Dyskusja na temat grzybów halucynogennych, m.in. łysiczki lancetowatej i muchomora czerwonego.
Więcej informacji: Grzyby w Narkopedii [H]yperreala
ODPOWIEDZ
Posty: 7457 • Strona 746 z 746
  • 430 / 259 / 0
W punkt, miałem dosłownie te same odczucia odnośnie języka mówionego, a moje "słowa" byłyby pewnie niezrozumiałe dla osób postronnych.

I też zgadzam się, że najwięcej znaczenia ma podejście do podróży, brak spiny wewnętrznej. Mnie czasem naprawdę mocno maglują żebym w końcu się zupełnie rozluźnił, z boku to musi zapewne wyglądać jak coś w rodzaju małego napadu epilepsji. Dosłownie jakbym się dostrajał.
Pokażę Wam to, czego nie ma.
  • 781 / 219 / 0
Ostatni mój trip w lato, chyba tu po krótce już opisywałem ale zmierzam do tego, że również ja wtenczas nie potrafiłem mówić. To było doszczętne odziczenie gdzie wydawałem z siebie tylko "uga buga yyyyy" gryząc swoje dredy, ręce, smarując twarz popiołem i robiąc straszne miny do lustra. Bardzo mi się to podobało. Swoboda taka specyficzna. No w przeciwieństwie do was przedmówców nie było w tych poburkiwaniach sensu i przesłania. Zwykłe świńskie chrum-chrum.
23 października 2020Dualizm22 pisze:
CHCESZ WIEDZIEĆ WIĘCEJ ? DOPAL TO CO ZOSTAŁO W BUTELCE.
:halu:
  • 1351 / 529 / 0
@Termos789 @Mario Escobar po co mowic jak jest grzybowa telepatia + myslenie koncepcyjne i wizualne wskazowki . Grzyby i istoty DMT maja tez dobre poczucie humoru .
Życie jest zdrojem rozkoszy; ale tam, gdzie pije zeń motłoch, zatrute są wszystkie studnie.
  • 7 / / 0
Jak według was grzybki wpływają na sprawność psychomotoryczną? Jadłem cubensisy 3 razy w życiu, zawsze była to sobota, a że zawsze w niedzielę gram w squasha to mam porównanie. Dzień po grzybach gra mi się fenomenalnie, czas reakcji jest wręcz natychmiastowy, cały czas jestem skupiony i ogólnie bardzo obecny w trakcie gry. Oczywiście, że dyspozycja dnia zawsze była lepsza lub gorsza, ale tu sytuacja regularnie zaczyna się powtarzać 😃
  • 499 / 134 / 0
Dawno nie tripowałem, szczególnie na grzybach, ostatni raz był czysto rozrywkowy, 2CB w klubie zalane sporą ilością alkoholu.

Po kolejnej średnio udanej próbie z DXM w sobotę (jakoś się nie mogę dogadać z tą substancją), gdzie został spory niedosyt, stwierdziłem na dzień następny, że skoro łóżkowe loty się nie sprawdziły, to pora wyjść do natury, zwłaszcza, iż pogoda zapowiadała się idealnie. Karton mógłby za długo trzymać, a chciałem normalnie zasnąć w nocy (człowiek się starzeje, zawsze wolałem, żeby korba trwała jak najdłużej), także wybrałem szrumsy. Określiłem mniej więcej obszar, w ramach którego chciałem się poruszać (las), oznaczyłem jakieś punkty charakterystyczne i spakowałem plecak.
Bułka, banan, woda i srajtaśma, na wypadek gdyby przycisnęło na dwóję podczas ładowania. Odważyłem na początku 3,6 grama cambodianów, ale coś mnie tknęło, żeby dorzucić do pełnej czwórki i tak zrobiłem. Lubię tę cyfrę. Grzyby pokruszyłem, a następnie zmieliłem w młynku do kawy na proch i przesypałem do słoiczka. Po dotarciu na punkt startowy, wlałem do niego trochę wody, odczekałem 2-3 minuty, aby surowiec nasiąknął i spożyłem taki grzybowy chłodnik (mniam :mniam: ). Ruszyłem ścieżką, trochę osób się zjechało, ale nieszczególnie dużo.

