Aldous Huxley - "Drzwi percepcji" (przeł. Piotr Kołyszko)
Gdyby oczyścić drzwi percepcji,
Każda rzecz jawiłaby się taka, jaka jest: nieskończona.
Wiliam Blake (przeł. R. Krynicki)
Rozmowa z prof. Jerzym Silberringiem z Collegium Chemicum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie
"Przy gwałtownym zakochaniu, pojawiają się peptydy opioidowe, mające m.in. działanie typowo oszałamiające. Są to endogenne morfiny. Podawane w doświadczeniach naukowych szczurom powodują, że tracą one zdolność rozumowania, orientacji w terenie, normalnej percepcji..."
- Miłością od wieków zajmują się poeci, powieściopisarze, dramaturdzy i inni przedstawiciele świata sztuki. Okazuje się jednak, że jest ona również przedmiotem dociekań naukowych i to nauk ścisłych. Czy oznacza to, że miłość jest nie tyle stanem duszy, co naszego ciała?
- Można tak powiedzieć. Gdy dwoje ludzi ulega fascynacji sobą, to prawdziwa eksplozja następuje w ich mózgach. Dochodzi do niezwykle silnego uaktywnienia neuroprzekaźników, takich jak noradrenalina, dopamina i peptydy opioidowe. Zakochani doznają uczucia euforii, "unoszenia się w powietrzu" i odurzenia podobnego do narkotykowego. Powodem jest ta właśnie, całkiem nieromantyczna, dawka związków chemicznych.
Procesy, jakie zachodzą wtedy w ludzkim mózgu, są podobne do mechanizmu rządzącego uzależnieniami. Opiera się on m.in. na układzie nagrody, w którym wiodącą rolę odgrywa dopamina. Układ nagrody przypomina nam o przyjemnych rzeczach, jakich doświadczyliśmy i że warto byłoby je powtórzyć. Dotyczy to zarówno pobytu w pubie, gdzie miło spędziliśmy czas, jak i np. narkotyków. W oparciu o ten właśnie mechanizm powtórzeń, szukając nowego partnera, na ogół wzorujemy się na poprzednich wyborach.
- Czyli ludzie skłonni do uzależnień byliby także bardziej skorzy do częstych zmian partnerów i wielu miłostek?
- To logiczny wniosek. Są osoby, które skaczą z kwiatka na kwiatek, by utrzymać stan neuroprzekaźników na poziomie nasycenia. Uczucie niedoboru neuroprzekaźników w ośrodkowym układzie nerwowym stanowi bowiem bodziec i zachętę dla naszego organizmu do rozpoczęcia poszukiwań kolejnego partnera. To z kolei napędza produkcję nowej porcji wspomnianych substancji wywołujących euforyczne, przyjemne wrażenia. Osoby ulegające takim wpływom swojego mózgu nazywamy love junkies, czyli narkomanami miłości. Sama jednak miłość, jakiej powszechnie doświadczamy, uzależnieniem nie jest.
- W której części mózgu rodzi się miłość?
- Tego jeszcze nie wiemy. Wiadomo tylko, gdzie rodzą się emocje towarzyszące temu uczuciu. Jest to jedna ze struktur mózgu o nazwie jądro migdałowate.
Zanim jednak dojdzie do przypływu uczuć, być może muszą zadziałać feromony - związki wydzielane przez większość niższych organizmów, takich jak owady, gryzonie czy niektóre ssaki. To one mają prawdopodobnie główny wpływ na dobór partnera, ale też mogą działać zupełnie odwrotnie, czyli odpychająco, i powodować odrzucenie zalotów. U człowieka na razie nie wykazano istnienia takich związków, i pozostaje nam przyjąć tezę, że człowiek jest jednak typowym wzrokowcem.
- Na ile, w aspekcie tych chemicznych rozważań, prawdziwe jest określenie "oszaleć z miłości"?
- Przy gwałtownym zakochaniu, pojawiają się wspomniane peptydy opioidowe, mające m.in. działanie typowo oszałamiające. Są to endogenne morfiny. Podawane w doświadczeniach naukowych szczurom powodują, że tracą one zdolność rozumowania, orientacji w terenie, normalnej percepcji.
Miłość sprawia też, iż podnosi się poziom serotoniny, odpowiadającej za nastrój. Jej niedobór prowadzi do depresji, stąd leki antydepresyjne podnoszą właśnie poziom serotoniny.
- Czy po nieodwzajemnionym uczuciu można spodziewać się równie pozytywnych rezultatów?
