Koniec wyzwolonego miasta?

Mieszkańcy Amsterdamu zaczynają zadawać sobie pytanie, po co zapraszać do siebie turystów palących w parkach marihuanę i pozwalać, żeby piękne dzielnice zmieniały się w erotyczne disneylandy.

a.

Kategorie

Źródło

LA Times / Onet.pl

Odsłony

1668

Mieszkańcy Amsterdamu zaczynają zadawać sobie pytanie, po co zapraszać do siebie turystów palących w parkach marihuanę i pozwalać, żeby piękne dzielnice zmieniały się w erotyczne disneylandy.

Odstawiwszy plecaki do schroniska, Ryan Ainsworth i jego kumpel Richie Bendelow znaleźli sklepik oferujący 500 ziołowych mieszanek obiecujących szczęście i dobre samopoczucie na 500 różnych sposobów. Młodzi brytyjscy turyści udali się wprost po halucynogenne grzybki na zafoliowanych tackach, takich samych, w jakie pakuje się pieczarki. Przyjaciele zabrali ulotkę doradzającą ugotowanie z grzybów herbatki, "żeby przyśpieszyć efekt". Ulotka ostrzegała przed przyjmowaniem grzybków z twardymi narkotykami, albo alkoholem, ale informowała, że "joint z marihuany jest w porządku i może wprowadzić w pozytywny, zrelaksowany nastrój". Porady nie były potrzebne – koledzy nie po raz pierwszy zawitali do Amsterdamu. Udali się w zacisze Vondelpark i do spółki opchnęli całe pudełko. Następnego dnia, opuszczając popularny coffeehouse, gdzie nabyli gram marihuany, nie mieli wiele do powiedzenia na temat popołudnia w parku.

– Hej, w końcu jesteśmy na wakacjach w Holandii! - mówi Ainsworth, 22-letni instruktor kajakarstwa. - Nikt nam niczego nie zabroni.

Mogła to jednak być ostatnia okazja do korzystania z narkotyków i seksu zgodnie z dewizą "żyj i pozwól żyć" w Holandii, jednym z krajów najbardziej na świecie znanych z otwartości. Prostytucja, aborcja, eutanazja, jednopłciowe małżeństwa i magiczne grzybki od dawna są tu legalne, a miękkie narkotyki, takie jak marihuana, choć w zasadzie nielegalne, w niewielkich ilościach można oficjalnie sprzedawać w kafejkach. Ostatnio jednak niezadowolenie z napływu muzułmańskich i czarnych imigrantów, a także opinia wielu osób, że luz przekroczył wszelkie granice sprawiają, że Holendrzy odwracają się od tolerancji i nieskrępowanego permisywizmu. W 2006 roku parlament zabronił kafejkom sprzedaży alkoholu, jeśli handlują marihuaną. Obecnie prawodawcy forsują przepis zabraniający lokowania kafejek w odległości mniejszej niż 250 metrów od najbliższej szkoły, a w życie wchodzi zakaz sprzedaży halucynogennych grzybków.

– Pracuję w tym interesie od 15 lat i jeszcze nigdy nie czuło się takiej presji – mówi Olaf Van Tulder, kierownik kafejki Green House, należącej do sieci popularnych lokali znajdujących się w posiadaniu Holendra, którego czasopismo High Times ochrzciło "królem indyjskich konopi". Dochodziła dziesiąta rano, ale sprzedawcy przy barze z marihuaną już pracowicie odważali porcje na niewielkiej cyfrowej wadze, a większość stolików zajmowali klienci skręcający jointy. Prawie nikt nie pił kawy. Dwie młode Włoszki, nieco już hm... najarane, podniosły w górę dwa palce, wskazując na najdroższy hasz w menu, holenderski Ice-Olator Supreme po 52 dolary za gram. Uprzejmy sprzedawca Eduardo odsypał do torebeczek po dwa gramy, pokazał cenę na kalkulatorze i pożegnał, wołając: - Ciao, babies! Interes kwitnie, to prawda, ale codzienne potyczki z nową jednostką antynarkotykową sprawiają, że Van Tulder czuje się osaczony.

– Wystarczy, że przed drzwiami źle zaparkuje motocykl i nas zamkną – mówi.

Jak większość tutejszych, 35-letni Van Tulder rzadko pali marihuanę, martwi się jednak, że polityczny konserwatyzm zniszczy holenderską kulturę. – Ci ludzie próbują wmuszać swoją religię społeczeństwu i moim zdaniem Amsterdam od tego umiera. Czasem dobrze uciec na chwilę od rzeczywistości. Joel Voordewind dorastał w Amsterdamie, odnosząc sukcesy na scenie punkowej jako perkusista No Longer Music. Nigdy jednak nie podobały mu się amsterdamskie narkotyki i prostytucja, a jako nastolatek trzymał się z daleka od dzielnicy czerwonych latarń, "bo można tam było nabawić się kłopotów". Dziś ten wysoki, chłopięco wyglądający syn pastora ewangelickiego ma 42 lata i jest posłem. Jego Unia Chrześcijańska, w dużej mierze opierająca swój program na doktrynie biblijnej, próbuje odnowić moralnie rządy, które według niego zbłądziły. Jego partia kontroluje tylko dwa z 16 ministerstw. Sprzymierzyła się z liberałami w walce o interesy uchodźców, biednych rodzin i środowiska, co nie przeszkadza jej potępiać homoseksualizmu, eutanazji, aborcji i młodzieńczego eksperymentowania "ze wszystkim".

