Euforia to nieczęsty stan naszego organizmu. I całe szczęście. Długo byśmy tak nie pociągnęli. Euforia zużywa ogromne ilości energii, a nie sprzyja jej dostarczaniu - nie chce się jeść ani spać. Działamy jak na turbodoładowaniu. Krótko, ale intensywnie.
Prądem, a przyjemnie
Taki stan możemy przeżywać dzięki strukturze w naszym mózgu, która została stworzona właściwie tylko po to, by nagradzać różne nasze zachowania przyjemnością. To układ nagrody.
Na początku lat 50. odkryło go dwóch naukowców - James Olds i Peter Milner. I, jak często w nauce bywa, pomógł im przypadek. Badali szczury - drażnili prądem różne regiony ich mózgu, sprawdzając, jak to wpływa na zdolności uczenia się. Na skutek błędu technicznego - wygięcia elektrony w trakcie jej wprowadzania - wylądowała ona dość daleko od miejsca przeznaczenia. Puszczono słaby prąd. Ku zaskoczeniu badaczy okazało się, że zwierzę znajdowało w tym prawdziwą przyjemność. Z chęcią wracało do doświadczenia. Olds i Milner zmodyfikowali eksperyment w ten sposób, że szczur mógł sam, naciskając dźwignię, przepuszczać prąd przez mózg. Robił to niemal bez przerwy.
Samodrażnienie elektryczne opisano potem u bardzo różnych zwierząt, poczynając od złotych rybek, poprzez świnki morskie, psy, koty, aż po delfiny, małpy i ludzi. U człowieka można było dowiedzieć się o jakości przeżyć. Drażnienie miejsc powodujących przyjemność wywoływało uczucie ogólnego uniesienia, szczęścia i bardzo dobrego samopoczucia, czasem wręcz euforii.
W normalnych warunkach układ nagrody nie jest, oczywiście, pobudzany prądem elektrycznym, ale odpowiednimi substancjami chemicznymi wytwarzanymi przez móżg - neuroprzekaźnikami. Należą do nich dopamina, serotonina oraz związki przypominające narkotyki pozyskiwane z opium [endorfiny, przypominające w działaniu opiaty - przyp. scream].
Narkomani miłości
Główną rolę w wytwarzaniu uczucia przyjemności odgrywa dopamina. Jej nadwyżka powoduje nadmiernie pobudzenie psychiczne, euforię oraz wygórowane mniemanie o znaczeniu wszystkiego [vide amfetaminowcy - przyp. scream]. W mózgu poza układem nagrody wzdłuż trzech szlaków są rozmieszczone komórki reagujące na dopaminę. Aktywacja pierwszego nadaje człowiekowi napęd fizyczny, drugiego wzbudza chęć działania, trzeci uruchamia poczucie zadowolenia i dodaje energii psychicznej.
Emocje nie są w naszej głowie rozmieszczone symetrycznie. Naukowcy na podstawie obserwacji zmian w zachowaniu ludzi z uszkodzeniami mózgu przypuszczają, że prawa półkula jest bardziej wrażliwa na emocje negatywne, a lewa zawiaduje poczuciem zadowolenia i euforii.
Prawdziwy zalew mózgu dopaminą następuje w pierwszej fazie zakochania. Neurochemicy twierdzą nawet, że miłość to sprowokowany chemicznie stan szaleństwa. Gdy dwoje ludzi ulega fascynacji sobą, w ich mózgach następuje eksplozja takich neuroprzekaźników jak noradrenalina i peptydy opioidowe.
Zakochani doznają uczucia euforii, przyśpieszonego bicia serca i "unoszenia się w powietrzu". O wywoływanie takich doznań w równym stopniu co dopaminę podejrzewa się związek chemiczny o nazwie fenyloetyloamina (PEA). Ona powoduje, że zakochani są ślepi na wady swego wybranka i przesadnie optymistyczni co do planów na przyszłość.
Gdy substancję tę podano myszom, zaczęły piszczeć i podskakiwać. Pewien pawian potrafił przez trzy godziny 160 razy nacisnąć pedał urządzenia do ćwiczeń, by dostać nagrodę w postaci jedzenia zawierającego PEA.
Szkopuł w tym, że nasz mózg dość szybko "nudzi się" i euforia znika. Możemy sobie co prawda zafundować chemiczny odpowiednik miłosnego uniesienia, zażywając pochodne PEA - meskalinę czy ekstazy. Ale to nielegalne i bardzo niezdrowe.
Prostszym sposobem zaspokojenia uczucia niedoboru neuroprzekaźników jest znalezienie nowego partnera. To "napędza" produkcję kolejnej porcji euforycznej substancji. Osoby ulegające takim wpływom swojego móżgu wcale nie należą do rzadkości. Nazywa się je love junkies, czyli narkomanami miłości.
Dieta albo orgazm
Czy jednak poza narkomanią i rozwiązłością nie ma już innego sposobu na życie w euforii? Spragnionych wrażeń nauka nie pozostawia bez nadziei. Po pierwsze, można szukać pociechy w diecie. Euforyczne posiłki powinny składać się głównie z czekolady, sera i wody różanej. Jak się bowiem okazuje, te produkty zawierają fenyloetyloaminę.
