W ubiegłym roku po pierwszym potężnym ciosie zadanym dealerom narkotykowym przez żuromińską policję nagle z ulic zniknął „towar”. Ci co “brali”, ratowali się tremalem, dostępnym na receptę środkiem uspokajającym. Byli roztrzęsieni, ostatnie działki amfetaminy rozrabiali z tanim winem, nie tylko dla zwiększenia „kopa” ale żeby dla wszystkich wystarczyło. Kubek wędrował w milczeniu, nie była to jednak ostatnia narkotykowa wieczerza.
Narkotyki prawdopodobnie przyszły, a właściwie przyjechały do Żuromina razem z młodymi ludźmi z całej Polski, którzy przybyli się tu uczyć w jednej ze specjalistycznych szkół średnich.
Znaleźli dobry grunt, oparty na niewiedzy co do skutków „ćpania”, udało się im na początek wciągnąć kilku młodych ludzi, którzy chcieli zarobić i „wejść w inne klimaty”. Z czasem biznes zaczął się rozszerzać. Na początku werbunek polegał na wciąganiu kolegów, zdarzało się jednak, że przymuszano uczniów do sprzedaży przy pomocy gróźb i bicia.
„Najlepsi” handlarze uzyskiwali miesięczny obrót 8 tys. zł, z czego dla nich zostawało 2-2,5 tys. zł. większość jednak cały zarobek przeznaczała na „działki’ na własny użytek. Prym pod względem wielkości sprzedaży wiodły dwie nastolatki. „Towar” dostarczany był co tydzień lub 2 tygodnie. Dealerzy dostawali go w komis, przy następnej dostawie mieli się rozliczyć co do złotówki. Nie zawsze się to udawało. Żuromińska siatka była jednak solidarna. Kiedy jednemu zabrakło pieniędzy, bo za dużo przyćpał, składali się do czapki. Chcieli utrzymać prestiż grupy, która dobrze pracuje i nie miewa obsuwy. Stworzyli swoistą kasę zapomogowo-pożyczkową. Czasem jednak nie starczało i wtedy było bicie i propozycje nie do odrzucenia.
Komendant tworzy tajną grupę
Policja dostawała coraz więcej sygnałów, że w Żurominie rozprowadzane są narkotyki na dużą skalę. Zaniepokoiło to Komendanta Powiatowego Policji Tadeusza Sołtysiaka, który od 11 lat zajmuje to stanowisko. Mimo dużego policyjnego doświadczenia po raz pierwszy zetknął się ze zorganizowana grupą przestępczą handlującą narkotykami. Komendant Sołtysiak doczytał, dopytał i zaczął energicznie działać.
Najpierw w lutym ub. roku... urlopował 4 policjantów. Po 3 dniach odwołał ich z urlopu i poinformował, że z nich utworzył specjalną grupę do zwalczania handlu narkotykami. Pisemna decyzja otrzymała gryf tajności. Dobór policjantów do specgrupy był trudny. Chodziło o sprawnych policjantów, tych w żuromińskiej komendzie jest wielu, ale także takich, którzy będą mogli nawiązać kontakt z narkomanami, bo mają własne dzieci lub dobry kontakt z młodzieżą. Liczył się też „luźny” styl bycia. Rozpoczęła się żmudna praca operacyjna; ustalanie miejsc sprzedaży, kontaktów, źródeł dostawy, organizacji grupy itd. Szybko ustalono, ze dealerzy opanowali park, dworzec PKS i okolice jednego z lokali gastronomicznych, handlowano także w kilku mieszkaniach prywatnych. Komendant od czasu do czasu sam obserwował podejrzane lokale. Sprawdzał działanie specgrupy, wszak kontrola jest rodzoną siostra zaufania. Po kilku tygodniach siatka była na tyle rozpracowana, że można było uderzyć. Na miejsce pierwszego aresztowania wybrano dworzec PKS, teren jest łatwy do otoczenia. Akcja była filmowana. Zatrzymani handlarze mieli przy sobie narkotyki. Udało się złamać solidarność przestępczą. Posypały się dalsze aresztowania. W sumie tymczasowo aresztowano 23 młodych ludzi. Wszyscy stanęli przed sądem, Kilku poszło do więzienia, inni dostali wyroki w zawieszeniu.
Szok w mieście
Po zdjęciu narkotykowej siatki nagle młodzież wymiotło z ulic. W Żurominie każdy każdego zna, wielu korzystało z usług handlarzy, czasem incydentalnie, ale jednak. Część rodziców aresztowanych nie mogła uwierzyć, że ich dzieci mogły brać udział w tym procederze, Mieli pretensje do policji, że to pomyłka. Powoli zaczęła dochodzić do wszystkich smutna prawda, że Żuromin stawał się powoli narkotykową kloaką.
Ilość odbiorców jest trudna do oszacowania. Policja wylicza ostrożnie - ok. 100 osób, ale policjanci muszą trzymać się stwierdzonych faktów. Nam wydaje się, że było ich więcej, można tę liczbę śmiało podwoić. Opieramy się na symulacji wynikającej z szacunkowych obrotów grupy.
Aresztowania spowodowały odcięcie narkomanów od „towaru”. Ostatnie działki amfetaminy rozcieńczali w tanim winie, dla zwiększenia „kopa” i żeby dla wszystkich starczyło. Rozpoczęło się gorączkowe poszukiwanie środków zastępczych. Takim środkiem jest lek uspokajający tremal. Żeby go zdobyć potrzebna jest recepta. Narkomani zaczęli kraść pieczątki lekarzy i blankiety recept. Policja obserwowała reakcje środowiska uzależnionych i natychmiast wkroczyła. W czasie przeszukań znaleziono 500 blankietów recept oraz pieczątki.
