Rodzice, psychologowie, nauczyciele... wszyscy się zgadzają, że narkotyki są
problemem dla młodzieży i trzeba coś z tym zrobić. Zorganizowana przez Barbarę
Labudę, minister w kancelarii prezydenta, akcja podgrzała atmosferę dyskusji
wokół tego, jak to zrobić.
Warszawskie liceum, jedno z gorszych. Uczeń drugiej klasy. Zdolny, ale wagaruje.
Wiecznie się awanturuje. Z nauczycielami, z rówieśnikami. Nauczyciel biologii
podejrzewa, że przyczyną są narkotyki. Próbuje rozmawiać z matką ucznia. - To
niemożliwe - matka nie wierzy lub tylko broni syna. - On taki wrażliwy.
Wychowawca nie chce kłopotu. W środku roku wyrzuca ucznia ze szkoły. Biolog
próbuje jeszcze ratować sytuację, sugeruje rozmowę, odwyk. Wychowawca nie
chce słuchać. Uczeń wylatuje ze szkoły za... wagary.
- Powinien był zareagować także pedagog szkolny - tłumaczy biolog - ale
on lubi sobie popić, więc zajmuje się głównie sobą.
Ta szkoła ma jeszcze kilka
historii związanych z narkotykami. Kiedyś uczennica
po odwyku przyznała wychowawczyni: - I pani, i ja wiemy, co się działo..., starannie
omijając słowo "narkotyk". Chodziła już wtedy do innej szkoły. O kłopotach kolejnego
ucznia poinformował nauczyciela kolega. - Pani profesor, ten to ćpał... Za
późno, uczeń już dawno porzucił szkołę.
- Narkotyki są problemem, i to właściwie w każdej szkole - przyznają nauczyciele. - Nie
zawsze jednak dyrektor chce się do tego przyznać, wychowawca nie chce kłopotu, a
kuratorium się cieszy, że szkoły mu podległe są tak doskonałe.
Rodzice, psychologowie, nauczyciele... wszyscy się zgadzają, że narkotyki są problemem
dla młodzieży i trzeba coś z tym zrobić. Zorganizowana przez Barbarę Labudę, minister
w kancelarii prezydenta, akcja "Szkoła wolna od narkotyków" podgrzała atmosferę
dyskusji wokół tego, jak to zrobić.
Donos czy przysługa?
"Jeśli wiesz, że ktoś używa narkotyków, powiadom dorosłą osobę, do której masz
zaufanie i wiesz, że będzie wiedziała, co robić" - czytamy w ulotce skierowanej przez
minister Labudę do uczniów. "Nie bierz na swoje sumienie zatajenia informacji, że
ktoś bierze narkotyki. Dla dobra koleżanki lub kolegi, nawet wbrew jej woli, powiedz
od razu rodzicom, zaufanemu nauczycielowi lub pedagogowi szkolnemu. Nie zwlekaj".
- To propozycja donosu - argumentują psychologie przeciwni programowi. - Przecież
uczeń na ucznia nie doniesie - dziwią się nauczyciele. Uczniowie przyznają: nie ma
zwyczaju przekazywania takich informacji dorosłym.
- Przesada - ripostuje dyrektor renomowanego warszawskiego liceum. - Gdyby nie
uczniowie, nigdy bym się nie dowiedziała, że jest ktoś, komu trzeba pomóc.
- To przypadek, że informacja dotarła do dyrekcji - odpowiadają sceptycy. - Reguła
temu przeczy.
Jeden za wszystkich
Jeśli mają rację ci ostatni, na pewno nie pomoże kolejne zdanie broszury: "Pamiętaj,
zażycie przez ucznia narkotyku nie musi oznaczać, że będzie on za to usunięty ze
szkoły. Wychowawca może zaproponować mu umowę: zostajesz w szkole, ale zachowujesz
abstynencję, uczysz się, nie wagarujesz i chodzisz do terapeuty".
- Donos nie musi oznaczać wyrzucenia ze szkoły, ale może. Taki jest sens tego
zdania - tłumaczy Janusz Sierosławski, socjolog z Instytutu Psychiatrii i Neurologii
od lat zajmujący się problemami narkomanii wśród młodzieży. - Jak wielka odpowiedzialność
spada na ucznia, który ma poinformować nauczyciela o problemie kolegi.
- Doprowadzi do wyrzucenia jednego, ale uratuje dziesięciu - broni się koordynatorka
programu w kancelarii prezydenta Beata Sędłak. - Oczywiście, jeśli do regulaminu szkoły
wpisano taką sankcję, dyrektor może wyrzucić.
