Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

wielki reset

detale

Substancja wiodąca:
Dawkowanie:
Blaszki z ok 20-30 świeżych grzybów (cały 2 litrowy garnek), gotowane 2h z sokiem cytrynowym (podobno katalizuje dekarboksylację kwasu ibotenowego).
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Piątek wieczór, urodziny, zacisze swojego mieszkanka na wsi. Nastawienie pozytywne, byłem ucieszony, że znalazłem bardzo dużo ładnych muchomorów w lesie. Oryginalnie chciałem sprawdzić ile jest substancji aktywnych w blaszkach, bo zwykle je odcinam, żeby lepiej się suszyły.
Wiek:
33 lat
Doświadczenie:
Liczne loty na psychodelikach (głównie LSD) w przeciągu 15 lat. Również DMT i dziesiątki innych substancji (ale głównie psychodeliki, mj, ketamina, rzadziej MDMA).
Rekreacyjnie używałem wcześniej muchomora w małych dawkach. Dzień wcześniej testowałem procedurą jeden kapelusz świerzy i trochę blaszek.

wielki reset

Generalnie ostatnio sporo czytałem o muchomorze, między innymi o kwasie ibotenowym, jego działaniu psychoaktywnym (zasadniczo przeciwne do muscymolu, bo jest agonistą receptora NMDA, a nie GABA), a także o metodach przeprowadzania dekarboksylacji owego do muscymolu. Akurat miałem zbiory i w celu ułatwienia suszenia usunąłem blaszki z ok 20-30 sztuk – prawie cały 2-litrowy garnek. Chciałem przekonać się ile jest substancji aktywnych w blaszkach, więc wrzuciłem do garnka, zalałem wodą, dodałem trochę soku z cytryny (katalizator reakcji). Gotowałem 2h, odlałem wodę, wyszedł mały kubek bardzo smacznego wywaru. Na początku wypiłem część, żeby zobaczyć co się stanie. Byłem już na małej dawce muscymolu i przestał działać. Nie pomyślałem, że to właśnie kwas ibotenowy tak działa i walnie z opóźnieniem jak się przemetabolizuje, więc ostatecznie wypiłem wszystko. Zacząłem o ok. 21:00.

T+1h Do tej pory robiłem jakieś losowe rzeczy, słuchałem muzyki czy coś. W pewnym momencie wstałem i poczułem, że właściwie to już czuję, że wchodzi co raz mocniej. Po pewnym czasie pojawił się ból brzucha, myślałem czy by nie zwymiotować, ale tego nie zrobiłem.

T+2h: W pewnym momencie coś bardzo diametralnie zmieniło się w mojej psychice. Czułem takie dziwne napięcie, ale nie w mięśniach tylko silną koncentrację umysłu w jednym punkcie. Bardzo trudno wyjaśnić to uczucie, ale było w tym coś z poczucia jakiegoś przeznaczenia, które mnie przyciąga, każda myśl i każdy obraz czy kawałek filmu bardzo mocno oddziaływał na moją wyobraźnię, odbierałem je jakbym rzeczywiście był w tych obrazach czy wyobrażeniach, wywoływały we mnie silne emocje co na początku wykorzystałem w celu wizualizaowania pewnych spraw osobistych, odniesienia się do nich.

T+2h 30min: po pewnym czasie poszedłem obejrzeć coś na kompie żeby wykorzystać ten jakże ciekawy stan. Wkrótce potem straciłem przytomność i zaczyna się doświadczenie poza ciałem, które nie wiem jak było umiejscowione w czasie i ile trwało…

T+???: odzyskałem świadomość, ale wciąż nie czułem żadnych bodźców z ciała, przynajmniej nie bezpośrednio. Myślę, że to co  odczuwałem było bardzo przetworzoną interpretacją tych bodźców; z resztą 2 dni później, w książce którą akurat czytałem znalazłem potwierdzenie mojego przypuszczenia, że wysokopoziomowe bodźce wewnętrzne mają niejako pierwszeństwo w odczuwaniu nad bezpośrednimi wrażeniami zmysłowymi. Dalszy przebieg pokazuje to w bardzo ciekawy sposób. Generalnie raczej nic nie widziałem w tym momencie, być może jakieś kolory, co jest dość typowe, po ketaminie generalnie też nie miałem prawie żadnych wrażeń wzrokowych, raczej myślowe i czuciowe.