Pierwsi zwolnieni z aresztu tymczasowego handlarze postanowili wykorzystać sytuację na wygłodzonym rynku. Wrócili do swojego procederu, wywindowali cenę narkotyków kilkakrotnie. Mniej sprzedawali, ale zarabiali tyle samo. Wpadka nauczyła ich ostrożności. Zmienili metody działania, miejsca spotkań, uruchomili inne kanały przerzutowe. Mimo ogromnej pomysłowości, zostali ponownie aresztowani.
Rodzinne dramaty
Rodzice handlarzy często dopiero od policjantów dowiadywali się, że ich dzieci są uwikłane w narkotykowy biznes, choć niektórzy wiedzieli i przymykali oczy. Syn lub córka nagle stawali się niezależni finansowo, nie domagali się pieniędzy na swoje potrzeby, a wieczorem odwiedzało ich kilkunastu kolegów. Jakoś nie dawało im to do myślenia. W domach uzależnionych uczniów rozgrywały się dramaty. W kąt szła szkoła, Kiedy brakowało na „działkę” ginęły pieniądze i cenne przedmioty. Rodzice oskarżali się nawzajem o złe wychowanie dziecka, doszło do rozwodów. Wstydzili się, że ich pociecha stała się ofiarą nałogu, ukrywali ten fakt. Niektórzy jednak zachowali się właściwie, skierowali dzieci na leczenie, otoczyli większą opieką postarali się ponownie nawiązać zerwaną więź uczuciową.
Współpraca
Komendant Sołtysiak uznał, że czas na działania edukacyjne i utworzenie społecznego frontu do zwalczania narkomani. Otrzymał silne poparcie ze strony starosty i burmistrza. Zwrócił się do nauczycieli i dyrektorów szkół. Na zaproszenie komendanta przyszli wszyscy. Tadeusz Sołtysiak nie chciał nikogo oskarżać, a jedynie uświadomić skalę zagrożenia, jego naturę i wytłumaczyć, że tylko otwartość, współpraca szkoły z policją i jasne nazywanie problemu może uratować młodzież przed nałogiem.
Obecnie każda podejrzana nieobecność w szkole jest natychmiast zgłaszana. Policjanci sprawdzają, co się dzieje z uczniem. Niestety często wiedzą od razu, gdzie się znajduje. Zmieniono także rozkład lekcji, tak że przerwy w różnych szkołach nie zazębiają się. Uczniowie są informowani o zagrożeniach wynikających z narkomanii i skutkach prawnych posiadania i handlu narkotykami.
Komendant uruchomił telefon zaufania: 657 24 11. Aparat znajduje się w pokoju jego zastępcy, Ludzie dzwonią najczęściej nocą, nagrywając się na automatyczną sekretarkę. Podają bardzo dokładne informacje przydatne w pracy operacyjnej. Wiele z nich doprowadziło do ujęcia kolejnych handlarzy.
Bardzo pomocny jest także telewizyjny monitoring miasta. Burmistrz Zbigniew Nosek zaraz po objęciu swojej funkcji ochoczo spełnił prośbę komendanta o zainstalowanie kamer. Dzięki temu policja wie kto przyjeżdża i kto wyjeżdża z Żuromina oraz co się dzieje w miejscach zagrożonych.
Komenda żuromińska współpracuje bardzo owocnie z kolegami z ościennych powiatów. Policjanci przekazują sobie nawzajem informacje, dzielą się doświadczeniami.
Drugi łeb hydry
Mimo rozbicia pierwszej narkotykowej siatki, po kilku miesiącach zaczęła się tworzyć nowa struktura. Narkotykowej hydrze zaczął odrastać drugi łeb. Do „narkobiznesu” zaczęli wchodzić nowi ludzie, wspierani przez kilku „weteranów”. Oferta „towaru” zwiększyła się. Cena heroiny - 50 zł, marihuany -12 zł, amfetaminy -10 zł. Pojawiły się także tabletki ecstasy z łabędziem i krzyżykiem w kolorze białym i różowym. Policja na utworzenie się nowej grupy zareagowała kolejnymi aresztowaniami. W tym roku zatrzymano już 19 dealerów. To chyba nie koniec. Mimo, że w Żurominie handlarzom ziemia się pali pod nogami, ciągle ktoś próbuje sprzedawać narkotyki, bo są jeszcze odbiorcy.
Statystyka i wnioski
W ub. roku żuromińscy policjanci ujawnili 604 przestępstwa narkotykowe, w całym województwie mazowieckim (bez Warszawy) wykryto ich 1385. Na podstawie tych liczb można wysnuwać różne wnioski, ale jedno jest pewne – sukcesy żuromińskich policjantów wynikają z ogromnej pracy i determinacji. Komendant Tadeusz Sołtysiak zdaje sobie sprawę, że łatwiej zwalczyć kradzieże samochodów, które praktycznie wyeliminowano (w tym roku zanotowano tylko dwa takie przestępstwa, rok wcześniej było ich 37), niż rozwiązać złożony problem społeczny. Skuteczna represja to tylko część zagadnienia. Jeśli będą odbiorcy, będą też handlarze. Policja może tylko łapać przestępców i czyni to skutecznie, ale nie jest w stanie wychować naszych dzieci.
Komentarze