Co dziś wciągacie? Mefedron? Ta, jasne…

Jurek Afanasjew przeleciał całą Europę, żeby sprawdzić, co było w waszym sreberku z „tróją”.

Tagi

Źródło

Krytyka Polityczna
Jerzy Afanasjew
Dziennik Opinii nr 281/2016 (1479)

Odsłony

11779

– Co wciągacie? – spytałem ze szczerą ciekawością, jak zawsze, kiedy odwiedzam nad ranem tych bardziej imprezowych przyjaciół. Do mieszkania wpadały pierwsze promienie słońca, a wokół stołu zastawionego przepełnionymi popielniczkami krzątało się czterech chłopaków. Posypali, pokruszyli, pośpiesznie podzielili. Zwinięte banknoty poszły w ruch.

– Chłopaki, wzięlibyście sobie czyste rurki, co? – nie mogłem się powstrzymać. Po nocy zarwanej na melanżu nie zaprzątali sobie głowy higieną. Dźwięk pomiędzy pomrukiem i westchnięciem – to była odpowiedź na moją sugestię. Darowałem sobie wykład o ryzyku zakażeń związanych z wirusem zapalenia wątroby typu C.

Plastikowa karta ostukana, resztki psychoaktywnego pudru spadły na stół. Kolejna kreska wciągnięta, a stół wyczyszczony, na chwilę. – To co tam macie? - przypomniałem się, skoro już nic innego nie zaprzątało ich uwagi. – Mefedron, Tróje – w końcu kumpel parsknął zakłopotany.

Nie sądzę. Skoro mefedron (czyli raczej „czwóra”, od 4-MMC) jest nielegalny od 2010 roku, to ciekawe, czy diler nie wolałby wcisnąć im 3-CMC lub innego, jeszcze tańszego i wówczas wciąż legalnego zamiennika (przypominamy uprzejmie, że posiadanie i sprzedaż 3-CMC i 4-CMC są za sprawą decyzji Ministra Zdrowia nielegalne w Polsce od 17 września 2016 – przyp. red.).

Pół Warszawy obklejone jest reklamami dopalaczy. Każdy, kto używa, wie, że w Polsce „starych” narkotyków można ze świecą szukać.

– Było tanie, ładnie klepie i o 4 rano przywiozła nam to zajebista dupeczka – dokończył chwilę później mój przyjaciel ze szkoły średniej. Właściwie nie wiem, czy miało mi to pomóc w zidentyfikowaniu tego, co brali, czy po prostu chciał się wytłumaczyć. – Dajcie tego trochę, to sprawdzimy na testach – zaproponowałem.

Za kilka dni miałem jechać w Bieszczady na festiwal psytrance, gdzie ze Studencką Inicjatywą Narkopolityki przygotowaliśmy i rozdawaliśmy testery narkotykowe. Zgodzili się ochoczo, jak tylko zapewniłem, że do badania wystarczy minimalna ilość, choćby puste, ale nieoblizane sreberko. Tyle dobrego z nowych legalnych narkotyków, że możemy zgodnie z prawem spokojnie je zbadać.

Te testery, które rozdawaliśmy na festiwalu, to tzw. odczynniki kolorometryczne – zestaw prostych testów na obecność narkotyków. Ale nie chodzi o szukanie ich we krwi, moczu czy ślinie użytkowników. My badaliśmy zawartość zawiniątka jeszcze przed jego skonsumowaniem – dla dobra i komfortu użytkowników. Odczynniki nie nadają się do badania mieszanek, ilości ani czystości narkotyków, ale rzetelnie pozwalają sprawdzić, czy przypadkiem substancja nie jest czymś zupełnie nieoczekiwanym. Już pierwszej nocy podeszła do nas zaniepokojona para z delikatną sprawą: nie wiedzieli, czy mają mefa czy mete (mefedron czy metamfetaminę). Dobrze jednak wiedzieć. Na imprezie odczynniki rozdawaliśmy za darmo. Od października testy można zamówić ze sklepu SIN taniej niż piwo w barze.

