Wiecie co, ku mojemu zdziwieniu

ja też zaczynam/przestaje odczuwać brak euforii po opiatach.

Ostatnio jak byłem w ciągu z
heleną 
to pod koniec już czułem 1/10 tego co na poczatku. Fakt że był to mocno "poslednij sort" bo brałem zdecydowanie mocniejsze kiedyś, ale pod koniec przy paleniu browna to faza uderzenia gorąca była chyba ledwo wyczuwalna, nawet się nie spociłem po zapaleniu, ani nawet nie rozgrzałem.

Dopiero przy strzale zrobiło mi się troszke cieplej w okolicy tułowia i pojawiła się kropla albo dwie potu na czole....

O euforii to już nie ma sensu wspominać.

Nawet nie wiem co to było bo z euforią to nie miało nic wspólnego, po prostu jakieś takie wyciszenie negatywnych myśli i możliwość funkcjonowania dalej nie zwracając uwagi na problemy, ale przy wykonywaniu jakichś tam zadań typu wypełnianie dokumentów robiłem sporo błędów.

Byłem po prostu rozkojarzony i delikatnie kręciło mi się w głowie.

Co innego jak paliłem białą here z Kanady tu wystarczyło kawaleczek molekuły wielkości 1/5 paznokcia, a humor miałem prima sort, dosłownie z byle jakiego samopoczucia po prostu wszystko wracało do normy i miałem w głowie poukładane wszystko w każdym calu. Po zapaleniu czegoś takiego to będąc w najgorszej sytuacji na swiecie można iść do pracy i nie myśleć o problemach.

Ale to tak by the way. Parę dni temu zjadłem 10 tabsow dorety 37,5mg
tramadolu plus 375mg paracetamolu. Miałem 4 miechy absty od wszystkiego. Po ok. 40 minutach zaczęło mnie swędzieć w okolicy klatki piersiowej i zrobiło mi się niedobrze. Poleciałem się wyrzygać, ale nie miałem czym, więc rzygałem na sucho.

Po wielu próbach wydalenia czegoś z żołądka wymęczyłem malutki bełt, po czym po chwili poczułem się lepiej. Oczywiście wszystko zaczęło mnie momentalnie swędzieć wiec się położyłem bo czułem się osłabiony po rzyganiu.

I wtedy zaczęło się coś na kształt fazy. Zapadłem w taki błogostan że nie mogłem, a może po prostu nie chciałem otworzyć oczu, było to bardzo przyjemne.

Spociłem się jak cholera i zacząłem taki jakby nodding, który potrwał góra godzinę, ale był na tyle słaby że gdybym chciał mógłbym go przerwać i coś robić tylko widać by było że jestem poroniony i oczy mi się zamykaja-czyli robiłbym coś z.zamknietymi oczami. Następnie mi przeszło, ale dalej swędziało jak cholera, byłem senny i ociężały.

No więc po dwóch godzinach dołożyłem kolejne 10tabsow dorety

37,5+375 i czekałem na efekty. Oczywiście nasiliło się swedzenie, a ja dopalilem to jeszcze CBD

o wartości ok 20%. Czułem się dziwnie to nie było to co kiedyś jak brałem trampka, że tak mną poniewierało, że przy dużych dawkach na początku miałem filmy w głowie (halucynacje), ponad to czułem do wszystkich miłość i nie mogłem się poruszyć w łóżku znlewy naprawy bok. Teraz to było jakieś otumanienie, oszołomienie, trochę więcej pewności siebie i poprawa nastroju. Trochę taki sentymentalny stan jakbym cofnął się do czasów liceum i jakbym się bawił z kumplami eksperymentując.

Ciężko to dokladnie opisać, to było takie uczucie słabego YOLO. Do tego niesamowita SAHARA w ustach przez całą noc

. Oczywiście w nocy nie mogłem spać mimo uczucia jakiejś takiej SENNOŚCI. Po prostu mnie naspidował ten tramal i zacząłem przeglądać szafki i porządkować je sam nie wiem po co. Nie wiem jak to opisać niby chciałem się położyć bo czułem taką potrzebę leżenia i delektowania się tą pseudoeuforią, ale towarzyszące pobudzenie nie dawało mi zapaść w sen
To była jakby taka hipnoza że gdybym wstał to robiłbym coś z opadającymi mimowolnie powiekami jak zombie

