Osób uzależnionych od narkotyków przybywa w zastraszającym tempie

Brakuje pieniędzy na prowadzenie ośrodków Kotańskiego. - To dobrze, bo to jest prawdziwa szkoła ćpania - uważa Janusz Sierosławski.

Anonim

Kategorie

Źródło

Nowe Państwo 27.03.2001
AGNIESZKA KATRYNICZ

Odsłony

6041
Terapeuci oceniają, że mamy w kraju 80-100 tysięcy narkomanów. Kotański mówi nawet o 200 tysiącach; plus jakieś 2 miliony (przede wszystkim młodych ludzi) eksperymentujących z narkotykami. - Młodzież otwarcie mówi: wy, starzy, macie wódkę, my wolimy trawę. Dla nich przypalenie skręta jest rzeczą najoczywistszą na świecie. Dla niektórych to dopiero początek tej "przygody" - mówi Łukasz Ługowski, dyrektor szkoły dla tak zwanej trudnej młodzieży.

Jak i gdzie leczyć

Dlatego coraz wyraźniej widać, że stosowany w Polsce system leczenia uzależnień jest przestarzały i nieskuteczny. Dramatycznie brakuje łóżek na oddziałach detoksykacyjnych, miejsc w ośrodkach. W Warszawie, gdzie narkomanów jest najwięcej, bo przyjeżdżają tu z całego kraju, jest zaledwie... 20 miejsc na detoksie (odtruciu). Niedawno Kotański uruchomił własny oddział dla 50 osób. To jednak niewiele pomogło - na odtrucie czeka się w kolejce po dwa, trzy miesiące. W dodatku po wyjściu ze szpitala najczęściej trafia się w pustkę - na miejsce w ośrodkach trzeba czekać kolejne kilka miesięcy. - Ja nie doczekałem i znowu zacząłem brać - mówi Wojtek, mieszkaniec Dworca Centralnego.

Tymczasem Sejm zaledwie trzy miesiące temu zaostrzył przepisy o posiadaniu narkotyków. A przy okazji wprowadzono zapis o przymusowym leczeniu osób uzależnionych. W praktyce ten przepis jest martwy, bo narkomanów po prostu nie ma jak i gdzie leczyć. - Do wszystkich placówek zajmujących się tym problemem ustawiają się kolejki. Nie wiem, co zrobimy, jeśli dostaniemy "klienta" z nakazem leczenia - nie ukrywa Piotr Jabłoński, dyrektor biura do spraw narkomanii.

Na szczęście dla wszystkich, takie wyroki jeszcze nie zapadły.

Szkoły ćpania

- Ośrodki to nie zawsze jest najlepsze wyjście. One znakomicie się sprawdzały u "starego narkomana" - tego ze strzykawką kompotu, tułającego się po dworcach czy melinach, człowieka z marginesu - mówi Janusz Sierosławski z Instytutu Psychiatrii i Neurologii. - Dzisiaj, kiedy po narkotyki sięgają menedżerowie, studenci, ludzie z tak zwanych dobrych domów, nierzadko mający bardzo dobrą pracę, trzeba zmienić system leczenia.

Ośrodki to pozostałość jeszcze po czasach komunistycznych, kiedy problem narkomanii oficjalnie nie istniał i dlatego uzależnionych należało oddzielić od zdrowego społeczeństwa, ukryć ich w odludnych miejscach.

Dzisiaj psychiatrzy i terapeuci mówią, że najlepsze wyniki dałaby terapia podobna do tej, jaką przechodzą alkoholicy. A więc zamiast pobytu w jakimś oddalonym i odosobnionym ośrodku, lepiej prowadzić terapię indywidualną i grupy wsparcia w miejscu zamieszkania. Wtedy pacjent nie przeżywa szoku związanego z powrotem do domu, gdzie ciągle czekają starzy kumple z towarem. I tak jak w wypadku alkoholików, trzeba wciągnąć do leczenia rodzinę, by wiedziała, jak się zachować i pomóc. W dodatku takie leczenie jest wielokrotnie tańsze i skuteczniejsze - chociażby właśnie dzięki kontroli rodziny i stałemu kontaktowi z lekarzem.

Pracownicy monarowskich ośrodków przyznają, że zaledwie kilka procent ich podopiecznych na trwałe wychodzi z nałogu, bo dla niektórych ośrodek jest doskonałą szkołą ćpania... Nic dziwnego, skoro wrzuca się tam do jednego worka wieloletnich narkomanów "po przejściach" i licealistów popalających sobie od kilku miesięcy. Nie oznacza to, oczywiście, że ośrodki w ogóle należy zlikwidować - są pomocne w leczeniu najcięższych przypadków. Ale na pewno bez rozwiniętej sieci opieki ambulatoryjnej z modą na branie sobie nie poradzimy.

Sami sobie winni?

W Warszawie jest właściwie jedno miejsce, gdzie narkomanów leczy się nową metodą. Chodzi o przychodnię na Dzielnej, która ma pod swoją opieką 1700 pacjentów z całego województwa mazowieckiego i prowadzi dla nich terapie indywidualne, grupowe, grupy wsparcia. Są także zajęcia dla rodzin. - To jedna z najlepszych przychodni nie tylko w Warszawie, ale i kraju. Ma fantastyczny, dobrze przeszkolony personel - entuzjazmuje się ksiądz Arkadiusz Nowak, doradca ministerstwa zdrowia do spraw narkomanii i AIDS.

