Chemicy znad Czerwonej Rzeki

Dłuższy tekst o tym, jak to czterej Wietnamczycy i dwaj Polacy stworzyli w Pruszkowie gang, który z sukcesem podbijał czeski rynek narkotykowy i w kilka miesięcy zarobili co najmniej półtora miliona złotych.

pokolenie Ł.K.

Kategorie

Źródło

Angora nr 38 (1370)
Leszek Szymowski

Odsłony

767

Czterej Wietnamczycy i dwaj Polacy stworzyli w Pruszkowie gang, który z sukcesem podbijał czeski rynek narkotykowy. W kilka miesięcy zarobili co najmniej półtora miliona złotych. To miał być biznes życia. Tak przynajmniej mówił polski przedsiębiorca, którego poznali zaraz po przybyciu do Warszawy, a który zaoferował im dobrze płatną pracę, dobre warunki życia i mieszkanie na swój koszt. Obiecywał, że uchroni ich przed policją, a pieniądze będzie im wypłacał regularnie i nawet pomoże wysłać je rodzinie czekającej w Wietnamie. Jednak praca marzeń okazała się największym życiowym błędem.

Od mechanika do narkodilera

Trinh P. niedawno skończył 30 lat. Urodziny obchodził w areszcie śledczym w Warszawie, gdzie trafił z zarzutami udziału w zorganizowanej grupie przestępczej zajmującej się produkcją i dystrybucją narkotyków. Pochodzi z miasta Hai Duong położonego w północnym Wietnamie nad legendarną Czerwona Rzeką. W okresie zimnej wojny ten teren należał do komunistycznego Wietnamu Północnego. Po zjednoczeniu obu krajów, w całej prowincji rozpoczął się okres aktywnej industrializacji i urbanizacji. Trinh — tak jak wielu jego rówieśników — zdecydował się na wyjazd za granicę w poszukiwaniu lepszego życia. Zdobył zawód mechanika samochodowego. Udało mu się wydostać z Wietnamu przez „zieloną granicę”, a potem przez Chiny, Rosję i Ukrainę dostać się nielegalnie na Słowację, a stamtąd do Czech. lmał się różnych zajęć, pracował jako mechanik samochodowy, jako kucharz i pomocnik kucharza. Zdarzało się, że nie otrzymywał zapłaty za pracę. Z czasem zaczął czuć na sobie oddech czeskiej policji. Funkcjonariusze tropili nielegalnych imigrantów. Od początku 2015 roku takie akcje zaczęły się nasilać. Trinh wiedział, że jeśli zostanie deportowany, to w Wietnamie może trafić do więzienia (prawo tego kraju przewiduje karę za nielegalny wyjazd), a bardzo chciał zarabiać pieniądze, aby pomóc w utrzymaniu swoich starszych rodziców.

- Zdecydowalem się na wyjazd do Polski, bo znajomi mówili, że polska policja nie jest aż tak brutalna jak czeska — mówił później, w trakcie przesłuchania, funkcjonariuszom Straży Granicznej. - Słyszałem, że w Polsce można przez długie lala przebywać nielegalnie, jeśli tylko nie łamie się prawa. I tak trafił doWarszawy.

Pozbawiony środków do życia Trinh trafił do Wólki Kosowskiej. Znajduje się tu osławione chińskie centrum handlowe, gdzie można kupić duże ilości sprowadzanej odzieży. Młody człowiek niedługo tu był. Inny Wietnamczyk, przypadkowo poznany w tym centrum handlowym, poznał go ze swoim znajomym, który zaoferował Trinhowi dobrze płatną pracę przy produkcji ,,lodu”. Trinh się zgodził. Nie wiedział, że ,,produkcja lodu” to w gangsterskim slangu znaczy wytwarzanie narkotyków. Trinh trafił na posesję niedaleko centrum podwarszawskiego Pruszkowa. Nie wiedział, że niegdyś miasto znane było jako stolica najgroźniejszego polskiego gangu. Po seriach aresztowań i procesów jedni gangsterzy szli do więzienia, inni wychodzili. Ci, którzy rozliczyli się z wymiarem sprawiedliwości, zakładali firmy, które często były przykrywką dla gangsterskiej działalności.

Trinh, jak twierdzi, nie był świadomy, że trafił właśnie do takiego przedsiębiorcy. Jak się okazało, nie on jeden. W proceder zaangażowanych było jeszcze dwóch innych Wietnamczyków: wykwalifikowany handlowiec i bezrobotny. Obaj młodsi od Trinha — odpowiednio o dwa i trzy lata. Podobnie jak Trinh przebywali W Polsce nielegalnie. Łączyło ich to, że pochodzili z ubogich prowincji położonych na północy kraju, nad Czerwona Rzeką. Wszyscy mieli to samo marzenie: ciężką pracą zarobić pieniądze, które można byłoby odesłać do kraju, dla najbliższej rodziny. „Przedsiębiorcy”, którzy zatrudnili Wietnamczyków, doskonale wiedzieli, jak zapewnić sobie ich lojalność.

