Już po kilku godzinach sprawa trafiła pod specjalny nadzór prokuratury. Została też utajniona. - Nie mogę nic powiedzieć. Pisemny zakaz informowania o tej sprawie otrzymaliśmy od prokuratury okręgowej - tłumaczył Andrzej Tewiel, rzecznik policji w Sopocie.
Rutyny nie było
Z ustaleń "Gazety" wynika, że grupą kilku osób stojących pod znanym sopockim klubem Enzym zainteresował się patrol policji. Podczas kontroli dokumentów i kieszeni znaleziono przy nich niewielkie ilości miękkich narkotyków (najprawdopodobniej marihuany). Z jednym z mężczyzn doszło do krótkiej szarpaniny. Bronił się przed zakuciem w kajdanki. Pięć osób przewieziono na policyjną izbę zatrzymań. Do tej pory było to rutynowe, typowe dla nocnego życia w Sopocie zdarzenie. W każdy weekend w ten sposób i pod takim zarzutami zatrzymywanych jest tam kilkanaście osób.
Tym razem rutyny nie było. Na komisariacie pojawił się zastępca prokuratora okręgowego w Gdańsku Ryszard Paszkiewicz. Okazało się, że wśród zatrzymanych jest jego syn. Od tej chwili całą sprawę zaczęto traktować jako zdarzenie nadzwyczajne (podobne rangą do ataku terrorystycznego czy zabójstwa). Jeszcze tej samej nocy prokuratora rejonowa w Sopocie zaczęła przesłuchania.
Niespodziewana zmiana miejsc
Początkowo oprócz zarzutów posiadania narkotyków policjanci chcieli postawić synowi prokuratora także zarzut czynnej napaści na funkcjonariusza.
- Wtedy prokuratura wzięła w "obroty" policjanta, który dokonał zatrzymania. Przesłuchiwano go przez osiem godzin. Każdemu można przez ten czas zrobić wodę z mózgu. A ten policjant był zmęczony, przecież wzięli go po całonocnym patrolu. Ostatecznie wycofał się z tego zarzutu, chociaż ten chłopak naprawdę bronił się przed zatrzymaniem - opowiada nieoficjalnie jeden z sopockich policjantów.
Tymczasem prokuratura zaczęła poważnie traktować wersję chłopaka, który oskarżył policję o pobicie podczas bezpodstawnego zatrzymania. Zarządzono obdukcję. Lekarz nie znalazł jednak żadnych obrażeń. W niedzielę chłopaka zwolniono do domu.
W poniedziałek do naszej redakcji w Gdyni zgłosił się naoczny świadek akcji policji pod klubem Enzym. Był jednym z zatrzymanych. Pozostałych osób nie znał, bo jak twierdził, tylko "przypadkowo tamtędy przechodził". Jego zdaniem policja była wyjątkowo brutalna i niekompetentna. Opowiedział nam, iż przeszukano go tak pobieżnie, że zabrał do celi nóż. Zwrócił uwagę, że szczególnie źle traktowano jednego z zatrzymanych, który upominał się swoje prawa.
"Świadek" poprosił o interwencję w sprawie brutalnych metod policji. Dopiero kilka godzin później skojarzyliśmy obie sprawy. Podczas kolejnej rozmowy "świadek" przypomniał sobie, że tym "źle traktowanym" mężczyzną był właśnie syn prokuratora Paszkiewicza.
To syn mojego szefa
O tym, która wersja wydarzeń uznawana jest przez prokuraturę za obowiązującą nie sposób dowiedzieć się oficjalnie. - Nie mogę nic na ten temat powiedzieć. U nas sprawy już nie ma - zasłania się Tadeusz Piaskowski, szef Prokuratury Rejonowej w Sopocie. - Zebraliśmy tylko materiał dowodowy i sprawę przekazaliśmy do Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. Nie będę przecież prowadził postępowania w sprawie syna mojego przełożonego.
Niewiele rozmowniejszy był Konrad Kornatowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku: - Potwierdzam, że doszło do takiego zatrzymania. Żeby śledztwo mogło być bezstronne, przekażemy sprawę poza nasz obszar - tłumaczy. - Nie można wyrokować, czy były to narkotyki. Nie przeprowadzono jeszcze żadnej analizy tych środków. Nic więcej nie powiem.
Ryszard Paszkiewicz (zastępca prokuratora okręgowego w Gdańsku):
Trudno mi to komentować. Boję się, że co nie powiem, to będzie źle. Jest mi bardzo przykro. Pojechałem na komendę, bo mimo że syn jest pełnoletni, to był mój obowiązek jako rodzica. Dowiedziałem się, co się stało i wróciłem do domu. W żaden sposób nie próbowałem wpływać na śledztwo. Wydaje mi się, że to, iż sprawa została potraktowana w trybie specjalnym, jest w takich sytuacjach normalnym standardem.
Komentarze