[Z uwagi na nikłą ilość raportów o tej substancji - przepuszczam. Może kogoś odwiedzie od próbowania]

Sprawa stała się głośna w całej Polsce na przełomie 2018 i 2019 roku. W trzy miesiące po zażyciu dopalaczy w Zawierciu zmarło sześć osób. Policja dość szybko namierzyła handlarzy tych środków. Właśnie stanęli przed sądem.
Najpierw bez skrupułów i wyrzutów sumienia sprzedawała śmiercionośne substancje, a teraz z bólem serca przeprasza za swoje błędy! Monika N., królowa dopalaczy, nie tylko łkała na sali sądowej, ale też podziękowała śledczym, że uratowali jej życie.
Sprawa stała się głośna w całej Polsce na przełomie 2018 i 2019 roku. W trzy miesiące po zażyciu dopalaczy w Zawierciu zmarło sześć osób. Policja dość szybko namierzyła handlarzy tych środków. Właśnie stanęli przed sądem.
W środę na ławie oskarżonych częstochowskiego sądu zasiadły 4 osoby. Monika N. (38 l.) i Dagmara L. (37 l.), które zajmowały się sprzedażą dopalaczy, oraz ich dostawcy: Dariusz W. (42 l.) i Bartosz M. (25 l.). Ten ostatni jako jedyny nie przyznał się do winy. Pozostali złożyli zeznania.
– Przyznaję się do handlowania dopalaczami, a prokuratorowi dziękuję, że mnie zamknął, bo uratował mi życie, przestałam ćpać – zaskoczyła wyznaniem dilerka Monika N
Monika N., Dagmara L. i Bartosz M. złożyli wnioski o dobrowolne poddanie się karze. Nie zgodzili się jednak na to obecni na sali pokrzywdzeni – ci, którzy cudem przeżyli kontakt z dopalaczami, i rodziny zmarłych.
– O mało się nie przekręciłem. Najpierw byłem pobudzony, potem brakło mi tchu, przestałem oddychać. Do dziś mam problemy z koncentracją i pamięcią – mówił Adam Cz. (51 l.), szwagier Moniki N.
– Mój ból jest ogromny. Sebastian był młodym człowiekiem, a teraz nie ma go przez dopalacze, które sprzedały mu te dilerki. Powinny dostać najwyższy wymiar kary – mówiła zdruzgotana mama jednego ze zmarłych po zażyciu dopalaczy mężczyzn.
Nastawienie: Nic specjalnego, dzień jak codzień. Otoczenie: Początkowo dom póżniej plener.
[Z uwagi na nikłą ilość raportów o tej substancji - przepuszczam. Może kogoś odwiedzie od próbowania]
Klub, podczas rejwu, nad ranem, trochę zmęczony, nieznacznie głodny, chillout room z czwórką znajomych, dwoje z nich również zarzyli tę substancję, jednak w ilości o połowę mniejszą. Przecież to tylko kolejny, ciekawy trip, forma spędzenia czasu, sposób zabawy na imprezie. Ciekawy działania i różnic nieznanej substancji.
Od razu przejdę do rzeczy, bo i potencjał substancji niewiele wart.
Pierwsze pół godziny wypełnione było iskrą mdma. Na horyzoncie fala przyjemnego ciepła i rozleniwienia. Następne wydarzenia i zmiany potoczyły się bardzo szybko i nie byłem w stanie zarejestrować przedziału czasowego.
Spokojny dzień.
Nie spałem całą noc. Po męczącym dniu w pracy usiadłem do komputera. Popracowałem do rana i poszedłem znów do pracy. Czas goni. Musimy oddać projekt za 3 dni. Nerwówka... Zmęczony jak pies wlokłem się do domu. 16:30 Przechodziłem obok apteki i kupiłem acodin, myląc go z thiocodinem. Chciałem kodę na zmęczenie, a kupiłem deksa. OK, niech będzie. Po drodze do domu spotkałem się z dilerem. W tym czasie zjadłem opakowanie acodinu (150 mg DXM). Pogadaliśmy i wróciłem do domu z jednym gramem maryśki. Zmęczony jak pies, niewyspany ale z jednym małym ziółkiem w dłoni.