W listopadzie marszałek województwa kupił drogówce za Szczecina, Koszalina i Stargardu 300 narkotestów. Wystarczy, że policjant przyłoży plastikową płytkę do czoła albo ręki kierowcy i już wie, co delikwent zażył: konopie, amfetaminę, opiaty, kokainę, heroinę czy morfinę. Wynik jednak trzeba potwierdzić badaniem krwi albo moczu.
Policjanci są z narkotestów zadowoleni. Wcześniej, żeby udowodnić, że ktoś jest na haju, musieli go wysyłać na kosztowne badania krwi. - A jak się pomyliłeś, jednostka miała 300 zł w plecy - mówi anonimowo jeden ze szczecińskich funkcjonariuszy. - Teraz robisz przesiew narkotestem za jedyne 60 zł, a dopiero potem drogie badania.
Inna rzecz, że na 261 zużytych dotąd narkotestów zachodniopomorskim policjantom udało się wykryć tylko sześciu kierowców pod wpływem narkotyków. Jeden z nich dobrowolnie poddał się karze, reszta czeka na wyroki sądów grodzkich.
Szczecińscy sędziowie przyznają, że nie bardzo wiedzą, jak karać naćpanego kierowcę. Jeśli chodzi o alkohol, sprawa jest jasna: od 0,2 do 0,5 promila we krwi to wykroczenie (grzywna i czasowe pozbawienie prawa jazdy), powyżej 0,5 promila - przestępstwo (dodatkowo kara więzienia). Ale kodeksy: karny i wykroczeń nie zawierają żadnej listy środków odurzających, ani tym bardziej kryteriów, które by określiły ich dopuszczalne stężenie w organizmie kierowcy.
- Wiadomo, co to jest stan nietrzeźwości. Ale nigdzie nie jest określone, co dokładnie znaczy być pod wpływem środka odurzającego, jak to jest sformułowane w kodeksie karnym - mówi sędzia Marcin Jędrzejewski, przewodniczący XIV Wydziału Grodzkiego w szczecińskim sądzie rejonowym. W jego wydziale znaleźliśmy dwie takie sprawy z 2002 r.: dwóch kierowców odpowiadało za jazdę po amfetaminie, jak za przęstępstwo. Jeden został pozbawiony prawa jazdy na trzy lata i dostał sześć miesięcy więzienia w zawieszeniu. Drugi, u którego biegli toksykolodzy wykryli dokładnie dwa razy większe stężenie amfetaminy, uniknął kary (warunkowe umorzenie za niski stopień szkodliwości społecznej czynu).
- Brakuje jasnych kryteriów, jak karać. Sędzia musi rozstrzygać, co to znaczy, że kierowca był pod wpływem narkotyku i czy to rzeczywiście zaburzyło jego zdolność prowadzenia pojazdu - tłumaczy sędzia Jędrzejewski.
Policja radzi więc sobie w inny sposób - każdą taką sprawę traktuje jak wykroczenie. Wtedy kierowca odpowiada za jazdę po użyciu, a nie pod wpływem. A to już da się stwierdzić jednoznacznie w badaniach laboratoryjnych. Zwłaszcza, że biegli toksykolodzy posługują się sporządzoną przez ministra zdrowia listą, na której dla morfiny, amfetaminy i jej pochodnych, kokainy oraz haszyszu i marihuany zostały określolne minimalne dopuszczalne stężenia.
Policjanci i tak nie są zadowoleni:- Może być nawalony jak biszkopt, a my mu z tego robimy tylko wykroczenie, bo na nic innego nie pozwala nam kodeks karny - ubolewa kom. Adam Dąbrowski, naczelnik sekcji ruchu drogowego w Stargardzie.
Karani naćpani
Od listopada zachodniopomorska policja złapał tylko sześciu kierowców po narkotykach. Dotąd jeden został ukarany - kierowca ze Stargardu, który w listopadzie usiadł za kierownicą po amfetaminie, dobrowolnie poddał się karze, zapłacił grzywnę ok. 2 tys. zł i oddał prawo jazdy na rok. -To był właśnie ten rzadki przypadek, kiedy od kierowcy nie było czuć alkoholu, ale nam się "wylał" z auta - mówi kom. Adam Dąbrowski ze Stargardu.
Rozmowa z Krzysztofem Borowiakiem, toksykologiem z Zakładu Medycyny Sądowej PAM-u
Aleksandra Pezda: Dlaczego nie ma precyzyjnych kryteriów, za jakie stężenie narkotyków w organizmie karać kierowców?
Krzysztof Borowiak: To problem nie tylko Polski, w krajach bardziej zaawansowanych technologicznie jest podobnie. Wszystko dlatego, że sprawa jest nowa. Nad tym, za jakie ilości alkoholu karać pijanych kierowców, też pracowaliśmy kilkadziesiąt lat.
Ustalenie precyzyjnych limitów jest tylko kwestią badań naukowych?
- Chodzi również o gotowość do przyjęcia kompromisowych rozwiązań. Tak, jak to się stało przy precyzowaniu dopuszczalnego limitu alkoholu. Ale na razie musi nam wystarczyć określone przez ministra zdrowia minimalne stężenie substancji odurzających we krwi i w moczu. Przyjmujemy, że jego przekroczenie świadczy jednoznacznie o zażyciu i pozostawaniu pod działaniem konkretnej substancji.
Ile trzeba wypalić marihuany, żeby przekroczyć ministerialny limit?
- Wystarczy mały skręt. Według moich obserwacji u osoby, która sporadycznie używa narkotyków, stężenie ponad dopuszczalny limit może utrzymywać się przez trzy dni. Przyjmujemy, że przez ten czas substancja oddziałuje efektywnie na funkcjonowanie organizmu. Nie ma więc znaczenia, czy została wykryta dzień, czy dwa dni po zażyciu. Jeśli ktoś używa narkotyków długo i regularnie, wtedy związki środków odurzających da się wykryć przez kilka miesięcy.
Niezależnie od tego, jak został przekroczony minimalny pułap, wystawia Pan opinię "pod wpływem narkotyków"?
- Tak właśnie robimy. Ostateczna interpretacja, jak karać takich kierowców, należy do sądów.
Komentarze