Nauczycielka sprzedawała narkotyki

25 letnia stażystka sprzedawała swoim uczniom środki odurzające.

Anonim

Kategorie

Źródło

Gazeta Wyborcza 21.02.2001
Małgorzata Goździalska

Odsłony

1323

- Rozumiała, że być młodym we Włocławku to syf i kutasówa - mówi jeden z uczniów podstawówki 
Monika Szałwińska, 25-letnia nauczycielka-stażystka, zapowiadała się na dobrą wuefistkę. - Miała dobry kontakt z młodzieżą, zarażała swym entuzjazmem do sportu - mówi o niej Roman Bajda, nauczyciel z podstawówki nr 9 we Włocławku.
Zachęcona przez Bajdę, swego dawnego wuefistę, dziewczyna po zrobieniu licencjatu w bydgoskiej Wyższej Szkole Pedagogicznej poszła na zaoczne studia magisterskie. Od II semestru miała dostać upragniony etat w szkole. Nie dostała, bo ją aresztowano. Na początku lutego stanęła przed sądem oskarżona o to, że przez ostatnie pół roku rozprowadzała wśród uczniów narkotyki: marihuanę i amfetaminę. 
Policja ustaliła, że w przestępstwie pomagała Monice matka, czekoladziarka z Kujawskich Zakładów Przemysłu Cukierniczego. Matka sprzedawała narkotyki, gdy córki nie było w domu. 

Tylko od frontu porządnie

Szkoła nr 9 przy placu Wolności w centrum miasta. Przeważają w niej dzieci z okolicznych komunalnych kamienic i oficyn: dużo jest rodzin rozbitych, pracy nie ma co trzeci mieszkaniec okolicy. Bezrobotny był też ojciec Moniki.
Monika - wysoka, zgrabna, o długich prostych rubinowych włosach uroczo opadających na ramiona. 
- Nosiła się jak chłopak, młodzieżowo - mówią o niej znajomi. - Gdy tylko zrobiło się ciepło, wskakiwała na rower i godzinami na nim ganiała.
Na podwórku nie miała przyjaciółek. - Trzymała się trochę na uboczu - opowiadają sąsiedzi z czynszowej kamienicy, w której mieszkała z matką. 
Kamienica przy placu Wolności tylko od frontu wygląda porządnie. Na podwórzu błoto, w kątach śmieci, ze ścian odpada tynk, na korytarzu lepią się ściany. Drzwi mieszkania Moniki zamknięte - mama też siedzi. 
Sąsiedzi za to chętnie opowiedzą: - Ojca tam nigdy nie było. Nawet jak z nimi mieszkał, to częściej był za kratkami niż w domu. Złodziej i paser, nie raz tu o niego pytała policja. 
Matka Moniki rozwiodła się, gdy córka była jeszcze w podstawówce. Od tego czasu przez dom przewijali się różni mężczyźni. Ostatnim przyjacielem matki był Tomasz Starczewski, także podejrzewany przez włocławską policję o handel narkotykami. Poszukiwany. 
- Monika strasznie się z nim kłóciła - mówi Nowakowska, sąsiadka z kamienicy obok. - Nieraz okna zamykaliśmy, bo nie dało się tego słuchać. 
- O co się kłócili? 
- Najczęściej o pieniądze - odpowiada. - Mówią, że to on wciągnął w to handlowanie prochami i matkę, i Monikę. 

