LSA w postaci wilca purpurowego (ipomea purprea) firmy plantico.
Wyprawa planowana była przez dłuższy czas i odkładana w nieskończoność dzięki moim domniemanym współtowarzyszom (miało być ich trzech o zrobił się jeden, nazwę go „zdziwiony”).
O tym, że dzieci składane w ofierze przez Inków 500 lat temu na szczytach wulkanów były odurzane z pomocą liści koki i substancji halucynogennych świadczą wyniki badań toksykologicznych. Przeprowadził je międzynarodowy zespół naukowców, wśród których były badaczki z UW i UMK.
O tym, że dzieci składane w ofierze przez Inków 500 lat temu na szczytach wulkanów były odurzane z pomocą liści koki i substancji halucynogennych świadczą wyniki badań toksykologicznych. Przeprowadził je międzynarodowy zespół naukowców, wśród których były badaczki z UW i UMK.
Archeolodzy znają już kilkanaście miejsc na terenie Peru, gdzie ok. pół tysiąca lat temu na szczytach gór lub wulkanów Inkowie składali dzieci w ramach tzw. rytuału capacocha. Bioarcheolog z Centrum Badań Andyjskich Uniwersytetu Warszawskiego (CEAC) w Cuzco Dagmara Socha od kilku lat bada te szczątki dzięki współpracy pomiędzy CEAC a Universidad Catolica Santa Maria w Peru. Drugą Polką zaangażowaną w badania jest Marzena Sykutera z Collegium Medicum UMK w Toruniu.
Właśnie ukazał się artykuł w “Journal of Archaeological Science: Reports” (https://doi.org/10.1016/j.jasrep.2022.103415), w którym opisano wyniki analiz toksykologicznych z próbek pobranych z dwóch zmarłych dzieci złożonych na szczycie wulkanu Ampato w Peru.
Jeden z autorów artykułu dr Johan Reinhard kilka dekad temu znalazł te szczątki w ramach grantu National Geographic. Były pochowane pozycji siedzącej poniżej szczytu wulkanu Ampato na wysokości 5800 m n.p.m. Jedno ze zmarłych dzieci przechowywane jest w specjalnej komorze Museo Sancturios Andinos w Arequipie, bo zachowało się w formie zamarzniętej mumii.
Naukowcy pobrali próbki z paznokcia u stopy sześcioletniego chłopca i włosa sześcioletniej dziewczynki. Wykryto w nich substancje, które wskazują na to, że dzieci żuły liście koki. Substancje w nich zawarte podwyższają ciśnienie krwi i pobudzają, wprowadzają w stan euforii i dobrego samopoczucia.
“Koka pomaga lepiej radzić sobie z chorobą wysokogórską. Być może dzieci pochodziły z niżej położonych terenów i źle znosiły wędrówkę na szczyt wulkanu, który wznosi się na blisko 6 tys. m n.p.m. Tymczasem kapłanom zależało, żeby dzieci były w dobrym nastroju, bo ich dobre samopoczucie mogło pomóc przebłagać bogów w czasie rytuału, w wyniku którego dzieci uśmiercano" - dodała badaczka.
Okazało się jednak, że dzieci spożyły również halucynogenny napar zwany ayahuasca. Składa się on z lian Banisteriopsis caapi (tę roślinę też się czasem nazywa ayahuascą). Nazwa ta pochodzi z języka Inków - keczua i oznacza "liana duszy" albo "liana zmarłych".
Jak wyjaśniła Socha, Banisteriopsis caapi zawiera harminę, która powoduje mniejsze halucynacje, pobudzenie i zaburzenia rytmu serca, niewyraźne widzenie, niedociśnienie i odrętwienia oraz działa antydepresyjnie.
Badaczka dodała, że do napoju obecnie dodawane są także inne rośliny, ale nie wiadomo, czy tak było także w czasach Inków. Wśród nich jest np. silnie halucynogenna Psychotropia virdis, zawierająca tryptaminy. Jej działanie jest wzmocnione w połączeniu z Banisteriopsis caapi. W czasie specjalistycznych analiz odkryto jednak tylko harminę. “Być może tryptamina nie zachowuje się w szczątkach kopalnych, albo napój był mniej halucynogenny, a głównym celem Inków było jego działanie antydepresyjne” - zastrzegła badaczka.
