Prof. Wojcieszek: na jednego “alkoholika” przypada przynajmniej trzech “pijaków”

- To nie uzależnienie od alkoholu, ale jego nadużywanie, pojedyncze akty upicia się są dzisiaj problemem i niosą największe szkody. Nie pamiętamy, że jeszcze sto lat temu abstynencja była powodem do chluby. W okresie odzyskiwania niepodległości piliśmy jeden litr czystego alkoholu na głowę, dziesięciokrotnie mniej niż teraz. Polska należała do najtrzeźwiejszych krajów w Europie - mówi Krzysztof Wojcieszek, dr hab. profesor Wyższej Szkoły Kryminologii i Penitencjarystyki w Warszawie, członek Zespołu ds. Apostolstwa Trzeźwości i Osób Uzależnionych przy Konferencji Episkopatu Polski.

pokolenie Ł.K.

Kategorie

Źródło

Onet Kobieta
Ewa Raczyńska
Komentarz [H]yperreala: 
Tekst stanowi przedruk z podanego źródła. Pozdrawiamy!

Odsłony

491

- To nie uzależnienie od alkoholu, ale jego nadużywanie, pojedyncze akty upicia się są dzisiaj problemem i niosą największe szkody. Nie pamiętamy, że jeszcze sto lat temu abstynencja była powodem do chluby. W okresie odzyskiwania niepodległości piliśmy jeden litr czystego alkoholu na głowę, dziesięciokrotnie mniej niż teraz. Polska należała do najtrzeźwiejszych krajów w Europie - mówi Krzysztof Wojcieszek, dr hab. profesor Wyższej Szkoły Kryminologii i Penitencjarystyki w Warszawie, członek Zespołu ds. Apostolstwa Trzeźwości i Osób Uzależnionych przy Konferencji Episkopatu Polski.

Ewa Raczyńska/Onet: Sierpień jest miesiącem trzeźwości. Dzisiaj zdaje się, że niewiele osób o tym pamięta, albo pamiętać nie chce. Skąd bierze się nasza ignorancja wobec problemu nadużywania alkoholu?

prof. Krzysztof Wojcieszek: W mojej opinii to siła narkotyku. Kiedy przed 10 laty zwołano w Londynie spotkanie ekspertów i zadano im pytanie, która z substancji psychoaktywnych jest najbardziej niszcząca z tych, które ludzkość powszechnie używa, po dwóch tygodniach deliberacji wyłonił się najgroźniejszy narkotyk i okazał się nim alkohol etylowy. Można o tym poczytać w prestiżowym czasopiśmie lekarskim „Lancet” z 2010 roku (Nutt i wsp.).

Alkohol ma dość dużą siłę indywidualną mocy uzależniania i duże rozpowszechnienie. Jak te dwa czynniki się zbiegną, to mamy problem, bo jakaś znacząca część ludności styka się z bardzo silnym narkotykiem często nie wiedząc o tym, że jest nim alkohol.

Jednak musimy pamiętać, że aż 43,6 procent polskich kobiet w wieku ponad 15 lat (“dorośli”) w ostatnim roku nie używała żadnego napoju alkoholowego. W ujęciu nauki to są abstynentki (patrz: Global status report on alcohol and health 2018, WHO). Moim zdaniem jest to efekt pracy na rzecz trzeźwości. Nieco gorzej z mężczyznami, ale nawet wśród nich 19,3 proc. też w ciągu roku nic nie piło.

Nie ma co ukrywać, że wychowaliśmy się w kulturze picia. Jesteśmy przyzwyczajeni do opijania różnych okazji.

Zgadza się. Imprezy rodzinne, okoliczności do świętowania, sprawiają, że uważamy spożywanie alkoholu za normalne. Nawet wprost taką normę formułujemy, że prawdziwy Polak musi sobie wypić. To jest długotrwały skutek kontaktu z narkotykiem. My mniej więcej od lat 50. XX wieku przeżywamy okres wzmożonego kontaktu z alkoholem etylowym, podwyższają się roczne wskaźniki jego używania.

Jest to dość dobrze zbadane. W latach 50. Polacy spożywali w ciągu roku trzy litry czystego alkoholu na głowę, teraz jest to 10,5 litra. A jeśli w grupie ujmiemy osoby powyżej 15 roku życia, to daje 12,4 litra spożytego czystego alkoholu na głowę rocznie.

Te rosnące wskaźniki musiały się przełożyć psychologicznie na akceptację dla tego zachowania. Nikt nie będzie kontynuował picia, jeśli będzie przekonany, że jest ono jakieś ryzykowne, groźne, nienormalne, dziwne i rzadkie.

U nas było odwrotnie, doświadczenia, nawet jeśli przykre, były wypierane, przesuwane w strefę tzw. patologii. Przeciętnie nadużywający alkoholu porównuje się do uzależnionych nie widząc swojego problemu, bo nie zna paradoksu prewencyjnego, czyli takiej reguły, że większość szkód alkoholowych nie płynie od najgłębiej uzależnionych osób, tylko od tych, które go właśnie nadużywają.

Dziś nauka nazywa ich uzależnionymi w stopniu lekkim bądź umiarkowanym (klasyfikacja DSM 5). Kiedyś nazywała to piciem szkodliwym, ryzykownym lub szkodliwym, nawet nie wliczając tych ludzi wprost do alkoholików. W umysłach ludzkich ma miejsce taki trik jak myślenie magiczne, że picie nadużywanie alkoholu, jest normalne, w porządku, bez ryzyka, a nawet czasami, że to przesłanka do jakiegoś chełpienia się.

Nierzadko chwalimy się, ile kto może wypić.