Placówka może jednak przestać istnieć. Powód: kasa chorych nie podpisała z nią kontraktu. - Wszystko przez to, że postanowiliśmy się usamodzielnić - mówi doktor Ewa Sisicka, kierownik poradni. - Wtedy zaczęły się schody, których końca nie widać. Na razie mamy pieniądze do końca marca, co będzie potem, nie wiem.

Dzielna przez lata podlegała ZOZ na Nowowiejskiej. Po wielu dyskusjach i namowach, między innymi Mazowieckiej Kasy Chorych (!), placówka postanowiła się usamodzielnić. Miało to doprowadzić do racjonalizacji wydatków, sprawniejszego zarządzania. Dyrekcja na Nowowiejskiej przyklasnęła temu pomysłowi, po czym - gdy sprawa była na finiszu - przeniosła poradnię do siebie.

Poradnia na Dzielnej została oficjalnie zamknięta, wywieziono nawet meble, część personelu przeszła do nowej placówki. - A przecież Dzielna istnieje od lat 70., wszyscy narkomani o niej wiedzą i dlatego jest szansa, że tu przyjdą - mówi rozgoryczona pracownica.

Na razie, dzięki uporowi pozostałych i pomocy przyjaciół, przychodnia działa. Ma status placówki niepublicznej, ale nie oznacza to, że pobiera od pacjentów opłaty. Pieniądze zdobywa z najróżniejszych źródeł. Za mało na pokrycie wydatków na cały rok. Kasa chorych jest jednak nieugięta. - Brakuje nam 350 milionów złotych na niezbędne świadczenia. W tej sytuacji musimy wybierać, czy dać na okulistykę - ale przecież z jednym okiem można żyć - czy na programy kardiologiczne, bo jak siądzie serce, to już nie ma ratunku. Mówiąc krótko - dzielimy biedę - tłumaczy Krzysztof Szlubowski, rzecznik Mazowieckiej Kasy Chorych. - W tej sytuacji trudno przejmować się narkomanami, którzy przecież na własne życzenie wpakowali się w uzależnienie.

Kasa odwołała więc wszystkie konkursy na usługi specjalistyczne, w tym na leczenie uzależnień. A przecież wartość kontraktu dla Dzielnej nie jest duża - zaledwie 280 tysięcy... Nie mówiąc już o tym, że zgodnie z ustawami o przeciwdziałaniu narkomanii i ochronie zdrowia psychicznego to do państwa należy obowiązek pokrycia kosztów leczenia uzależnień. Tylko poprzez biuro do spraw narkomanii (finansowane z budżetu) wydajemy na ten cel około 100 milionów rocznie. W większości - na mało skuteczne ośrodki.

Oceń treść:

0
Brak głosów

Komentarze

ziom (niezweryfikowany)
aleaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaq
Zajawki z NeuroGroove
  • 4-ACO-DMT
  • Odrzucone TR
  • Pozytywne przeżycie

Letni Słoneczny Dzień roku pańskiego 2011 :) Wycieczka po dwóch średnich miasteczkach. Dobry humor, u kolegi lekka niepewność.

Pewnego słonecznego dnia poszedłem do kolegi (K.). Po rozmowie doszedł do wniosku, że chce spróbować 4-AcO-DMT ze mną następnego dnia. Nazajutrz dwóch osobników uzbrojonych we fraktalne naboje zaaplikowało sobie po 30 mg substancji. Zaczęła wchodzić ok. 40 minut po zażyciu. Moment ten przypadł akurat, gdy byliśmy w parku. Czuliśmy się coraz dziwniej. Humor mi dopisywał, K. był zdezorientowany. Nie wiedział, co go jeszcze czeka :)

  • 1P-LSD
  • Pozytywne przeżycie

Nastawienie jak najbardziej pozytywne. Dzień wolny od trosk, cały dla mnie. Piękna, słoneczna pogoda.

Ostatnimi czasy doszły mnie słuchy o microdosingu. Ponieważ chciałem się jakoś odblokować twórczo, to ta koncepcja wydała mi się zachęcająca i postanowiłem wcielić ją w życie. Zmagam się też trochę z lekką aspołecznością i lękami, więc liczyłem również na zerwanie więzów w tej kwestii (oczywiście podejmuję walkę ze swoimi problemami na różnych płaszczyznach, nie tylko karmiąc się pscyhodelikami, więc oczywiście jest to tylko element "terapii"). Cztery dni po tripie przy dawce 125 µg, uwzględniając tolerancję, wycelowałem w około 30 µg. Oto efekty:

  • Grzyby halucynogenne
  • Trichocereus Pachanoi (San Pedro)
  • Tripraport

Solówka z naturą, nastawienie jak najlepsze. Nie pierwszy samotny trip, ale pierwszy w miksie takich dawek.

Na pomysł takiego miksu wpadłem po wspaniałej podróży na bolivian torchu. Ogólnie dawki psychodelików u mnie zazwyczaj musiały być większe więc nie bałem się o swoje zdrowie psychiczne czy cokolwiek tam innego. Zaczynajmy, arrrr!

 

  • Etanol (alkohol)
  • Kannabinoidy
  • LSD-25
  • Pierwszy raz

PROLOG:

T-10h

- [E] Szkoda, że Cię tutaj nie ma Milordzie... Co się tu dzieje. Przejebałem wszystkie bitcoiny na maszynach znowu. Całe 10 tysięcy poszło się jebać... A no i mam prawdziwy kwas i MDMA. Dałem Kebabowi przetestować to LSD i mówi, że to jakiś nbome, bo nie ma wizuali... Może przetestujesz?
- [A] No kusisz kusisz, zobaczymy, może wpadnę. Dawno mnie nie było...
[...]