29.02.2008
Jest to mój pierwszy TR, więc z góry przepraszam za jakieś niedociągnięcia i zbędne pierdoły. Trip miał miejsce tydzień temu, więc na pewno nie jest tak dobrze opisany jakby mógł być.
Sytuacja uległa stuprocentowej poprawie na poziomie bardzo symbolicznym, dlatego że decyzja o refundacji tak naprawdę za dużo nie zmienia jeśli chodzi potencjalnych pacjentów i już tych istniejących – ocenia Dorota Gudaniec.
Sytuacja uległa stuprocentowej poprawie na poziomie bardzo symbolicznym, dlatego że decyzja o refundacji tak naprawdę za dużo nie zmienia jeśli chodzi potencjalnych pacjentów i już tych istniejących – ocenia Dorota Gudaniec.
W ten sposób, na falach radia RDC, Dorota Gudaniec z Fundacji „Krok po kroku”, mama Maksa chorego na padaczkę lekooporną, komentuje decyzję ministra zdrowia dotyczącą zgód na refundację produktów zawierających kannabinoidy, sprowadzanych z zagranicy w ramach importu docelowego.
To procedura ściśle przypięta do procedury importu docelowego, a z kolei ten jest na tyle złożony i skomplikowany, że z naszych danych wynika, że w ubiegłym roku skorzystało z niego osiemnaście osób. Więc w tym kontekście jest to niewielka pomoc.
Ale bardzo dużo zmieniło się w kontekście symboliki, ponieważ poszedł bardzo jasny sygnał ze strony rządu, że marihuana jest lekiem, bo jeżeli coś refundujemy – nawet jeśli będzie to dla jednej osoby – to znaczy, że to uznajemy za lek. A jeżeli jest to lek, to znaczy, że jest to legalna terapia. To ogromny sukces. Dzisiaj żaden lekarz nie powinien czuć obawy przed zastosowaniem takiej terapii.
MZ dało jasny sygnał, że można leczyć. Ale czy to faktycznie przełoży się na leczenie? Tu jestem bardziej pesymistyczna. Zanim lek trafi do chorej osoby, mogą minąć nawet miesiące.
Najpierw lekarz musi wystąpić z wnioskiem o import docelowy. Następnie wniosek wraz z uzasadnieniem wędruje do konsultanta krajowego, a potem do Ministerstwa Zdrowia. Tu muszę powiedzieć, że Ministerstwo działa bardzo sprawnie – nie przetrzymuje tych wniosków i są one od ręki podpisywane. Dochodzimy do momentu, że teoretycznie mamy zapewnioną terapię i tutaj zaczyna się największy problem.
Lek musimy sprowadzić za pośrednictwem apteki ogólnodostępnej. Czyli apteka składa zapotrzebowanie do hurtowni. Pod warunkiem, że apteka ma podpisaną umowę z jedną z dwóch hurtowni, które funkcjonują w naszym kraju i które mają uprawnienia do sprowadzania leków narkotycznych.
Ja trafiłam za 43 razem na właściwą aptekę. Jak już trafimy na właściwą aptekę i hurtownię, to docelowy import trwa od 6 do 12 tygodni, a często nawet dłużej. Ostatnio dostałam takie zaświadczenie z apteki, bo poprosiłam o to na piśmie, że sprowadzenie leku będzie trwało 4 miesiące. Dochodzimy do momentu, że chory – nawet chcąc leczyć się legalnie – nie będzie czekać na leki 4 miesiące, bo może nie dożyć tego momentu.
Sprowadzamy te leki z Holandii. Holandia ma medyczną marihuanę za pośrednictwem jednej firmy, która nie działa na zasadach komercyjnych. Ma jednego kontrahenta, którym jest rząd holenderski. Rząd skupuje całość uprawy firmy i w pierwszej kolejności zabezpiecza potrzeby holenderskich pacjentów. Eksportują nadwyżkę.
Jeśli tej nadwyżki nie ma, to polscy pacjenci nie dostaną leku. To co teraz musimy zrobić, to znowelizować ustawę o przeciwdziałaniu narkomanii. Powinien być tam zapis o polskich uprawach, czyli własnym dostępie do surowca.
Proponujemy kilka rozwiązań, np. własną uprawę korporacyjną, kiedy wykonuje ją jedna firma, np. Herbapol. Lub model włoski, w którym na potrzeby chorych marihuanę uprawia wojsko. Albo model hiszpański, gdzie koncesje na uprawy mają organizacje pozarządowe, skupiające pacjentów.
pokój hotelowy, wieczór, 2 pijących i jarających kolegów (D i J), pozytywne nastawienie na w miarę "imprezowy" klimat.
29.02.2008
Jest to mój pierwszy TR, więc z góry przepraszam za jakieś niedociągnięcia i zbędne pierdoły. Trip miał miejsce tydzień temu, więc na pewno nie jest tak dobrze opisany jakby mógł być.
Bylem na transowej imprezce techno, dosc duzy klub, osob w sam raz, raczej
bez dresiarstwa.
Zapodalem standardowy zestaw - setka fety na pobudzenie przed wyjsciem (nie
przepadam za amfa, za bardzo mnie meczy), tuz przed wejsciem tabletka
ecstasy - zielona koniczynka.
Zaczalem sie powoli wkrecac w impreze, tanczyc, po jakiejs godzine bylo mi
juz calkiem przyjemnie, MDMA zrobilo swoje.
Wszystko bylo normalnie az do momentu gdy wpadlismy na pomysl ze warto by
dom, komputer, praca z ojcem, dzień przed wyjazdem, humor dopisywał.
Jako że w dziale Stymulanty nie ma żadnego trip-reportu dotyczącego metkatynonu, a mam właśnie wolną chwilę i chęć do pisania, przedstawię co i jak. Opis dotyczy najsilniejszego działania metkatu, jakiego doświadczyłem.
Piątek wieczór, urodziny, zacisze swojego mieszkanka na wsi. Nastawienie pozytywne, byłem ucieszony, że znalazłem bardzo dużo ładnych muchomorów w lesie. Oryginalnie chciałem sprawdzić ile jest substancji aktywnych w blaszkach, bo zwykle je odcinam, żeby lepiej się suszyły.
Generalnie ostatnio sporo czytałem o muchomorze, między innymi o kwasie ibotenowym, jego działaniu psychoaktywnym (zasadniczo przeciwne do muscymolu, bo jest agonistą receptora NMDA, a nie GABA), a także o metodach przeprowadzania dekarboksylacji owego do muscymolu. Akurat miałem zbiory i w celu ułatwienia suszenia usunąłem blaszki z ok 20-30 sztuk – prawie cały 2-litrowy garnek. Chciałem przekonać się ile jest substancji aktywnych w blaszkach, więc wrzuciłem do garnka, zalałem wodą, dodałem trochę soku z cytryny (katalizator reakcji).
Komentarze