Z „Tróją” w Bieszczady

– Ale się nafukałem! – słyszę od kumpla po wjechaniu na górę w Stężnicy obok Baligrodu. Jeszcze nie udało nam się zaparkować auta, a impreza jak widać już trwała w najlepsze. W Bieszczady pojechałem z tajemniczą „tróją” w kieszeni i jak miało się okazać nie byłem odosobniony.

– Czym się tak nafukałeś? – pytam i dowiaduje się, że to „Trzy albo Cztery”. – Wymieniłem się z jedną laską za jaranie – dodaje kolega. Brzmi znajomo. Umówiliśmy się na wieczór pod wielkim, kolorowym halucynogennym grzybem w zagajniku za mainem.

Tuż za główna sceną, kilka metrów w głąb lasu na drzewo narzucony był sporych rozmiarów kolorowy kapelusz z włóczki. Pod nim, na pieńkach pomalowanych we wzory różnych psychoaktywnych molekuł usiedliśmy z badawczą misją my – uzbrojeni w pudełka z kilkoma plastikowymi fiolkami. Każda fiolka oznakowana innym kolorem zawierała dwie lub trzy krople innego odczynnika. Testy uzupełniała ulotka z instrukcją, jak odczytać otrzymane kolory. Jeden na niewiele się przyda, ale dysponując już całym zestawem, powinniśmy dokonać skutecznej eliminacji ewentualnych niespodzianek.

Na ogół ekstaza (ale nie tylko!) daje czarny kolor, inne amfetaminy brąz, a większość dopalaczy i pochodne katynonu – takie jak mefedron – na ogół lekko żółty. Problem pojawia się wtedy, kiedy substancja zupełnie nie reaguje, a przecież ewidentnie ma kopa. Bingo, to był właśnie nasz przypadek, czyli dalej nie wiedzieliśmy, czym jest „Trója”.

Mieliśmy za to pewność, że nie jest to nic, co znamy. W takim razie, co to do cholery może być?

Podjąłem wyzwanie: skoro ktoś takie cuda rozprowadza, to ja chociaż ustalę, co to jest. Po powrocie z gór szybko się przepakowałem i uderzyłem z „Tróją”, z której śladową ilością już całkiem się zaprzyjaźniłem, na jeszcze większą imprezę psytrance – Boom festiwal w Portugalii.

„Trója” jedzie dalej

Na tej jednej z największych w Europie imprez kultury alternatywnej działa (od ponad dziesięciu lat) grupa wspaniałych osób, do których miałem na kilka dni dołączyć – Check!n. Zupełnie legalnie (korzystając z tamtejszej dekryminalizacji posiadania narkotyków) codziennie przy głównej scenie, Dance Temple, można było oddać swój towar do analizy.

W mobilnym laboratorium pracują z nieco bardziej złożoną metodą badań, które już ciężko wykonać samemu na kolanie – cienkowarstwową chromatografią, zwaną też TLC. Służy ona przede wszystkim do separacji mieszanek. Na imprezach we Francji pierwszy raz pojawiła się już ponad 20 lat temu! Analiza TLC pozwala na ogół stwierdzić, ile jest w próbce różnych substancji, i porównując wyniki ze wzorami, można ustalić, jakie to są substancje. Dodatkowo w Check!n sprawdzają wyniki odczynnikami kolorometrycznymi, a nawet światłem UV – płynne LSD będzie się świecić jak żarówka! Zostawiłem cud znad Wisły do badania, wziąłem numerek i poszedłem tańczyć. Za trzy godziny miało być gotowe.

Po kilku godzinach, niesamowitym występie Ace Ventury i wielu ciężkich do opisania wrażeniach wróciłem do laboratorium. Ustawiłem się w kolejce po wyniki za grupką Francuzów. Miny im rzedły, a ja z dużym wysiłkiem próbowałem utrzymać na nich skupienie.

– Daliście LSD, ketaminę i kokainę? – upewnił się wysoki chłopak w gumowych rękawiczkach. Skinęli i wtedy jak wyrok padło: – Kolejno: DOx, lidokaina z paracetamolem i lidokaina. Laborant popatrzył na nich ze współczuciem. – Może chociaż trochę gumek chcecie, co?

