczy itd. Jest odbierany ze
zdwojoną siłą i zaprząta umysł w stopniu trudnym
do zniesienia.
Myśli przenoszą się z odczuwania miejsca i ciała
w bardziej osobiste, emocjonalne rejony, którymi
uczestniczący w eksperymencie rzadko chcą się
dzielić z innymi. Reakcje w tym momencie wahają
się od całkowitego powstrzymywania się i
niechęci, do poddania strumieniowi wrażeń, co
wiąże się z niemałym zadowoleniem.
Finalnym etapem są wzrokowe halucynacje,
wygenerowane samoistnie przez mózg. Mogą
przybierać formę wielobarwnych fraktali, tuneli,
korytarzy, eksplozji kolorów. Poczucie czasu
zostaje całkowicie zaburzone. Uczestnik zostaje
porwany przez strumień halucynacji odbieranych
każdym zmysłem, słyszy dźwięki, czuje dotyk,
poddaje się nieogarnionej, fantazyjnej podróży
wgłęb własnej zmysłowości.
Pobyt w komorze deprywacji sensorycznej stanowić
może głębokie, nierzadko traumatyczne
doświadczenie. Pozwala na wgląd do wnętrza
własnej psychiki, umożliwia stawienie czoła
najskrytszym fobiom, lękom, a następnie
przełamanie ich, sięgnięcie do źródła
najpierwotniejszej energii. Próba wyeliminowania
jakichkolwiek zakłóceń płynących ze świata
zewnętrznego, praktykowana jest w niemal każdej
religii, dla której samorealizacja i eksploracja
własnych możliwości stanowi podstawowy środek do
osiągnięcia ponadcielesnego szczęścia. W
przeciwieństwie do koncepcji Timothiego Leary,
który traktuje środki psychodeliczne jako element
ułatwiający nam dotarcie do samych siebie,
pokonywanie barier narzuconych społecznie może,
wg. Lilliego, nastąpić naturalnymi metodami, nie
wymagającymi ingerencji w procesy metaboliczne.
Choć więc zanurzenie w komorze deprywacji
sensorycznej po części prowadzi do podobnych
efektów co konsumpcja LSD (wydzielanie endorfin w
mózgu), to jest to droga zdrowsza i zgodniejsza z
naturą, bowiem oczyszczenie zachodzi wskutek
zmysłowej ascezy, a nie wprowadzenia do organizmu
substancji chemicznej. Lilly bliższy jest tym
samym wschodnim mistykom, którzy po wielu latach
praktyk medytacyjnych oceniają wrażenia po
kwasie, jako pokonanie zaledwie pierwszego
stopnia na drodze do Satori.
Badania nad deprywacją sensoryczną stanowią
zaledwie niewielki wycinek zainteresowań Johna
Lilly, w których centrum stoi człowiek.
Zgłębianie zagadnienia z zakresu teorii języka,
komunikacji werbalnej, sieci neuronowych,
komunikacji międzygatunkowej (w szczególności
człowiek-delfin) doprowadziły go do przekonania,
iż mózg stanowi fenomenalnie plastyczny narząd.
Powiązania pomiędzy korą mózgową a głębszymi,
bardziej pierwotnymi pokładami układu nerwowego
przypominają w swoim schemacie działania
komputer, który można w odpowiedni sposób
programować. Część zachowań i reakcji zostaje w
nas zapisana przy pomocy kodu genetycznego,
natomiast wskutek treningu i odpowiedniej
stymulacji (lub - jak w przypadku deprywacji
sensorycznej - braku stymulacji) możemy
programować własny mózg na nowo.
Środki umożliwiające zgłębienie i kontrolę
najgłębszych pokładów świadomości obejmują m.in.
elektrochemiczne drażnienie kory mózgowej służące
wyzwalaniu pierwotnych reakcji i instynktów a
także dostrajanie fal mózgowych poprzez
stymulację dźwiękową, polegającą na długotrwałym
wsłuchiwaniu się zapętlone sekwencje słowne albo
dźwięki o częstotliwości zbliżonej do amplitudy
fal w mózgu. Samopoznanie jest dla Lilliego
ułożeniem od nowa skomplikowanej, rozsypanej
układanki, jaką stanowią informacje zebrane w
ciągu całej dotychczasowej drogi życiowej.
Najdoskonalszym stanem świadomości staje się
ułożenie własnego programu, systemu operacyjnego
wykorzystującego istniejące dane w całkowicie
nowy sposób.
Człowiek, będąc żywym biokomputerem, jest więc
jednostką w pełni modyfikowalną. Zdobywanie
wiedzy jest tylko jednym z elementów na drodze
poznania świata i samego siebie. Istotniejszym
wydaje się być konstruowanie schematu, według
którego zebrane przez nas informacje będą
spożytkowane. Lilly twierdzi, że każdy mózg
magazynuje te same informacje w taki sam sposób.
