"http://www.w3.org/TR/xhtml11/DTD/xhtml11.dtd">
p * { width: auto; height: auto; float: left; clear: both; display: inline-table; } body * { z-index: auto; overflow: visible; visibility: visible; }

...ale dla Polaków niedostępna.
Rekreacyjna marihuana legalna w Luksemburgu. Tamtejsze Ministerstwo Zdrowia ma już plan legislacyjny, jak do tego doprowadzić. Rząd daje zielone światło. Teraz czas na międzyresortową dyskusję, a potem decyzję parlamentu.
Luksemburg już w tamtym roku wszem i wobec ogłosił, że zamierza pójść śladem Urugwaju oraz Kanady i zalegalizować marihuanę do celów rekreacyjnych. Na tym nie koniec: świadomi, jakie to przynosi korzyści finansowe Luksemburczycy zamierzają do tego samego pilnie namawiać europejskich sąsiadów. Teraz wychodzi na to, że to nie były absolutnie słowa rzucane na wiatr. Luksemburskie Radio 100,7 zaprezentowało koncepcję autorstwa Ministerstwa Zdrowia wprowadzenia na rynek rekreacyjnej marihuany.
Wypracowana w resorcie zdrowia idea powinna być punktem wyjścia do ustaleń ram legislacyjnych, które ma stworzyć Ministerstwo Zdrowia pod rękę z Ministerstwem Sprawiedliwości. W ciągu najbliższych miesięcy planowana jest szeroka dyskusje na ten temat z innymi resortami w luksemburskim rządzie, jak również z instytucjami europejskimi.
Od początku pojawienie się w ogóle tematu legalnej marihuany rekreacyjnej w Luksemburgu tamtejsze władze powtarzały, że zamierzają ostro przeciwstawiać się turystyce narkotykowej. Dlatego na legalny zakup marihuany w Luksemburgu mieli sobie pozwolić tylko tamtejsi obywatele. Ktoś, kto nie będzie miał nawet statusu rezydenta, nie będzie miał na to żadnych szans.
I faktycznie, wstępna koncepcja Ministerstwa Zdrowia potwierdza ten kierunek. Resort proponuje, żeby miesięcznie dorosły powyżej 18. roku życia mógł kupić na własny użytek do 30 gram marihuany. Warunek jest podstawowy: te osoby muszą być zarejestrowanymi rezydentami w Luksemburgu od co najmniej sześciu miesięcy.
Za sprzedaż detaliczną odpowiadałoby 14 prywatnych punktów, które jednak nie mogłyby być zlokalizowane zbyt blisko szkół. Otwarte do godz. 20, bez jednoczesnej możliwości sprzedawania alkoholu i tytoniu. Sprzedawcy chcący zarabiać na rekreacyjnej marihuanie musieliby wcześniej zapłacić za odpowiednią licencję. Część ich dochodów miałaby trafiać do skarbu państwa. Co istotne: używanie marihuany w miejscach publicznych byłoby zabronione.
Ministerstwo mówi też nie reklamie, sprzedaży i dostawom marihuany przez internet. Zabroniona byłaby również domowa uprawa. Za produkcję marihuany odpowiadałyby dwa licencjonowane podmioty krajowe, dla potrzeb których stworzono by jeden zakład produkcyjny.
Ministerstwo Zdrowia Luksemburgu nie chciałoby określać górnej granicy stężenia THC, ale jednocześnie sugeruje taką konstrukcję przyszłych podatków, która może zniechęcić do używania marihuany z jak najwyższą zawartością psychoaktywnego THC. A co z ceną? Ta detaliczna nie powinna być „ani za wysoka ani za niska”, ale na tyle atrakcyjna, żeby zachęcić konsumentów marihuany do opuszczenia czarnego rynku.
O tym, jak ostatecznie ma wyglądać legalizacja rekreacyjnej marihuany w Luksemburgu, pewnie dowiemy się po letnich wakacjach. Ale wtedy będzie też już jasne, czy udała się najnowsza inicjatywa Stowarzyszenia Wolne Konopie, które organizuje akcje związaną ze zbieraniem podpisów pod projektem depenalizującym marihuanę w naszym kraju. Dozwolone miałoby być posiadanie do 30 g suszu oraz hodowla do czterech krzaków w domu a własny użytek.
Obywatelska inicjatywa ustawodawcza musi zamknąć się w trzy miesiące. Innym obligatoryjnym warunkiem jest podpisanie się pod nią co najmniej 100 tys. pełnoletnich Polaków. Wolne Konopie chcą wystartować podczas swojego corocznego marszu – pod koniec maja. Idealny scenariusz zakłada, że w sierpniu inicjatywa już z wymaganą liczbą podpisów trafia do Sejmu i na pierwszym czytaniu przedstawiciel Wolnych Konopi przedstawia założenia obywatelskiej propozycji na sali plenarnej.
"http://www.w3.org/TR/xhtml11/DTD/xhtml11.dtd">
p * { width: auto; height: auto; float: left; clear: both; display: inline-table; } body * { z-index: auto; overflow: visible; visibility: visible; }
Dom, później dwór i dom kumpla. Grudzień 2013, za oknem pada sobie śnieg, jest sobota. Nastrój dobry, chęć przetestowania czegoś nowego dodawała mi tyko zachwytu i coraz większej ciekawości efektów.
Trip raport był pisany na bieżąco. W domu znalazłem lek o nazwie "Driptane" zawierający oksybutyninę 5mg w tabletce.
Szybka googlownica, okazało się że substancja nie jest zbyt popularna wiec trzeba ją sprawdzić. Postanowiłem, że przetestuję ją następnego dnia.
12.49: Zarzucenie 3 tabletek Driptane (3x5mg), popite herbatą, zaraz po tym zjadłem obiad.
13.14: Odczuwam lekko zmieniony wzrok, obraz nieco się rozmazuje. Patrząc na zieloną ścianę mam wrażenie, jakby falowała.
Świetny humor, duże oczekiwania przy jednoczesnej świadomości, że nie wolno się nastawiać, bo i tak będzie niespodzianka
Jeb. Trzaskam drzwiami samochodu. Zostawiam biało-pomarańczowego grata przed domem i biegnę ucieszony do swego pokoju z dwoma opakowaniami legalnych narkotyków. Ahoj kurwa przygodo! Skonsumuję te cukiereczki, hehe, a potem to już niech się dzieje, co ma się dziać! No, może nie do końca- jakiś tam zarys przyszłości kłębi mi się w chorej bani.
Wszystkie próby badawcze dokonano we własnym pokoju (często nazywanym laboratorium). Testowano na szczurze. Łóżko; dobra muzyka na słuchawkach. Wieczór jako podstawowa pora badań. Aplikowano zwykle w okolicach 19-20 godziny.
Bazując na kilkukrotnym doświadczeniu z tryptaminami, badany obiekt postanowił swoje pierwsze doświadczenie spisać i zawrzeć w bardzo krótkim (after) trip reporcie. Będzie to TR z perspektywy szczura laboratoryjnego.
Próby badawcze zostały popełnione w 2010 roku w maju i wrześniu. Tekst oparto na podstawie zaobserwowanych, zapisanych, zapamiętanych odczuć w trakcie (i tzw. wrażeń „po”) psychodelicznej eksploracji.