Człowiek jest suchy jak pieprz, pobudzony jak lew i ma źrenice jak koła młyńskie. To nie jest poetycki opis ludzkiej agresji. Takie objawy daje zażycie bielunia, inaczej diabelskiego ziela. Bieluń jest najnowszym "odkryciem" halucynogennym. Tym niebezpieczniejszym, że zupełnie legalnym, hodowanym nawet w domowych ogródkach.
W listopadzie w mrągowskim szpitalu znalazło się pięciu młodych ludzi z objawami zatrucia bieluniem. Komendant policji Wiesław Skudelski uważa, że to dopiero początek:
- Im częściej się o tym mówi i pisze, tym bieluń staje się coraz bardziej popularny.
Pisać jednak trzeba. Choćby po to, by rodzice wiedzieli, co może spotkać ich dzieci.
Ki diabeł?
Gdyby nie coraz częstsze zatrucia, mało kto powiedziałby o bieluniu czyli diabelskim zielu, że to trucizna. W domowych ogródkach jest hodowany ze względu na piękne, białe kwiaty, przypominające dzwon. Niebezpieczne są jego liście i nasiona. Znajdują się w nich alkaloidy tropanowe (w nasionach trochę więcej), flawonoidy, kwasy organiczne, sole mineralne, dwuaminy, garbniki. Stwierdzono również niewielkie ilości strychniny. Ma właściwości halucynogenne, działa porażająco na zakończenia nerwowe i rozszerzająco na źrenicę oka. Przedawkowanie jest śmiertelne. Pewnie dlatego bieluń dziędzierzawy nazywa się też diabelskim zielem. W internecie popularna jest również inna nazwa - Datura (to pierwszy człon nazwy łacińskiej). Jest rośliną trującą, a leki, zwierające w swoim składzie wyciągi z bielunia przepisuje się wyłącznie na receptę. To jednak nie przeszkadza młodym ludziom szukać przygód, jakie dostarczyć ma owa roślina.
Diabelskie żniwo
Najpierw nasionami zatruło się dwóch chłopców z OHP. Później we wtorek 21 listopada z osiedla Grunwaldzkiego pogotowie zabrało trzech uczniów Gimnazjum nr 2 - byli to mieszkańcy Użranek, Zalca i Mrągowa. U całej trójki stwierdzono zatrucie nasionami diabelskiego ziela - byli prawie nieprzytomni, mieli powiększone źrenice. Trafili na Oddział Intensywnej Opieki Medycznej. Rodzice chłopców byli zdezorientowani - nigdy nie słyszeli o roślinie.
- Gdyby nie nasza pomoc, chłopcy mogli umrzeć - mówi lekarz anestezjolog Jacek Kowalczyk. - Przedawkowanie nasion jest śmiertelne. To jest trucizna.
Bieluń na osiedlach
W jednym z ogródków na osiedlu Mazurskim młodzi ludzie znaleźli bieluń dziędzierzawą. W zbieraniu nasion pomagały im 14 - 16 letnie dziewczyny. Właścicielka ogródka nie wiedziała, po co dziewczyny przychodzą na jej działkę. Była pewna, że zbierają odnóżki rośliny, gdyż tamtego lata urosła bardzo okazale. Tymczasem dziewczyny zbierały nasiona i oddawały znajomym chłopcom.
Inny przypadek - pół roku temu 14 - letnia Karolina ledwie została uratowana po tym, jak zażyła nasiona bielunia. Jej koledzy dali jej spróbować. Sami jednak nie wzięli. Karolina poszła później do domu jednego z nich. Nagle poczuła się źle. Wyszła do ubikacji, a jej kolega, który dał jej kilka nasion, pomógł spowodować jej wymioty. Natychmiast została wezwana matka Karoliny. Domyśliła się, że jej córka ma objawy zatrucia narkotycznego:
- Miała wielkie źrenice. Właściwie nie miała tęczówek, a same czarne koła w oczach. Nie było z nią żadnego kontaktu. - opowiada.