Daleko, dziewczyno, zaszłaś

Zanim Monika przyszła na praktykę do "dziewiątki", była tu uczennicą. - Uczyła się słabo, sprawiała kłopoty, bo była za żywa, wręcz nadpobudliwa - mówi o niej dyrektor Marianna Cybulska. - Bardzo się zdziwiłam, gdy usłyszałam, że udało jej się skończyć szkołę średnią i studiować.
Po podstawówce Monika poszła do liceum zawodowego w podwłocławskiej wsi Przemystka. W szkole była silna drużyna koszykówki. Monika grała w zespole, który doszedł do ćwierćfinału mistrzostw Polski. - Była dobrym duchem tej drużyny, mobilizowała do gry inne dziewczyny - przypomina sobie nauczycielka Elżbieta Giętkowska. - Śmiało mogę powiedzieć, że to właśnie dzięki niej drużyna zaszła tak daleko. 
W nauce Monice nie szło już tak dobrze jak na boisku, ale maturę zdała. Dyrektor szkoły Benedykt Kowalski wspomina: - Była lubiana, wybrano ją nawet na "Najmilszą dziewczynę roku". Bardzo aktywna. Jak dowiedziałem się, że poszła na WSP w Bydgoszczy, pomyślałem nawet, że mogłaby u nas uczyć. 
W szkole średniej Monika mieszkała w internacie. Wychowawcy pamiętają, że bardzo jej zależało, by nie mieszkać w domu: - Nawet nie zawsze na weekendy do rodziców jeździła. Wolała zostać tutaj.
Przez studia licencjackie przeszła jak burza. Został po niej indeks pełen dobrych ocen. 
- Gdy zgłosiła się do naszej szkoły na praktykę, pomyślałem sobie, "daleko, dziewczyno, zaszłaś" - mówi wuefista z SP nr 9 Roman Bajda. 

Żeby grać? Żeby sprzedać?

Na lekcje, które prowadziła, zawsze przychodziła przygotowana. 
- Miała predyspozycje do prowadzenia zajęć - uważa Roman Bajda. - Jej ćwiczenia były ciekawe, urozmaicone, młodzież chętnie na nie chodziła. Monika imponowała swoim uczniom - szczególnie tym ze starszych klas. Wielu pochodziło z takich samych rodzin jak ona, często rozbitych, biednych, mających problemy z prawem. 
- Większość nauczycieli u nas to stare buce - mówi 15-letni Jacek, niski blondyn ostrzyżony na zapałkę. - Ona była inna. Studiowała, a rozmawiała z nami jak z równymi, bo była stąd. Starych też miała takich jak większość z nas - pojebanych. Rozumiała, co to jest być młodym we Włocławku - syf i kutasówa. Bez lufki albo kreski nie ma życia.
Po lekcjach Monika grała w koszykówkę z uczniami i ich kumplami z innych szkół. - Każdy zrzucał się po kilka złotych, wynajmowaliśmy na godzinę szkolną salę i ćwiczyliśmy. Teraz myślę, że ona organizowała to nie po to, by z nami grać, ale żeby sprzedawać - mówi kolega Jacka, 17-letni Paweł, dziś licealista. - Kilka miesięcy temu, gdy sam wracałem z Moniką z kosza, powiedziała mi, że jak będę chciał zapalić trawkę, to ona może mi ją załatwić. Na początku wakacji kupiłem gram na imprezę za 15 czy 20 zł. Później byłem u niej jeszcze z osiem razy. Wiem, że koledzy też kupowali. 
Paweł pochodzi z tzw. dobrego domu. W liceum jest wzorowym uczniem. Gdyby nie poznał Moniki, może nigdy nie zacząłby brać. - Teraz już zawsze będę się o niego bała - mówi mama Pawła, była nauczycielka, choć Paweł zapewnia, że do palenia marihuany nigdy nie wróci.

Wcześniej nie brałem

Mateusz, dziś w drugiej klasie technikum, dwa lata temu opuścił "dziewiątkę" ze świetnym świadectwem. Wysoki, chudy, przerażony tym, że sprawa wyszła na jaw: - Poznałem Monikę na wuefie. W wakacje Jacek powiedział mi, że Monika może załatwić marihuanę. Kilka razy kupiłem. Chodziłem do niej sam lub z kolegą - Pawłem. Wcześniej narkotyków nie brałem. 
16-latek Jarek, licealista, chodzi do klasy z Pawłem: - Monikę poznałem przez Mateusza. Mówił, że ma już u niej trochę długu, więc teraz ja będę musiał kupić. Monika zapytała tylko, czy chcę proszek, czy zielone. Potem z mieszkania przyniosła małą foliową torebkę z suszonymi liśćmi.
Kacper, 16-latek, mieszka w willowej dzielnicy, chodzi do prywatnego ogólniaka: - Do Moniki trafiłem przez Jarka. Kiedyś przed szkołą kupiłem u niej trawkę. Dałem 30 zł, wiedziałem, że tyle mniej więcej kosztuje, chociaż gdzie indziej biorą podobno też i 35. Po powrocie ze szkoły zapaliłem, dwa razy zaciągnąłem się i było fajnie - jak po piwku, ale weselej. Resztę schowałem i następnego dnia znowu spróbowałem. Potem, zanim Monikę zwinęli, byłem u niej jeszcze raz. Byłbym częściej, ale się bałem policji. 

