Meksyk legalizuje rekreacyjne korzystanie z marihuany
Aktywistki mówią, że kolejne propozycje prawne muszą brać pod uwagę prawa kobiet.
Kategorie
Źródło
Odsłony
137– Walka o zmianę polityki narkotykowej w tym kraju będzie albo feministyczna, albo żadna – mówi Rebeca Soto, 31-latka z kruczoczarną grzywką i subtelnym złotym kolczykiem w nosie. Za dnia Soto pracuje w samorządowej inicjatywie ułatwiającej użytkownikom narkotyków dostęp do przeznaczonych dla nich zasobów państwowych i społecznych. Wieczorami aktywistka z Mexico City prowadzi Feminismo & Flow – kolektyw działający na rzecz legalizacji marihuany, który współzakładała.
Kolektywy feministyczne w Ameryce Łacińskiej, od Chile po Meksyk, wyznaczały standardy reagowania na nękającą ten region plagę przemocy przeciwko kobietom i dziewczętom. Dziś w tym ruchu znajdują dla siebie miejsce grupy promujące konopie indyjskie.
W Meksyku wybiła czwarta dwadzieścia
Legalizacja rekreacyjnego użytkowania marihuany to milowy krok dla kraju, którym od dawna targa wojna narkotykowa. W marcu Izba Deputowanych, czyli izba niższa, przegłosowała ustawę pozwalającą dorosłym legalnie palić marihuanę, a także złożyć wniosek o pozwolenie na hodowlę ograniczonej liczby roślin konopi indyjskich w domu. Teraz musi się jeszcze wypowiedzieć meksykański senat.
Ustawa zakłada również przyznawanie niewielkim gospodarstwom rolnym licencji na hodowlę i sprzedaż zioła. Soto i inne aktywistki mówią, że nowe prawo może mieć przełomowe skutki na przykład dla przedsiębiorczości, a szczególnie przedsiębiorczości kobiet.
Może też pokrzyżować szyki zorganizowanej przestępczości, której macki na szereg sposobów sięgają kobiet. W ciągu ostatnich dwudziestu lat wzmogła się nie tylko przemoc domowa, lecz także przemoc wobec kobiet związana z przestępczością zorganizowaną – wyjaśnia Maria Salguero, twórczyni Narodowej Mapy Kobietobójstw w Meksyku.
Od 2015 roku stale rośnie skala handlu dziewczętami. Mnożą się również zabójstwa kobiet powiązane z przestępczością. Martwymi ciałami kobiet gangsterzy wzmacniają przekaz pod adresem innych grup przestępczych, wybranych osób czy całego społeczeństwa – niezależnie od tego, czy te kobiety były osobiście uwikłane w nielegalną działalność.
Sam handel narkotykami również ma znaczny, negatywny wpływ na życie Meksykanek. Według raportu organizacji pozarządowej EquisJusticia „przestępstwa narkotykowe to piąty najczęstszy powód odbywania kar więzienia przez rdzennych mieszkańców Meksyku”, a prawie połowa osadzonych kobiet odsiaduje kary za przestępstwa narkotykowe. Kobiety osadzone za używanie albo posiadanie substancji takich jak marihuana czy heroina to często samodzielne matki, niewykształcone i posiadające bardzo ograniczone zasoby ekonomiczne.
Zioło wiedźm, wariatek, niegrzecznych dziewczynek
Poznałam Soto w zeszłym roku przez Skype’a. Znajoma wysłała mi zaproszenie na internetowe spotkanie z cyklu „Twerk and Smoke”, prowadzone przez kolektyw Soto. Rozmawiałyśmy o tym, jak w Meksyku splatają się ze sobą feminizm, marihuana i plaga przemocy wobec kobiet.
Soto mówi, że podobnych kolektywów feministycznych nie brakuje. – Zanim zostałam użytkowniczką marihuany, byłam feministką. Dostrzegłam, że te tematy są powiązane – opowiada.
Meksykańskie znachorki i zielarki korzystały z marihuany od czasu, gdy Hiszpanie przywieźli ją do obu Ameryk w XV wieku. Czyniły to dyskretnie, bowiem halucynogenne właściwości konopi szybko zwróciły uwagę inkwizycji.
W ciągu kolejnych stuleci używanie tego zioła coraz silniej stygmatyzowano. Po rewolucji meksykańskiej (1910–1920) prasa zarówno w Meksyku, jak i w Stanach Zjednoczonych, zaczęła przedstawiać stosowanie marihuany w rasistowskich, klasistowskich i seksistowskich kategoriach. W filmach meksykańskich i amerykańskich kojarzono cannabis z prostytucją i szaleństwem. Amerykańskie media jednoznacznie obarczały winą swojego południowego sąsiada, pisząc o „zabójczym meksykańskim chwaście”.
Piętno pozostało do dziś, zwłaszcza pośród kobiet. W meksykańskiej kulturze maczyzmu kobiety używające narkotyków i oddające się innym tradycyjnym malas costumbres (złym nawykom) uważa się za „niegrzeczne dziewczynki”. Przekonanie to przyczyniło się do normalizacji przemocy związanej z płcią, w tym seksualnej. Według Soto kobietom aresztowanym za posiadanie marihuany często grozi molestowanie seksualne czy gwałt. Zdarza się nawet, że niektóre znikają.