Miałem zupełnie wyczyszczoną pamięć. W związku z czym wydawało mi się, że jestem na początku czasu. Pamiętam, że pojawiały się w moim umyśle słowa i różne reakcje czuciowe na nie. Postrzegałem je jak swoje, choć nie miałem na nie zasadniczo wpływu (trochę jak małe dziecko nie rozumie swojej odrębności od świata, skąd i ja miałem to rozumieć skoro miałem wyczyszczoną pamięć). Do tej pory zastanawia mnie jak to właściwie było i co to było. Pamiętam, że pojawiały się w mojej głowie różne słowa i adekwatne odczucia w ciele, bardzo intensywne. Pamiętam, że było chyba np. ciepło i zimno. Pamiętam, że przeżywałem cykliczne przyspieszenia i zwolnienia odczuć, intensyfikacje i osłabianie. Przez chwilę wydawało mi się, że jestem zamknięty w takiej pętli (znów bardzo zrozumiałe przeświadczenie, skoro miałem wyczyszczoną pamięć, a wzorzec był jasny, pulsujący), jednak stosunkowo szybko się to ustabilizowało, zacząłem powoli czuć dotyk. Wydaje mi się, że też widziałem jakiś filmik po rosyjsku, po prostu wiszący w nicości, w związku z czym przez jakiś czas myślałem po rosyjsku. Gdy widziałem twarz tego gościa, wydawało mi się, że to będzie moje nowe ciało do którego zaraz się wcielę.

T+8h: Dalej czułem różne bodźce dotykowe i różne mysli jakby komentujące to. Jakby koniecznością było ich pomyślenie, by zaszła kontynuacja.  Pojawiały się różne uczucia, głównie zaskoczenie, „a no tak” związane z bardzo pierwotnym wydźwiękiem tych komentarzy. Po serii różnych odczuć których nie jestem w stanie sobie przypomnieć poczułem, że wstałem, ale nie koniecznie widziałem gdzie idę. Chyba zjadłem banana. chodziłem chwilę po mieszkaniu i co było bardzo ciekawe, widziałem tylko rzeczy na które bezpośrednio zwróciłem uwagę. Wszystko było jakby zawieszone w nicości. Jest wiele przedmiotów, które są w moim mieszkaniu, ale wówczas ich zupełnie nie widziałem. Z czasem patrząc zrozumiałem, że to jestem ja i moje mieszkanie, choć miałem wrażenie jakbym wylądował w trochę innej rzeczywistości. Jakoś tak porządnie mi się wydawało jak na mnie (może dlatego, że połowy rzeczy w ogóle nie widziałem xD). Generalnie czułem się bardzo dobrze.

Pamiętam, że od momentu, w którym zacząłem czuć bodźce zewnętrzne, pojawiło się we mnie przekonanie, że jestem kolejną iteracją tego procesu, ze to samo przeżywali inni i będą przeżywać (cokolwiek miałoby to znaczyć) – znów dość zrozumiałe, bo od wielu lat praktykuję zen, moje myślenie jest silnie ukształtowane przez tę filozofię. Gdy zacząłem w miarę normalnie postrzegać otoczenie (choć wciąż bardzo wybiórczo) zacząłem nabierać tego przeświadczenia, że pojawiłem się w innym wymiarze (zwykle mam takie wrażenie gdy wracam do ciała po silnym doświadczeniu, np. na DMT). Natomiast czułem, wręcz widziałem jakby ścieżkę, którą poszedł mój poprzednik. Na począku wydawało mi się, że siłą rzeczy powielam jego kroki, ale z czasem widziałem już różnicę w moim podejściu. Miałem też wrażenie jakbym odczuwał wrażenia z przyszłości, jakbym kilkakrotnie wracał do tego samego punktu. Po czasie rzeczywiście czułem momenty, które jakby docierały do mnie z wielką siłą, ale ich nie rozumiałem. Zasadniczo w tym czasie samo leżenie i doświadczanie było dosyć intensywne.

Przy moim doświadczeniu to było bardzo ciekawe doświadczenie, ale raczej nie życzę takiego doświadczenia nikomu kto nie ma doświadczenia z psychodelikami. Myślę, że z łatwością mogłoby to się przerodzić w jakiś terror, ja przez lata medytacji wyrobiłem sobie taki spokój w doświadczaniu podobnych rzeczy.

Jeszcze trochę poprzeżywałem ten stan i poszedłem spać. Obudziłem się kilka godzin później i przez cały następny dzień czułem się bardzo muscymolowo. Moja pamięć krótkotrwała generalnie nie działała prawidłowo, ale było to do ogarnięcia, nawet pojeździłem sobie na rowerze - małymi dróżkami, ruchliwą szosą bym nie jechał w tym stanie. Czułem silną sedację, rzeczy które normalnie by wywoływały we mnie reakcje, po prostu ignorowałem. Gdy kładłem się i zamykałem oczy czułem, że wizje i odczucia w ciele są bardzo zajmujące, wszystko jakby pływało. Spędziłem sporo czasu w tym stanie. Ze względu na to, że czułem, że mój żołądek jest wrażliwy jadłem głównie owoce, nic bardziej obfitego. W nocy miałem dość wyraziste sny jak na mnie.