– Ludzie mają dość indolencji rządu. Określamy to postawą "jeśli to zabronione, pozwolimy na to". Na przykład miękkie narkotyki. Są zabronione, ale patrzymy na nie przez palce – mówi sącząc kawę w kawiarni na amsterdamskim dworcu. – Takie nastawienie jest bardzo częste. Ludzie to odbierają, jakby rząd pozwalał im robić, co im się podoba.

Choć tolerancja i różnorodność od dawna są dla Holendrów powodem do dumy, seria wstrząsających wydarzeń sprawiła, że przychylniejszym okiem spoglądają na zdecydowany rząd wyznający jasne normy i wartości - mówi Voordewind. Zabójstwa niezależnego populistycznego polityka Pima Fortuyna w roku 2002 i reżysera Theo Van Gogha dwa lata później (obydwie ofiary podsycały lęk przed islamskim ekstremizmem) zaszokowały kraj. Otwarci Holendrzy witali przybyszów (a także ich meczety i szkoły koraniczne) z otwartymi ramionami, ale stracili tolerancję wobec tych, którzy ich odmiany tolerancji nie podzielają. Zadają też sobie pytanie, po co zapraszać do siebie turystów ćpających w parkach i pozwalać, żeby piękne dzielnice zmieniały się w erotyczne disneylandy.

W grudniu 2007 roku burmistrz Amsterdamu i rada miasta ujawniły plany ograniczenia działalności domów publicznym i agencjom towarzyskim. Ich właściciele będą musieli ubiegać się o pozwolenia, a minimalny wiek prostytutek podniesiono z 18 na 21 lat. Miasto wyda też 37 milionów dolarów na wykup jednej czwartej budynków z wystawami, na których niemal nagie kobiety pozują pod czerwonymi latarniami. Jeśli rada miasta dopnie swego, zamiast kobiet na sprzedaż w witrynach pojawią się ubrania, a zabytkowe budynki zostaną odrestaurowane i zaczną przyciągać luksusowe hotele i restauracje, podczas gdy resztka domów publicznych zostanie ściśnięta na kilku zaledwie ulicach.

– Romantyczny wizerunek dzielnicy stracił aktualność. Przemysł seksualny wykorzystuje ludzi, dlatego rada musiała zareagować – powiedział burmistrz Amsterdamu Job Cohen, członek Partii Pracy, na konferencji prasowej w sprawie zmian. – Nie próbujemy pozbyć się prostytucji, chcemy tylko znacząco ograniczyć przestępczość. Voordewind chciałby, żeby dzielnica czerwonych latarń w jego rodzinnym mieście radykalnie się zmieniła. Ostatnio zaproponował, żeby zamienić ją w kolonię artystów na podobieństwo paryskiego Monmartre’u. Chciałby, żeby miasto wykupiło pozostałe witryny i odrestaurowało budynki, a potem otworzyło je dla pracowni artystów i galerii.

– Dzielnica jest dziś atrakcją turystyczną nie ze względu na architektoniczne piękno, ale z powodu tych witryn – mówi. – To fatalna sytuacja... Trzeba ją radykalnie zmienić.

Oceń treść:

Average: 9 (1 vote)

Komentarze

Anonim (niezweryfikowany)

"Dzielnica jest dziś atrakcją turystyczną nie ze względu na architektoniczne piękno, ale z powodu tych witryn – mówi. – To fatalna sytuacja... Trzeba ją radykalnie zmienić." Se myślą, że jak będzie mniej prostytutek to sie stanie bardziej "atrakcyjna" ta okolica XD
Anonim (niezweryfikowany)

Lewica - i wszystko jasne...
M@rcelo (niezweryfikowany)

... a kiedy ta dzielnica była w ogóle atrakcją turystyczną ze względu na architektoniczne piękno:) ???? hahahah żenada. burdel jest zawsze burdelem po co prawdę ubierać w piękne słówka. Tylko politycy - właściciele burdelów wiedzą co się tam naprawdę wyrabia oprócz bzykania, delikatnie mówiąc.
Anonim (niezweryfikowany)

"Dzielnica jest dziś atrakcją turystyczną nie ze względu na architektoniczne piękno, ale z powodu tych witryn – mówi. – To fatalna sytuacja... Trzeba ją radykalnie zmienić." Se myślą, że jak będzie mniej prostytutek to sie stanie bardziej "atrakcyjna" ta okolica XD
Anonim (niezweryfikowany)

