Witam wszystkich. To co będzie tu napisane, jest wynikiem własnego doświadczenia.Nic nie wymyślam i piszę tak jak było. Historia zaczęła się ok dwa miesiące wstecz. Kupiłem sproszkowany korzeń
Mimosa hostilis Rootbark
Jurema (ok 1kg) i zacząłem próby extrakcji. Pierwsze próby zacząłem z octem i benzyną extrakcyjną. Namęczyłem się. To destylacja szybsza z odparowaniem na kuchence, to próba extrakcji acetonem. Dokupiłem za radą mądrzejszych sodę kaustyczną i tak zmarnowałem ponad 0.5 kg
mimosy. Próbowałem zamrażarkę na krystalizację. Miałem miernik PH, rurki i inne pierdoły jak np: polski patent z plastikową butelką i igłą. Niestety, guzik z pętelką. Nigdy nie czułem się mocny z chemii, lecz tym razem zrozumiałem beznadziejność poczynań. Cóż, miało być taniej, bo palenie jest wydajniejsze a wyszło inaczej. OK. Mieszkam w Anglii, pracuję, kilka stówek różnicy nie robi. W gotowaniu nie jestem taki do niczego i z laboratorium zszedłem do cookpitu. MHRJ najlepiej jest kupić na
http://www.ebay.co.uk tam gdzie jest PAYPAL to gwarancja że towar dojdzie. Przekonałem się o tym, że zakupy robione w e-sklepie w USA nie zawsze są uczciwe.Ale to inny temat. Na stronie
http://www.shamanic-extracts.com zakupiłem kit na
ayahuasca (jeden zestaw to za mało) i nastawiłem garnki. Nie będę opisywał następnych niepowodzeń i przejdę do metody, która u mnie się sprawdziła. Czego nie będę robił w przyszłości to gotowania na maszynce elektrycznej. Może pole elektromagnetyczne źle wpływa na
DMT ? 1. Towar na
prądzie gotowany = zmarnowany. 2. Nie gotować razem Banisteriopisis
caapi z MHRJ - zmarnujesz towar i niepotrzebnie się narzygasz. 3.Póki nie miałeś pierwszego tripa, nie dodawaj przedłużaczy i wzmacniaczy, gotuj tylko czysty MHRJ. 4- Nie wciągaj przez nos MHRJ jak
kokainy, bo mózg zdrętwieje, na płucach cement a z nosa Nigara Gil Fall (Nie pytaj jak bardzo są wtedy oczy czerwone i skąd tyle gili) ...A teraz jak to zrobić...Użyłem ok 6 porcji czyli 60gramów NHRJ i podwójną dawkę nasion Pegauum Hirmala czyli Syrian Rue. Obie rzeczy gotowane oddzielnie i nie mieszane razem, po prostu dwa oddzielne składniki w oddzielnych garnkach. Woda z filtra podwójnej osmozy, jeśli nie masz takiego filtra, koniecznie destylowana~ ok 6 litrów + 2 litry na Syrian Rue. Tego ostatniego nie odcedzałem, dolewałem wodę - dobrze jest przykryć pokrywką, ta rzecz nie potrzebuje takiej skrupulatności jak Mimosa. O 9tej rano nastawiłem dwa garnki (ze stali nierdzewnej) Mniejszy ok 0,5 litra na Syrian Rue i szeroki kilku litrowy na MHRJ. Do ostatniego zapodałem 2 litry zagotowanej wcześniej w czajniku wody (gotującą wlewasz do garnka) i zasypujesz Mimosą mieszając.Do każdej wody należy dodać kwasku cytrynowego w ilości 2-3 główki od szpilki, czyli tak zwaną szczyptę. Obie zupki trzymać na małym ogniu na granicy lekkiego wrzenia, tzn lekkiego gotowania. Należy użyć pokrywek na garnki, bo woda za szybko odparuje a pierwszy rzut gotowałem przez 4 godziny, często sprawdzając i mieszając. O 13tej postawiłem na stole dwa dodatkowe garnki. Używając filtra od expresu do kawy (koniecznie plastikowy tzn ten co jest wielomilionowego użytku sprzedawany wraz z expresem a nie papierowy-ten się rozleci, poza tym jest za gęsty). Zestawiłem garnek z mimosą na blat i dałem odczekać minutkę na osiadanie farfocli. W tym czasie następne dwa litry świeżej wody nastawiłem na gotowanie. Do pierwszego z dwóch nowych garnków zlałem zupkę przez filtr. Trochę się zapychał i trzeba było pomagać łyżką. Gotującą się nową wodę wykorzystałem do obmycia filtra, całej wody nie wlewaj do