- Problem został źle postawiony - odpowiada Janusz Sierosławski. - Zamiast
sygnału: "źle robisz i poniesiesz za to karę", akcent powinniśmy położyć na: "masz
problem, chcemy ci pomóc". To są ludzie, którym trzeba pomóc, a nie stosować
represje.
- W Szwecji to normalne, że uczeń informuje nauczyciela o narkotykowym problemie
swojego kolegi. Przecież chce mu w ten sposób pomóc - broni się Beata Sędłak. - Oczywiście,
potrzeba wiele czasu, zanim powielą to polskie szkoły. Nasza akcja to początek. Zdajemy
sobie sprawę, że zmiana mentalności to proces i nie można liczyć na szybkie efekty.
Przeciwnicy programu odpowiadają: pomysł, żeby dzieci donosiły, prócz tego, że
jest moralnie wątpliwy, powiększa przepaść między dziećmi i dorosłymi oraz rozbija
wewnętrznie grupę.
Uważaj, to bezwzględni ludzie!
Kolejny postulat ulotki pomysłu kancelarii prezydenta głosi: "Informacje o handlu
i nakłanianiu do brania powinny dotrzeć do osoby dorosłej, której ufasz i która
będzie wiedziała, jak dalej postąpić. [...] Zachowaj jednak ostrożność, nie nagłaśniaj
tego, co powiedziałeś, uważaj, handlarze narkotyków są ludźmi bezwzględnymi".
- Oni boją się mówić o tym, że ktoś bierze. Trudno liczyć na informacje
o handlarzach - podsumowuje nauczyciel z podrzędnego liceum.
- Udało mi się wyrzucić dilera tylko dlatego, że wskazał go uczeń - odpowiada
dyrektor dobrej szkoły. - Nie wahałam się ani chwili. Wiedziałam, że w ten sposób
ratuję dziesięciu innych.
- To kwestia świadomości i respektowania norm obyczajowych - przyznaje
Sierosławski. - Tam, gdzie jest wysoka, łatwiej o dojrzałą postawę.
- Dlaczego młodzież nie chce poinformować nauczyciela? - dziwił się 6 września
w telewizyjnym Rowerze Błażeja Andrzej Pągowski, jeden z inicjatorów akcji - skoro
to takie samo przestępstwo, jak pobicie czy kradzież samochodu. W tym przypadku
młodzież nie widzi niczego nagannego w poinformowaniu o tym nauczyciela czy rodzica.
Adwersarze odpowiadają: to demagogia. W przypadku kradzieży czy pobicia jest społeczna
zgoda normy prawnej i obyczajowej. Jeśli za prawem nie idą normy obyczajowe, to
prawo jest fikcją. Doskonałym przykładem jest norma prawna zakazująca sprzedaży
alkoholu nieletnim. Powszechnie łamana.
Wolno palić
Badania wskazują, że młodzież zdaje sobie sprawę z konsekwencji nadużywania narkotyków.
Dlaczego więc tak trudno dorosłym przebić się z pomocą? Opublikowany przez Instytut
Spraw Publicznych raport Uczniowie i nauczyciele o stylach życia młodzieży i narkotykach
nie pozostawia wątpliwości: postawa młodzieży niechętna dorosłym to już
nie młodzieńczy bunt.
To przebywanie w zupełnie innych światach, nie mających ze sobą styczności. "Generalnie
w postrzeganiu narkotyków przez młodzież obecne są zawsze dwa elementy - czytamy
w raporcie - pozytywny (przyjemność, lepsze samopoczucie, nowe wrażenia), decydujący
o ich atrakcyjności, i negatywny - w postaci zagrożeń konsekwencjami,
głównie zdrowotnymi".
Nikomu z młodych narkotyk nie kojarzył się z substancją nielegalną. Byli za to
zgodni co do tego, że alkohol, papierosy i narkotyki mogą być równie szkodliwe,
niezależnie od ich statusu prawnego.
Inaczej dorośli: "Dla większości narkotyki z jednej strony i alkohol oraz
tytoń - z drugiej - to jakościowo różne sprawy - czytamy w raporcie. - Wprawdzie
zarówno picie alkoholu, jak i palenie tytoniu jest w przypadku niepełnoletnich niedopuszczalne,
to jednak łamanie tej normy oznacza tylko trochę wcześniejsze wykroczenie w świat
zachowań aprobowanych społecznie. Sięganie po narkotyk jest zaś zachowaniem, na
które nigdy nie będzie przyzwolenia. Paradoksalnie, zagrożenie narkotykami
powoduje atmosferę przyzwolenia ze strony części wychowawców do picia
przez ich podopiecznych".