Natychmiast wezwano policję i pogotowie. Kiedy Karolina miała płukanie żołądka, jej matka usiłowała wypytać znajomych córki, co połknęła:
- Wiedziałam, że to oni coś jej dali, bo byli z nią cały dzień. Ale nie chcieli mi powiedzieć. Nawet wówczas, gdy prosiłam ich, jak matka, w lęku, że córka umrze. Dopiero później jeden z ojców wymusił na koledze Karoliny nazwę rośliny.
Matce Karoliny udało się zdobyć łodyżkę ziela z owocnią. Poszła z tym na policję. Policjanci niewiele wówczas o roślinie wiedzieli. Dziś są w stanie przeprowadzać pogadanki, dysponują materiałami na ten temat. A bieluń zbiera coraz większe żniwo.
Kiedy córka leżała prawie nieprzytomna, kobieta usiłowała "rozgryźć" sprawę bielunia. Udało jej się wydobyć z przerażonej Karoliny, kim są koledzy, którzy byli z nią na spotkaniu. Po nitce do kłębka doszła, że chłopcy ci od dłuższego czasu zbierają nasiona i w grupie odurzają się nimi. Dziś matka Karoliny wie, kto na jej osiedlu może być "niebezpieczny", a jej córka przysięga, że nigdy niczego podejrzanego nie spróbuje.
Przygoda w internecie
O tym, jak łatwo można dotrzeć do wszelkich informacji na temat halucynogennych właściwości tej rośliny, można przekonać się, surfując po internecie.
Można tam znaleźć "instrukcję obsługi", jak używać nasion, przepis na herbatkę z bielunia oraz opis "odlotu". Wrażenia młodych ludzi, którzy byli na tzw. "tripie", publikowane są na bieżąco. A jeszcze dalej porady, jak zachować się, gdy zaczyna się "jazda bez trzymanki", czyli "pierwsza część show". I jak wygląda to "show" później, kiedy człowiek "ma pełen odjazd" i "nic nie jarzy", a o jego zachowaniu opowiedzą mu później ci, którzy towarzyszą mu "na trzeźwo". Są też i ostrzeżenia: "Jeśli podejrzewasz, że coś jest nie tak, boisz się, że w sytuacjach ekstremalnych twój umysł nie wytrzyma, nie bierz Datury (czyli bielunia) pod żadnym warunkiem", a po tym następuje opis "koszmarnych halucynacji", które trwały od godziny 17.00 do 15.00 następnego dnia. Połowa z opisu to relacje kolegów, którzy byli przez ten czas przy autorze "bieluniowych wspomnień". Sądząc po ilości gości na stronie (jest specjalny licznik) cieszy się ona dużą popularnością...
Policja na straży
Policjanci wytoczyli już walkę bieluniowi - to kolejny etap walki z narkomanią wśród dzieci i młodzieży:
- W ubiegłym roku robiliśmy rozpoznanie, kto zajmuje się rozprowadzaniem środków odurzających. W tym roku realizujemy nasze rozpoznania. I będzie tego naprawdę dużo - zapowiada komendant policji Wiesław Skudelski.
Do akcji przyłączyła się również mrągowska Stacja Sanitarno - Epidemiologiczna. Jej dyrektor, Waldemar Skalski, rozesłał do szkół pisma, sygnalizujące ten problem i zachęcające do przeprowadzania na ten temat spotkań z młodzieżą.
Na razie w Mrągowie zanotowano kilka pojedynczych zatruć diabelskim zielem. Nie wiadomo jednak, ile ich było naprawdę - być może nie wszystkie przypadki trafiły do szpitala? Ci, którzy w internecie opisują swoje wrażenia po bieluni, zażywają ją w towarzystwie kolegów. Nikt przecież nie informuje o tym policji ani pogotowia.
Farsą jest to, że nasiona bielunia można kupić w sklepie lub samemu pozbierać w ogródkach. Jak mówią rodzice dzieci, które uległy zatruciu - w tej chwili to jedyny darmowy "narkotyk". A w rzeczywistości to silna trucizna, (tylko z dobrą reklamą) i balansowanie na krawędzi własnego życia.