Dwóch studentów Politechniki Wrocławskiej, którzy przetrzymywali w pokoju w akademiku narkotyki i prawdopodobnie nimi handlowali, zatrzymała wrocławska policja. Środki odurzające odnalazł policyjny pies.
"Policjanci znaleźli ponad pięćset porcji marihuany i tabletki ecstasy, a także puste woreczki plastikowe" - powiedziała PAP w środę Beata Tobiasz z wrocławskiej policji.
Dodała, że dwaj 25-letni studenci III roku Wydziału Elektrycznego Politechniki Wrocławskiej byli kompletnie zaskoczeni przeszukaniem. Narkotyki nie były specjalnie ukryte, trzymywali je w szufladzie. Mężczyźni utrzymują, że nie należały one nich i nie wiedzą, skąd wzięły się w pokoju.
W akademiku już wcześniej dochodziło do interwencji policji w związku z przechowywaniem narkotyków.
onet.pl/PAP, MD /2004-02-25
Student handlował narkotykami
Dwóch 25-letnich studentów Politechniki Wrocławskiej zatrzymali we wtorek policjanci z komisariatu w Śródmieściu
W ich pokoju w akademiku przy ul. Wittiga policjanci znaleźli pięćset porcji marihuany, puste woreczki foliowe, pięć tabletek ecstasy i 1200 zł w różnych banknotach.
Do narkotyków doprowadził ich policyjny pies. Studenci zostali namierzeni, dzięki operacyjnej pracy śródmiejskich funkcjonariuszy z sekcji kryminalnej.
- Byli kompletnie zaskoczeni wizytą policji - powiedziała Beata Tobiasz, z zespołu prasowego wrocławskiej policji. Studenci trafili do komisariatu, a po przesłuchaniu zostali zwolnieni. Nie wiadomo jeszcze, czy będą odpowiadać za handel narkotykami, za co grozi kara do 10 lat więzienia. Jednemu z nich przedstawiono zarzut posiadania środków odurzających i dawania ich innym osobom.
elg
Gazeta Wyborcza / Wrocław 25-02-2004
Trawka z akademika
Studenci politechniki zatrzymani za narkotyki
Ponad 500 porcji marihuany, tabletki ekstazy i plastikowe woreczki do pakowania narkotyków znaleźli policjanci w jednym z pokoi w akademiku politechniki T-15 przy ul. Wittiga. Dwóm studentom, którzy najprawdopodobniej od dłuższego już czasu handlowali narkotykami, grozi do 10 lat za kratkami.
Zatrzymani mają po 25 lat. Studiują na III roku wydziału elektrycznego. Wkrótce okaże się czy zostaną wydaleni z uczelni. - Równocześnie z postępowaniem karnym rozpoczynamy uczelniane postępowanie dyscyplinarne - mówi Krzysztof Rudno- Rudziński, prorektor ds. studenckich politechniki.
Policjanci z psem tropiącym pojawili się na "Wittigowie" we wtorek rano. Wiedzieli gdzie i w którym pokoju są narkotyki. Ich akcja całkowicie zaskoczyła lokatorów. Nic dziwnego - policja w akademikach zjawia się bardzo rzadko, bo jej wkroczenie tam bez zgody władz uczelni możliwe jest jedynie w sytuacjach nadzwyczajnych. Policjanci nie musieli specjalnie przeszukiwać pokoju. Narkotyki leżały w szufladzie biurka. Obok nich funkcjonariusze znaleźli ok. 1200 złotych w banknotach o nominałach 10, 20, 50 i 100 zł. To, zdaniem policji, potwierdza, że studenci nie tylko mieli narkotyki, ale i nimi handlowali. Choć teraz temu zaprzeczają i twierdzą, że nie wiedzą skąd się u nich znalazły. Obaj studenci przewiezieni zostali do komisariatu, skąd po przesłuchaniu najpóźniej dziś rano trafić mieli do prokuratury.
Wczoraj na "Wittigowie" i studenci i pracownicy oficjalnie nie chcieli rozmawiać ani o narkotykach ani o zatrzymanych. - Nie wiem kim są ci chłopcy. W czasie akcji policji nie było mnie w pracy, a mieszka tu przecież tylu ludzi - usłyszeliśmy na portierni. - Nie widziałem żadnej policji. U nas w akademiku narkotyki? Niemożliwe - mówi Marek, student II roku. Ale już nieoficjalnie studenci z całego osiedla potwierdzają, że wielu z nich doskonale wiedziało gdzie trzeba zapukać po "trawkę". - Nie powiem gdzie, bo was nie znam. Ale nie szukajcie, bo dziś tam nikogo nie ma - mówi jeden z nich, który nie słyszał jeszcze nic o akcji policji. - Zresztą jakie to narkotyki. Powinni je zalegalizować, a nie ścigać za ich posiadanie - dodaje wielu studentów. W ubiegłym roku policja również znalazła w jednym z akademiku Politechniki narkotyki. Ale mniejsze ilości. - Staramy się ufać naszym studentom i zawsze taka informacja jest dla nas zaskakująca i nieprzyjemna. Ale cieszymy się, że w porównaniu do innych miast i tak zdarza się to u nas rzadko - kończy prorektor Rudno-Rudziński.
Komentarze