- Tydzień przed tym, gdy zacząłem produkcję lodu, oni wzięli moje prawo jazdy, zrobili ksero i oddali mi dokument. W ten sposób dowiedzieli się, jak się nazywam i skąd pochodzę. Potem byli już pewni mojej lojalności i pozwolili mi, bym wychodził z posesji — zeznał kilka miesięcy później jeden z Wietnamczyków.

Opowiadał śledczym, że jego pruszkowski pracodawca straszył, że jeśli którykolwiek z jego pracowników pojdzie na policję, to on znajdzie go w Wietnamie i zemści się na nim samym lub na jego rodzinie.

Zabójczy „lód”

Dopiero później Trinh i jego koledzy z Wietnamu zorientowali się, że „lód”, który mieli produkować, to w rzeczywistości metamfetamina.

Proces produkcji metamfetaminy wyglądał tak, że potrzebny był duży plastikowy pojemnik o wysokości ok. 80 cm i średnicy ok. 40 cm, do tego pojemnika trzeba było nalać trochę zimnej wody i wsypać około 2 kilogramów białej substancji, na którą mówią sól, ale ja nie wiem, co to było — czytamy w zeznaniach jednego z wietnamskich chemików. - Następnie należało dodać substancję, na którą mówiliśmy benzyna. Był to płyn w białych piastikowych workach.

Jak wynika ze śledztwa, do „lodu” dosypywano jeszcze przeterminowanych lekarstw. Miały zwiększyć efekt odurzenia po zażyciu wyprodukowanej substancji. Dla tego, kto zażywał narkotyki, oznaczało to śmiertelne niebezpieczeństwo.

Dragi na eksport

Szemrany biznesmen, który zorganizował cały proceder, doskonale wiedział, że rynek narkotykowy rządzi się swoimi prawami. Aby na nim zaistnieć, trzeba opłacać się tej mafii, która kontroluje dane terytorium. Istnieje też ryzyko, że któryś z gangsterów wpadnie, uzyska status świadka koronnego i wówczas wyjawi cały sekret narkobiznesu. Aby tego uniknąć, pruszkowski przedsiębiorca wpadł na nietypowy pomysł. Postanowił w ogóle nie wprowadzać swojej metamtetaminy na polski rynek, ale dystrybuować ją w Czechach. Liczył na to, że w ten sposób zmyli tropy, bo polska policja nie będzie się nim interesować, a czeska nie zorientuje się, że duża ilość narkotyków, która nagle pojawi się w tym kraju, pochodzić będzie z Polski.

Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę. Gdy Trinh i jego koledzy wyprodukowali już metamfetaminę, pakowali ją w worki, wkładali do samochodów i wozili do Czech. Podróże odbywały się nocami. Przez ponad pół roku ani jeden policjant nie nabrał podejrzeń i nie zatrzymał samochodu choćby do rutynowe] kontroli.

Za czeską granicą metamfetaminę odbierali klienci grupy — lokalni przestępcy, którzy wprowadzali trefny towar do sprzedaży m.in. w dyskotekach. Proceder szybko stał się opłacalny. Tak bardzo, że latem 2015 roku trzeba było otworzyć trzy nowe linie produkcyjne: W Pruszkowie, Raszynie i Sulejówku. W rezultacie na czeski rynek w ciągu kilku miesięcy trafiły setki kilogramów wysokiej klasy, polskiej metamfetaminy.

Była to jedna z najlepiej i najsprawniej zorganizowanych usług eksportowych polskiej mafii — mówi oficer Straży Granicznej, który brał udział w rozpracowywaniu polsko-wietnamskiej grupy przestępczej. Jego zdaniem grupa mogła zarobić na tym kilka milionów złotych. Prokurator obliczył, że narkotyków było ponad tonę, a zysk wyniósł około półtora miliona złotych.

Feralna wpadka

Przestępców zgubił pech. Rok temu jeden z Wietnamczyków wybrał się do Brna (miasto w południowych Czechach), aby kupić dużą ilość pseudoefedryny w postaci chlorowodorku (jest to jeden ze składników metamfetaminy). Nie wiedział, że całą transakcję dyskretnie monitoruje lokalna policja. Czescy stróże prawa nabrali podejrzeń, że młody człowiek chce użyć tego środka do przestępczych celów. Zaczęli się również zastanawiać czy mężczyzna o azjatyckich rysach przebywa w kraju legalnie. Gdy pojechał do Polski, poinformowali polskich strażników granicznych, którzy natychmiast zaczęli obserwację.

Jadąc za młodym Wietnamczykiem, trafili do Pruszkowa, do miejsca, gdzie trwała w najlepsze produkcja narkotyków. Krótka obserwacja miejsca i wszystkich osób pozwoliła strażnikom zorientować się, że wieczorami Wietnamczycy wywożą do pruszkowskich lasów podejrzane substancje, tam przepakowują je do innych samochodów i wywożą do Czech. W jednym momencie wszystkich zatrzymano i aresztowano. Znaleziono przy nich duże ilości metamfetaminy.

