W Sądzie Okręgowym w Krośnie rozpoczął się proces małżeństwa z pow. sanockiego. Maciej W. jest oskarżony o handel na wielką skalę środkiem o nazwie GBL. Według polskiego prawa to narkotyk, działający jak "pigułka gwałtu".
[Czytelnikom H uprzejmie w tym miejscu przypominamy, że czytacie tekst autorstwa dziennikarski portalu nowiny24 - Redakcja H]
Razem z Maciejem W. na ławie oskarżonych zasiadła jego żona Greta. Według prokuratora - 37-latka pomagała mężowi w procederze.
Akt oskarżenia przedstawił prokurator Michał Węglowski z prokuratury Regionalnej w Gdańsku, która prowadziła wielowątkowe śledztwo dotyczące obrotu GBL. Oskarżenie Macieja W. zawierało 28 punktów.
Prokurator wyliczał transakcje zawierane przez Macieja W. Kupował (sprowadzając m.in. z Niemiec i Holandii) i sprzedawał GBL, w Polsce i za granicą. Były to setki kilogramów, a osiągane przez niego zyski prokuratura szacuje na kilkaset tysięcy złotych.
Żona Macieja W. realizowała zamówienia, w okresie, gdy nie mógł sam prowadzić działalności. Prokurator zarzuty wobec niej sformułował w kilkunastu punktach. Zdaniem prokuratury - z procederu małżonkowie uczynili sobie stałe źródło dochodu.
Akt oskarżenia dotyczy okresu od lipca 2015 roku do września 2017 roku. Firma Macieja W. działała już wcześniej, ale dopiero po nowelizacji ustawy antynarkotykowej w lipcu 2015 roku GBL została zakwalifikowana jako środek odurzający.
Maciej W. nie przyznał się do zarzucanych mu czynów. Zgodził się na składanie wyjaśnień i odpowiadanie na pytania, ale jedynie sądu i swojego obrońcy. Opowiedział o początkach działalności.
Jednoosobową działalność gospodarczą założył 12 lat temu. Postanowił się zająć dystrybucją chemii przemysłowej, którą sprowadzał z niemieckiej firmy. Przez pierwsze lata oferował różny asortyment. Potem stopniowo wycofywał z oferty to, na co był mały popyt. Od początku w ofercie miał GBL. Był to środek kupowany dosyć często. Służył do usuwania farby, konserwacji części samochodowych, czyszczenia aluminium, chromoniklu.
W 2010 roku Maciej W. wraz z żoną i synem wybrał się na wakacje do rodziny w Chicago. Była to jego pierwsza podróż do USA. Na lotnisku został jednak zatrzymany przez agentów DEA (służby zajmującej się przestępstwami narkotykowymi). Żona wraz z dzieckiem została odesłana do Polski a on aresztowany.
- Dowiedziałem się, że chodziło o cztery paczki, które wysłałem do klienta z USA. Każda z nich zawierała litr GBL. Okazało się, że pod klienta podszył się agent - wyjaśniał Maciej W.
Maciej W. podczas prowadzonego przez agentów postępowania dowiedział się, że klient, któremu wysłał paczkę z GBL, przetwarzał ją w substancję o nazwie GBH, czyli zakazany w USA psychoaktywny środek, powodujący odurzenie a nawet utratę przytomności.
- Ja o tym nie wiedziałem, sprzedawałem GBL jako środek stosowany w celach przemysłowych - tłumaczył oskarżony.
Ława przysięgłych uznała go za winnego, a raport kuratora, który po analizie faktur wystawianych przez firmę przypisał mu handel nie tylko 4 litrami GBL, ale dużo większymi ilościami, zaskutkował skazaniem Macieja W. przez amerykański sąd na 20 lat więzienia.
Maciej W. po czterech latach postarał się o możliwość odbywania reszty kary w Polsce. W kraju jego wyrok został skrócony do 8 lat. W tym czasie jego firma nadal działała. Obsługą zajmowała się żona. Potem, gdy Maciej W. uzyskał przedterminowe zwolnienie z odbywania kary, kontynuował handel.
W międzyczasie, w połowie 2015 roku, nastąpiła nowelizacja ustawy. - Ala ja nie miałem pojęcia, że ustawa obejmuje GBL - mówił w czwartek w krośnieńskim sądzie Maciej W.
Dopiero pod koniec 2016 roku natrafił na komunikat Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego, że GBL jest substancją zakazaną. Jednak on uważał, że jako środek przemysłowy, a nie farmaceutyk, może być sprzedawany. Jak twierdzi próbował uzyskać jednoznaczną opinię, ale otrzymywał sprzeczne wyjaśnienia. - Ja nie mam wykształcenia chemicznego - podkreślił Maciej W.
Do winy nie przyznała się także Greta W. Jej zdaniem zarzuty są niesłuszne.
Komentarze