Na potrzeby zwalczania m.in. problemów alkoholowych w społeczeństwie samorządy wydają rocznie ok. 30 mln zł. Pieniądze idą głównie na różne festyny i imprezy plenerowe oraz sportowe, konkursy, spektakle i pogadanki. Problem w tym, że są wydawane bez sensu.
Kilka dni temu samorządowcy z Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego uzgodnili z przedstawicielami Ministerstwa Zdrowia (MZ) treść sprawozdania podsumowującego ich działania w 2014 r. Choć projekt został przyjęty, to – jak przyznają w nieoficjalnych rozmowach członkowie zespołu roboczego komisji – lektura nie należała do najprzyjemniejszych.
Zdaniem autorów sprawozdania z działania gmin nijak się mają do ograniczania spożywania substancji psychoaktywnych przez młodych ludzi. „Mimo to są one chetnie stosowane przez organizatorów i decydentów ze względu na łatwość ich wdrażania, możliwość zaangażowania dużej grupy odbiorców w jednym momencie czy też widowiskowy ich charakter” – czytamy.
Jak sprawdziliśmy, do worka pn. „działania profilaktyczne” samorządy są w stanie wrzucić wszystko. Gmina Głuchołazy do takich przedsięwzięć zaliczyła rajd kolarski „Witamy wiosnę”. A radni z Jarosławia chwalą się, że w 2013 r. w ramach zwalczania problemów alkoholowych i realizacji zadania polegającego na „zwiększaniu dostępności pomocy terapeutycznej i rehabilitacyjnej” tamtejsza Poradnia Leczenia Uzależnienia od Alkoholu i Współuzależnień została wyposażona w... ksero i niszczarkę.
Tymczasem na programy rekomendowane przez wyspecjalizowane jednostki (takie jak Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych – PARPA, Krajowe Biuro do spraw Przeciwdziałania Narkomanii czy Ośrodek Rozwoju Edukacji) gminy wydały tylko 5,5 mln zł – ułamek tego, co na budzące wątpliwości festyny. W dodatku na sprawdzone działania (projekty z Systemu Rekomendacji Programów Profilaktycznych i Promocji Zdrowia Psychicznego, np. regularnie spotykające się grupy wsparcia, poradnictwo rodzinne, programy angażujące dzieci i rodziców, jak np. Program Domowych Detektywów) zdecydowało się tylko 599 gmin – o 6 proc. mniej niż w 2013 r.
Zdaniem samorządowców tezy Ministerstwa Zdrowia są za ostre. – Są pewne działania profilaktyczne, których efektywność trudno jednoznacznie ocenić – uważa Krzysztof Starczewski, wójt gminy Rawa Mazowiecka i członek zespołu roboczego opiniującego projekt sprawozdania MZ. – Często na obszarach wiejskich komunikacja z mieszkańcami nie jest zbyt łatwa, zwłaszcza jeśli chodzi o działania profilaktyczne. Organizując np. imprezy plenerowe, można docierać z informacją do dużej grupy ludzi – dodaje wójt.
O tym jednak, że tezy MZ nie są przesadzone, świadczyć może też dość wstrzemięźliwa polityka w zakresie fizycznego dostępu do alkoholu. A nie od dziś wiadomo, że administracyjne i prawne ograniczenie jest jednym z najskuteczniejszych narzędzi ograniczania zakresu problemów alkoholowych. Jak zauważa Krzysztof Brzózka, dyrektor PARPA, zmiany pod tym względem są jednak niewielkie. W 2014 r. na jeden punkt sprzedaży przypadały 273 osoby, czyli zaledwie siedem więcej niż przed rokiem i 27 w porównaniu z pięcioma latami wstecz.
– Ale to niejedyne rozwiązanie służące utrudnieniu dostępu do alkoholu. Innym, również będącym w gestii gmin, jest ograniczenie czasu funkcjonowania sklepów, czyli nakazanie, by były zamykane po godzinie 21 – dodaje Krzysztof Brzózka.
Lokalne władze, które wydają zezwolenia na sprzedaż napojów wyskokowych, w ciągu roku potrafią zebrać nawet 700 mln zł w skali kraju z tzw. korkowego.
Eksperci podkreślają jednak, że walkę samorządowcom utrudniają sami producenci. Nie podnoszą cen, jak powinni, w związku z tym wyroby alkoholowe są coraz bardziej dostępne. W roku ubiegłym napoje spirytusowe zdrożały o 4,4 proc. w porównaniu z 2013 r., wina o 1 proc., a cena piwa pozostała na podobnym poziomie. Producenci deklarują, że chcieliby więcej zarabiać, ale duża konkurencja im to uniemożliwia. Ale chodzi nie tylko o to.
– Każda podwyżka skłania konsumentów do przechodzenia do szarej strefy. A ta jest bardzo rozpowszechniona w kategorii mocnego alkoholu – komentuje Leszek Wiwała, prezes Związku Pracodawców Polskiego Przemysłu Spirytusowego.
Za średnie miesięczne wynagrodzenie obecnie można kupić 175 butelek wódki, 394 butelki wina i 1323 butelki piwa. Dla porównania dekadę temu pensja wystarczała odpowiednio na 110 butelek wódki, 257 wina i 871 piwa.
Ekspertów niepokoi jednak nie tyle to, że Polaków stać na zakup coraz większej ilości alkoholu, ale to, że z roku na rok rosną ich wydatki w budżecie na ten cel. W ciągu dekady, jak wynika z danych GUS, zwiększyły się o 78 proc. W efekcie dziś przeciętne miesięczne wydatki na alkohol na jedną osobę w gospodarstwie domowym wynoszą ponad 13 zł.
– Społeczeństwo się bogaci, w związku z czym wydaje coraz więcej. Ale nie dlatego, że kupuje więcej alkoholu, lecz dlatego, że sięga po lepszej jakości trunki. Dowodem na to może być rosnąca nieprzerwanie od czasu wejścia naszego kraju do UE kategoria whisky. Dziś to jedyny mocny alkohol, którego sprzedaż wciąż się zwiększa – zauważa Leszek Wiwała. I dodaje jednocześnie, że spożycie alkoholu w ostatnim roku spadło o 0,27 l na osobę – do 9,4 l.