Więcej może wypić osoba, która zwiększa swoją tolerancję na alkohol czyli zmierza do uzależnienia. Tzw. mocna głowa to jeden z sygnałów ostrzegawczych wkraczania w uzależnienie.

Pamiętam, jak kiedyś czekając na kolejkę do Warszawy, obserwowałem grupę licealistów, która barwnie opowiadała sobie o swoich przeżyciach alkoholowych z ostatniego weekendu. Nie było tam ani śladu jakiejś obawy, wręcz przeciwnie - przekonanie, że wszystko jest ok, że stają się dorośli, że jest tym fajniej, im bardziej były zaskakujące efekty kontaktu z alkoholem.

Powtórzę - dwóch rzeczy Polacy nie wiedzą - że alkohol to najsilniejszy narkotyk z punktu widzenia szkód i że większość szkód z nim związanych nie jest usytuowana po stronie uzależnionych tylko po stronie nadużywających, czyli tych, którzy jeszcze w obszar uzależnienia nie weszli. To im daje takie alibi: nie jestem uzależniony, więc jeszcze mogę “ćwiczyć”. Pojedynczy przypadek upicia się dla wielu ludzi nie jest problemem.

Tyle tylko, że moralnie i etycznie to problem jest i może czynić wielkie szkody. Nie jest prawdą, że skoro kontroluję swoje picie, to nic złego się nie dzieje. Dobrym, choć strasznym przykładem jest uszkodzenie dziecka w łonie matki (FAS - Płodowy Zespół Alkoholowy), które może być wywołane tylko incydentami picia w ciąży, bez uzależnienia kobiety.

Dzisiaj można usłyszeć stwierdzenia, że dwie lampki wina lub trzy piwa wieczorem to nie jest uzależnienie. Tymczasem nie zwracamy uwagi na pojęcie nadużywania - kiedy możemy o nim mówić?

Często uważamy, że dopóki nie jestem uzależniony, mogę pić. Oczywiście mówimy tu o uzależnieniu “na oko”, bo nikt nie sprawdza kryteriów uzależnienia w klasyfikacji fachowej.

Nauka bardzo precyzyjnie określiła granice nadużywania. Przede wszystkim zwraca uwagę na okoliczności, czyli w jakich warunkach piję: czy jestem w ciąży, karmiącą matką, kieruję pojazdem, mam pod opieką dzieci, używam leków, jestem w pracy, na służbie, uprawiam ekstremalny sport. Przy tych okolicznościach jakakolwiek ilość alkoholu jest momentalnie nadużywaniem. Może uszkodzić dziecko w łonie matki, spowodować wypadek. Nie muszę być osobą uzależnioną, żeby spowodować katastrofę.

Oceń treść:

Average: 6 (3 votes)
Zajawki z NeuroGroove
  • Szałwia Wieszcza

Nazwa substancji: Salvia Divinorum


Doświadczenie: Ziele (bardzo często), Hasz (kilka razy), Gałka (2 razy i nigdy więcej), kiedyś alkohol (nie za często)


Dawka i sposób uzycia: 2 duże liście, metoda "kulki"


Set & setting: Łąka, letnie popołudnie (15 - 18 godz), dwie osoby. Oczekiwaliśmy mocnych doznań, ale przynajmniej ja byłem jakoś szczególnie nieprzekonany.




  • LSD-25
  • Pozytywne przeżycie

1) Wieczór/noc, piątek, brak dzieci, czysty umysł. Ulice śródmieścia Warszawy. 2) Wakacje, dobry humor. Prawie pusta, szeroka i długa plaża nad Bałtykiem. Bezchmurne niebo. Upał za parawanem, przejmujący chłód na otwartej przestrzeni.

Początek działania LSD objawia się najłatwiej na twarzach – zaczynają w ten charakterystyczny sposób „pływać” i „przenikać”. Jeśli oglądasz film, zdaje się też, że aktorzy trochę zbyt przesadnie wypowiadają swoje kwestie i robią nienaturalne miny. Przerywamy więc oglądanie i przenosimy się na taras, gdzie z nową ciekawością przeglądamy pozostawiony na stole, kupiony parę dni wcześniej, album ze zdjęciami Nowego Jorku.

  • Bad trip
  • Grzyby halucynogenne

Grzybowa polanka, samochód, nadmorskie miasteczko, wolne popołudnie spędzane z ziomkami, zero obowiązków, zero problemów, lekcje odrobione. ;)

Pisałem gdzieś już o tym, jednak myślę, że warto podzielić się swoją przygodą również tutaj.

  • Katastrofa
  • Mefedron

Katastrofa życiowa, przegięcie z braniem benzo, Mdma, fety, generalnie wszystkiego co się dało. Doprowadziło to do mojej wyprowadzki od chłopaka, z którym mieszkam ponad 3 lata. "Trip" odbył się w nocy, trwał 6 godzin, był to wynajęty przeze mnie pokój. 4 dni później wróciłam do DOMU i mojej miłości, którą do tej pory ranię.

23:00 wchodzi kreska. Mało, może 50 mg. Nie działa. Nie ma w tym nic dziwnego, byłam benzodiazepinowym zombie

 

23:15 kreska, może 100 mg

 

24:00 biorę się za pracę. Roznosi mnie a jednocześnie przygniata. Zaczynam myśleć o życiu. 

 

00:15 wrzucam do szklanki z pepsi z 200mg

 

01:00 Na zmianę wpadam w panikę, płaczę, wbijam paznokcie w skórę i myślę o tym jak będzie wyglądała moja przyszłość. Boję się, pragnę być blisko mojej najbliższej osoby, wzoru, wsparcia, sensu życia. Tęsknię za nim a jednocześnie go ranię - ćpając.

 

randomness