Panna Salvia Divinorum
Lekarze od lat pracujący w łódzkiej klinice ostrych zatruć twierdzą, że nie pamiętają takiego przypadku.
Lekarze od lat pracujący w łódzkiej klinice ostrych zatruć nie pamiętają takiego przypadku. Jeśli trafiają do nich pacjenci z dolegliwościami po zatruciu grzybami, to po zjedzeniu muchomora sromotnikowego lub z niestrawnością po spożyciu grzybów jadalnych, które są ciężkostrawne.
Pacjent, który w tym tygodniu trafił do kliniki, został na toksykologię przywieziony przez pogotowie. Zjadł muchomora czerwonego, bo chciał „odlecieć”. I „odleciał” - miał halucynacje i podwyższone ciśnienie. Dolegliwości ustąpiły po dobie.
To nie był jedyny środek, którym się odurzył. Był też pod wpływem alkoholu i dopalaczy, ale konsekwencje ich spożycia ustąpiły wcześniej niż halucynacje po grzybie.
Mężczyzna, jak sam przyznał, nie po raz pierwszy spróbował muchomora. Opowiadał, że od czasu do czasu zjada go dla „haju”.
Muchomor czerwony to trujący gatunek grzyba. Zawiera trzy toksyny, które poza zaburzeniami poczucia czasu i przestrzeni mogą także powodować dolegliwości ze strony układu pokarmowego. Po zjedzeniu muchomora czerwonego pojawiają się m.in. halucynacje i duszności. Halucynacje mogą wystąpić już po 2 godzinach. Zmiany stanu świadomości utrzymują się niekiedy przez całą dobę.
Zatrucia muchomorem czerwonym zdarzają niezwykle rzadko. Jeśli już, to u dzieci i osób dorosłych eksperymentujących z substancjami psychoaktywnymi, a eksperymentuje się z tym grzybem od setek lat. Aby wprowadzić się w trans, spożywali go m.in. szamani na Syberii.
Salvie zamowilem sobie ze sklepu zagranicznego. Jeszcze nigdy nie doswiadczylem czegos tak mocnego. Dziwne jest tez to, ze mimo ogromnego doswiadczenia jakie niesie ze soba trip z Szalwia, nie odczuwamy jego ciezaru, a po calej ceremonii czujemy sie rzesko, jak po przebudzeniu, zadnych zwal, zadnych fleszbekow, wspominamy calosc tak jakby wydarzyla sie pare dni temu, a my mielismy przez ten czas okazje na przemyslenia i ulozenie sobie w glowie tego co sie zdarzylo.
OK
Sobota, 6:45.
Bez sensu, zamiast się wyspać, wstałem. Organizm przyzwyczaił się do wstawania o 6:30. Napiłem się piwa. Zacząłem oglądać strony internetowe. Czas mijał powoli. Pomyślałem, że może się nawalę piwem i maryśką. Piwo miałem. Zadzwoniłem do dilera o 10.00. Nie odbiera. Nie odpowiada na SMSy. Masakra.
10.00
Nudzi mi się picie piwa. Jest niedobre, gorzkie. Paskudne. Wypiłem może ze 4 butelki i mam dosyć. To nie jest dobry sposób na spędzenie soboty.
Utartą na tarce gałkę (6 całych orzechów) zmieszałem z wodż i wypiłem z niejakim obrzydzeniem, aczkolwiek w odróżnieniu od innych osób, które narzekały na paskudny smak, najbardziej przeszkadzały mi drobinki gałki drażniące przełyk. Sam smak jest do wytrzymania, dlatego nastepnym razem spróbuję przygotować wywar, bez trocin. Ku mojemu zdziwieniu ta mikstura zadziałala - może nie tak, jak się spodziewałem, bo bardzo delikatnie - wrażenia miałem podobne jak po pierwszych machach trawki.