Jeśli natomiast preferujemy zdrowy styl życia, badacze polecają intensywne uprawianie ćwiczeń fizycznych. Naukowcy z Nottingham Trent University przebadali 20 zdrowych mężczyzn o średniej wieku 22 lata. Musieli oni wykonywać tygodniowo około czterech godzin aerobiku i ćwiczeń siłowych o różnym natężeniu. Po ćwiczeniach pobierano od nich próbki moczu i oznaczano w nich poziom fenyloetyloaminy. Największy jej wzrost zaobserwowano u tych mężczyzn, którzy oceniali ćwiczenia jako ciężkie. Oni także mieli najlepszy nastrój, rozpierała ich energia.
Nie lubisz ćwiczeń na bieżni? Ćwicz we własnym łóżku. Zaobserwowano, że neurony w dużych ilościach produkują fenyloetyloaminę także podczas orgazmu.
Euforia w góry pcha
Uczucie euforii możemy przeżywać czasem w dość zaskakujących okolicznościach. Poziom fenyloetyloaminy wzrasta w moczu skoczków spadochronowych w chwilę po wylądowaniu. O uczuciu euforii opowiadają też nurkowie głębinowi i alpiniści. W obu ostatnich przypadkach spowodowane jest to niedotlenieniem mózgu.
Opisane są przypadki alpinistów, którzy pod wpływem euforii wysokościowej próbowali dokonać rzeczy niemożliwych, nie dbając przy tym o własne bezpieczeństwo - wyrzucali sprzęt i rękawice, nie zwracali uwagi na zapięcie śpiwora. Amerykańscy naukowcy wyjaśniają to w ten sposób: brak tlenu jest dużym stresem dla organizmu, który wtedy jest w stanie wytworzyć w płynie móżgowo-rdzeniowym białka podobne do morfiny, powodujące reakcje zbliżone do tych, jakie następują po twardym narkotyku. Niektórzy uważają nawet, że jest to jedyny powód, dla którego ludzie wchodzą na wysokie szczyty.
Maniakalni artyści
Euforia może być także objawem choroby układu nerwowego. Połączona zwykle z bezkrytycyzmem pojawia się przy różnego rodzaju uszkodzeniach móżgu.
Błogostan wyrażający się bardzo dobrym samopoczuciem i optymistycznym nastawieniem do swej sytuacji niewspółmiernym do realiów jest często symptomem manii. Chory dotknięty manią jest bardzo aktywny, nie odczuwa zmęczenia, mało sypia, czasem jest pobudzony seksualnie, skłonny do dowcipkowania, bardzo łątwo wydaje pieniądze, wszystkie okoliczności interpretuje jako korzystne dla siebie. Czasem jest też drażliwy, łatwo popada w konflikty z otoczeniem, ma poczucie wyższości oraz przesadnie wysoko ocenia swoje możliwości [uwaga hipochondrycy :) - przyp. scream].
Mania może występować po zatruciach, zwłaszcza narkotykami i alkoholem [alkohol to też narkotyk - przyp. scream], zdarza się też w schizofrenii i psychozach. Kay Redfield Jamison, profesor psychiatrii Szkoły Medycznej Uniwesytetu Johna Hopkinsa, uważa, że wielu artystów było dotkniętych tą przypadłością. - Być może dzięki temu właśnie byli artystami? - zastanawia się.
W latach 80. przebadał 47 angielskich i amerykańskich artystów. U 30 procent wykrył zaburzenia nastroju - okresowe napady euforii przeplatane depresją. Połowa takich zaburzeń występowała wśród poetów.
Jamison przeanalizował też dzieła muzyczne Roberta Schumanna. - Zestawione według roku powstania dowodzą zależności pomiędzy nastrojem a kreatywnością - mówi badacz. - Muzyk komponował głównie w stanie maniakalnym. Nie ma się jednak co dziwić jego chorobie. Oboje jego rodzice cierpieli na depresję, dwoje innych krewnych popełniło samobójstwo. On sam dwa razy podejmował próby samobójcze. Zmarł w przytułku dla umysłowo chorych.
Podobnych zaburzeń Jamison dopatrzył się u angielskiego pisarza epoki wiktoriańskiej Alfreda Tennysona.
Humor budzi się latem
Naukowcy wiedzą od dawna, że za euforię i depresję odpowiedzialna jest także pora roku. Są miesiące, kiedy jesteśmy bardziej podatni na jedno lub drugie uczucie. Dlaczego?
- Człowiek współczesny powstał i wyewoluował w Afryce. Stamtąd tysiące lat temu przyszliśmy do Europy. Jesteśmy nieprzystosowani do życia w zimnie i ciemności - wyjaśnia doktor Bogusław Pawłowski, antropolog.
Dlatego gdy po wpędzającej nas w depresję zimie i sennym przesileniu wiosennym przychodzą wreszcie ciepłe, słoneczne dni, popadamy w rodzaj delikatnej manii. Specjaliści mówią nawet o hipomanii letniej. Zaczynamy być bardziej aktywni, roznosi nas energia, podwyższa nam się nastrój i samoocena. Potrzebujemy mniej snu.
Wyglądam przez okno. Promienie słońca grzeją policzki. Lekka euforia...której i Państwu życzę.
Komentarze