Wjazd zaczął się dosyć gwałtownie po 20-30 minutach, cukier spadł (po części też z racji marszu), serotonina zaczęła być pompowana tam gdzie trzeba i miałem poczucie, jakby świadomość chciała ulecieć z ciała gdzieś pofruwać. Pojawiły się myśli, że może przestrzeliłem z dawką i będzie za grubo, ale szybko je przepędziłem (eee tam pierdolenie %-D). Szedłem twardo dalej z lekkim ściskiem na żołądku, zwłaszcza, że nie było gdzie usiąść bez przypału i po kolejnych kilkunastu minutach odklejania, organizm wszystko wyrównał. Poczułem hipertrzeźwość i mocną poprawę humoru, więc wiedziałem, że niedługo zacznie się falowanie fazy. Krótkie spojrzenie na mapę, czy idę w dobrym kierunku i dalej w drogę.
Wizja zaczęła się zmieniać, na początku zrobiło się bardziej pastelowo, podbiły się kontrasty, by potem przejść w taki ledwo zauważalny shifting. Nie było to oddychanie powierzchni, tylko wszystko było jakby jednocześnie ostre i rozmyte, nie wiem jak to wytłumaczyć. Najlepiej chyba ten efekt widać, jak się patrzy na coś podczas ruchu, gdy zmienia się płynnie kąt obserwacji. Mimo zaburzeń wzrokowych, byłem w stanie śledzić tor lotu robaka na sporą odległość, gdzie normalnie zginąłby w tle. Nie dziwię się, że w Amazonii psychodeliki brano przed polowaniami.
Spacer zrobił się trochę cięższy, ale dalej parłem przed siebie niepewnym, grzybowym krokiem. Po drodze mijałem sporadycznie innych ludzi, ale większość była na rowerach albo biegała, także nieszczególnie się spinałem o jakieś nieprzewidziane interakcje. Do tego wszechobecny śpiew ptaków i taniec drzew wprowadził mnie w rodzaj transu, bardzo chciałem iść i zobaczyć, co jest dalej.
Od czasu do czasu zamykałem na chwilę oczy i potencjał do odlecenia w jakieś oniryczne światy był ogromny. Chyba mózg nakarmiony całą otaczającą naturą miał materiał do tworzenia własnych wzorów, gdy sygnał z oczu nie docierał. Raz próbowałem odbić gdzieś od ścieżki i zalec w zaciszu, ale latające robactwo nie pozwalało się cieszyć chwilą wytchnienia.
Z tym diabelskim nasieniem to chyba nigdy nie dojdę do porozumienia, jebać owady. W tym momencie praktycznie całkowicie zatraciłem orientację w terenie, patrzyłem się na mapę, ale prawie nic z niej nie mogłem wyczytać, poza tym, że z grubsza idę w dobrym kierunku. Bardziej zaczęło się liczyć to, żeby pozostać w ruchu (nie wiem, czy kojarzycie ten uczuć, że samemu stoi się w miejscu, a to cała planeta się obraca, napędzana siłą naszych nóg :patrzy: ), więc schodziłem w rzadziej uczęszczane ścieżki, aby cieszyć się większą swobodą.

Część uwagi skupiałem na pięknym otoczeniu i niełatwej do pokonania w takim stanie nawierzchni, a część na rozkminach nt. własnego życia, czy zupełnych pierdołach, typu że chmury to dobre ziomki, chronią nas od tego słońca skurwysyna. Dotarłem do stawu, ale tam było sporo ludzi, do tego z bachorami drącymi japy, nic tu po mnie. Krótka kontemplacja nad tym, jak taka tafla wody odmienia odbiór danego miejsca na urokliwsze i dalej wio. Gdzieś w tym momencie zaczęło mnie trochę wszystko boleć, zwłaszcza plecy, no i nogi. Wkręciłem sobie, że to będzie forma treningu, twardym trzeba być. Na lekkiej manii pokonywałem kolejne kilometry, kręciłem kółka, wstęgi i ósemki, co jakiś czas patrząc na mapę, czy nie zbliżam się do krańca lasu. W końcu trafiłem na mokradła, ścieżka lekko zalana, a ja w adikach, no ale ani kroku wstecz. Przygoda to przygoda. Całkiem sprawnie mi poszło, chociaż raz źle oceniłem zdradzieckie, grząskie grunty i zamoczyłem prawą stopę podczas skoku.
W trawach usłyszałem szelest jaszczurki albo węża, w głowie pojawił się lekki alarm, żeby uważać na zygzaki (a wczoraj oglądałem materiał, że ze względu na ocieplanie klimatu, w Polsce może zacząć występować żmija nosoroga, jedna z najbardziej jadowitych w Europie). Po pokonaniu podmokłego terenu, chciałem przysiąść na powalonym pieńku, żeby trochę wytrzepać błota ze skarpety. Niestety gdy się mu przyjrzałem, to po całym nim maszerowały mrówki i załatwiały mrówcze sprawy.
Gdy zdjąłem buta i popatrzyłem na ścieżkę, to zorientowałem się, że trafiłem do antlandu, te małe robociki zasuwały wszędzie jak okiem sięgnąć. Szybko ogarnąłem sprawę na stojąco i ruszyłem dalej, żeby mnie nie oblazły. Te ich podziemne gniazda ciągnęły się dobrymi metrami, wyłaziły z każdej dziury i kłębiły się tłumnie pod nogami. Nie chciałem po nich deptać, ale co zrobisz. Bardziej mi szkoda żuków, widziałem wcześniej kilka ich trucheł, muszki miały na nich ucztowanie, także w przyrodzie nic nie ginie. Każda śmierć to nowe życie.