Na trzeci dzień czułem się zasadniczo normalnie, ale zmulony i trochę bolała głowa. Dlatego po śniadaniu zaraz poszedłem do jeziora wykąpać się w zimnej wodzie i to mnie przywróciło do życia, ale wciąż bardzo niewiele zjadłem. Za to następnego dnia obudził mnie nad ranem głód i zacząłem jeść, ale wciąż nie dokońca funkcjonalny umysłowo, a na pewno był progres w porównaniu do dnia poprzedniego. Raczej zmęczenie, żadne nieodwracalne zmiany. Samopoczucie zdecydowanie dobre, nawet się ciesze, bo ostatnio znowu zacząłem się nakręcać. :D

Podsumowując, tak, w blaszkach jest dużo substancji aktywnych, a koniec końców kwas ibotenowy nie jest aż tak szkodliwy jak mi się wcześniej wydawało, bo myślę, że miałbym solidnego tripa nawet po 1/3 tego, a pewnie nie byłoby tak silnej reakcji organizmu, a więcej bym zapamiętał. 2h gotowania to zdecydowanie za mało, żeby przetworzyć kwas ibotenowy (prawdopodobnie przetworzył się w bardzo małej ilości), ale z drugiej strony jest ciekawym dopełnieniem dla muscymolu, tak jak też czytałem na jednej stronie w necie, że razem dają najciekawsze doświadczenie. Warto zaznaczyć też, że raczej mam mocny żołądek, kto inny mógłby gorzej zareagować na to, nie mówiąc o efektach mentalnych. Myślę, że nawet z 10 sztuk można zeskrobać blaszki i to już byłby solidny trip. Zobaczę. :)

I zapamiętać KWAS IBOTENOWY JEST LEKKIM STYMULANTEM dopóki nie przetworzy się w muscymol. To może być bardzo podchwytliwe. Myślę, że w małych ilościach można nawet nie zauważyć jego działania, co myślę, że może tłumaczyć przypadki kiedy na kogoś muchomor nie działa -> źle wysuszony i za mało. 

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
33 lat
Set and setting: 
Piątek wieczór, urodziny, zacisze swojego mieszkanka na wsi. Nastawienie pozytywne, byłem ucieszony, że znalazłem bardzo dużo ładnych muchomorów w lesie. Oryginalnie chciałem sprawdzić ile jest substancji aktywnych w blaszkach, bo zwykle je odcinam, żeby lepiej się suszyły.
Ocena: 
Doświadczenie: 
Liczne loty na psychodelikach (głównie LSD) w przeciągu 15 lat. Również DMT i dziesiątki innych substancji (ale głównie psychodeliki, mj, ketamina, rzadziej MDMA). Rekreacyjnie używałem wcześniej muchomora w małych dawkach. Dzień wcześniej testowałem procedurą jeden kapelusz świerzy i trochę blaszek.
Dawkowanie: 
Blaszki z ok 20-30 świeżych grzybów (cały 2 litrowy garnek), gotowane 2h z sokiem cytrynowym (podobno katalizuje dekarboksylację kwasu ibotenowego).

Odpowiedzi

Porównałbyś to w jakimś stopniu do lotu poza ciałem na DMT czy to coś mocno innego? Jak z upływaniem czasu w tym stanie? W sensie np dłużyło ci się w porównaniu do rzeczywistego czasu który upłynął? I jak z samoświadomością? Wiedziałeś że zażyłeś grzyby i tripujesz/wiedziałeś po prostu że istniejesz/w ogóle nie istniało w tym stanie "ja"?

Nie porównałbym tego do lotu na DMT, bo nie pamiętam nic z takich tripów.  Co do upływu czasu, raczej nie miałem poczucia czasu, w ogóle mnie nie interesował. Jednak, rzekłbym, że licząc od czasu gdy się zaczęła ta część poza ciałem, czas płynął bardzo powoli (na samym początku wydawało mi się, że czas w ogóle nie płynie, jestem w jakiejś wiecznej pętli). Potem, jakby z czasem płynął co raz szybciej, choć i tak raczej wolno. Generalnie, jak to we śnie. Można przeżyć znacznie więcej czasu we śnie niż to zajmuje w rzeczywistości.

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media