mimosy zostaw na popłukanie garnka, bo używając znowu tego samego, opłukanego filtra, przelewasz zupkę do drugiego nowego garnka, filtrując niedobitki. Do tego garnka zleje się drugie i trzecie warzenie, używając tej samej metody podwójnej filtracji.Mamy więc 4 garnki. 1szy z gotującą się MHRJ. 2gi z Syrian Rue(który gotuje się w tym samym garnku przez klika godzin, bez potrzeby filtrowania czy odlewania) 3ci jako odparownik do zupki i 4ty na przefiltrowanie zupki z garnka nr 1 i dodatkowe przefiltrowanie do garnka nr3. Resztą zagotowanej wody opłukujemy filtr i garnek nr 4ry. 2gą turę gotowałem do 17tej, 3cią turę do 20tej. W trzecim garnku odparowałem finalnie do zawartości ok 3/4 pokala do piwa(szklanka 0,5 litra) Zanim zlałem do szklanki - było ok. 21:30 ostudziłem
ayahuascę w zlewie z zimną wodą. Używaj garnka, bo szklanka może pęknąć. I teraz do dzieła. Syrian Rue przestałem gotować ok 15tej, bo liczyłem że jak wypiję z nasionami to będzie mocniejsze. Niestety nasionka w żołądku przyśpieszają wymioty więc następnym razem pogotuję pełne 10 godzin (ponoć tyle to minimum) i wypiję sam wywar bez połkania czy gryzienia ziaren. 22:00 czas na 1szy wsad czyli Syrian Rue. Ok wsad w żołądku. Nasiona smakują obrzydliwie jesli się je gryzie. Czekam 15 -20 minut i czas na przedstawienie.
ayahuasca odstała się w szklance gdzie 1/3cia na dnie to gęsty muł. Wziąłem łyka, pełne usta, przełknięte, chciałem poprawić, bo według mnie za mało, ale kiedy zbliżyłem szklankę do ust poczułem że jak to zrobię to wszystko zwrócę (miałem wcześniejsze doświadczenia i wiem czym to się kończyło. Zaczekałem 15 minut i nic się nie dzieje, poszedłem zrezygnowany do ogrodu na papierosa i pogodzony z tym że
aya jest nie dla mnie, o czym przekonał mnie paw puszczony na
trawę (gdybym miał oczy na pręcikach jak ślimak, mógłbym zajrzeć przez gardło do odbytu i sprawdzić czy nie osrałem sobie majtek) ale za jakiś czas zaczęło się. Oprócz płynącej jak z kranu sraki (spoko...zdążyłem usiąść na kibelku) pusty kubełek na śmieci, śpieszył mi z pomocą. Jest to narzędzie niezbędne w podróży. To co się działo to nie są wizje, to jest prawda, która nas otacza, to jest przypomnienie sobie rzeczy zapomnianych, między innymi samego siebie, Nie ma słów. To jest spotkanie z Bogiem i wszystko się wie, ale to wszystko to nic nowego, jest tak oczywiste jak słońce jak własne ciało i aż dziw, że wcześniej się o tym nie myślało. Proponuję każdemu przed odbyciem podróży w głąb siebie, przeczytanie Fabula Rasa Edwarda Stachury. Jeśli nie rozumiesz teraz, zrozumiesz po
aya. Wracając do wymiotów biegunki (w moim przypadku poleciało mi nawet sporo krwi z tyłka- lała się krew dosłownie z odbytu i jednocześnie wymiotowałem własną żółcią i kwasami, bo nie było już nic innego , ale w tym stanie się wie, że nie ma śmierci i to jest konieczne oczyszczenie, bez którego nie otworzą się następne wymiary, na przemian poty i zimno i śmierć (czym ona jest dowiesz się) Po 24tej oczyściłem się na cacy. Mogłem spokojnie rzygać leżąc na wznak i tak nie było już nic we mnie. Czułem się jak młody Bóg, świeży i czysty i wszystko takie piękne i nowe i pisać bu można do "usranej śmierci" Jak przeżyjesz dowiesz się. Do zobaczenia TU i TERAZ.