Raz przed szkołą, raz po szkole

Jarek: - W połowie wakacji Monika powiedziała, że w bramie zostawiła kartkę papieru włożoną w szparę skrzynki elektrycznej. Kartka ta miała oznaczać, że jest w domu i można bez problemu przyjść po towar. A jeśli jej nie będzie w domu, można kupować u jej mamy. Raz otworzyła mi jakaś starsza kobieta. Gdy powiedziałem, że chcę kupić, zaczęła wypytywać o Monikę, jak ona wygląda, jak ją długo znam. W końcu zapytała: puder czy zielone? Z szafki, chyba nad zlewem, wyjęła torebkę. W niej mogło być 10-15 mniejszych foliówek. Powiedziałem, że biorę na krechę. Zapytała mnie tylko, czy na pewno oddam, i dała. 
- Gdzieś pod koniec jesieni Monika z mamą poszły na całość - mówi sąsiadka z podwórka, która od dawna nie pracuje i ma dużo czasu na przyglądanie się. - W bramie i przy trzepaku przez cały czas kręciły się jakieś chłopaki. Jeden zwykle pukał do drzwi, a reszta czekała na podwórku czy w bramie. Jak ktoś był w domu, szybko się rozchodzili. Jak nikogo nie było, wyczekiwali. Dziennie po kilkanaście takich grupek przychodziło. 
- Istne pielgrzymki - dodaje jej zamężna córka, Marzena. - Najpierw przychodzili rano, gdy szli do szkoły, później, gdy wracali ze szkoły. 
- Jednego z proszkiem nawet nakryłam - chwali się sąsiadka. - Wychodził akurat z klatki od nich, przystanął i oglądał coś. To był biały proszek w takiej małej foliowej torebeczce. Domyśliłam się, że to narkotyk. Telewizję oglądam, radia słucham, ale żeby od razu donieść na sąsiadkę, to nie. 

Jak nie ona, to ktoś inny

Jak policjanci wpadli na trop narkotykowej meliny - pozostanie tajemnicą. W aktach, które prokuratura skierowała do sądu wraz z oskarżeniem przeciw obu kobietom, nie ma o tym słowa. Nieoficjalnie dowiedziałam się, że adres Moniki podał jeden z młodych ludzi zatrzymany z marihuaną w kieszeni.
Dla koleżanek z liceum aresztowanie Moniki było szokiem. - Monika za narkotyki? - nie może uwierzyć Ewa mieszkająca z nią przez rok w internacie. - Przecież ona żyła tylko koszykówką. Nawet papierosów nie paliła, bo mówiła, że szkodzą. 
- Studiowała zaocznie, a na to potrzebne są pieniądze - próbuje zrozumieć Monikę Sylwia, koleżanka z WSP. - U Monisi zawsze było cienko z kasą, bo była biedna z domu. A chciała się wyrwać z tego dołu. Nawet ją rozumiem - co ona mogła zarobić jako nauczycielka? 
- Ale wciągała dzieci w nałóg - mówię.
- Fakt. Ale jak nie ona, to ktoś inny będzie sprzedawał. Poza tym marihuana to taki mniejwięcej narkotyk jak tytoń. Wielka sprawa - w Bydgoszczy można kupić trawkę w prawie każdym pubie i nikt za to nikogo nie ściga.
- Ale ona sprzedawała też amfetaminę.
- Fakt. Ale i tak szkoda dziewczyny. Miała parcie na to, żeby być kimś - Sylwia mimo wszystko bardziej żałuje Moniki niż chłopców, którzy u niej kupowali. - Dzieciaki muszą wszystkiego spróbować: pierwsza wódka, pierwsza dziewczyna, pierwszy joint. A Monika po wyroku już nauczycielką nie zostanie, na karierę sportową też za późno. Złamane życie.