"Dzielnica jest dziś atrakcją turystyczną nie ze względu na architektoniczne piękno, ale z powodu tych witryn – mówi. – To fatalna sytuacja... Trzeba ją radykalnie zmienić." Se myślą, że jak będzie mniej prostytutek to sie stanie bardziej "atrakcyjna" ta okolica XD
Zajawki z NeuroGroove
  • Gałka muszkatołowa
  • Pozytywne przeżycie

Piątek. 15-02-2013 Godzina 15.00. Dzwoni ziomek z którym umówiliśmy się na palenie słodkiej baczki. Cały uśmiechnięty mimo złej pogody wyszedłem na spotkanie. Chociaż na zewnątrz było bardzo wilgotno i deszczowo w naszych okolicach okazało się być bardzo SUCHO. Zupełnie tak jak by dzień wcześniej cały świat wypalił stuff od wszystkich pobliskich zielarzy . Zdemotywowani tym faktem poszliśmy w strone sklepu celem wypicia napoju gazowanego, z dodatkiem chmielu oraz 6% zawartością etanolu. Po krótkiej przechadzce pomiędzy żelbetonowymi blokami, które rażą swoimi pstrokatymi kolorami wpadłem na pomysł odwiedzenia słodkiej krainy. Udaliśmy się więc do sklepu samoobsługowego, w którym zakupiłem dwa opakowania Indonezyjskiej gałki KAMISIA, oraz bardzo pyszny jogurcik o smaku wielu owoców leśnych. Kilka chwil później siedziałem w swoim cieplutkim pokoju mieszając drinka na wieczór, w proporcjach jedna paczka uśmiechu do połowy szklanki jogurtu. Zjedzenie tego zajęło mi mniej więcej 20 minut, ponieważ ten smak skutecznie mnie odrzuca od tego specyfiku, ale nie dałem się, zjadłem całą paczkę. Została mi jeszcze jedna, którą zalałem wrzątkiem a do kubka wpakowałem dwie saszetki czarnej herbaty. Tym razem wypiłem sam wywar, plus mniej więcej dwa łyki pestkowej mielonki. Smak herbaty dość dobrze zamaskował smutną i gorzką stronę gałki.

Godzina 21:00

Mija druga godzina odkąd wypiłem wywar. Czułem się dużo lepiej niż wcześniej, stawało mi się coraz cieplej na ciele jak i na duszy. Humor znacznie mi się poprawił. Przez cały czas rozmawiam z moim bratem na skype. On też zaczyna zauważać zmiany w moim sposobie mówienia oraz zachowaniu.

Godzina 22:20

  • Bromo-DragonFLY
  • Marihuana
  • Tripraport

dom + muzyka


Tytułem wstępu - kolejne "najprawdziwsze LSD", które okazało się być bromoważką. Nie wiem już co o tym myśleć - wiele osób na forum zarzekało się, że Śiwa to LSD. Możliwe, że ktoś faktycznie miał LSD na tym kartoniku, ale to co ja miałem na pewno nim nie było.

Dodam, że jeżeli Śiwa jest uznawana przez niektórych za mocny karton, to niestety jej moc jest znikoma w porównaniu z kwasem.

Krótko czas działania:
T+20 min – nienaturalne polepszenie humoru, gadatliwość
T+1 h – mrowienie ciała, dreszcze

  • 4-HO-MET
  • Przeżycie mistyczne

Mój pokój, letni wieczór, sama w mieszkaniu, przygaszone żółte światło lampki, dwa piwa do towarzystwa

Z racji niedużej masy ciała (<50kg), braku jakiejkolwiek tolerancji na substancję i lekkiego napięcia związanego z jej zażyciem (pierwszy raz), oraz ogólnej podatności na działanie środków psychoaktywnych - chcąc delikatnie zapoznać się z 4-HO-METem, dzielę 50g na 4 ścieżki (~12.5mg) i wciągam jedną. Następnie czekam...

...i tak, niby wiem, że tryptaminy potrzebują chwilę na załadowanie, ale gdy po kwadransie jeszcze nic nie czuję, na wszelki wypadek dorzucam odrobinę, też donosowo. Tak na oko, całościowo porcja mogła dojść do 20mg. Jeszcze chwila... i zaczęło się.

  • Dekstrometorfan
  • Pozytywne przeżycie

Bardzo dobry humor, przyjaźni ludzie.

Około godz. 11:00 łyknęliśmy z moim chłopakiem (K) po 30 tabletek acodinu. Mieliśmy zamiar zrelaksować się, leżąc, słuchając muzyki i rozmawiając. Jednak po jakichś 40 minutach, akurat wtedy, gdy DXM zaczynało działać, wpadł do nas kumpel (M) – totalnie zakręcony człowiek, etatowy osiedlowy leń, z którym można jednak konie kraść ;). Traf chciał, że akurat dzień wcześniej spróbował on pierwszy raz DXM – 450mg i spodobało mu się. Słyszał opowieści o efektach większych dawek i był ciekaw, ale bał się trochę eksperymentować sam.