Oprócz czterech młodych Wietnamczyków wpadł 54-letni tokarz, który odpowiada za zorganizowanie przemytu, i młody handlowiec z Wólki Kosowskiej, który pomagał grupie (jako jedyny nie trafił do aresztu). lch proces (sygn. akt Vlli K 140/16) rozpocznie się niebawem przed warszawskim sądem. Trinh P. i jego krajanie, którzy marzyli o tym, by wspomóc najbliższych w Wietnamie, teraz marzą tylko o tym, by odzyskać wolność. Śledczym tłumaczą, że nie mieli świadomości, iż produkowany towar to narkotyki. Ci jednak nie chcą w to wierzyć. A produkcja metamfetaminy trwa w najlepsze w okolicach Warszawy.

Zgłaszają się do niej Wietnamczycy, nielegalnie przebywający w Polsce — mówi nasz rozmówca ze Straży Granicznej.

Oceń treść:

Average: 5.3 (4 votes)

Komentarze

Elkov212 (niezweryfikowany)

Kurwa co za idoci, Od kiedy pseudoefedryna przeterminowana może robić za prekursor wzmacniający końcowu produkt? Przeterminowane leki nie są niebezpieczne. Jeśli dobrze pamiętam to przez kilka (5?) Lat po końcu terminu przydatności leku jedyne co może się stać, to spadek jego wydajności o parenaście procent, I nic więcej. Jesyem pewien że mniej pseufoefki w pseufoefce to świetny powód na wzmocnienie lodu
Elkov21

Kurwa co za idoci, Od kiedy pseudoefedryna przeterminowana może robić za prekursor wzmacniający końcowu produkt? Przeterminowane leki nie są niebezpieczne. Jeśli dobrze pamiętam to przez kilka (5?) Lat po końcu terminu przydatności leku jedyne co może się stać, to spadek jego wydajności o parenaście procent, I nic więcej. Jesyem pewien że mniej pseufoefki w pseufoefce to świetny powód na wzmocnienie lodu
Zajawki z NeuroGroove
  • Grzyby
  • Przeżycie mistyczne
  • psylocybina
  • Psylocybina

Bardzo pozytywny nastrój

Trip był w zeszłym roku

 

Pewnego pięknego dnia przeczytałem na wujku Google, że wypicie soku porzeczkowego na godzinę przed grzybami mocno spotęguje ich działanie. Zachęcony tą opinią, jak najszybciej pobiegłem do sklepu i zakupiłem wynalazek. Po powrocie wypiłem na hejnał całą butelkę i przygotowałem porcje grzybów, których było 5g odmiany McKennai.

 

  • Bad trip
  • Diazepam
  • Etanol (alkohol)
  • Marihuana

Pewnego dnia odbyławy się zawody sportowe w biegach długo dystansowych jak i krótko dystansowych. Ja brałem udział w biegu na 1500. Dobór substancji użytych dla dopalenia jest swoistym nieporozumieniem, wszystkie substancje zostały zażyte z pełną świadomośćią konsekwencji utraty siły fizycznej.

Ku zdziwieniu wszystkich wcale nie planowałem zająć pierwszego miejsca w zawodach, były raczej oderwaniem od strasznej rzeczywistości przytłaczającej mnie każdego dnia. Postaram się jakoś klarownie zredagować moje przeżycia. Więc jedziemy!

8:00

Przyjeżdżam do punktu samochodem ze staraszym. Atmosfera dziwna, nikogo nie ma, no cóż.  Czas walnąć sobie 3 tabletki w kiblu.

8:30

Zaczyna się bardzo przyjemne wejśćie Relanium. Wszystko wokół staje się bardzo spokojne. Cała atmosfera nakręca się całkiem całkiem.

8:47

  • Inne

Mam 17 lat.

po raz pierwszy `bad trip` zaczal sie, gdy moi

rodzice wkrecili sobie jazde, ze pale marihuane...



`od tego dnia rozpoczal sie koszmar :-)`



na poczatku zaczeli sie tylko lekko martwic...

pozniej zaczely sie faszystowskie restrykcje

zamykanie na dwa tygodnie w domu bez mozliwosci skorzystania

z telefonu, czy wyjscia...

zakaz spotykania sie z kimkolwiek...

limitowany czas przebywania poza domem...

  • Benzydamina

Zjedlismy po 20 tabletek Benalginu ok. godz. 21.30 . Kupilismy picie, ciastka i piwo (1 na 2och). Nastepnie udalismy sie do parku szczytnickiego, bo halo jest jak jest ciemno. Troche siedzielismy tab i oczekiwalismy na faze. Jak ja tego nie lubie ! Po ok 20 min. czulem sie lekko otumaniony, ale przeszlo mi po kilku minutach. Po godz. i 15 min balem sie, ze ten lek mnie nie zakreci. Wyszlismy z parku na ulice. Wtedy sie zaczelo! Patrze na kolesia, a z niego ida kleby przezroczystego dymu! Ze mna tak samo.