Największa na świecie kolekcja torebek po narkotykach

Starannie zaznaczał współrzędne swoich znalezisk, szukając w ich występowaniu powtarzających się wzorów. Trzy lata później okazuje się, że nie odkrył żadnych prawidłowości, za to uzbierał całe mnóstwo fotek pustych woreczków: „Jedyne czego się dowiedziałem, to że ludzie śmiecą na potęgę. Biorą narkotyki i śmiecą".

Kiedy w 2013 roku rozmawialiśmy z Danem Giannopolousem, dopiero co zaczął fotografować porzucone torebeczki po narkotykach, które znajdował wokół swojego domu. Starannie zaznaczał współrzędne swoich znalezisk, szukając w ich występowaniu powtarzających się wzorów. Trzy lata później okazuje się, że nie odkrył żadnych prawidłowości, za to uzbierał całe mnóstwo fotek pustych woreczków.

„Jeśli chodzi o wzory, to nic z tego nie wyszło" - powiedział. „Jedyne czego się dowiedziałem, to że ludzie śmiecą na potęgę. Biorą narkotyki i śmiecą".

Właściwie należało się tego spodziewać: torebki można dostać przez internet, co oznacza, że dilerzy z całego kraju kupują je hurtem. Trudno więc oczekiwać od nich jakiegoś lokalnego kolorytu.

Poza tym lwia część torebek sfotografowanych przez Dana zawierała wcześniej marihuanę („Wszyscy znajomi, u których widziałem takie same saszetki, jarają gandzię jak smoki" - powiedział), a handlarze ziołem raczej nie dbają o promowanie swojej marki. Marihuana różni się tym od heroiny i pigułek, które często są znakowane przez dilerów ich osobistymi, rozpoznawalnymi logotypami. O ile nie zaliczasz się do snobów, którzy palą tylko niedorzecznie drogi towar sprowadzany od amerykańskich sommelierów trawy, oprawa graficzna twojego gieta mało cię obchodzi.

W ciągu trzech lat Dan zaobserwował jednak pewne zmiany. „Początkowo przeważały saszetki z Bruce'em Lee i buldogami" - powiedział. „Później też czasem się zdarzały, ale pojawiły się również nowe: ze znaczkiem skażenia biologicznego, albo z różnymi wariantami uśmiechniętej buźki".

Dan znajdował je przeważnie w typowych miejscach, w jakie idzie się na dżointa: w parkach, na przystankach i w tych cichych przejściach pełnych tłuczonego szkła i zawieruszonych dziecięcych bucików, którymi nigdy nikt nie chodzi. W końcu uznał, że nie wyciśnie z nich żadnych statystyk i postanowił się skupić na ich walorach estetycznych. „Te torebeczki to dla mnie bardzo fajne przykłady miniaturowej sztuki ulicznej. Pomyślałem, że świetnie by wyglądały sfotografowane i powiększone" - powiedział.

Tak też zrobił. Owoce jego trzyletniej pracy będzie można obejrzeć od czerwca w Ben Oakley Gallery w Greenwich w ramach wystawy, którą zatytułował „WASTE(D)". Co zabawne, liczba prezentowanych saszetek „absolutnym zbiegiem okoliczności" wynosi dokładnie 420.

Poniżej znajdziesz więcej zdjęć z nadchodzącej wystawy Dana.

Oceń treść:

Average: 7.8 (4 votes)
Zajawki z NeuroGroove
  • Benzydamina

Nazwa: Benzydamina [Tantum Rosa]


Poziom doswiadczenia: pierwszy raz


Dawka, metoda zazycia: 3 saszetki (po póltora na typa); ekstrakcja za pomoca wody.


“Set & setting” : pola, 500 metrów od domciu, godzina 18:45


Osoby: 2 osoby tzn. ja i mój kumpel.

  • DMT
  • DMT
  • Przeżycie mistyczne

S&S: Ulica, Moje mieszkanie(punkowa melina xD) dobry humor, po blancie ;D

Pierwsza lufka została wypalona na ulicy jak czekałem na ziomka, świat całkowicie jak z kosmosu, wszystko zmienia swoje ksztalty i tekstury, i porusza sie w rytm 

fraktali, mam świadomość jakby rzeczywistość była iluzja, a nasz mózg dowolnie kreuje na bieżąco tekstury.

Potem już w domu, po wypaleniu kolejnej lufki, rozpada mi sie ona w rękach razem z zapalniczka, dalej jestem u siebie w pokoju, ale calkowicie inaczej wszystko wygląda.

  • Grzyby halucynogenne
  • Pierwszy raz

Pozytywne nastawienie psychiczne, ekscytacja zbliżającym się tripem i niecierpliwość, lekceważenie opisywanej przez ludzi charakterystyki tripa. Dawka grzybów zażyta na pusty żołądek. Sesja solo - w małym mieszkaniu kawalerce z pokojem i łazienka, uprzednio posprzątanym i przygotowanym. Kontakt z ludźmi przez telefon komórkowy po zażyciu, ale przed właściwym tripem. Noc, sierpień.

Moja pierwsza próba grzybami psylocybinowymi zaczęła się od konsumpcji tychże o 20:30. Zjadłem trzy gramy suszonych grzybów. W smaku wydały mi się podobne do pieczarek, ale bardziej gorzkie. Przeżuwałem je i gryzłem może 5 minut, aż rozdrobniłem cały materiał na rozmiękczoną od śliny papkę, którą następnie połknąłem. Położyłem się na łóżku i zasłoniłem okno (na zewnątrz właśnie zachodziło słońce), włączyłem muzykę, jakiś delikatny popowy chłam, oszczedzając lepsze kawałki na trip. Przez pierwsze kilkanaście minut wymieniałem SMS'y z ludźmi i nie działo się nic ciekawego.

  • Przeżycie mistyczne
  • Szałwia Wieszcza

mieszkanie kolegi, ekscytacja, kilka godzin wewnętrznej pracy przygotowującej do wejścia w kontakt z nową substancją....

Opisane wydarzenia miały miejsce około 3 lata temu, po około 8 letnim okresie intensywnej praktyki buddyzmu tybetańskiego, w czasie którego tylko jakieś 2 razy zjadłem grzybki psylocybki i z 3 razy zapaliłem trawkę...

Niespodziewanie okazało się, iż kolega buddysta, który mnie nocuje ma ekstrakt Salvi Divinorum. Wczesniej tego dnia miało miejsce kilka znaczących koincydencji, które jak później zobaczyłem przygotowywały mnie na spotkanie z Boską Salvią.

randomness