. Więc byłby to raczej odstraszający widok dla kogoś w kto nie bierze. Jak się położyłem to na 15min do 2 godzin zapadałem w taki płytki kontrolowany sen typu "Stand-by"i się budzilem, pilem wodę bo nie czułem jezyka-byl tak suchy i próbowałem spać dalej. Pociłem się jak wsciekly

. I tak całą noc, więc noc miałem ciężką. Był to jakiegoś rodzaju odlot, ale był ciężki do zniesienia bo chciałem zasnąć a nie mogłem i byłem w takim letargu, chuj wie jak to nazwać

. Rano po przebudzeniu twarz miałem zmęczona i zmarszczki pod oczyma

. Ale za to byłem bardziej wygrzany

niż wieczorem. Więc przez e wizytę

załatwiłem sobie ledwo widząc na oczy pudełko 100mg
Poltramu 
i dalej grzałem. Byłem tak wygłodniały

psychoaktywnie, że musiałem iść za ciosem

. Niestety w ciągu dnia zacząłem się fizycznie czuć coraz słabiej i postanowiłem odpuścić.

Zwłaszcza dlatego, że cały czas miałem nudności od łykania trampka i podtrzymywania fazy. Do tego był straszny upał i czułem się osłabiony. Po nad to, miałem wrażenie, że czułem te toksyny w organizmie, które powstają przy metabolizowaniu trampka. Nawet fajków już nie mogłem palić, które poprzedniego dnia wchodziły mi, że aż miło. Kolejne próby z
Tramalem retard kończyły się drapaniem i zapadaniem w sen, tyle że po przebudzeniu miałem trochę lepszy humor. Pojawił się też problem tolerki

po przygodzie z zaldiarem, więc retardy kruszylem na mial albo gryzlem i popijałem. Efekt słabiutki przy dawce 200-300mg. Dopiero przy 400mg startych na
proch i wypitych z sokiem dawało to jakieś efekty-wyrownanie nastroju+efekty uboczne nie warte uwagi.
Pomyslalem sobie ze może będę brał tylko po 200mg na poprawe nastroju bo słyszałem że pomaga...ale nie mnie. No więc zacząłem brać 2x100mg
Poltramu retard, 1mg
Xanaxu i popijałem szklanka taniego piwska 7,2% marki Jabłonowo z plastikowej butli bo ono dobrze się komponuje z lekami jak dla mnie i mój organizm dobrze przyswaja taką mieszankę. I faktycznie samopoczucie się poprawiło ale nie jestem az takim desperatem żeby co wieczór albo co rano serwować sobie taki menelski zestaw+ czytaj zabójstwo dla watroby. Więc idąc dalej tak się rozpędziłem że 600mg retardów na dobę w podzielonych dawkach to był standard i czasami do tego Xanax 1-4mg. Efekt przysypianie, wilgotna koszulka od potu, a po wybudzeniu lepszy nastrój. Doszedłem do wniosku, że to bez sensu bo tolerka rośnie jak szalona i nim się obejrzę za 2 tygi będę brał 2g tramca dziennie do tego masę benzo i i tak nic nie będę czuł, tylko będę musiał to podtrzymywać żeby wstać rano z łóżka, nie zwariować i nie dostać padaki. Po za tym koszty tego będą takie, że nawet dostając hurtowe ilości tego od lekarza nie będzie mnie na to stać...
No to wymyśliłem, że trzeba uderzyć z innej strony i poszedłem po krople, a w wyniku pierdolnika w przychodni dostałem.... 10 ampułek
Tramalu do zastrzyków

o mocy 100mg/2ml. Niestety, to też nie było już to co kiedyś. 2 lata temu strzeliłem sobie w kanał 100 czy 200mg
Tramalu w ampułkach i było bardzo przyjemnie. Położyłem się żeby poczytać, a literki podczas czytania się rozjeżdżały, pojawiał się czillout i super spokój, a po 15min przyszła sobie małymi kroczkami senność i zasypiałem na godzinę, (czasami i dłużej) aż mnie obudziła dziewczyna dobijając się do drzwi. Obudziłem się przyjemnie skołowany, uodporniony na problemy i smutki ale lekko spocony

. Wczoraj zjadłem 1mg
alpry i 15min potem dałem dożylnie 200mg i na początku nic. Oprócz tego że przy robieniu tego zastrzyku spociłem się jak nie wiem co, może to kwestia słabej wentylacji w małej łazience i trudnosci z wkłuciem