– Gdyby nieświadomie kupiony psychodelik działał ponad 12 godzin – wyjaśnił. - Będą wiedzieć, że to normalne w rodzinie DOx. Nie ma powodów do niepokoju, chociaż LSD byłoby znacznie łagodniejsze.

Na pewno prawdziwy kwas dla dilera jest ciężej dostępny i droższy. Co do lidokainy i paracetamolu – cóż, w medycynie mają swoje zastosowanie, ale pod wibrującym głośnikiem już nieszczególnie.

Przyszła moja kolej, ja przynajmniej nie spodziewałem się zawieść – to już miałem za sobą na początku swojej przygody. – Flakka, czyli Alfa-PVP. Tutaj to kupiłeś? – usłyszałem.

Według przeprowadzonego przez SWPS badania konsumentów dopalaczy, to jeden z najpopularniejszych w Polsce stymulantów [Badanie I-TREND, P. Sałustowicz z SWPS z KBPN]. Na Zachodzie cieszy się reputacją mniej więcej taką, jaką u nas „krokodyl”. Gdybym kupił to na imprezie, gdzie 9 na 10 próbek z zakupionego na miejscu ekstazy zawiera tylko MDMA, byłoby to, co najmniej dziwne. Zaprzeczyłem ku widocznej uldze w oczach technika-laboranta. Wygląda na to, że nic więcej tam nie było.

Ile alfy w alfie?

Teraz już zupełnie się nakręciłem. Postanowiłem zbadać czystość tego szajsu. Z badań Krajowego Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii wynika, że zwłaszcza w Polsce w dopalaczach nie ma praktycznie związku między ceną a czystością. Cholerną alfę zostawiłem Hiszpanom z Energy Control, obiecali przesłać do większego laboratorium w Barcelonie. U siebie używają precyzyjnej analizy GC/MS (chromatografii gazowej/spektometrii masowej) robionej przy użyciu całkiem sporych maszyn, które zakupił… rząd Hiszpanii. Uradowany na razie zapomniałem o „trói”. Tam już mieli poznać cały psychoaktywny skład tego cudu, który moi kumple ładnym laskom wcinają z rąk.

Miesiąc później zawitałem do Barcelony. Po inauguracji roku akademickiego wybrałem się do biura Energy Control położonego w malowniczej dzielnicy pośród cudów architektury Gaudiego. W kolejce czekałem z kilkoma innymi ciekawskimi. Poproszono nas o wypełnienie formularzy: co używamy, jak, kiedy i skąd szukamy informacji na ten temat.

Chwilę później siedziałem w gabinecie i wprowadzaliśmy moje dane do wewnętrznej sieci komputerowej. Nie ma powodów do obaw – rząd za to płaci dokładnie po to, żeby ulżyć policji i lekarzom. Nikt mnie nie będzie ścigać. Nie to, co w Polsce, gdzie Narodowy Instytut Leków ma obowiązek każdy miligram nielegalnej substancji raportować organom ścigania.

Przyszła pora na wyniki. Czy rzeczywiście była tam alfa? Otóż, była i okazało się, że doprawiono ją jeszcze dezoksypipradrolem (2-DPMP). Niezidentyfikowane zostały wypełniacze: wapno, szkło, tynk? Wszystko jedno. Okazało się, że kumple zrobili jednak fatalny interes. Szkoda, że musiałem dwa razy w te i z powrotem przemierzyć Europę, żeby się dowiedzieć, co właściwie lata dziś po Warszawie.

***

Jerzy Afanasjew – rocznik 1993. Publikował na łamach „Narkopolityki” i wystąpił na konferencji o przemianach polityki narkotykowej „W obliczu zmian” na UW. Pracował na stażu w Romanian Harm Reduction Network oraz w laboratoriach: Check!n na festiwalu Boom oraz Energy Control w Barcelonie. W Studenckiej Inicjatywie Narkopolityki koordynował szereg interwencji na imprezach, akcję świadomości prawnej na Marszu Wyzwolenia Konopi, tworzy projekt testowania narkotyków w Polsce. Pisze pracę magisterską o dopalaczach jako narodzinach nowego problemu społecznego.