Studenci mają głęboką wiedzę

Sylwia podobnie jak Monika skończyła na WSP wychowanie fizyczne.
- Czy to możliwe, żeby absolwentki waszej uczelni, przyszłe nauczycielki, nie zdawały sobie sprawy z tego, czym są narkotyki? - pytam Tomasza Zielińskiego, rzecznika szkoły.
- Niemożliwe. Prowadzimy zajęcia z problematyki uzależnień i studenci mają głęboką wiedzę na temat skutków zażywania narkotyków. 
- Ale nie na wszystkich kierunkach są takie zajęcia. 
- Ale studenci wychowania fizycznego te zajęcia mają. Poza tym poznają skutki uzależnień, choćby w ramach takich przedmiotów jak wychowanie zdrowotne czy higiena. 
W samym Włocławku przyszłych nauczycieli kształci też Wyższa Szkoła Humanistyczno-Ekonomiczna. - Czy wasi słuchacze dowiadują się o skutkach uzależnień? - pytam.
- Oczywiście - zapewnia dr Stanisław Kunikowski, prodziekan Wydziału Pedagogiki i Pracy Socjalnej. - Zajęcia takie prowadzimy w ramach pedagogiki specjalnej, pedagogiki społecznej i resocjalizacji. Ponadto w prawie każdej grupie seminaryjnej studenci piszą prace dyplomowe dotyczące narkotyków, skutków uzależnień i profilaktyki. 
Zapytałam w MEN, co można zrobić, by do szkół nie trafiali nauczyciele-dealerzy narkotyków. 
- Przed przyjęciem nauczyciela dyrektor ma obowiązek sprawdzić, czy kandydat nie był karany - usłyszałam w biurze prasowym MEN. - Osoba karana zatrudnienia w oświacie nie znajdzie. Szczególnie taka, która ma na koncie handel narkotykami. To oczywiste.
Ale dyrektorzy szkół twierdzą, że mają małe możliwości sprawdzenia kandydatów. Benedykt Kowalski, dyrektor liceum w Przemystce, gdzie uczyła się Monika: - Fakt, że zatrudniany przeze mnie nauczyciel nie był karany, jeszcze niczego o nim nie mówi. Czy jest punktualny, czy pije, czy nie - tego dowiaduję się dopiero, gdy go zatrudnię. Nikt przecież nie robi wywiadu środowiskowego o nauczycielu. Zresztą co on powie? O Monice mieliśmy dobre zdanie - i co? Nawet ministrowie, których prześwietlają służby specjalne, popełniają potem przestępstwa. 

Młoda to głupia, ale stara baba...

Zatrzymanie Szałwińskiej-matki odbiło się głośnym echem w zakładach cukierniczych. - Córka młoda, to może głupia, chociaż studentka, ale ona - stara baba... Żeby wciągała dzieciaki w takie rzeczy - nie kryje oburzenia jedna z kobiet, która od lat razem z mamą Moniki nadziewa dżemem czekoladki.
Czekoladziarki nie mają tak liberalnych poglądów na sprawę jak koleżanki Moniki. - Narkotyki to najgorsza rzecz obok pedofilstwa - mówi jedna z kobiet. - Te małolaty z liceum, to przecież jeszcze dzieciaki, chociaż takie wyrośnięte. Nie wiadomo, ilu z nich zdążyło się w nałóg wprawić.
O życiu prywatnym Szałwińskiej koleżanki z pracy niewiele wiedzą: - Była małomówna, skryta - twierdzą. - Z mężem jej się nie ułożyło, potem jakichś innych panów miała, ale nigdy nie opowiadała, co i jak, a my tu nie pytamy, bo każda swój krzyż niesie, i jak już o czymś rozmawiamy, to najczęściej o pieniądzach, że brakuje.
- Nie zauważyły panie, że Szałwińskiej zaczęło się ostatnio lepiej powodzić? 
- Ubierała się może trochę lepiej, ale żeby jakieś tam bogactwo było widać - to nie.