Inkowie wierzyli - wyjaśniła Socha - że w momencie złożenia ofiary dzieci miały stać się pośrednikami między bogami i ludźmi. "Inkowie uważali dzieci za czyste i nietknięte - taki ich status miał ułatwić nakłonienie bogów do podjęcia określonych decyzji" - tłumaczy Socha. Dzieci były wybierane jako ofiary nieprzypadkowo - najczęściej spośród najważniejszych rodów prowincji. Zdarzało się też, że sami rodzice zgłaszali chęć złożenia ofiary ze swoich dzieci w jakimś konkretnym celu - na przykład, aby zakończyła się susza. "Złożenie ich w ofierze na szczycie wulkanu przez przedstawicieli władcy inkaskiego uważano bowiem za wielki honor" - dodała.
Pielgrzymka z dziećmi wybranymi do złożenia w ofierze mogła trwać nawet kilka miesięcy. Być może dzieci odurzano po to, żeby znosiły tą drogę w lepszy sposób albo pełniły funkcje wyroczni i przepowiadały przyszłość - uważają naukowcy.
Z badań antropologicznych chłopca wynika, że naturalne ścieżki nerwów i naczyń krwionośnych były częściowo zwężone lub zablokowane w kręgach szyjnych. “Mogło to powodować zaburzenia krążenia i omdlenia. Być może też z tego powodu został wybrany jako ofiara, bo kapłani mogli uważać, że był wybrany przez bogów” - powiedziała.
Oba poddane analizom ciała dzieci były rażone piorunami - szczątki chłopca zachowały się w bardzo kiepskim stanie, bo być może uderzyło go kilka błyskawic. Naukowcy uważają, że stało się to już po ich śmierci. A działaniu wysokich temperatur świadczą ślady zeszklonej ziemi w jednym z grobów i silne przepalenia.
Archeolodzy nie wiedzą, jaka była bezpośrednia przyczyna zgonu dzieci. Nie są widoczne ślady uderzeń na czaszkach, jak w innych podobnych przypadkach, możliwe więc, że dzieci pochowano żywcem.
LSA w postaci wilca purpurowego (ipomea purprea) firmy plantico.
Wyprawa planowana była przez dłuższy czas i odkładana w nieskończoność dzięki moim domniemanym współtowarzyszom (miało być ich trzech o zrobił się jeden, nazwę go „zdziwiony”).
Spalono 1,2 g mieszanki (stosunek 1:1) Lobelia Inflanta i Ganjii (a
jednak :)). Nastepnie 40 mg SD i 3,2 g wysuszonego i skruszonego Peyotla
(biedaczek zmarl dwa dni temu, zostalolo jeszcze 6 roslin o ktore bardzo
dbam, no i San Pedrosy sztuk 6, wielkie jak.... niewazne jak co wielkie :)).
W piatek skonczylem lekcje okolo 14. Wiedzialem, ze najprawdopodobniej
caly
wieczor
spedze sam w domu, wiec czemu by nie sprobowac czegos nowego ? Wszedlem
wiec
po drodze do apteki i za 2zl76gr stalem sie szczesliwym posiadaczem listka
Tussipectu.
Potem jeszcze tylko wizyta w cukierni, gdzie zakupilem mala butelke
pomaranczowego
Frugo (zielony sie niestety skonczyl :( Wyszedlem i zapodalem na dobry
poczatek 4
Mieszkanie w bloku.Sobotni ranek. Grudzień. Dużo czasu. Myśl o zapaleniu dla relaksu.
Z góry uprzedzam, że nikt nie uwierzy w to co jest poniżej napisane. W ogóle to nic w życiu ani nie piłem ani nie ćpałem ani nie jarałem. Wszystko sobie ubzdurałem i nic podobnego się nie wydarzyło, a nawet jeśli to dawno i nie prawda. A ja jestem tylko waszym wyobrażeniem i kto to widział żeby jaranie MJ dawało takie skutki. Więc jak macie zgłaszać itd. to darujcie sobie dalszą lekturę.
T+00: Wyciągam lufkę, zapalam świece, bo ma większy ogień od zapalniczki. Smaże szkiełko dokładnie z jednej strony, z drugiej, czekam aż wystygnie odwracam tyłem do przodu i ten sam zabieg.