- Bez tej euforii, a tej w nieodwzajemnionej miłości przecież nie ma, nie dochodzi do podniesienia poziomu dopaminy i serotoniny. Zaś odczucia, a dokładniej reakcje zachodzące w mózgu nieszczęśliwie zakochanego podobne są do tych, jakich doznaje narkoman na głodzie.
- Skoro miłość w znacznym stopniu jest chemią, to czy cierpienia nieszczęśliwie zakochanych można by uśmierzać farmakologicznie?
- Można to robić, poprzez podnoszenie właśnie poziomu serotoniny, ale nie zawsze wystarcza. Wprawdzie są tacy, którzy machną ręką na sercowe tarapaty, ale są i tacy, którzy skaczą z mostu lub wpadają w alkoholizm czy narkomanię, co jest kolejnym dowodem na podobieństwo tych dwóch zachowań: miłości i uzależnienia, które w jakimś stopniu niektórzy usiłują kompensować.
- Jak się zdaje, w końcu każda, nawet ta szczęśliwa i odwzajemniona miłość, ustępuje codzienności lub po prostu wygasa. Czy nauka potrafi określić, po jakim czasie tak się dzieje?
- Stwierdzili to socjologowie. Choć są tacy, którzy już w chwilę po ślubie mają dość, to przeciętnie okres intensywnej fascynacji trwa od 3 miesięcy do 6 lat.
Po tym początkowym okresie euforii, następuje tzw. efekt tolerancji, czyli spadku zainteresowania partnerem. Stężenie neuroprzekaźników w mózgu zaczyna opadać. Ich niedobór wywołuje z kolei uczucie głodu i stanowi bodziec do poszukiwania nowego partnera. Nie jest to w żadnym wypadku zachowanie monogamiczne, jakie chciałby lansować w większości kultur ludzki ród. Człowiek z całą pewnością nie należy do 3 procent ssaków, które z jednym partnerem pozostają przez całe życie.
Gdyby oczyścić drzwi percepcji,
Każda rzecz jawiłaby się taka, jaka jest: nieskończona.
Wiliam Blake (przeł. R. Krynicki)
ja pierwszy raz zapodałem połówkę (rzecz nazywała się OM i miała taki dziwny
wzorek) i pojechałem do Katowic.Cóż,było dziwnie,raczej lajtowo, udało mi
się dostrzec głębię trzeciego wymiaru(mam to do dziś - ten efekt nie mija)-
mój kumpel nazwał to 4D i to jest chyba najlepsze określenie.Do dziś też
pamiętam melancholijną podróż pociągiem przez brudny Śląsk z muzyką DCD na
słuchawkach,widok starych ,zczerniałych kamienic,brudnego słońca, zmęczonych
życiem współpasażerów ...eeh...
Od dawna planowany i wyczekiwany trip na zakończenie lata - połączenie psychodeliku i MDMA. 11 września roku pańskiego 2011 uraczył nas upalną, prawdziwie letnią pogodą - tak jakby lato chciało się z nami pożegnać najlepiej jak potrafi. Na miejsce celebracji wybraliśmy tzw. alfa-góry - niewielkie wzniesienia otoczone łąkami położone kawałek za miastem. Tripujemy w doborowym, przyjacielskim gronie 6 osób. Wszyscy nastawieni bardzo pozytywnie i podekscytowani - ten trip miał być zwieńczeniem, ukoronowaniem naszego psychodelicznego lata miłości, wiedzieliśmy, że mamy spodziewać się czegoś niezwykłego.
Jest piękne niedzielne przedpołudnie. Wszyscy uczestniczy tripa spotykają się w mieszkaniu Larwy. To tutaj sporządzamy wodny roztwór, z którego przy pomocy strzykawki odmierzamy po 25mg 4-Aco-DMT na głowę. Zależy nam na czasie (wieczorem tego samego dnia wybieram się do teatru), więc postanawiamy zażyć go jeszcze w domu – stwierdzamy, że zapewne załaduje się nam akurat kiedy dojdziemy na miejsce przeznaczenia. Dokładnie o 12.00 każdy wypija swoją część lekko gorzkiego roztworu.
krysztalek byl wysmienity, zjadlem jakies 2/3, nie wiem dokladnie, bo
przy przecinaniu sie pokruszyl. moze nawet niepotrzebnie go
kroilem. od razu wyszedlem na miasto, okolo 18.00, bylo jeszcze bardzo
slonecznie i radosnie. przechodzilem kolo filharmonii, cos dzialo sie
w srodku. wchodze, a tam wyklad o globalizacji i makdonaldyzacji
(po angielsku). usiadlem sobie w ostatnim rzedzie, ale
niestety slowa ukladaly mi sie w ciagle niezrozumiale buczenie, w ogole
Komentarze