. Potem mnie zmuliło i zrobiło mi się cieplej. Trochę zaczęła mnie swędzieć głowa, ale tylko trochę. Więc położyłem się troszeczkę i sobie podrzemalem ale wszystko słyszałem co się działo wokół mnie. Jeśli to miał być błogostan po
tramadolu iv to był on w skali 3/10 do poprzednich wywołanych przez zastrzyki. Mało tego po zastrzyku który biodostępność ma ponad 90% przy podaniu dożylnym to to powinna być siekiera a tu nic. I znów zacząłem przysypiać ale z tyłu głowy dalej miałem nierozwiązane sprawy które na codzień mnie dręczą ale były one jakby pozbawione mocy. Po prostu puste stwierdzenia, myśli bez żadnej siły, ktora moglaby mi sprawić smutek czy przykrość. Taki stan noddingu/błogostanu/przysypiania po max godzinie minął. No więc strzelilem na drugą łapę 100mg dożylnie i chyba nic nie poczułem. Więc wziąłem 75mg ketrelu i zasnąłem twardym snem co mi się rzadko zdarza. Naprawdę największą zaleta tego mixu to był ten głęboki sen, że ledwo mnie dzwonek od telefonu obudził, ale poszedłem spać dalej bo był to na tyle przyjemny sen. Rano byłem jeszcze trochę nagrzany ale byłem jakiś taki niezadowolony bo spieszyłem się do lekarza po krople gdyż tabletki i zastrzyki się nie sprawdzily, więc trzeba spróbować następnej postaci tego samego produktu. I teraz uwaga: jak brałem krople pierwszy raz to się tak wpierdolilem przez jedną butelkę że musialem sobie zamówić prywatne odtrucie do domu bo myślałem że dostanę padaki i rzygałem na żółto mimo brania benzo żeby jej uniknąć bo już miałem drgawki i mnie telepało gdyż, doszedł do końskich dawek.
No więc opierdoliłem
klona na odwagę przed wizytą i wysępiłem 2 butle trampka 96ml XD od lekarza na ładne oczy

. Zakupiłem dumnie butle wracam do domu leje te 32 krople,(400mg) pije i czekam bo przecież to postać o natychmiastowym uwalnianu. I znów rozczarowanie. Troszeńkę mnie rozgrzało, uspokoiło, dodało pewności siebie i tyle. No to dorzuciłem jeszcze 24krople czyli 300mg i troszeczke mnie zmuliło na chwilę, nasilił mi się świąd, ale spowodowało też odhamowanie bo obiecałem sobie że będę unikał narkotyków a po tych wypitych 700mg to zdecydowałem się kupić amfe i
klony z tej rozpaczy, że to już nie jest to co bylo. I dopiero jak zasunąłem sobie 2 krechy
fety z rozkruszonym
klonem 
to porządnie mi się zakręciło w głowie, dostałem przyspieszenia zorbilem kilka prań, posprzątałem pokój i poczułem się wreszcie spełniony. I towarzyszyło mi moje ulubione uczucie takiego nieogaru i zawrotów glowy i wiecznego pytania, które mi się pojawia i znika jak jestem naćpany atomami i kręci mi się w głowie: "Co się dzieje?"

Do tego świat zobaczyłem w kolorowych barwach i moja wyobraźnia wreszcie zaczęła pokazywać mi przejawy pozytywnej przyszłości. Bo po samym trampku to ostatnio tylko się pocę, mam suchość w ustach, gorąco mi, ale żadnego przyjemnego działania psychoaktywnego już nie czuję więc chyba nie ma sensu tego brać. Jedynie do jakichś miksów. Bo serio jak dla mnie inwestowanie góry pieniędzy w
tramadol, który nie przynosi mi oczekiwanej euforii i tego czego oczekuje od opiatów to strata kasy. Lepiej już zainwestować w oxy, czy
buprenorfiny, albo
fentanyl czy jeszcze coś innego ale wiadomo koszty są zaporowe a żeby dostać receptę trzeba mieć mocne papiery i mało tego. Co z tego że mi lekarka wypisała leki na rpw.jak.nie ma podpisanej umowy z NFZ i żadna apteka mi nie zrealizuje tych recept bo nie mają ich w rejestrze jako rpw. Błędne koło...