Jedyna różnica pomiędzy zwierzętami a
człowiekiem, zasadza się na programie, algorytmie
wykonującym operacje liczbowe, i metaprogramie:
złożonej, bardziej ogólnej i kompleksowej obróbce
danych. Choć obserwacje poczynione przez Lilliego
ograniczają się jedynie do człekokształtnych i
delfinów, czyli zwierząt, których mózg zbliżony
jest najbardziej do mózgu człowieka, uważa on, iż
można uwspólnić pewne schematy funkcjonowania i
komunikacji kory mózgowej z resztą układu
nerwowego ludzi i zwierząt, na tej samej
zasadzie, na jakiej eksperymenty przeprowadzane
na myszach znajdują odniesienie w stosunku do
ludzi. Komunikacja pomiędzy człowiekiem a
delfinami wydaje się najdobitniej świadczyć o
odkrywaniu podobieństw w programach
zarządzających informacjami. Lilly wierzy, że uda
się znaleźć uniwersalny klucz to umysłów nie
tylko ludzi, ale i zwierząt. Na podobieństwo
istniejących softwarowych emulatorów innych
systemów operacyjnych, uda się być może nawiązać
niewerbalną komunikację z innymi
przedstawicielami niekoniecznie naszego gatunku.
Komentarze
Ale jazda ...
Ciekawe czy mozna by bylo zbudowac cos takiego w domowych warunkach
Ciekawe czy mozna by bylo zbudowac cos takiego w domowych warunkach
Ciekawe czy mozna by bylo zbudowac cos takiego w domowych warunkach
fajnie to było pokazane w fimie "odmienne stany świadomości " :)
peace
W domowych warunkach bez komory można przeprowadzić niepełną deprywację sensoryczną, wyciszając zmysły wzroku słuchu i węchu. Też wywoła 'doświadczenie psychodeliczne'.
Załóżmy jakąś organizację. każdy rzuca po 10zeta na stół i robimy komore... kórwa mać w moim miescie w-wo nie ma kwachów od pół roku. jak dalej pójdzie to sobie zbuduje taka komore.
I co - zbudowałeś?
Dajcie tam szefie od naturoterapii na Śląsk taką jedną maszynkę. seans godzinny 20 zeta, ludzie będą przychodzić, to się szybko zwróci.
Jestem za bardzo zdeprymowany i deprywacja bardzo by mi pomogła w oddeprymowaniu się.
czytalem o tym wczesniej juz, chociaz dopiero teraz jakos tak bardziej sie tym zainteresowalem ;]
nie zna ktos jakichs stron o tym traktujacych?
Lol , tydzien temu na zajeciach z "odmiennych stanow swiadomosci " studentka miala referat o deprywacji slowo w slowo jak ten z hyperreala heheheh
A co do testowania na sobie to nie polecam , osobom tym robiono potem badania i wykazywaly zaburzenia koncetracji , niepokoj wydatnie gorzej szly im testy na inteligencje ( badania te byly prowadzone 4 dni po deprywacji wiec nie wiem ile ten efekt trwa)
macie moze ten film odmienne stany swiadomosci jesli tak to prosze o kontakt
Heh, deprywacja sensoryczna jest czyms naprawde zajebistym, napewno skuteczniejsza od metody Ganzfielda i stymulacji dźwiękowej (Hemi-Sync), jednak trudno zorganizować sobie takie wrunki w domu. A ten stan to of coz OOBE :)
znalazlem w sieci:
http://www.floatation.com/
tu jest o firmach...
http://neurobot.art.pl/03/teksty/deprywacja/deprywacja.html
a tu jest chyba podobny artykul (jesli nie ten sam)
heh no za 2-3 tysie to moze by sobie w domciu zamontowac...
stwierdzenie ze Lilly zainteresowal sie odmiennymistanami swiadomosci po zazyciu LSD jest nieprawdziwe moznao tym przeczytac na jego stronie (in inglisz) http://www.eccosys.co.jp/lilly/lsdtanx.htmlprobowal jednak kwasika i to w monstrualnej ilosci300 mikro domiesniowo w swojej komorze nad basenemz delfinami i okrutnie sie wystrzelil :)ale duzo po tym jak zaczal experymentowac z swiadomoscia
A czy aby na pewno ta sól nie podrażnia skóry? Tak czysto logicznie...
Mam silną alergię i nieustannie jakieś podrażnienia i podrapania na skórze. Raz w życiu byłam nad Morzem Śródziemnym. Jak pewnie wiecie, Bałtyk ma niskie zasolenie, bo to już Północ :), małe parowanie... W Morzu Śródziemnym jest inaczej. Otóż w Bałtyku owszem mogę pływać, ale w Hiszpanii poczułam po wejściu do morza tak okropne pieczenie, że natychmiast wyskoczyłam z wody i do końca pobytu pływałam tylko w basenie (za to 3 razy dziennie :)). W Morzu Martwym podobno każde obtarcie skóry piecze. Teraz pytanie: kto może powiedzieć, że nie ma absolutnie żadnego podrażnienia skóry? I to ma nie boleć w roztworze soli? Ciekawe...