Później trafiłem z powrotem na ludniejsze dróżki, ale czułem się już dużo pewniej, peak się skończył i wracałem do baseline'u. Pokręciłem się jeszcze trochę, aby trafić tam, skąd zacząłem i wróciłem do domu. Nie wiem ile kilometrów zrobiłem, ale myślę, że z dobre dwadzieścia. Dostałem to co chciałem, przeczyściło mi kanały w zwojach mózgowych, a dosyć spory wysiłek fizyczny zalał mnie endorfinkami. Na grzybach zazwyczaj wolałem leniuchować, ze względu na specyficzny 'ciężar' fazy, ale tym razem chciałem przełamać schemat.
Łatwo nie było, ale warto, polecanko. Dzień po tripie jest większa chęć do działania i bardzo dobry humor. Muszę się wybrać następnym razem w dziksze tereny, bo ten las był dosyć mocno gospodarczy, wiecie: zadbany ręką człowieka, aby rodziny z dziećmi mogły łatwo się po nim poruszać.
'Never know who's behind the wheel,
The body or a conscious mind'
  • 368 / 100 / 0
Bardzo fajny tripraport, czytanie go było spoko zajęciem na bezsenną noc.

Co do fragmentu ,,nie wiem, czy kojarzycie ten uczuć, że samemu stoi się w miejscu, a to cała planeta się obraca, napędzana siłą naszych nóg"
pewnie że kojarzę, do tego jeszcze zanim zacząłem swoje eksperymenty z psychodelikami i ogólnie substancjami psychoaktywnymi to zdarzyło mi się na trzeźwo tego doświadczyć, bardzo ciekawy efekt zmiany postrzegania otoczenia.

,,Na grzybach zazwyczaj wolałem leniuchować, ze względu na specyficzny 'ciężar' fazy, ale tym razem chciałem przełamać schemat."
to brzmi zachęcająco żeby też przełamać ten schemat, bo w teren do tej pory brałem inne psychodeliki, a na grzybach zawsze siedziałem w domu.
  • 430 / 259 / 0
Mnie teren przeraża, za dużo bodźców, ale i tak najbardziej bym się obawiał innych ludzi, szczególnie na etapie ładowanie - peak. Z górki już by było na pewno łatwiej, kilka lat temu nawet wyszedłem z domu w nocy i było ciekawie do pewnego momentu. Niestety szybko poczułem, że chcę wracać. Spróbuję wyjść na dłużej podczas następnej podróży, jeżeli noc będzie dość ciepła, bo mam wrażenie, że sporo mnie omija. Myślę też o wyjeździe w jakieś ustronne miejsce, gdzie mnie nikt nie zna (wprawdzie obecnie tripuję w ustronnym miejscu, ale o anonimowości nie ma mowy). Marzy mi się taki trip za dnia o każdej porze roku. W środku upalnego lata, albo zimą, gdy napada dużo śniegu i gałęzie pokrywa szadź. Wiosna w pełni rozkwitu, czy też moja ulubiona wczesna jesień, gdy liście nabierają kolorów, ale wciąż jest ciepło i słonecznie (w moim stronach to początek października zazwyczaj).

Niestety mam wciąż zbyt wiele obowiązków, by taki plan zrealizować w najbliższej przyszłości, pozostają mi tylko nocne czuwania :D
Pokażę Wam to, czego nie ma.
ODPOWIEDZ
Posty: 7457 • Strona 746 z 746
Artykuły
Newsy
[img]
Jacht z kokainą o wartości 80 milionów funtów zmierzał w stronę Wielkiej Brytanii

Prawie tona „narkotyku klasy A” została znaleziona na jachcie płynącym z wysp karaibskich do Wielkiej Brytanii. Jej rynkowa wartość została oszacowana na 80 milionów funtów.

[img]
Handel narkotykami: Rynek odporny na COVID-19. Coraz większe obroty w internecie

Dynamika rynku handlu narkotykami po krótkim spadku w początkowym okresie pandemii COVID-19 szybko dostosowała się do nowych realiów, wynika z opublikowanego w czwartek (24 czerwca) przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) nowego Światowego Raportu o Narkotykach.

[img]
Meksyk: Sąd Najwyższy zdepenalizował rekreacyjne spożycie marihuany

Sąd Najwyższy zdepenalizował w poniedziałek rekreacyjne spożycie marihuany przez dorosłych. Za zalegalizowaniem używki głosowało 8 spośród 11 sędziów. SN po raz kolejny zajął się tą sprawą, jako że Kongres nie zdołał przyjąć stosownej ustawy przed 30 kwietnia.