Legalizacja to ekonomiczna szansa dla Meksykanek
W nierzucającym się w oczy parterowym domu w Xalapie, stolicy meksykańskiego stanu Veracruz, spotykam dr Paulinę Mejíę Correę. Prowadzi Divinorum Boutique Herbal, firmę zajmującą się terapią przy użyciu marihuany. Lecznicze zastosowanie marihuany jest już w Meksyku legalne, jednak w dużej mierze wciąż pozostaje tabu. Correa ma doktorat z ekologii tropikalnej. Rozmawiamy w pomieszczeniu, w którym odbywają się masaże i inne zabiegi z użyciem konopi.
Correa opowiada, że od setek lat stosuje się marihuanę jako lek na ból przy porodzie czy menstruacji, a także na depresję poporodową. – Cannabis to roślina używana przez naszych przodków, zwłaszcza kobiety – mówi. Wyjaśnia, że kobiety mają więcej receptorów kannabinoidowych. Naukowcy odkryli, że receptory te pełnią istotne funkcje w organizmie człowieka, zwłaszcza w układzie nerwowym: odpowiadają między innymi za regulację nastroju, apetytu, bólu i odporności. To dlatego konopie indyjskie działają inaczej na kobiety niż na mężczyzn.
Aktywistki mówią, że nowe prawo legalizujące rekreacyjne używanie marihuany pomoże odebrać kartelom narkotykowym panowanie nad produkcją i łańcuchami dostaw rośliny. A przedsiębiorczyniom takim jak Correa otworzy nowe możliwości. Według Soto nowe prawo będzie oznaczać więcej szans dla kobiet w branży zdominowanej przez mężczyzn. – Może pomóc rolniczkom w odległych, rdzennych społecznościach, które najbardziej ucierpiały przez wojnę z narkotykami – dodaje.
Proponowane prawo stara się częściowo rozwiązać problem nierówności zakorzenionych w systemie. Głosi na przykład, że przez pierwsze pięć lat przynajmniej 40 procent nowych pozwoleń na uprawę marihuany zostanie zarezerwowane dla rdzennych mieszkańców kraju, dla społeczności uprawiających ejidos (państwowe ziemie uprawne użytkowane przez obywateli) i dla innych zmarginalizowanych społeczności agrarnych. W ustawie nie ma jednak żadnych zapisów dotyczących konkretnie kobiet.
Polityka narkotykowa bez zapominania o płci
Zara Snapp, współzałożycielka zajmującego się sprawiedliwością społeczną RIA Institute w Mexico City, mówi, że nowe prawo to krok we właściwym kierunku. Jednak każda z moich trzech rozmówczyń wskazuje na pewne niedopowiedzenia, które mogłyby zaszkodzić kobietom. Ustawa zakazuje na przykład używania marihuany w obecności osób niepełnoletnich, co bezpośrednio dotyczy życia kobiet, ponieważ to one zazwyczaj opiekują się dziećmi.
Soto i Snapp pracują nad zmianą proponowanej ustawy z perspektywy płci. Chcą dekryminalizacji posiadania marihuany oraz zniesienia zakazu konsumpcji przy niepełnoletnich. Podkreślają, jak ważne jest zwolnienie z więzienia kobiet ukaranych za przestępstwa o niskiej szkodliwości związane z marihuaną, a także zapewnienie kobietom dostępu do terapii uzależnień i możliwości ekonomicznych. Te ostatnie mogłyby się pojawić w nowo zalegalizowanej branży konopnej, ponieważ to kobiety często zajmują się uprawą, pakowaniem i transportem marihuany.
Snapp zasiada również w zarządzie ReverdeSer, organizacji pozarządowej działającej na rzecz społecznie postępowej polityki publicznej wobec narkotyków. Opowiada o propozycji, według której 80 procent licencji na uprawę marihuany zostałoby zarezerwowane dla sektora społecznego (upraw komunalnych, ejidos, małych gospodarstw czy spółdzielni), a połowa wszystkich licencji – dla kobiet. Dokument zakłada również, że „50 procent wszystkich zatrudnionych w tej branży muszą stanowić kobiety”.
Propozycję wsparły kolektywy feministyczne takie jak Mujeres Forjando Porros, Forjando Luchas (Kobiety Kręcące Jointy, Kręcące Walkę), do którego należą Soto i Snapp. Legalizacja marihuany jest nieodłączną częścią feministycznych dążeń: od wzmacniania kobiet dzięki przedsiębiorczości po zapewnianie im bezpieczeństwa – wyjaśnia Soto. – Sprawi, że kobiety będą mogły używać jej bez narażania bezpieczeństwa, wolności czy zdrowia, również zdrowia osób, którymi się opiekują – dodaje.
**
Carli Pierson jest adwokatką, zajmuje się prawami człowieka w kontekście międzynarodowym i pracuje jako dziennikarka. Pisuje m.in. dla PBS, „USA Today”, „Independent UK” i Al-Dżaziry.
Artykuł opublikowany w magazynie openDemocracy na licencji Creative Commons. Z angielskiego przełożyła Aleksandra Paszkowska.