Patologia czy banał?
Kolejne nieporozumienie pokoleniowe: dorośli są przekonani, że branie narkotyków
zawsze jest skutkiem patologii. "Poszukują oni przyczyn nadzwyczajnych, nie są
w stanie pojąć, że narkotyki w świecie młodych są czymś normalnym, a dla
ich spróbowania nie są potrzebne ani nadzwyczajne uzasadnienia, ani
szczególne okoliczności. Wychowawcom nie starcza wyobraźni, by pojąć, że
normalny, dobry uczeń o prawidłowych relacjach z rodzicami bez żadnego
nadzwyczajnego powodu, ot, tak dla zabawy, mógłby sięgnąć po narkotyk".
Dorośli akcentują związek narkotyków z subkulturami. Młodzież szeroko
otwiera oczy. - Oczywiście, że tak może być, ale nie jest to żaden wyznacznik.
Efektem takiego postrzegania przez dorosłych problemu brania narkotyków jest
przekonanie, że każdy, kto spróbował, to narkoman.
- Nie mogę się przyznać mamie, że przypaliłem parę razy skuna, bo by mnie
wysłała na odwyk - tłumaczy jeden z uczniów. - Taka etykietyzacja jest
niebezpieczna - tłumaczą psychologowie. - Wrzucanie do jednego worka tych, którzy
eksperymentują, nadużywają i już uzależnionych.
Pogadanka, czyli śmiech na sali
Kolejna propozycja programu Labudy i kolejna kontrowersja. Czy ma sens organizowanie
w klasie pogadanek na temat szkodliwości narkotyków?
- Oczywiście, że ma - twierdzą zwolennicy programu. - To jedna z wielu możliwości
informowania o problemie, a my jesteśmy na etapie uświadamiania wszystkim, że taki
problem w ogóle istnieje.
- Czas takich pogadanek już minął - ripostują przeciwnicy. - W klasie są tacy, dla
których narkotyki to codzienność, tacy, którzy kiedyś eksperymentowali, i tacy, którzy
jedynie o tym słyszeli. Trudno w taki sposób dotrzeć do tych, którzy potrzebują pomocy.
Dla jednych taka pogadanka to dziecinada, dla innych być może instruktaż.
"Podstawowe zastrzeżenia formułowane przez młodzież w wywiadach to brak szczerej
dyskusji na temat narkotyków w atmosferze partnerstwa oraz powierzchowność przekazywanej
wiedzy" - podsumował problem raport Instytutu Spraw Publicznych.
Autorzy programu "Szkoła wolna od narkotyków" argumentują: dużym sukcesem jest
już fakt, że udało się zwrócić uwagę na problem. Dwa lata temu było z tym znacznie
gorzej. Prośba o informowanie nauczycieli czy pogadanki w klasie to jedynie jedna
z wielu propozycji. Zdajemy sobie sprawę z dwóch rzeczy: wiele zależy od dyrektora
szkoły i dużo potrzeba czasu, zanim program przyniesie efekty.
Krytycy odpowiadają: do młodzieży trzeba podejść z wyciągniętą ręką i chęcią
pomocy, a nie świętą krucjatą. W programie brakuje szacunku dla młodych ludzi. Jest
propozycja działania w myśl zasady: "my, dorośli wiemy lepiej". Tymczasem młodzież
czuje, że dorośli zakazują różnych rzeczy, a nie wiedzą, o co chodzi. Bez zrozumienia
problemu nie poradzimy sobie z nim, bo nie dotrzemy do młodych. Ogólne hasło walki
z nałogiem jest nie do wygrania. Kancelaria prezydenta, jeśli chce pomóc, powinna
najpierw starać się zrozumieć.
Psychoterapeuci przyznają, że w Polsce jest już całkiem rozwinięta sieć
pomocy uzależnionym czy też poważnie nadużywającym. Z profilaktyką też jest
coraz lepiej. Najgorzej z dotarciem do tych, którzy eksperymentują.
Tymczasem oni też potrzebują pomocy - przekonuje Janusz Sierosławski. - Wpadanie
w nałóg to proces, na etapie eksperymentów waży się, czy ktoś jeszcze będzie
sięgał po narkotyk, czy już nie.
Komentarze