Chcę wpływać na młodzież

W trakcie przeszukiwania mieszkania Szałwińskich policjanci znaleźli amfetaminę w torebce Moniki zawieszonej na krześle. - Potrzebowałam jej, żeby się skupić przy nauce - tłumaczyła na przesłuchaniu. - Kupiłam w Gdańsku, na dyskotece. Wsypywałam sobie amfetaminę do herbaty, wtedy mogłam się długo uczyć. Nigdy nie sprzedawałam innym. 
Matka Moniki także się nie przyznaje. - Byłam nawet zdziwiona takimi znajomościami córki z małolatami - powiedziała policjantom. 
Kto kogo wciągnął w narkotykowy biznes, nie wiadomo. W śledztwie ustalono jedynie, że częściej sprzedawała Monika. Matka - tylko w zastępstwie. Kto dostarczał towar i ile porcji trafiło do młodzieży - też nie wiadomo. Policja dotarła tylko do kilku klientów Moniki. Dostawcą był zapewne konkubent matki, który zniknął jeszcze przed aresztowaniem kobiet. 
Z aresztu śledczego w Bydgoszczy, gdzie czeka na proces, Monika napisała do sądu, by uchylił jej areszt i zamienił go na dozór policyjny: "Moją prośbę motywuję tym, że się uczę, posiadam nienaganną opinię. Przebywanie w areszcie tymczasowym uniemożliwia mi kontynuowanie nauki, zdobycie wykształcenia i przyczynienia się do wychowania fizycznego młodzieży - zainteresowania ich sportem i wpłynięcia na to, żeby młodzież poświęciła się uprawianiu sportu, a nie szukaniu zajęć na ulicy, w nieodpowiednim towarzystwie". 
Sąd nie uwzględnił wniosku. Obydwu kobietom grozi po 15 lat więzienia. 
PS Niektóre nazwiska zostały zmienione

Oceń treść:

0
Brak głosów

Komentarze

Edzia (niezweryfikowany)
Beznadziejne, beznadziejne,beznadziejne................................................................................................................................. nie mieliście jeszcze komentarzy to wam dodałam
jacek czarniecki (niezweryfikowany)
matma jest najlepsza na świecie
Krzysztof (niezweryfikowany)
matma jest najlepsza na świecie
Zajawki z NeuroGroove
  • Benzydamina

Benzofilia...





Substancja: Benzydamina


Dawka: w sumie ok. 18 razy po 500mg w ciągu roku.


Doświadczenie: Ganja, Tramadol, Benzydamina, Efedryna, Pseudoefedryna, DXM, Extasy.


Set & Settings: Bywało różnie generalnie positiv.


Wiek: 19 lat


Waga 50 kg.





Więc tak ten T-R ma charakter ogólnego opisu fazy po benzydaminie oraz ostrzeżenia przed jej zażywaniem.

  • LSD-25

Tripowanie na łonie natury w wspaniała sprawa. Tripowałem już w różnych miejscach, teraz przyszła kolej na góry. Wybrałem się do Zakopca, właściwie to na spotkanie twórców neuro_groove ale to już inna bajka. Kwasa sprawdziłem na sobie parę dni wcześniej więc mogłem być pewien dobrej jazdy.

  • 2C-P
  • Pozytywne przeżycie

Dobry nastrój, miałem nadzieję na dobry, kolorowy trip. Wolny dom, brak obowiązków.

*Jakość tego 2C-P mogła nie być najlepsza. Mam zastrzeżenia co do jakości, w dodatku przechowywałem je jakieś 3 tygodnie w dosyć ciepłym miejscu.

Godziny rzecz jasna podane są w przybliżeniu. Godzina zero - 16:00.

+00:00: Wypijam 16mg 2C-P mieszając z Coca-Colą, żeby zagłuszyć okropny smak wódki i fenetylaminy.

+00:20: Zaczynają się mdłości i ból brzucha. Siadam przed komputerem i staram się nie zwracać na to uwagi.

+00:40: Substancja zaczyna działać. Zaczyna się robić dziwnie, bodyload zdaję się ustępować.

randomness