Oceń treść:

Average: 8.9 (66 votes)

Komentarze

Anonim (niezweryfikowany)

"rocznik 1993" i od razu czuje się pewniej hehhh

Zajawki z NeuroGroove
  • MDPV
  • Metkatynon

Właśnie nabyłem jedną pigułkę speedway'a, dopalacza zawierającego w swoim składzie jako główny składnik najprawdopodobniej MDPV. Zaczynam testy. Jestem już dzisiaj po trzech kotkach więc postanowiłem podejść do sprawy w miarę ostrożnie.

Dawka jaką przyjąłem to mniej więcej 1/3 tej żółto-zielonej pigułki (moim zdaniem ktoś kto kupi to i nie zajrzy na forum, od razu zje całą). Uwielbiam snuff, wciąganie nosem ale tylko w przypadku tabaczki. Nienawidzę za to zatkanego nosa i gorzkich spływów, dlatego też moją działkę wsypałem do szklanki, zalałem odrobiną wody gazowanej i wypiłem.

  • Dekstrometorfan

-S&S: Własny pokój, dobre samopoczucie, ekscytacja na myśl o całkiem nowych doznaniach psychodelicznych.

-Dawka: 450mg DXM

-Wiek/Waga/Doświadczenie: 19lat/65kg/ MJ, gałka muszkatołowa, grzybki, amanita muscaria, benzydamina, LSD,LSA, dimenhydrynat, pełno mieszanek ziołowych, funnybunny, fungezz, KOKO.

  • Grzyby halucynogenne
  • Pierwszy raz

Nastawienie pozytywne, podekscytowanie. Przyjaciel, który był moim opiekunem od samego początku nastawiał mnie bardzo pozytywnie, nawet osoby, którym o tym mówiłam, a nie miały nigdy styczności z grzybkami nastawiały mnie pozytywnie. Spożycie na łonie natury na piaszczystej plaży, nieopodal las. Tripowi towarzyszył przyjaciel, opiekun. 28 wrzesień 2012, słoneczna niedziela. Start ok. 14-20. Celem było poznanie dogłębniej siebie i ciekawość w jaki sposób owa podróż wpłynie na odbieranie i tworzenie prze zemnie sztuki. Jeden z ważniejszych i piękniejszych dni w moim życiu.

W starej chatce w środku lasu, nad rozżarzoną kulą kucały cztery czarownice.  Śliczne, młode, kolorowe. Dłońmi i paluszkami przebierały, zaczarowane mikstury w rondelku, który stał obok. Szykowały. Falowały, etnicznie  wirowały, radośnie się śmiały. Wrzucały różne składniki: trawę, grzyby, magiczne psychodeliki i inne matki natury  riki tiki.  Mieszały, dookoła wywaru się przemieszczały, nad ziemią fruwały. „Kosteczkę czekolady” kosztowały. Dymki z ust do ust sobie wpuszczały, po czym radośnie się śmiały.

  • Marihuana
  • Odrzucone TR
  • Pierwszy raz

Miejsce : las , domek na drzewie Osoby : jedna osoba oprócz mnie Nastrój : wesoła Myśli : moj chłopak nie był by zadowolony jak by sie dowiedział co robię Oczekiwania : chce być po tym wyluzowana i chce sie śmiać

Mój pierwszy raz z marihuaną według mnie był to bad trip. 12.00 rano poszłam z koleżanka nazwijmy ją litera P do lasu na taki domek na drzewie. Miałyśmy ze sobą 2 piwa i zielone. Nie wiem skąd ono było (zielone) bo to było P. Mojej koleżanki to nie był pierwszy raz mówiła,że jest fajnie , że jest sie wyluzowanym i sie ze wszystkiego śmieje. Stwierdziłam ze czemu nie można spróbować. 12.30 byłyśmy na miejscu. Siedzimy juz w domu na drzewie otworzyłyśmy piwa. P nabiła fifke i dała mi ją. Powiedziała, że mam palić pierwsza.